Reklama

Klątwa czy pech? Na Lechię ostatnio spadły wszystkie nieszczęścia świata

redakcja

Autor:redakcja

29 sierpnia 2017, 19:16 • 4 min czytania 33 komentarzy

Na zegarze 75. minuta, tuż obok wynik: bezbramkowy remis. W Białymstoku Lech prowadzi z Jagiellonią 2:0, więc obecne rozstrzygnięcie satysfakcjonuje i nowego mistrza Polski, Legię Warszawa, i zawodników Lechii Gdańsk, którzy wprawdzie nie zdobędą mistrzostwa, ale przynajmniej nie wypadną z pucharów. Że to asekurancka taktyka? Może wręcz tchórzostwo? Co poradzić, liczy się wykonanie planu minimum, a przesadne odkrycie się mogłoby skutkować zabójczą kontrą. Zamiast walki o tytuł mamy więc zadowolenie z miejsca na podium.

Klątwa czy pech? Na Lechię ostatnio spadły wszystkie nieszczęścia świata

Na lechistach tak rażący minimalizm zemścił się już po kwadransie, gdy Jagiellonia dogoniła „Kolejorza”, wypychając gdańszczan poza europejskie puchary. To wtedy poznaliśmy największych przegranych ubiegłego sezonu – bo otwartą ranę po przegranej w takim kiepskim stylu bitwie o podium posypano jeszcze dodatkowo solą – w Europie Polskę reprezentować mieli znienawidzeni sąsiedzi z Gdyni.

Było w tym trochę piłkarskiej sprawiedliwości. Nie chcesz walczyć o pełną pulę? Nie masz jaj, by zaryzykować, by ruszyć na całego? Zostajesz z niczym. Wszyscy biliśmy brawo Jagiellonii, która wywalczyła sobie Ligę Europy w ostatnich minutach sezonu, Lechię kwitując krótkim: sama sobie winna.

Ale ile może trwać ta zemsta futbolowych bogów? Gdy spojrzymy bowiem na gdański klub w okresie od tego feralnego meczu z Legią, aż po rozpoczęcie tego tygodnia, zobaczymy jedno wielkie pasmo nieszczęść.

TRANSFEROWE ELDORADO

Reklama

Pamiętacie jeszcze czasy tego mema?

Lechia sprowadzała piłkarzy lądem, morzem i powietrzem, przybywali w tygodniu oraz w wekeendy, spotkania w szatni przypominały koncerty Oasis a gdy drużyna szła na integracyjny spacer w mediach podawano informację o rekordowych manifestacjach poparcia dla partii politycznych. Ale od meczu z Legią…

– Ariel Borysiuk przeszedł do QPR
– Michała Chrapka wypchnięto do Śląska Wrocław
– Rafała Janickiego ściągnął do siebie Lech
– Aleksandar Kovacević wylądował w Haugesund
– Michała Maka oddano do Śląska
– Mario Maloca wyjechał do Niemiec
– Vanja Milinković-Savić trafił do Torino
– Bartłomiej Pawłowski przeszedł do Zagłębia Lubin
– Simeon Sławczew wrócił do Sportingu
– Gino van Kessel został wysłany do Oxfordu United
– Piotr Wiśniewski i Mateusz Bąk zakończyli kariery

Przynajmniej czterech z nich to zawodnicy kluczowi – bo tak trzeba określić Borysiuka, Janickiego, Malocę i Sławczewa. Poza tym kilku zawodników przydatnych – Chrapek, Kovacević czy Mak. Do tego tacy, po których sobie sporo obiecywano – czyli Pawłowski i van Kessel. 

Kto trafił na ich miejsce? Błażej Augustyn, Daniel Łukasik i Michał Nalepa nie wywołują i nie wywoływali przyspieszonego bicia serca u żadnego lechisty. Gamakow i Lewandowski to mimo wszystko ligowy dżemik. Naprawdę porządnie wyglądał właściwie tylko Matras, potem doszli do tego obcokrajowcy plus Patryk Lipski. Tak, Joao Oliveira już się ładnie przywitał akcją z braćmi Paixao w meczu z Wisłą, ale mimo wszystko, nawet wliczając potencjał Schikowskiego i Balde – to nie jest bilans na plus, do którego przyzwyczaili się w Lechii. Naturalnie ciężarówkami przyjeżdżali nie tylko Krasiciowie i Kuciakowie, ale też Friesenbichlerzy i Lekoviciowie, jednakże Lechia z sezonu na sezon wydawała się silniejsza personalnie. Teraz – słabsza.

Reklama

ODRABIANKI

Lechia przeciwko Śląskowi Wrocław – 0:2 do przerwy, świetna pogoń na początku drugiej połowy, doprowadzenie do remisu
Lechia przeciwko Sandecji Nowy Sącz – 0:2 do przerwy, świetna pogoń na początku drugiej połowy, doprowadzenie do remisu

Liczba punktów w obu meczach? Zero. Lechia dokonała bardzo trudnej sztuki, dwukrotnie odrabiając dwubramkową stratę. Dwukrotnie spinała się na całkiem spory kawałek meczu, podczas którego wpędzała rywala w drgawki, doprowadzając do utraty kolejnych goli. Dwukrotnie rozprężała się totalnie po strzeleniu na 2:2, dwukrotnie traciła gole na 2:3, dwukrotnie schodziła z boiska z niczym.

To nie jest normalna sytuacja meczowa, że przeciwnik, który właśnie dostał taki mentalny cios, tracąc prowadzenie nad papierowym faworytem meczu, w dodatku w takich okolicznościach – dwukrotnie potrafił się jeszcze na koniec odgryźć i zostawić lechistów z pustym kontem. Problem z głowami piłkarzy? Z wytrzymaniem intensywniejszego fragmentu meczu? Z koncentracją? A może jednak klątwa?

SZPITAL

Co gorsza, rozbity i drastycznie przebudowany skład musiał się dodatkowo zmierzyć z plagą kontuzji i innego rodzaju pauz. Wypadli na wstępie m.in. Rafał Wolski, Lukas Haraslin, Milos Krasić, Sławomir Peszko. Po 25 minutach meczu z Sandecją zszedł Jakub Wawrzyniak. Po 29 minutach meczu z Wisłą Kraków zszedł Patryk Lipski. Gdy wydawało się, że cała ekipa dostanie wreszcie chwilę oddechu, podczas której kontuzjowani podleczą urazy – już w pierwszych dniach przerwy na kadrę na jakieś 2 miesiące wypadł Sławomir Peszko, świeżo przywrócony do gry po przedłużonym urlopie za brutalny faul z ubiegłego sezonu.

Ostatnio byliśmy w Gdańsku i na wszelki wypadek nie wychodziliśmy z auta, bo znając realia – przy wysiadaniu złamalibyśmy sobie rękę.

***

Jeśli dodamy do tego przebywanie trenera „pod prądem” od kilku ładnych tygodni, jeśli dodamy do tego jego zagadkowe zniknięcie podczas drugiej połowy meczu z Sandecją, jeśli dodamy do tego słabszą formę nawet Dusana Kuciaka, dotąd niesłychanie pewnego i niezawodnego… Może to być żyła wodna. Może to być pech. A może jednak zemsta za minimalizm ubiegłego sezonu?

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Polecane

Czasy się zmieniają, on wciąż na szczycie. O’Sullivan walczy o ósme mistrzostwo świata

Sebastian Warzecha
0
Czasy się zmieniają, on wciąż na szczycie. O’Sullivan walczy o ósme mistrzostwo świata
Piłka ręczna

Mała zaliczka. Industria Kielce wygrała u siebie z Magdeburgiem

redakcja
0
Mała zaliczka. Industria Kielce wygrała u siebie z Magdeburgiem

Komentarze

33 komentarzy

Loading...