Reklama

Legia ma wynik, który dałby awans z Astaną. Ma też styl, który Astanę może najwyżej rozbawić

redakcja

Autor:redakcja

29 lipca 2017, 21:02 • 3 min czytania 131 komentarzy

Legia grała dzisiaj przede wszystkim o trzy punkty, ale też o poprawę humorów – jeśli udałoby się wygrać z Sandecją przekonująco, ekipa Magiery zyskałaby trochę na pewności siebie przed środą. Tam też rywal będzie bronił wyniku, tam też Legia będzie zobowiązana do ciągłych ataków, by nie pomachać Lidze Mistrzów na pożegnanie już przy początku sierpnia. I te trzy punkty są, Wojskowi w końcu wygrywają w lidze, ale czy styl przestraszył Astanę? Jest to bardzo, ale to bardzo wątpliwe. Jest to wręcz niemożliwe.

Legia ma wynik, który dałby awans z Astaną. Ma też styl, który Astanę może najwyżej rozbawić

2:0 z beniaminkiem (drugi gol w 94. minucie), który od 25. minuty gra w dziesiątkę. Tak, brzmi to równie źle, jak wyglądało. Legia z ekipą Mroczkowskiego męczyła się niemiłosiernie, jednak robiła to na własne życzenie, grając wolno, niedokładnie, schematycznie i nudno. Właściwie każdy atak zaczynał się od prowadzenia piłki, najchętniej robił to Pasquato, który najpierw musiał futbolówkę przyjąć, potem ją dziubnąć, potem poprawić to dziubnięcie jeszcze raz, potem jeszcze dziubnąć i w końcu, ewentualnie, zagrać do kolegi. Fajnie, że Włoch starał się podawać piłki za plecy obrońców, ale wszystko robił w tempie ligi szóstek.

Nagy znów nie przekonywał, przez pierwszą połowę dwa razy szarpnął i tyle z jego działań, w drugiej strzelał niezbyt groźnie. Kucharczyk długo był zatrzymywany przez Sandecję z dziecinną łatwością, na ofensywne próby Hlouska spuśćmy zasłonę milczenia, bo jak ruszał swoją stroną, to rywal pięć minut wcześniej wiedział, że Czech będzie z uporem maniaka szukał lewej nogi. Przyzwoicie prezentował się Sadiku, ale to też nie typ gościa, który minie trzech i bramkarzowi założy kanał. Potrzepuje podań, tych miał żenująco mało.

Wyglądało to smutno dla kibiców Legii i strach pomyśleć o ile gorzej mogłoby być, gdyby Baran nie oszalał. Pomocnik Sandecji popełnił błąd i wypuścił sobie piłkę przez błąd techniczny, a ten chciał z kolei naprawić wślizgiem. Trafił w okolice kolana Kopczyńskiego, a sędziowie na tego typu interwencje są bardzo wyczulani, więc Kwiatkowski bez cienia wątpliwości wyciągnął czerwoną kartkę. Bardzo słusznie.

Legia miała wszystkie karty w ręku i zawodziła. Co więcej, dopuściła Sandecję do sytuacji, kiedy Piszczek miał piłkę w okolicach linii pola karnego, lecz strzelił wprost w Malarza. Trochę się podpalił, ponieważ gdyby podciągnął parę metrów, mógł Łazienkowską uciszyć.

Reklama

A tak, Legia w końcu wymęczyła bułę, konkretnie za sprawą Hamalainena i Kucharczyka. Pierwszy dostał piłkę przed polem karnym, miał trochę miejsca i przymierzył przy słupku, Gliwa tego strzału nie sięgnął. Drugi dobił zmęczonych gości indywidualną akcją, kiedy Brzyski złamał linię spalonego.

Wszystkim spadł kamień z serca, ponieważ jeśli Legia nie potrafiłaby wygrać takiego meczu, z kim umiałaby to zrobić? Jednak nawet to 2:0 sprawy nie załatwia. Astanę taki wynik by położył, ale w tym stylu, z nudów spać mogą się położyć jedynie kazachscy kibice.

[event_results 342028]

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

131 komentarzy

Loading...