Reklama

Rosyjski czołg ustrzelił niemieckiego Messerschmitta

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

04 września 2017, 00:20 • 4 min czytania 5 komentarzy

Kiedy polscy siatkarze od kilku dni w pocie czoła, prawie nie zmrużając oczu, wyciągają mityczne „wnioski z porażki” ze Słowenią, reprezentacja Rosji w wielkim stylu wróciła na tron. Chociaż napisać, że po prostu wróciła, to jakby nic nie napisać. Sbrona, która w ostatnich latach prawie zapomniała jak wyglądają medale, zdemolowała w Polsce rywali, tracąc po drodze tylko dwa sety. W finale Eurovolley ekipa Siergieja Szlapnikowa zgodnie z planem pokonała Niemców, chociaż ci wcale nie dali zrobić z siebie sieczki. To był kawał meczu.   

Rosyjski czołg ustrzelił niemieckiego Messerschmitta

Rok 2015. Reprezentacja Rosji robi z siebie pośmiewisko w Lidze Światowej. Spośród dwunastu meczów wygrywa… jeden. Drużyna przechodzi wprawdzie zmianę pokoleniową – świeżaków wspiera w niej kilku bardziej doświadczonych zawodników – ale takiego wstydu nikt się nie spodziewał. Architekt kompromitacji Andriej Woronkow podaje się do dymisji. Rodzima federacja zatrudnia na jego miejsce ponownie słynnego misia-zamordystę Władimira Aleknę, bo trzeba ratować dupy. W końcu za rok igrzyska w Rio, gdzie kadra ma bronić złotego medalu z Londynu. W Brazylii jednak też kończy się rozczarowującym czwartym miejscem.

Rozczarowujące w ich wykonaniu były jednak ostatnie trzy lata. Aż trudno w to uwierzyć, ale Rosjanie po raz ostatni na podium dużej imprezy stali w 2013 r. wygrywając w jednym sezonie mistrzostwo Europy i LŚ. Od tamtej pory cały czas na hamulcu. Ale po kilku latach posuchy rosyjski czołg właśnie go zwolnił, rozjeżdżając wszystkich rywali podczas polskiego Eurovolley.

Rosjanie do finału z Niemcami podchodzili bez jakiejkolwiek ranki, najmniejszego nawet zadrapania. Najpierw w grupie wytarli parkiet Hiszpanią, Słowenią i Bułgarię wygrywając każdy mecz do zera. Faza pucharowa była czasem jeszcze większych prześladowań. Zarówno w ćwierćfinale ze Słowenią, jak i półfinale z Belgią, nie dość że wygrali w trzech setach, to jeszcze ani razu nie pozwalając dojść rywalom w setach chociażby do granicy przyzwoitości, czyli 20 pkt. Zupełnie jakby grali nie na punkty, ale na czas. Dlatego w meczu o złoto trudno było dawać jakieś większe szanse Niemcom. Ci nie dość, że jeszcze nigdy nie zdobyli medalu na Euro, to mieli jeszcze za sobą wyniszczający, pięciosetowy półfinał przeciwko Serbom.

I początek meczu taką tezę potwierdzał. W pewnym momencie, kiedy w pole zagrywki poszedł Dmitrij Wołkow, było już 7:2. Ale Niemcy, mimo takiego plaskacza na początek, potrafili się podnieść i wynik kręcił się nawet wokół remisu. Głównie za sprawą duetu Lukas Kampa – Georg Grozer, czyli kolejno rozgrywającego Jastrzębskiego Węgla i byłego atakującego Resovii Rzeszów. Ale koniec końców to Rosjanie wygrali premierową partię do 19. Najwyraźniej uznali, że od tego momentu mecz już wygra się sam, bo wyszli na drugą partię i dostali do… 20. Szalał Grozer, Niemcom wychodziło dosłownie wszystko a Maksima Michajłowa chyba podmieniono na Dawida Konarskiego. Kolos ze wschodu został naruszony, przegrał pierwszego seta na tych mistrzostwach. Set numer trzy to była już ostra wymiana ciosów z obu stron. Niemcy długo utrzymywali kontakt, ale przeważyła zbyt duża liczba błędów – ekipa Andrei Gianiego zrobiła ich aż dziesięć, za co zapłaciła startą drugiego seta.

Reklama

A na trybunach… „Polska biało-czerwoni”:

https://twitter.com/CEVEuroVolley/status/904439403950505985

Ten mecz przypominał jednak pieprzoną kolejkę górską. Góra, dół, lejemy, aby zaraz oberwać dwa razy mocniej, wstajemy, aby zaraz znów paść. I tak właśnie się stało, bo Niemcy zdołali doprowadzić do tie-breaka. Patrząc na Rosjan ewidentnie było widać, że dotychczasowy spacerek w turnieju wyszedł im paradoksalnie bokiem. Oni nie byli w stanie nadążyć, kiedy w końcu ktoś ich docisnął. Ale że ten mecz miał niewiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, to ostatecznie to właśnie Rosjanie lepiej wytrzymali piątą partię zgarniając pełną pulę. 3:2 po szalonej bitwie (25:19, 20:25, 25:22, 17:25, 15:13).

Złoto jedzie więc do Moskwy po jednym z najlepszych finałów ostatnich lat. Może to oklepane słowa, ale po tym spotkaniu z czystym sumieniem można byłoby przyznać dwa złote medale.

Aha, chociaż po kabaretowym finiszu naszej reprezentacji jedynym polskim akcentem w finale był już tylko Kraków i wciąż liczna publiczność, to my dopatrzyliśmy się jeszcze jednego. Otóż dziś w Tauron Arenie doszło do spotkania po latach. Szkoleniowiec Rosjan Siergiej Szlapnikow po raz pierwszy od dawna mógł spotkać się ze swoim bratem bliźniakiem… Jerzym Engelem. Przyznacie, że podobieństwo uderzające.

21222674_1511534125559416_183121633_o

Reklama

WARSZAWA 04.10.2016 KONFERENCJA PRASOWA PRZED MECZEM CHARYTATYWNYM DLA RAFAL KOSCA --- PRESS CONFERENCE BEFORE CHARITY MATCH FOR RAFAL KOSIEC IN WARSAW JERZY ENGEL FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

A że w „rodzinie” nic nie ginie, widać było, że Siergiej czerpie pełnymi garściami z filozofii Engela. Jego drużyna zaprezentowała przecież w Polsce „siatkówkę na tak”.

***

W meczu o trzecie miejsce Serbia pokonała Belgię 3:2. A Polacy? Nie chcąc ich już kopać, bo i tak będą jeszcze grillowani przez najbliższe tygodnie, my w całej tej depresji widzimy szklankę do połowy pełną. Naprawdę. Eurovolley skończyli przecież w czołowej dziesiątce! Konkretnie na miejscu dziesiątym.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
4
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]
Polecane

Mateusz Bieniek: Nie mogłem stanąć na stopie. Gdy wróciłem, na nowo pokochałem siatkówkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
3
Mateusz Bieniek: Nie mogłem stanąć na stopie. Gdy wróciłem, na nowo pokochałem siatkówkę [WYWIAD]

Komentarze

5 komentarzy

Loading...