Reklama

Duży moment Staszka Levy’ego – Śląsk ogrywa Brugię

redakcja

Autor:redakcja

01 sierpnia 2017, 10:08 • 2 min czytania 10 komentarzy

Pewnie gdyby zapytać każdego z was, z czym kojarzy się wam Staszek Levy, zdecydowana większość wybierałaby pomiędzy fioletową ambrozją, lokalem socjalnym i Providentem. To wszystko prawda, szkoleniowiec przez swój specyficzny wygląd został bohaterem zabawnych historyjek, ale też miał niezłe momenty w trenerce, jeśli chodzi o Śląska Wrocław. Dokładnie cztery lata temu ograł faworyzowaną Brugię.

Duży moment Staszka Levy’ego – Śląsk ogrywa Brugię

Nie spodziewaliśmy się po tym dwumeczu cudów, bo do Wrocławia przyjeżdżali teoretycznie lepsi Belgowie. W składzie mieli piłkarzy może nie z pierwszych stron gazet, ale znanych: Rafaelova, Gudjohnsena, De Suttera, Duarte czy Blondela. Śląsk co prawda też na polskie warunki biednie nie wyglądał, bo był Mila, Marco Paixao, Sobota czy przede wszystkim Stevanović, ale właśnie – to tylko na polskie warunki. Brugia miała to spokojnie rozliczyć.

Stało się inaczej, Śląsk zagrał dobry mecz, wiadomo – miał trochę szczęścia pod swoją bramką – ale potrzebował go, by marzyć o czymkolwiek. Gola gospodarze strzelili po bardzo ładnej akcji, piłkę wycofał Paixao, prostopadłe zagranie wykombinował Kaźmierczak, a piękną podcinką skończył wszystko Plaku. Ach, wtedy ściągany z albańskiej ligi zawodnik jawił się jako bardzo przyzwoity transfer, jednak z czasem gasł i jeszcze odchodził w słabej atmosferze, po tym jak Śląsk sądził się z nim o pieniądze. Wtedy to jednak nie miało znaczenia, pisaliśmy:

Nie Legia Warszawa i nie Lech Poznań, ale Śląsk – czyli zespół, w którego wierzyło najmniej osób (wierzył ktokolwiek?) – wygrał mecz w europejskich pucharach. Faworyzowani Belgowie gonieni byli po całym boisku jak stado baranów, rozrywał ich defensywę Sobota, mądrze grał Paixao, kapitalną asystę zanotował Kaźmierczak, a cudownego gola zdobył Plaku. Wrocławski zespół – jak nie on: zamiast apatii agresja i zawziętość, zamiast człapania zasuwanie. Goście mieli swoje okazje, ale tego dnia wszyscy w Śląsku zagrali dobrze. A skoro wszyscy – to i bramkarz, Rafał Gikiewicz, chociaż w jednej sytuacji wybitnie sprzyjało mu szczęście.

Miła, naprawdę miła odtrutka po zakalcu sprezentowanym przez Legię i Lecha. Śląsk, jako jedyny z polskich zespołów, wylosował przeciwnika, który wzbudzał szacunek. I jako jedyny zagrał tak, jak się gra o swoje marzenia, a nie odrabia pańszczyznę. W dwumeczu pewnie faworytem dalej jest zespół z Brugii, ale jeśli w rewanżu uda się Śląskowi zdobyć gola, to wówczas będzie już jedną nogą w kolejnej fazie.

Reklama

Jak wiemy udało zdobyć się trzy i szkoda, że tamta ekipa musiała wylosować w kolejnej rundzie Sevillę.

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...