Reklama

Arka igra z ogniem – za taką grę nawet pucharowicza wyprasza się z ekstraklasy

redakcja

Autor:redakcja

16 maja 2017, 21:01 • 3 min czytania 15 komentarzy

Trzeba przyznać, że siadając do meczu Arki z Wisłą Płock mieliśmy masę obaw – gdy jeszcze w fazie zasadniczej Nafciarze przyjechali do Gdyni grać o ósemkę, był horror. I nie w tym sensie, że tak dużo się działo, emocje wylewały się z każdego kąta, bowiem ten horror przeżywali widzowie na trybunach, którzy marzli umierając z zimna i nudów jednocześnie. Na szczęście dziś pogoda sprzyjała grze w piłkę i choć paradoksalnie obejrzeliśmy o jedną bramkę mniej niż przy poprzedniej okazji, to mecz był o jakieś dwa poziomy ciekawszy.

Arka igra z ogniem – za taką grę nawet pucharowicza wyprasza się z ekstraklasy

Głównie za sprawą Wisły Płock, po której często było widać na boisku luz, tak po prostu. To efekt różnicy między Arką a gośćmi – ci pierwsi o ligowy byt pewnie będą drżeć do samego końca, ci drudzy już przed tym spotkaniem zbytnio martwić się o swój los nie musieli. To miało przełożenie na wydarzenia boiskowe, bo kiedy Arka kopała piłkę nerwowo, jakby każde niecelne zagranie mogło ją wyprosić z elity, tak ekipa Kaczmarka momentami prezentowała się z polotem.

Na przykład Reca. Chłopak potrzebował dużo czasu, by przyzwyczaić się do warunków ekstraklasy, ale końcówkę sezonu ma naprawdę przyzwoitą i dziś to potwierdził. Przede wszystkim, był wiecznie w gazie – jasne, czasem podejmował złe decyzje, jak wtedy kiedy w sytuacji 2 na 1 strzelał niecelnie zamiast podać do kolegi – ale ciągle chciał być pod grą i szukał sobie okazji. Recy zwyczajnie się dzisiaj chciało i jedno z uderzeń przyniosło mu gola, jak się okazało, zwycięskiego. W 15. minucie piłkę przed szesnastkę zgrał mu Kante, a strzelec nie spanikował tylko przymierzył dość celnie i Steinbors skapitulował.

Po tym ciosie Wisła poczuła się jeszcze lepiej i gości z chętką na bramkę miała w swoich szeregach więcej. Niestety dla przyjezdnych, zawodziła skuteczność, głównie u naczelnego partacza świetnych okazji, czyli Kante. Dziś mógł na przykład znokautować Arkę strzałem na 2:0, ale zamiast tego… wolał znokautować samego Steinborsa. Wyszedł z nim sam na sam i bez problemu powinien trafić do siatki, lecz zamiast celować – kopnął na pałę i walnął Łotysza w twarz tak mocno, że sędzia musiał przerwać grę, a Strejlau stwierdził, że będzie się w kolejnych meczach przyglądał czy z bramkarzem wszystko OK. Było jeszcze wybicie piłki przez Bożoka z linii bramkowej, interwencja Steinborsa znów po strzale Kante, ale ostatecznie Wisła stanęła na jednej bramce.

Z jednej więc strony płocczanie grali dobrze, ale z drugiej kręcili na siebie bicz, bo jak mówią wszystkie mamy w Polsce od kołyski swoim dzieciom – niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Na szczęście dla gości Arka była jednak zbyt marna, by na coś takiego się zebrać – jej głównym pomysłem na gola było poszukanie karnego albo wrzucenie piłki na chaos. Z jednej opresji dobrze wychodził sędzia, z drugiej obrona Wisły.

Reklama

A jeśli już defensywa gości się pogubiła, to i z takich prezentów żółto-niebiescy nie korzystali. Siemaszko nie był sobą pod bramką rywala, bo gdy wyszedł sam na sam zakiwał się z własnym cieniem, a Formella nie skorzystał z błędu Kryczki i uderzył w obrońcę. Tak się nie da wygrać meczu. Pytanie – czy tak się da utrzymać w lidze?

ocenaaa

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
2
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

15 komentarzy

Loading...