Reklama

Real z Superpucharem Europy, na nich nie ma mocnych!

redakcja

Autor:redakcja

08 sierpnia 2017, 23:51 • 3 min czytania 31 komentarzy

Finałów się nie rozgrywa, finały się wygrywa. Takie nastawienie ewidentnie przyświeca Realowi Madryt, który wygrywając 2:1 z Manchesterem United zwyciężył jedenasty (!) finał z rzędu w rozgrywkach międzynarodowych. Dziś Królewskich i Anglików dzieliła różnica klas.

Real z Superpucharem Europy, na nich nie ma mocnych!

Można było spodziewać się zaciętego meczu, pełnego schematów taktycznych i przebiegłych zagrań ze strony Jose Mourinho. Jednak analizy czy nawet intrygi trwały maksymalnie do pierwszego gwizdka w Skopje. Kto miałby ograć mistrzów Hiszpanii jak nie The Special One, gość, który Real zna bardzo dobrze, bo jeszcze niedawno prowadził go przez trzy lata. Inna sprawa, że Mourinho trzy razy doprowadził Królewskich do półfinału Ligi Mistrzów, ale na żaden finał rozgrywek międzynarodowych nie było co liczyć. A teraz miejsce w finałach Real dostaje, a raczej bierze sobie z urzędu.

Ale mecz się zaczął i czar prysł. Mou mógł wpoić do głowy każdemu ze swoich graczy, jaki kolor oczu, imię dziewczyny i markę auta ma kryty przez nich zawodnik, ale co z tego, skoro Real miał to w dupie i pokazywał swoje jeszcze dosadniej, niż bywało to w poprzednich finałach? Czerwone Diabły ustawiły się wąsko, mając każdą linię blisko siebie. Chcieli zabrać Realowi jak najwięcej miejsca, żeby podopieczni Zidane’a nie mogli rozwinąć skrzydeł. Ale Królewscy, jeśli nie grają planowo, to szybko szukają alternatyw, jak zaradzić danej sytuacji. W tym przypadku zagrywali piłkę za plecy wysoko ustawionych obrońców.

Tak też padła pierwsza bramka, według wielu ze spalonego, chociaż można mieć co do tego duże wątpliwości. Carvajal zagrał w pola karne, natomiast Casemiro wbiegł za piłką jak rasowy napastnik i umieścił ją w siatce. Było to tylko potwierdzenie absolutnej dominacji nad Czerwonymi Diabłami. Pressing jeszcze gorszy od tego, który jest na poziomie spoglądania nauczycielki na twoją pustą kartkę na klasówce, gdy za moment zamierzasz umieścić na niej wszystko ze ściągi, a za bardzo nie wiesz już jak.

Reklama

Real naciskał, przeważał, Manchester jeśli tylko zdołał przebić się w okolice pola karnego Keylora Navasa, to akcję psuł jeden z zawodników, najczęściej Romelu Lukaku. Belg stracił dziś tyle piłek i zepsuł strzałów, że – cytując Sebka Milę – najlepiej, gdyby schował głowę w piasek. Najgorsze było to, kiedy dwie minuty po golu Realu głową uderzył Paul Pogba, a piłka po dobitce Lukaku, która po prostu musiała zamienić się w bramkę, wylądowała gdzieś między siódmym a ósmym rzędem na trybunach. Mogło być błyskawiczne wyrównanie i zupełnie inny mecz, ale Lukaku się skompromitował.

Real grał i strzelał swoje. Bale świetnie wypuścił w pole karne Isco, a Hiszpan uderzył po dalszym rogu i mieliśmy już 2:0. Gol kontaktowy padł dość szybko i to – żeby było śmieszniej – autorem był Lukaku. Nemanja Matić strzelił sprzed „szesnastki”, a jego uderzenie było na tyle mocne, że Navas zdołał jedynie odbić piłkę przed siebie i zanim wstał, Lukaku dobił ją do bramki. United miało pół godziny, żeby doprowadzić do remisu, ale nadal napierał Real, który co prawda po golu dla Manchesteru trochę przygasł, ale za wygraną nie dawał. W doliczonym czasie było groźnie, bo świetną wrzutką popisał się Valencia, ale strzał głową Fellainiego wyłapał Keylor Navas.

Wyobraźcie sobie, że Królewscy wymienili między sobą ponad dwa razy więcej podań, co ich rywale… Tym samym Real dowiózł zwycięstwo do końca i wygrał 11 finał międzynarodowych rozgrywek z rzędu, co warto powtórzyć. A Zidane dopisał kolejny puchar zdobyty jako trener do swojej kolekcji.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
0
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

31 komentarzy

Loading...