Reklama

Dziewięćdziesiąt minut cierpienia

redakcja

Autor:redakcja

12 sierpnia 2017, 18:18 • 3 min czytania 9 komentarzy

Komentarz „było groźnie!” po dośrodkowaniu, do którego nikt nie miał większych szans dojść i które Michał Gliwa mógł spokojnie łapać w zęby. „Ależ to był kąśliwy strzał”, gdy Kante uderzył po ziemi, w środek bramki Sandecji, oddając i tak jeden z top 3 strzałów w meczu. Dośrodkowanie z narożnika pola karnego lądujące gdzieś w okolicy koła środkowego. Przewrotka Pitera-Bućko wyglądająca tak imponująco i efektownie, jak imponująco i efektownie wyglądać może przewrotka Pitera-Bućko. Mecz dwóch z trzech najbardziej nieskutecznych zespołów ligi, rozgrywany na stadionie tego trzeciego, był dokładnie taki, jakiego można się było spodziewać.

Dziewięćdziesiąt minut cierpienia

Był słaby. Można przeklinać? Był, kurwa, słaby.

Jeśli ktoś miał jakiekolwiek złudzenia, że skoro w Polsce uprawiamy teoretycznie sport o tej samej nazwie i zasadach gry co w Anglii, to może Sandecja z Wisłą nawiążą do szaleństwa otwarcia Premier League, mógł czuć, że jedni i drudzy okładają jego nadzieje metalowymi prętami. A potem otwarte rany traktują papierem ściernym i polewają spirytusem.

Gdybyśmy mieli skleić kompilację-parodię pod tytułem „ekstraklasa styl życia”, z tego spotkania moglibyśmy czerpać pełnymi garściami. Ileż tutaj było niedokładności, ileż zagrań, które skwitować można było tylko wiecznie skrzywioną miną Dominika Furmana. Michał Gliwa odprowadzający sobie piłkę do pola karnego, by móc ją złapać i dający ją sobie wybić z rąk Łukowskiemu. Ale i tak robiącemu to za lekko, by wtoczyła się do bramki. Tomasz Brzyski ładujący 99,9% dośrodkowań „na pierwszego”, Giorgi Merebaszwili będący Georgim Merebaszwilim, spektakularny drybling kończąc wyekspediowaniem piłki w okolice Tarnowa…

Tak naprawdę jedyna bramka, dająca dziś wygraną płockiej Wiśle, również padła w sytuacji naprawdę kuriozalnej. Bo przy rzucie rożnym wykonywanym przez Furmana do Kamila Bilińskiego skakało łącznie trzech zawodników. Którzy jednak bardziej przeszkodzili sobie, niż strzelcowi jedynego gola. Strzelcowi, który poza trafieniem zagrał dziś mniej więcej tak przekonująco, jak przekonująca była francuska przygoda asystenta przy jego golu. Okazja do wyrównania, ale taka naprawdę dogodna, nie mówimy o wyrobach sytuacjopodobnych, była. Jedna. Ale koncertowo zmarnował ją Adrian Basta, zamiast strzelić ile sił, postawił wszystko, co miał na wolej po koźle. I kończy – jak i jego zespół – z niczym.

Reklama

Dobra, jako że kilka poprzednich akapitów każdemu, kto oglądał spotkanie, przypomniało z pewnością, jaki koszmar właśnie przeżył, a tych, którzy nie oglądali, a chcieli, wprawił z pewnością w depresyjny nastrój, sypnijmy nieco pozytywami. A w zasadzie jedynym pozytywem, jaki w ogóle przychodzi nam do głowy. Czyli – Damian Byrtek. Dziś na środku obrony odwalał kawał dobrej roboty i nawet gdy kolegom zdarzały się jakieś obcinki czy błędy w kryciu, on naprawiał je za dwóch. On jako jedyny będzie mógł odpalić sobie to spotkanie w wolnej chwili i wrócić do niego, robiąc to z jakąkolwiek przyjemnością.

Mimo wszystko nie chcielibyśmy jednak po dwóch kolejnych meczach znów ledwie szczypt optymizmu szukać akurat w postawie stoperów. Sobotnia ekstraklaso, łaskawiej, prosimy.

[event_results 346711]

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...