Reklama

Jestem futbolowym maniakiem. Na punkcie trenerki mam większego bzika niż na graniu w piłkę

redakcja

Autor:redakcja

16 maja 2017, 12:01 • 15 min czytania 7 komentarzy

Piotr Kieruzel już od dłuższego czasu wie, co będzie robił po zawieszeniu butów na kołku. Do swojego nowego zawodu przygotowuje się małymi krokami już teraz. Jego zdaniem wszystko to kiedyś zaprocentuje. Dlaczego wycisza komentarz w trakcie oglądania meczu? Dlaczego nie mógłby trenować młodzieżowców? Dlaczego Pro Junior System jest do bani? Co zmieniłby w I lidze? W jaki sposób prezes Pyżalski uczył go suplementacji? Dlaczego Ruch Chorzów na początek kariery to kiepski wybór? Zapraszam na wywiad z Piotrem Kieruzelem zawodnikiem Chojniczanki Chojnice.

Jestem futbolowym maniakiem. Na punkcie trenerki mam większego bzika niż na graniu w piłkę

***

Co robi Piotr Kieruzel jadąc na mecz?

Staram się czytać książki, zawsze droga szybciej mija, a człowiek może się czegoś dowiedzieć. Teraz przykładowo czytam ,,Sztukę wojny”, ale sięgam po różne gatunki. Niespecjalnie lubię biografie sportowców, które zwykle są laurkami. Czasami biorę się za biografie trenerów, ale tylko takie z których można wyciągnąć coś ciekawego odnośnie ich warsztatu. Czytaniem ogólnie zaraziła mnie moja żona, która potrafi przeczytać kilka książek w tygodniu. Nie chciałem od niej odstawać i również zacząłem czytać. Z czasem stało się to dla mnie dużą przyjemnością. W końcu nie można żyć tylko piłką i Football Managerem, w którego gram nałogowo od 2001 roku. Czasami nie potrafię się od tego oderwać i przesiedzę całą nockę. Żadna inna gra mnie tak nie wciągnęła. Mamy w domu konsolę, ale praktycznie jej nie używam. W wolnych chwilach lubię odpalić  FM-a, albo oglądam mecze i robię notatki, analizuję grę poszczególnych drużyn. Jestem futbolowym maniakiem, a na punkcie trenerki mam większego bzika niż na graniu w piłkę. W telewizji oglądam tylko mecze piłkarskie nic innego mnie tam nie interesuje.

Analizujesz i robisz notatki jak Magiera?

Reklama

Coś w tym stylu. W przyszłości chciałbym zostać trenerem i już od dłuższego czasu działam w tym kierunku. Szczerze mówiąc to moja mała obsesja i myślę, że nawet taki kajecik może kiedyś się przydać. Oglądam wszystko co się  da. To nie jest tak, że skupiam się tylko na Juventusie czy Atletico Madryt, które imponują mi aktualnie najbardziej. Oczywiście oglądam i śledzę również polską piłkę, jej również poświęcam dużo uwagi. Jak nikogo nie ma w mieszkaniu, to wyciszam komentarz i siadam z zeszytem. Głos komentatorów potrafi rozproszyć i może narzucać jakiś tok myślenia. Bez komentarza mam spokój i mogę w pełni skupić się na tym co się dzieje na boisku. Szukam czynników, które wpływają na dane sytuacje boiskowe. Oczywiście jak jest żona i syn, to oglądam normalnie, aż takim szaleńcem nie jestem. Poza tym mam już zaliczony kurs UEFA A, więc pozostał mi już tylko jeden stopień na licencyjnej ścieżce, jednak aby przystąpić do kursu UEFA PRO trzeba być już po drugiej stronie rzeki. Mam więc nadzieję, że po zakończeniu kariery piłkarskiej poczynię kroki w tym kierunku. Od czasu do czasu trenuję też dzieci, jednak nie chciałbym zajmować się tym przez całe życie. Praca z najmłodszymi na dłuższą metę wydaje się jednak nie dla mnie.

Dlaczego?

Na pewno trzeba mieć dobre podejście do tak młodego człowieka, tutaj może bym jakoś sobie poradził. Zapewne to też kwestia wyuczenia się i przyzwyczajenia. Uwielbiam jednak klimat i specyfikę szatni profesjonalnego zespołu. Ten cotygodniowy stres meczowy, otoczkę dnia meczowego, do tego cały tydzień pracy, którym przygotowujesz zespół do meczu.Wracając do pracy z młodzieżą, sądzę jednak że każdy trener powinien choć musnąć pracy z grupami młodzieżowymi. Bodajże  trener Urban mówił, że człowiek czasami najzwyczajniej w świecie nie ma serca powiedzieć takiemu młodemu chłopcu o skreśleniu z listy, albo posadzeniu go na ławce, a w drastycznych przypadkach nawet o usunięciu z zespołu czy akademii. Takie sytuacje niezwykle hartują twój trenerski charakter. Warto więc przez to przejść, wtedy uodpornisz się na wiele sytuacji, które spotkają cię w pracy z seniorami. On spotkał się z tym trenując młodzieżowe drużyny Osasuny, ale tak jest wszędzie. Czas jednak pokaże czy moje myślenie ma rację bytu, oraz jak potoczy się mój los w tym fachu.

Jak ocenisz system szkolenia w Polsce?

Na pewno jest znaczy progres od czasów kiedy ja zaczynałem. Byłem w Szamotułach trzy lata, gdzie wtedy ta szkółka była dość prestiżowa. W moim roczniku było naprawdę dużo świetnych chłopaków, którzy mieli zrobić karierę, dziś jednak, jeżeli już grają, to na niezbyt wysokim poziomie. Z mojego naboru największą karierę zrobił Maciej Rybus, poza nim sytuacja nie wygląda za dobrze. Nie liczę bramkarzy, bo tych MSP zawsze szkoliła na solidnych fachowców. Z początku nikt nie stawiał, że to akurat ja będę grał w piłkę i żył z tego, a jako tako się udało. Nie odpuszczałem i zawsze chciałem być piłkarzem, a ci lepsi mieli też niestety inne rozrywki, bądź po prostu mniej szczęścia. Dzisiaj widzę progres patrząc chociażby na Chojniczankę. Mamy coraz bardziej wykwalifikowanych trenerów i edukacja jest cały czas w toku. Młodzi trenerzy sami chcą się cały czas kształcić i to jest bardzo pozytywna zmiana.

Skoro interesujesz się trenerką, to pewnie wyjaśnisz mi co było nie tak z trenerem Gruszką?

Reklama

Moim zdaniem, słaba dyspozycja zespołu na wiosnę to nie wina trenera. Według mnie, z nim wszystko było ok. Wspominam go naprawdę bardzo dobrze jako człowieka i trenera. Oczywiście wyniki były fatalne, z tym nie zamierzam dyskutować, ale trzeba pamiętać w jakim momencie do nas trafił. Jakkolwiek w szatni raczej nikt ci nie powie o nim złego słowa. Brakowało też trochę szczęścia…

Jego CV raczej nie wskazuje na bycie fachowcem. Największy sukces to awans z Chemikiem do trzeciej ligi.

No tak, ale swego czasu przecież przyszedł tutaj Bartoszek, który też już był zapomniany i wtedy również można było powiedzieć, że to trener nieznany z niższej półki. Wtedy wypaliło i uratowaliśmy I ligę, a później zagraliśmy świetną rundę. Także teraz mogło być przecież podobnie.

Nie no Bartoszek to jednak inna półka. Przed Chojniczanką prowadził Zawiszę i całkiem dobrze mu tam szło. Do tego przychodził ratować utrzymanie w I lidze, a nie walczyć o awans do Ekstraklasy.

No dobra, ale to też nie był trener z nie wiadomo jakim CV. Zresztą mówimy o Chojniczance i my mamy tutaj ograniczony budżet. Do Chojnic za takie pieniądze jakie może zaproponować zarząd prawdopodobnie nie przyjdzie pracować ktoś z dużym nazwiskiem. Poza tym zobacz taką Wisłę i tego Kiko Ramireza. Gość zupełnie nieznany, a jakoś sobie radzi.

Ale Gruszka sobie nie poradził.

No tak, tutaj nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Nie chodzi też o to, że chciałbym go na siłę usprawiedliwiać, ale wpłynęło na to kilka czynników. Po pierwsze druga runda zawsze jest trudniejsza, jeśli zimujesz jako lider. Na jesień nikt się na nas specjalnie nie napinał. Każdy mówił, że to kwestia czasu, gdy spuchniemy. Może faktycznie doceniali nas bardziej niż rok wcześniej, ale nie byli tak bojowo nastawieni jak teraz. Druga sprawa, to serio brakowało tego szczęścia. Przykładowo z Katowicami wyciągnęliśmy na 2:2, ale później to już cała lawina nieszczęść. Jakaś głupia czerwona kartka, jakieś dziwne błędy, tracisz bramki w doliczonym, raz nawet strzela go bramkarz… No i co taki trener ma na to poradzić? Albo mecz z Podbeskidziem. Wiatr tak wiał w naszą stronę, że Budził nie mógł kopnąć piłki na trzydzieści metrów. W każdym meczu były jakieś dziwne rzeczy, które nas hamowały. Tego się jednak nie dostrzega i najłatwiej zwalić winę na trenera. Poza tym warto spojrzeć też jeszcze niżej. Przykładowo Podoliński w Radomiaku, czy nawet Wieczorek w Kotwicy Kołobrzeg. Znane nazwiska, a nie wypala. Nieznane i nie wypala, nie ma na to recepty.

Derbin łagodnie mówiąc też nie zaliczył wejścia smoka.

No co ja Ci mogę powiedzieć po 1:6? Od razu zaznaczam, że nie chcę się tłumaczyć, bo wyjdę na jakiegoś wariata. Ale to też był dość dziwny mecz. Całkiem dobrze zaczęliśmy, jednak dostaliśmy bramkę, podnosimy się, zaczynamy dobrze grać i znowu to samo. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że jeśli uda się szybko strzelić, to można jeszcze coś wyciągnąć, bo my serio nie czuliśmy się słabsi od nich. Powiem ci więcej, my czuliśmy się od nich lepsi. Udało się strzelić po kilkunastu sekundach  na 1:3, a po chwili dostajemy z karnego na 1:4. Kolejny cios, a później następny. Ja wiem jak to idiotycznie brzmi jak ktoś patrzy na to z boku, ale mówię ci jakie mieliśmy odczucia w szatni po tym meczu.

Nie da się ukryć, że wasze problemy zaczęły się tuż po odejściu Bartoszka. Masz do niego żal?

Nie mam do niego żalu, bo rozumiem, że chciał wrócić do Ekstraklasy. Moim zdaniem nie ma co porównywać Ekstraklasy i pierwszej ligi, bo to są zupełnie inne prędkości. Tym bardziej, że trener już wcześniej liznął najwyższej klasy rozgrywkowej. Kto by nie chciał tam wrócić, jeśli miałby okazję. Z tego co obserwuję, tam jest zupełnie inna specyfika gry. Po prostu zupełnie inne rozgrywki i styl jakim się gra. Dla mnie różnica jest kolosalna. Rozmawiałem też chociażby z Pawłem Golańskim i Kubą Biskupem, którzy mają świeże wspomnienia z Ekstraklasy i oni twierdzą podobnie, a mają przecież co porównywać. Czasami w Ekstraklasie gra się dużo łatwiej niż tutaj. Organizacyjnie czy finansowo to już całkowicie inna bajka. Ekstraklasa jest doskonale opakowana, a I liga sam wiesz jaka jest, choć trzeba oddać władzom i ludziom odpowiedzialnym za jej rozwój, że z roku na rok podnosi swój poziom.

To co byś zmienił w I lidze?

Od lat nie pasuje mi przepis z młodzieżowcem. Wydaje mi się, że jeśli zawodnik jest dobry to będzie grał. Czasami gramy z zespołami, gdzie jest np. czterech młodzieżowców i wcale nie wydaje mi się by było to spowodowane musem posiadania w składzie młodzieżowca, bądź  programem Pro Junior System. Grają bo są dobrzy i tyle. Poziom niżej Siarka Tarnobrzeg wystawia siedmiu, czy ośmiu młodzieżowców i idzie im całkiem nieźle. Lokowanie na siłę młodych zawodników to nie jest do końca trafiony pomysł. Kiedyś było tak, że jak młody piłkarz grał dobrze to wchodził do drużyny i zaczynał grać. Przyjdzie pewnie czas na rozliczenia i będzie można prześledzić, czy ten system komuś pomógł, jaki procent zawodników występujących poprzez wymóg młodzieżowca tak naprawdę zaistniał w poważnej piłce na dłużej. W Chojniczance  mamy Jacka Podgórskiego, który gra bardzo dobry sezon. W przeszłości jednak panowała u nas rotacja wśród bramkarzy. Raz bronił jeden młodzieżowiec, raz drugi  i raczej słabo to wychodziło. Uważam więc, że jak młody jest dobry to będzie grał niezależnie od tego czy ma 16, czy 17 lat.

 Jest też inny poziom zadłużenia.

Śledząc doniesienia medialne da się zauważyć, że w Ekstraklasie nie wszystkie zespoły są poukładane od A do Z. Jednak to w I lidze prawie w każdym sezonie zdarza się sytuacja, że któryś z zespołów nie kończy sezonu. Pokazuje to, że na zapleczu nie jest kolorowo.

Chojniczanka nie żyje na kredyt, może tak się nie da awansować?

Pewnie, że się da i my jesteśmy tego najlepszym przykładem. Oczywiście teraz mamy zniżkę formy i pogubiliśmy dużo punktów, ale przecież nadal liczymy się w tej walce o awans. Zostało do zdobycia jeszcze piętnaście punktów, z czego dziewięć można zgarnąć teraz w osiem dni (wywiad był przeprowadzony 11 maja). Bardzo szybko wszystko może się zmienić w tej lidze. Do tego uwierz mi, że życie na kredyt nie prowadzi do niczego dobrego. Cierpią na tym zawodnicy. Dla młodego piłkarza to często duży problem. Nie masz żadnych oszczędności, bo skąd właściwie masz mieć, a trzeba opłacić mieszkanie itd. Ja mam też dobre porównanie, bo grałem we Flocie, gdzie Świnoujście to miasto pod względem rozmiaru podobne do Chojnic. Tam właśnie były kredyty i życie ponad stan. Gdzie jest teraz Flota, a gdzie jest Chojniczanka?

To jak to było we Flocie? Tam też byłeś blisko awansu w sezonie 2012/2013.

To są zupełnie dwie różne sytuacje. Tam było widać złe kroki, które poczynili ludzie z zarządu. We Flocie również zimowaliśmy jako lider, jednak tutaj w Chojnicach było zupełnie inaczej. W Świnoujściu rozbito wtedy szatnie i odeszło paru znaczących chłopaków, między innymi Daniel Chyła, który nie dość, że prezentował wysoki poziom sportowy, to miał ogromny wkład w to, aby szatnia funkcjonowała jak należy. W zamian przyszli inni zawodnicy, którzy co prawda mieli podnieść naszą wartość piłkarską, ale to nie wypaliło. Było przekombinowane, a do tego zarząd poszedł po bandzie i podobno znacznie się zadłużył. Liczyli, że po awansie odkują się. Takowego nie było, a niebawem nie było też Floty. Postawili wszystko na jedną kartę i przegrali, ot cała historia.

Jak odchodziłeś, to wiedziałeś już, że coś się źle dzieje?

Nazwałbym to raczej przeczuciem, niż faktyczną wiedzą. Chociaż docierały do nas różne informacje, nie da się od tego uciec jeśli w tym siedzisz. Ja już powoli miałem tego dość  i wiedziałem, że odejdę. Mimo, że żyło mi się w Świnoujściu bardzo dobrze. Dziewięćdziesiąt minut od rodzinnego Kołobrzegu, kupiłem tam nawet mieszkanie. To była trudna decyzja, lecz konieczna. Kończył mi się kontrakt, więc o odejście było łatwiej. Później wyszła ta szopka z przenoszeniem klubu to Rzeszowa, jacyś dziwni inwestorzy, sprzedawanie licencji, zaciągi rumuńskie. No zdecydowanie to nie mój klimat, dlatego cieszyłem się, że podjąłem dobrą decyzję.

Podobno żyliście ponad stan przez wiele sezonów? Drogie hotele, jedzenie…

Jeśli chodzi o zawodników, to absolutnie nie. Kontrakty mieliśmy na bardzo niskim poziomie, powiedziałbym, że były jednymi z niższych w lidze. Leszek Zakrzewski nieoceniony kierownik drużyny, dbał, abyśmy wszystko mieli, ale nie było to żadne życie ponad stan. Serio tam nikt nie przychodził dla pieniędzy. Głównie to przychodzili piłkarze, którzy chcieli się odbić jakoś, czy odbudować i dość często to się udawało. Ale duża kasa dla piłkarzy? Na pewno nie.

Która drużyna była lepsza tamta Flota, czy dzisiejsza Chojniczanka?

Wydaje mi się, że Chojniczanka. Przede wszystkim mamy większą jakość piłkarską. Zespół jest zbudowany naprawdę z głową, w czym duża rola zarządu i dyrektora sportowego Macieja Chrzanowskiego. Tam było jednak dużo przypadku i dlatego tak to się wszystko rozpadło. Bardzo dużo można się tutaj nauczyć, bo mamy kilku naprawdę świetnych zawodników z doświadczeniem. Myślę, że jak teraz nie uda się awansować, to w przeciągu kilku lat na pewno ten awans już będzie wywalczony. Ta drużyna ma ręce i nogi, to nie jest projekt na jeden sezon.

Pamiętasz jeszcze pół roku spędzone w Warcie Poznań?

Trudno nie pamiętać, całkiem sporo się tam działo i trzeba przyznać, że był to dość szalony i specyficzny okres. Trafiłem tam z Ruchu, gdzie zarabiałem niewielkie pieniądze, a i tak musiałem czekać na nie dwa, czy trzy miesiące. Swoją drogą w Chorzowie chyba nigdy nie było dobrze. No i transfer do tej Warty przypadł na czas zielonej rewolucji Pyżalskich. Zaciąg był duży: Reiss, Gajtkowski, Scherfchen, Zakrzewski… W szatni było naprawdę wesoło.

Prezes Pyżalski musiał być bardzo oryginalny?

(śmiech) No na pewno prezes był impulsywny i miał swoją wizję budowy drużyny. Bardzo angażował się w ten projekt, w końcu włożył duże pieniądze. Ale pamiętam jak po jednym przegranym meczu wszedł do szatni i powiedział, że zbyt słabi fizycznie jesteśmy, dlatego nazajutrz  przyjedzie pewien pan i nam wytłumaczy co i jak w sprawie odżywek. No i wchodzi gość, który ledwo zmieścił się w drzwiach. Tłumaczy nam co i jak zażywać, ale to były odżywki bardziej dla kulturystów niż piłkarzy.

Przyszedłeś do Warty z Ekstraklasy, a jednak grałeś w kratkę. Nie byłeś rozczarowany?

Jasne, że byłem. Prawdopodobnie okazywałem swoją postawą frustrację i niezadowolenie, co również mi nie pomagało.  Muszę szczerze powiedzieć, że nie miałem też najlepszych relacji z trenerem Baniakiem, który wtedy prowadził Wartę. Po prostu nie dogadywaliśmy się w wielu sprawach. Dwa lata później jak byłem już we Flocie spotkałem trenera na parkingu i okazało się, że to on będzie nowym trenerem w Świnoujściu. Przed oczami stanęły mi czasy poznańskie… Od razu po treningu chciałem iść do biura rozwiązywać umowę, ale jeden z chłopaków, konkretnie Ensar Arifović, podpowiedział mi, żebym na spokojnie pogadał z trenerem. Umówiliśmy się na kawę, porozmawialiśmy i od tego czasu taktował mnie jak syna. Czasami aż przesadnie. Do dzisiaj mamy świetny kontakt.

Z czołowej dziesiątki macie najwięcej straconych bramek.

Tak, wiem o tym aż za dobrze. Ale, gdy broniły nas jeszcze wyniki,  jakoś rozchodziło się to po kościach. Było to tuszowane przez punkty które zdobywaliśmy i w zasadzie nikt o tym nie mówił. Od niedawna nie idą za tym punkty i problem stał się i widoczny.

Gdzie przyczyna?

Mieliśmy ofensywny styl i jechaliśmy na tym cały czas. Trenerzy tego do końca nie pochwalali i często byliśmy za to karceni na odprawach. Trochę się w tym zatraciliśmy i teraz mamy tego negatywne efekty, bo już tak dobrze z przodu nam nie idzie. Jak widać wszystko jest do czasu i musimy się otrząsnąć w defensywie, bo na pewno tracąc tyle bramek o awansie możemy zapomnieć.

Ofensywny styl, a strzeliłeś tylko jedną bramkę. Trochę mało jak na ciebie?

To prawda, trochę sytuacji było, ale wpadła tylko jedna. Jestem zły na siebie, bo powinno być więcej tych bramek. Nigdy nie uciekam od odpowiedzialności przy straconych bramkach, również w ofensywie wymagam od siebie bardzo dużo. Postaram się jeszcze coś dołożyć i trochę się zrehabilitować, bo jedna bramka to faktycznie bardzo słabo.

Kto awansuje z Sandecją?

Trudno powiedzieć, bo to naprawdę szalone rozgrywki. Powiem inaczej, w mojej opinii bardzo dobrym zespołem są Wigry Suwałki, gdzie widać rękę trenera Nowaka, z którym miałem przyjemność współpracować w przeszłości i to naprawdę fajnie funkcjonuje u nich. Nie wiem, czy awansują, ale mówi się o nich zdecydowanie za mało, bo to naprawdę super drużyna i nie zdziwię się jak wejdą do Ekstraklasy.

Dziwny sezon?

No dziwny, bo kto by przewidział, że będziemy my, czy Wigry w czubie tabeli, a na pierwszym miejscu Sandecja? Trzeba też powiedzieć, że w tym sezonie nie było żadnej drużyny która od pierwszej do ostatniej kolejki pewnie zmierzała po awans. We wcześniejszych sezonach była Cracovia, czy Zagłębie. Stąd pewnie ta spłaszczona tabela i walka będzie toczyła się do ostatniej kolejki. Trudno jednak powiedzieć, czy poziom skoczył w górę odnośnie poprzednich lat.

Chojniczanka, to najbardziej rodzinny klub w Polsce?

Pewnie, śmiejemy się w szatni, z tego że  jeśli przychodzisz tutaj i nie masz dziecka, ryzyko, że ten stan rzeczy się zmieni jest bardzo wysokie. Często też spotykamy się razem całymi rodzinami i w mieszkaniu nie ma miejsca żeby wszystkich pomieścić. Atmosfera jest naprawdę bardzo rodzinna i fantastycznie się tutaj żyje. Chojnice okazały się bardzo przyjemnym i rodzinnym miejscem do życia. Także jeśli ktoś szuka stabilizacji i zdrowej atmosfery w szatni, to Chojniczanka będzie dobrym wyborem.

Rozmawiał Bartosz Burzyński

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Komentarze

7 komentarzy

Loading...