Reklama

Dwucyfrowa liczba polskich stranierich w Serie A! Jakie rysują się przed nimi perspektywy?

redakcja

Autor:redakcja

19 lipca 2017, 18:24 • 8 min czytania 21 komentarzy

W pierwszej dekadzie XXI wieku Polaków na włoskiej ziemi prawie że nie mieliśmy. Przez dziesięć lat nie trafił tam nikt, kim moglibyśmy się w Italii chwalić. Matusiak rywalizował z Cavanim (co nawet wtedy z góry nie zwiastowało nic dobrego), Kamil Kosowski spełnił swoje marzenie o transferze do Serie A, ale z Chievo, którym grał nieregularnie spadł do już niewymarzonej Serie B i po roku wyjechał, a Błażej Augustyn w Catanii… dość powiedzieć, że najwięcej „sławy” przyniósł fragment wywiadu, którego Augustyn nam udzielił.

Dwucyfrowa liczba polskich stranierich w Serie A! Jakie rysują się przed nimi perspektywy?

2010/2011 – 3 Polaków
2011/2012 – 2 Polaków
2012/2013 – 6 Polaków
2013/2014 – 8 Polaków
2014/2015 – 6 Polaków
2015/2016 – 8 Polaków
2016/2017 – 9 Polaków

– W poprzedniej dekadzie Polaków w Serie A było mało, ale pamiętajmy o tym, że nie było też w tym gronie zawodnika, który zrobiłby polskim piłkarzom „dobrą reklamę”. Kamil Kosowski spadł z Chievo do Serie B, Radosław Matusiak rozagrał 3 mecze w Palermo, Błażej Augustyn w Catanii grał niewiele, a Marek Koźmiński już właściwie bardziej podpadał pod lata 90 – mówi nam Dominik Guziak, ekspert Serie A w stacji Eleven.

A teraz… Szczęsny, Skorupski, Drągowski, Salamon, Jaroszyński, Bereszyński, Linetty, Zieliński, Milik, Kownacki, Bochniewicz i młody Bargiel. Czyli tak: Juventus, Roma, Fiorentina, Cagliari, Chievo, Sampdoria, Sampdoria, Napoli, Napoli, Sampdoria, Udinese i Milan. A przecież jeszcze niedawno (jedni dopiero co, inni parę lat temu) reprezentowali barwy Legii, Lecha, Górnika Zabrze, Ruchu Chorzów, Jagiellonii czy Cracovii… Skąd taka moda? Czemu Polaków w Serie A mamy nagle dwunastu? Odpowiada Guziak:

Reklama

– Coś ruszyło się w pozytywnym kierunku, gdy Artur Boruc wygrał z Sebastienem Freyem walkę o miejsce w bramce Fiorentiny, a Kamil Glik awansował z Torino do Serie A i stał się najważniejszym filarem defensywy, a później także kapitanem „Granaty”. Włosi zauważyli, że polscy zawodnicy mogą stanowić o sile ich zespołów. Inna sprawa, że to wszystko zbiegło się z pewnym regresem Serie A, która w latach 90. była bez wątpienia najlepszą ligą w Europie i na świecie, ale z czasem zaczęła oddawać palmę pierwszeństwa La Liga i Premier League. Te dwie ligi górowały także pod względem możliwości finansowych, więc włoskie kluby zaczęły szukać piłkarzy w mniej „wyeksploatowanych” ligach, takich jak chociażby nasza ekstraklasa.

Wszystko działało na zasadzie naczyń połączonych – Polacy nie zawodzili, nie byli drodzy, wzrastało więc zainteresowanie. Zieliński i Skorupski odpalili w Empoli, Linetty grał na wysokim poziomie od razu po transferze z Lecha Poznań, podobnie po krótkim okresie aklimatyzacji było z Bereszyńskim – to wszystko sprawiło, że polscy piłkarze zaczęli mieć z urzędu doklejony znaczek jakości Q. Pozytywny efekt wzmagali świetnie grający w zeszłym sezonie Szczęsny i – do momentu odniesienia kontuzji – Milik. Do tego doszła jeszcze dobra gra reprezentacji Polski, na którą Włosi mocno zwracają uwagę. Od razu po Euro 2016 włoskie kluby zasypały naszych reprezentantów ofertami – na przykład Pazdan dostał propozycję z Pescary, a Mączyński z Chievo.

Wojtek Szczęsny, Kamil Glik czy Piotrek Zieliński poradzili sobie lepiej, niż najdrożsi w utrzymaniu PR-owcy. Teraz nadejdzie rok weryfikacji. Sami mamy wątpliwości choćby co do liczby minut na boisku przewidzianych naszych zawodników. Włosi obdarzyli Polaków zaufaniem, jednak  teraz wystawią ich na próbę.

Taki Arek Milik nie mógł zapisać stanu gry z października i po wyleczeniu kontuzji go wczytać. Podczas jego nieobecności rozbrykało się trio Callejon-Mertens-Insigne, teraz trudno będzie mu się wbić do ataku Napoli. Po kontuzji nie prezentował się dobrze, choć nawet do końca nie wiemy, w jakiej faktycznie był formie, bo wiosną oglądaliśmy go zazwyczaj przez dziesięć ostatnich minut meczów Napoli. Wrócić jest trudno, ale najnowsze doniesienia Włochów nas uspokajają. Milik dobrze radzi sobie podczas przygotowań. W sparingu z amatorami – fakt, że wygranym 17:0 – ustrzelił hat-tricka, trafiając między innymi przewrotką. Wczoraj Napoli grało sparing z o wiele bardziej wymagającym Carpi. Pierwsza połowa, grana przez drużynę Sarriego teoretycznie mocniejszą jedenastką, zakończyła się remisem 1:1. Na drugą wszedł Milik, który strzelił na 2:1 i 3:1, a w 90. minucie bramkę dołożył Ounas i neapolitańczycy wygrali 4:1. Teraz jego rola w tym, żeby wycisnął maksimum z każdej minuty, z każdej akcji, sytuacji bramkowej.

– Arek Milik ma piekielnie trudne zadanie, bo „Ciro” Mertens to bożyszcze fanów Napoli, ale jak na razie w meczach sparingowych minimalnie lepiej wygląda Milik i w lokalnej prasie można przeczytać o pozytywnym bólu głowy Maurizio Sarriego, który musi znaleźć sposób, by wykorzystać w pełni potencjał dwóch „panów M”– mówi nam kolejny ekspert od calcio w Eleven, Piotr Dumanowski.

Wojtek Szczęsny w poprzednim sezonie zachował aż 14, czyli najwięcej czystych kont w Serie A. Nieprawdopodobnie się rozwinął, jest jednym z najlepszych bramkarzy świata. A jednak w Polsce mamy wątpliwości, czy jego wybór jest słuszny. To spójrzmy na to z drugiej strony. Juventus od 2001 roku ma ZNAKOMITEGO bramkarza. Gigi wraz z czterdziestymi urodzinami ma ostatni raz zaśpiewać dwa hymny z poziomu murawy – na mundialu w Rosji „Fratelli d’Italia”, czyli hymn narodowy, a drugi, czyli „Juve, Storia di un grande amore” po ostatniej kolejce sezonu świętując mistrzotwo. Oczywiście najlepiej, gdyby trzeba było wykonać bis – po finale Ligi Mistrzów.

Reklama

Buffon jest żywą legendą, kibice wraz z jego odejściem, tak jak po Tottim w Rzymie, będą płakać. Po co Giuseppe Marotta ściągnął Szczęsnego? Żeby właśnie Wojtek ryczącym makaroniarzom podał chusteczki. Bo Juventus kupnem Szczęsnego daje znać, że białej flagi nie wyciągnie, a co najwyżej wspomniane białe chusteczki do otarcia łez tęsknoty. Dlatego przestańmy marudzić, że Szczęsny nie będzie grał w Juventusie. Będzie grał. Kto in­nym ufa, sam na zaufa­nie zasługuje. Dlatego zaufajmy Juventusowi i Wojtkowi, że dobrze zrobił. Sam powiedział na prezentacji: – Jestem piłkarzem Juventusu. Od dziś nie mam żadnych słabych punktów.

Teraz dobrego wyboru musi dokonać także Łukasz Skorupski. Jeśli wybierze najwłaściwiej (a tego dowiemy się za pół roku patrząc na licznik rozegranych przez niego minut jesienią), to wejdzie do światowego, bramkarskiego topu. Szczęsny uchylił mu drzwi.

– Alisson jest pewniakiem i jak mówił mi Wojciech Szczęsny powinien „zamknąć” bramkę Romy na długie lata, bo to najlepszy golkiper z jakim Polak rywalizował w swojej karierze. Ostatnio mówił również w rozmowie z Roma TV, że nabrał ogłady taktycznej, rok treningów we Włoszech pomógł w rozwoju i jest gotowy. Sytuacja Skorupskiego jest trudna, bo pokazał w ostatnich dwóch latach w Empoli, że zasługuje na grę nawet w czołowym klubie w Serie A. Z Fiorentiny odchodzi Ciprian Tatarusanu, w Napoli wciąż niepewna jest sytuacja Pepe Reiny, myślę że w obu tych zespołach Łukasz mógłby być wzmocnieniem – diagnozuje Dumanowski.

Linetty i Bereszyński też powinni doskonale sobie poradzić. Nie chcemy być hurraoptymistami, ale Karol i Bartek poprzedni sezon mogą zaliczyć na plus, a teraz będą jeszcze bardziej obyci. – Do Serie A prosto z ekstraklasy da się wejść z rozpędem. Bardzo dobrym tego przykładem jest Karol Linetty, który na początku zeszłego sezonu po transferze z Lecha nie oddawał miejsca w wyjściowym składzie Sampdorii przez 9 pierwszych kolejek, a łącznie opuścił tylko trzy mecze na 38! Bartosz Bereszyński też dość szybko zaskarbił sobie zaufanie Marco Giampaolo, który znany jest ze stawiania nie tylko na polskich piłkarzy, ale w ogóle słowiańskich jak Schick czy Skriniar – mówi nam Guziak.

Przemek Bargiel na przejściu do Mediolanu także powinien tylko skorzystać. Jedno, co zdobędzie na pewno, to doświadczenie. Zapozna się z Milanello, czyli kultowym już ośrodkiem treningowym Milanu, zapewne zagości na treningach pierwszej drużyny. Jeśli Vincenzo Montella zapragnie pokazać go światu, to o wyjeździe Bargiela do Włoch będziemy mogli mówić wyłącznie w superlatywach. Oby tylko z Mediolanu nie wrócił jak Michał Miśkiewicz, z bagażem pełnym wspomnień, ale… wyłącznie wspomnień.

Jego przewidywalną sytuację w Milanie przedstawia nam Dumanowski: – Pierwszy zespół to na tę chwilę za wysokie progi, pewnie będzie stanowił zapoznanie się z włoską piłką, która jest specyficzna. Gennaro Gattuso zadba o to, żeby Przemek jak najszybciej odnalazł się w nowym otoczeniu. W Serie A coraz więcej klubów stawia na młodych zawodników, Bargiel urodził się w 2000 roku, a gola w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu, w meczu Genoi z Romą strzelił o rok młodszy Pietro Pellegri, co pokazuje, że jeśli ktoś kojarzy Serie A z ligą starszych panów to ma zakurzony bank informacji. Milan też patrzy przychylnie na graczy z Primavery, najlepsze przypadki to choćby Manuel Locatelli czy Davide Calabria, którzy mają już za sobą kilkanaście spotkań w pierwszym zespole.

Bardzo podobną sytuację, mimo że są starsi, mają Bartek Drągowski w Fiorentinie i Paweł Bochniewicz w Udinese. W ich przypadku nic nie wskazuje, aby walczyli o coś więcej, niż znajdowanie się w kadrze meczowej pierwszego zespołu. Trudno, ale z większymi perspektywami, będzie też Dawidowi Kownackiemu i Pawłowi Jaroszyńskiemu. Przy tych nazwiskach faktycznie mamy wątpliwości. Dlatego pytamy o nich eksperta.

– Jeśli chodzi o Kownackiego i Jaroszyńskiego – ten pierwszy nie musi rywalizować już Luisem Murielem, który odszedł z Sampdorii do Sevilli, ale w klubie są za to kupiony z Interu Gianluca Caprari, a także doświadczony Fabio Quagliarella i – co chyba najważniejsze – rewelacja zeszłego sezonu, czyli Patrick Schick, którego transfer do Juve nie wypalił. Tu o wejście z fajerwerkami będzie trudno nawet pomimo obecności Marco Giampaolo. Z Jaroszyńskim sprawa może wyglądać nieco inaczej – nawet jeżeli nie wywalczy od razu miejsca w pierwszym składzie Chievo, może poświęcić ten czas na naukę od bardzo doświadczonych defensorów Gialloblu. Lewym obrońcą numer 1 jest tam prawie 37-letni Massimo Gobbi, jego zastępcami 33-letni Nicolas Frey – czyli brat Sebastiena, rywala Boruca z Violi – i 30-letni Fabrizio Cacciatore. Zresztą w ogóle Chievo to taki trochę dom spokojnej starości, bo na środku obrony grają też Dario Dainelli i Alessandro Gamberini, którzy grali w Serie A już wtedy, gdy po jej boiskach w barwach Brescii biegał też Marek Koźmiński. Jaroszyński jest więc w ciekawej sytuacji – doświadczeni obrońcy nie będą grali w nieskończoność. Rolando Maran wie, że najwyższy czas na zmianę pokoleniową, więc Polak bądź Fabio Daprela, który wrócił z wypożyczenia z Bari, powinni dostawać sporo szans na grę – prognozuje Dominik Guziak.

Prognozy przed Polakami w słonecznej Italii są więc naprawdę dobre, o ile oczywiście sami z korzystnych wiatrów skorzystali. Rozpoczynający się sezon będzie dla Polaków wielką szansą, ale też ryzykiem, jeżeli nie udźwigną swoich ról w zespołach Serie A. Bo w końcu łat­wiej od­bu­dować zburzo­ne mias­to niż zburzo­ne zaufanie.

Samuel Szczygielski

Najnowsze

Stranieri

Komentarze

21 komentarzy

Loading...