Reklama

Co mecz, to w plecy. Jagiellonia z kompleksem Lechii?

redakcja

Autor:redakcja

18 maja 2017, 18:57 • 4 min czytania 32 komentarzy

W futbolu istnieją takie sytuacje, kiedy jedna drużyna drugiej „nie leży” – jasne, bywa to używane jako tanie usprawiedliwienie, ale często tak najzwyczajniej w świecie jest. Przykłady tego dostajemy również w polskiej lidze, gdzie do niedawna Legia wolała spacerować po rozżarzonym węglu, niż grać z Bruk-Betem, czy gdzie od paru spotkań Lech nie może się uporać z Legią właśnie. I przeglądając wyniki z ostatniej kolejki, mocno rzuca się ten z Wybrzeża, gdzie Lechia gładko ogoliła Jagiellonię, lecz nie tylko dlatego, że tak efektowna wygrana nad liderem to mocna rzecz, ale też dlatego, że w starciach tych drużyn zaczyna się z porażek Jagi robić pewien trend.

Co mecz, to w plecy. Jagiellonia z kompleksem Lechii?

Sezon 16/17 dla ekipy z Białegostoku jest koszmarny, jeśli chodzi o potyczki z Lechią – obie drużyny grały ze sobą trzykrotnie, za każdym razem Jaga dostawała w trąbę. Co więcej, nie strzeliła nawet bramki, przegrywają 0:1, 0:3 i 0:4. Można by to zrzucić na karb przypadku, ale i o to trudno, ponieważ w poprzednich rozgrywkach historia była podobna, banda Probierza zebrała 1:5 i 0:3. Czyli do ostatniej ligowej wygranej, z sezonu 14/15, Jagiellonia bilans z Lechią ma koszmarny – 1:16.

1:16!

Przecież to nie jest nawet nokaut, to jest posadzenie rywala do parteru, skakanie po nim i patrzenie tylko, czy potrafi jeszcze wydać z siebie jakąkolwiek oznakę życia.

Ale choć liczby potrafią celnie opisywać rzeczywistość, to jednak czasami zdarza się im ją przekłamać. Patrząc na ten bilans można pomyśleć, że Lechia miałaby prawo podejść do spotkania z Jagiellonią prosto z imprezy, a i tak odniosłaby łatwe zwycięstwo. Nie do końca, ponieważ choć gdańszczanie w tych meczach prezentowali się oczywiście dobrze, to dość zastanawiająca jest niemoc Jagi, która dopada ją, widząc biało-zielone koszulki. Polećmy od końca, czyli od wczoraj.

Reklama

Sezon 16/17 – Lechia – Jagiellonia 4:0

Jak każdy doskonale pamięta, goście wejście w mecz mieli świetnie. Atakowali z rozmachem, piłka co chwilę świstała w polu karnym Lechii i kwestią czasu wydawało się, gdy gdańszczanie w końcu będą musieli wyciągać ja z siatki. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca, poszła akcja w sumie z niczego, głupi błąd Gordona i karny. Potem powtórka, tym razem wpadka Novikovasa i znów jedenastka. Obie wykorzystane przez Marco Paixao i jest 2:0, a wyjść z takiego wyniku w Gdańsku to wyzwanie piekielnie trudne, ostatni raz udała się ta sztuka Koronie, która doprowadziła do remisu, ale koniec końców i tak przegrała.

Sezon 16/17 – Lechia – Jagiellonia 3:0

Sporą niesprawiedliwością byłoby stwierdzenie, że Lechia wypadła źle, bo zagrała całkiem przyzwoity mecz, ale wówczas nie napotkała w ogóle rywala. Jeśli Jaga miała swoje okazje (Góralski i Cernych), to je marnowała, natomiast w obronie duet Gordon i Straus zagrali katastrofę. Pisaliśmy w pomeczówce:

Wydaje nam się nawet, że do kluczowego dla końcowego wyniku wydarzenia doszło długo przed pierwszym gwizdkiem. Mianowicie w momencie, w którym ze składu wyleciał Piotr Tomasik, chyba najlepszy lewy obrońca jesienią w lidze. Skąd wniosek?

Po pierwsze: zastępujący go w pierwszym składzie Straus był beznadziejny.

Reklama

Po drugie: zastępujący beznadziejnego Strausa na placu Gordon był wręcz katastrofalny.

Sezon 16/17 – Jagiellonia – Lechia 0:1

Przedziwny mecz. Jagiellonia przeważała, w statystykach miała 14 strzałów, co prawda tylko cztery celne, ale Lechia oddała trzy uderzenia i tylko jedno celne. Jednak zwycięskie – króciutka zawiecha gospodarzy, trochę wolnego miejsca dostał Kovacević i przymierzył przepięknie z dystansu. Jaga dała się zaskoczyć tylko raz, a punkty odjechały bezpowrotnie.

Sezon 15/16Lechia – Jagiellonia 5:1

Goście przegrywali już 0:3, ale zaraz po przerwie strzelili gola, który dawał im nadzieję choćby na punkt. Niestety, chwilę potem za czerwoną kartkę wyleciał Góralski, za parę minut zaczął się show Drągowskiego z zapalniczką, a Lechia dorzuciła dwa gole i zlała rywala, z którego frustracja wyciekała aż uszami.

Sezon 15/16Jagiellonia – Lechia 0:3

Cernych wychodzi sam na sam z Mariciem i uderza w słupek. Vassiljev wykonuje rzut karny, ale uderza tak, że Marić piłkę łapie, co jest najlepszą (i najgorszą) recenzją dla strzelającego. A potem… potem już Lechii poszło, oddała cztery groźniejsze uderzenia i w trzech przypadkach sięgnęły one celu. 0:3 z Lechią von Heesena, musiało boleć.

*

Wyraźnie widać, że Jadze z Lechią nie idzie kompletnie, nie jest w stanie zagrać dobrego meczu od A do Z. Jeśli nie zawodzi początkowo defensywa, to zawodzi atak i z meczu, w którym białostoczanie mogli prowadzić nawet 2:0 – przedwczoraj i dwukrotnie w Białymstoku, robi się prowadzenie Lechii. A czasem drużyna ściąga problemy sama na siebie – dwukrotnie było tak w tym sezonie w Gdańsku, przecież cuda Gordona i spółki w obronie to jakiś inny poziom absurdu.

Na pewno mieliście kiedyś ten rodzaj snu, gdy próbujecie wykręcić odpowiedni numer na telefonie (np. Straży Pożarnej w czasie pożaru), ale co chwilę robicie błąd i trzeba zaczynać od nowa, jednak nigdy nie wychodzi. Mniej więcej tak jest z Jagą – próbuje z tą Lechią, niby wiele rzeczy robi dobrze, ale od jakiegoś czasu nigdy nie kończy się to sukcesem. A kto wie, może to fatum, które ma nad sobą ekipa Probierza, w ostatecznym rozrachunku uniemożliwi jej zdobycie mistrzostwa czy nawet podium?

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

32 komentarzy

Loading...