Reklama

Gwarancja widowiska tkwi w szaleństwie. Najlepsze starcia o Superpuchar Europy

redakcja

Autor:redakcja

08 sierpnia 2017, 10:24 • 6 min czytania 4 komentarze

Rok temu stworzyliśmy ranking najlepszych finałów Superpucharów Europy. Zaledwie kilkanaście godzin później podano nam w Trondheim widowisko, które zasłużyło sobie z miejsca na drugą pozycję w zestawieniu, jedynie za innym szalonym wewnątrzhiszpańskim starciem. Możecie wziąć nas za przesądnych ludzi, ale skoro wtedy przypominając najznakomitsze starcia o to trofeum zapewniliśmy sobie kolejne doskonałe widowisko, to odświeżając go mamy nadzieję na to, że wywróżymy jeszcze jeden wielki mecz symbolicznie otwierający sezon zmagań o najważniejsze klubowe trofea Starego Kontynentu.

Gwarancja widowiska tkwi w szaleństwie. Najlepsze starcia o Superpuchar Europy

8. Superpuchar za sezon 1995/96, rozegrany w 1997:
PSG – Juventus 1:6 (Rai 52’ (k.) – Porrini 4’, Padovano 22’, 40’, Ferrara 33’, Lombardo 83’, Amoruso 88’)
Juventus – PSG 3:1 (Del Piero 36’, 70’, Vieri 90’ – Rai 64’ (k.))

Gdyby w tamtym dwumeczu grał Tomasz Wróbel, tekst o gangbangu byłby sławny dwanaście lat przed narodzinami Weszło. Gdyby grał Grzegorz Skwara, to pytanie o „bramkarza, Foszmańczyka Le Guena i resztę kurwa chłopaków” padłoby znacznie wcześniej. Juventus wytarł PSG podłogę. Pokazał Francuzom, jaka jest różnica między Ligą Mistrzów, a Pucharem Zdobywców Pucharów. Takiej różnicy klas nie było w Superpucharze ani wcześniej, ani później. Na nieszczęście paryżan, trzeba było po 1:6 u siebie jechać jeszcze na ścięcie do Włoch. A tam – kolejny eurowpierdol. O tyle boleśniejszy od jakiejś Shkendiji czy Cementarnicy, że rozgrywany na oczach całego Starego Kontynentu.

7. Superpuchar za sezon 2006/07:
Milan – Sevilla 3:1 (Inzaghi 55’, Jankulovski 62’, Kaka 87’ – Renato 14’)

Reklama

Mecz, który odbył się w cieniu tragicznej śmierci Antonio Puerty, młodego piłkarza Sevilli, z którego nazwiskiem na plecach wystąpiły obie drużyny. Jego koledzy zaczęli od bramki zadedykowanej swojemu koledze, którego pożegnali ledwie kilka dni wcześniej, ale mimo że na przerwę zeszli z prowadzeniem 1:0, to wtedy grali z Milanem, za jakim tęsknią i wzdychają kibice Rossoneri. Milanem zdeterminowanym, mającym w środku pola wirtuozów pokroju Kaki czy Pirlo, Milanem zabójczo skutecznym, o twarzy cieszącego się po kolejnej brzydkiej bramce sępa Inzaghiego.

Trzy sztuki zapakowane przez Milan w drugiej połowie były dowodem na to, jak silny mentalnie był tamten Milan i jakie znaczenie ma otrzaskanie się w meczach o tak ogromną stawkę. W sytuacji, w której Renato mógł podwyższyć na 2:0 jeszcze w pierwszej połowie, Brazylijczykowi zdecydowanie zabrakło spokoju. Spokoju, z jakim po zmianie stron wyrównał Inzaghi. Od tamtego momentu na boisku istniał już tylko klub z Mediolanu, co udokumentował dwiema bramkami. Ta Marka Jankulovskiego – coś pięknego.

6. Superpuchar za sezon 2005/06:
Barcelona – Sevilla 0:3 (Renato 7’, Kanoute 45’, Maresca 89’ (k.))

Tutaj każda bramka miała swój niepowtarzalny urok. Przyjęcie ze zmianą kierunku i odegranie Renato między obrońców Barcelony przy pierwszej? Magia. Główka przedłużająca inną główkę przy drugiej – gol w rzadko spotykanym stylu. No i na dobicie rywala – karny wykonany tak pewnie, jakby Enzo Maresca nie tylko chciał zdjąć pajęczynę, ale przy okazji przedziurawić siatkę. Karny wywalczony przez wtedy rezerwowego Antonio Puertę, którego okrutny los zabrał niecały rok później, po ataku serca w meczu z Getafe. Barcelona została przez jego drużynę kompletnie stłamszona na dzień dobry, weszła w sezon w koszmarnym stylu. I tak też go skończyła – w La Liga za Realem, w Lidze Mistrzów na 1/8 z Liverpoolem, w Copa del Rey po druzgocącym 0:4 w półfinale z Getafe.

Reklama

5. Superpuchar za sezon 1999/2000:
Real Madryt – Galatasaray 1:2 (po dogrywce) (Raul 79’ (k.) – Jardel 41’ (k.), 103’)

Jedyny finał Superpucharu, w którym o wygranej zadecydował złoty gol, prawdopodobnie jedyny, po którym piłkarze w geście radości zatańczyli układ choreograficzny znany z polskich wesel pod tytułem „jedzie pociąg z daleka”. Nikt nie stawiał wtedy na Galatasaray – ani we wcześniejszym finale Pucharu UEFA z Arsenalem, ani tym bardziej przeciwko Realowi – a jednak to oni zgarnęli dwa europejskie trofea na przestrzeni ledwie kilku tygodni, w międzyczasie dostarczając reprezentacji kilku zawodników, którzy dali awans z bardzo trudnej grupy na Euro i polegli dopiero w ćwierćfinale z Portugalią. Ale patrząc z perspektywy czasu – wtedy Galata miała pakę nie z tej ziemi. Możliwe, że najlepszą w historii występów zespołów znad Bosforu w pucharach. Mario Jardel, Hakan Sukur, Gheorghe Hagi, Emre Belozoglu, Bulent Korkmaz, Claudio Taffarel w bramce…

Przeciwko Realowi o wszystkim zdecydował niezawodny Jardel. Najpierw wywalczył karnego, później sam go wyegzekwował, a w dogrywce – jak na snajpera jego klasy przystało – dostawił nogę w taki sposób, że młodziutki Iker Casillas mógł tylko patrzyć, jak ta ląduje w bramce.

4. Superpuchar za sezon 2000/01:
Bayern – Liverpool 2:3 (Salihamidzić 57’, Jancker 82’ – Riise 23’, Heskey 45’, Owen 46’)

Tak, Emile Heskey, który nam kojarzy się z mało zwrotnym wagonem węgla, strzelał kiedyś bramkę w finale europejskiego pucharu, w dodatku wjeżdżając w obronę Bayernu jak nóż w masło i robiąc wariata z Thomasa Linke i Roberta Kovaca. Nie do wiary, prawda? A jednak – Liverpool po 46 minutach w finale Superpucharu miał ówczesnych zwycięzców Ligi Mistrzów na widelcu, ładując im bramkę za bramką, a zatrzymując się dopiero w momencie, gdy na tablicy wyników można było dostrzec trójkę przy nazwie angielskiego klubu. Dopiero gol numer trzy, ocierający się o kryminał, obudził niemiecką bestię i sprawił, że kilka minut przed końcem tylko jedna bramka dzieliła Bayern od remisu.

3. Superpuchar za sezon 2011/12:
Chelsea – Atletico 1:4 (Cahill 75’ – Falcao 6’, 19’, 45’, Miranda 60’)

Caramba! Caramba! – krzyczał komentator znany każdemu łowcy streamów, gdy Miranda wieńczył dzieło zniszczenia Chelsea. Diego Simeone wysłał pierwszy tak poważny komunikat, że oto właśnie na naszych oczach rodzi się kolejna potęga, która za parę lat rozsiądzie się wygodnie wśród pięciogwiazdkowych europejskich marek. Która od tamtego magicznego wieczoru w Monako do dziś dwukrotnie zagra w finale Ligi Mistrzów, która w La Liga nie raz i nie dwa utrze nosa Barcelonie i Realowi, która zapisze się na stałe w historii jako banda świrów „Cholo”.

Gdy dziś patrzymy na tamto spotkanie, urzeka nas też pewien paradoks, to jak przewrotny potrafi być futbol. No bo gdzie dziś jest Falcao, który zdawał się wtedy przerastać Atleti i który miał być przeznaczony do rzeczy wielkich, a gdzie reszta drużyny, która wtedy spoczywała jeszcze gdzieś w cieniu wykręcającego niesamowite statystyki strzeleckie Kolumbijczyka?

2. Superpuchar za sezon 2015/16
Real Madryt – Sevilla 3:2 (Asensio 21′, Ramos 90’+3′, Carvajal 119′ – Vazquez 41′, Konoplanka 72′ (k.))

Rok po roku w meczu o Superpuchar Europy sezon otwarty został z pompą, orkiestrą, fajerwerkami i Stevenem Seagalem zeskakującym z helikoptera na bandę złoczyńców. Raz jeszcze, tak jak w absolutnie szalonym meczu w Tbilisi rok wcześniej, zdecydowała wyszarpana ostatkiem sił dogrywka. Z tym, że tym razem to nie Sevilla musiała harować na wyrównanie, a jej rywale. I choć jeszcze w 92. minucie wydawało się, że ekipa z Andaluzji pokona zwycięzcę Ligi Mistrzów, to wtedy – jak zwykle, chciałoby się powiedzieć – swoje zrobił gamechanger XXI wieku, Sergio Ramos. Najbardziej symboliczne nie było jednak jego trafienie, a zwycięska bramka Daniego Carvajala. Człowieka, który w finale Ligi Mistrzów zalał się łzami, bo złapana wtedy kontuzja nie tylko zabrała mu możliwość dogrania meczu, ale też wykluczyła go z mistrzostw Europy. A który przeciwko Sevilli miał swoją chwilę wielkiej chwały, wychodząc z cienia ofensywnego gwiazdozbioru i zapewniając budujący morale na cały kolejny sezon triumf.

1. Superpuchar za sezon 2014/15:
Barcelona – Sevilla 5:4 (po dogrywce) (Messi 7’, 16’, Rafinha 44’, Suarez 52’, Pedro 115’ – Banega 3’, Reyes 57’, Gameiro 72’ (k.), Konoplanka 81’)

Co tam się odtbilisiło?! Od teraz za każdym razem, gdy będzie się mówić o Superpucharze Europy, spotkanie rozegrane w stolicy Gruzji będzie wymieniane jako wzór starcia, jakie chcielibyśmy przy okazji Superpucharu oglądać każdego roku. Kompletne szaleństwo. Najpierw z wolnego ukłuł Banega, którego jednak szybko dwoma trafieniami ze stojącej piłki zgasił Messi. A później – szaleńcza pogoń Sevilli za uciekającym coraz dalej wraz z bramkami Rafinhi i Suareza króliczkiem, by wreszcie dopaść go kilka minut przed upływem 90 minut, a następnie wypuścić przed samym końcem dogrywki, gdy znów dziabnął spec od takich meczów, Pedro, pięknie żegnając się z „Blaugraną”.

Gdybyście chcieli zobaczyć najciekawsze fragmenty tego spotkania, po prostu odpalcie je sobie w całości.

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...