Reklama

Tak wygląda najwierniejszy fan Michała Masłowskiego

redakcja

Autor:redakcja

14 maja 2017, 14:58 • 3 min czytania 26 komentarzy

Długo przechodziliśmy wobec sytuacji obojętnie, bo myśleliśmy – facet ma swój urok, niektórzy pewnie cenią jego komentarz. Problem w tym, że coraz rzadziej zaczęliśmy takich ludzi spotykać. Albo inaczej – nie spotykaliśmy ich nigdy, ale nigdy też nie dochodziło do nas tyle głosów, że Maciej Terlecki jako komentator-ekspert to jakieś kompletne nieporozumienie. Teraz tymczasem nie ma meczu skomentowanego przez Terleckiego, po którym nie zapłonęłyby media społecznościowe. 

Tak wygląda najwierniejszy fan Michała Masłowskiego

Rozumiemy, że w Eurosporcie zazwyczaj lecą gówniane mecze, rozumiemy też, że często trzeba przy nich dawać z siebie nieco więcej, bo samo widowisko tematów zazwyczaj nie dostarcza. No ale właśnie, postawa Terleckiego każe odpowiedzieć sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie – jaką rolę powinien pełnić ekspert? Czy, jak sama nazwa wskazuje, powinien dysponować wiedzą ekspercką, czy – tak jak ostatnio sympatyczny pan Maciej – mówić do pierwszego komentatora: – Nie pamiętam jak było we wcześniejszych meczach Zagłębia, to ty, Tomek, jesteś specjalistą.

No ale to jeszcze byśmy mu odpuścili. Problem w tym, że kiedy tylko Terlecki się odzywa, jakaś część nas umiera. Te wszystkie lapsusy językowe, głupawe teorie i nieśmieszne anegdotki puentowane własnym śmiechem sprawiają, że zaczynamy się zastanawiać, kto w ogóle dopuszcza faceta do mikrofonu. I czy ten ktoś jest zadowolony, kiedy słyszy na przykład taką wymianę zdań na temat Papadopulosa:

– No Czech prawdziwy.
– I jak prawdziwy Czech lubi nie tylko piwo, ale także… Co innego Maciek?
– Nie wiem, knedliczki?
– Hokej na lodzie.

Tylko w ostatnim meczu Terlecki między innymi kolejny raz udowodnił, że jest mistrzem ciętej riposty. Kiedy pierwszy komentator mówił, że Piast odwołał się od kartki Heberta, szybko skontrował: – Od razu niech wszystkie kartki anulują! To także człowiek, który na podstawie obrazka zmierzył ciśnienie Wdowczykowi (180 na 110, dziwne że nie wezwał od razu karetki) i od ręki wyliczył procent szans Zagłębia na utrzymanie (niestety dał tylko 70 procent). Wyjaśnił też, że strzał z krótkiej nóżki w rzeczywistości nie jest strzałem krótszą nogą, że młodzież mawia „przechlapane” (chyba młodzież z lat 70.) oraz że piłkarze z lig zagranicznych w meczach mają 50 na 50 celnych podań (tylko jak oni tracą bramki?).

Reklama

Ale bank rozbił dopiero, gdy zaczął oceniać Michała Masłowskiego. Okazało się, że architekt gry, który jeszcze nie zaprojektował w tym sezonie udanej akcji ma w Terleckim wielkiego fana, dostrzegającego coś więcej, niż tylko kolejne niecelne podania, przegrane dryblingi i głupie straty:

Najbardziej urokliwy fragment to ten z meczu z Ruchem, kiedy Masłowski ledwo wyprzedził 40-letniego Surmę, na co Terlecki z podnieceniem w głosie: – Ależ szybkość! Albo ta laurka, że Masłowski ma wszystko – umie grać w defensywie, jest silny, dobrze gra głową, dobrze drybluje i jest zawodnikiem kompletnym. Ciekawe tylko od, kurwa, kiedy? Jak zgadujemy, pewnie od czasu, kiedy był w Legii szykowany na następce Leszka Pisza. Albo więc Terlecki jest wynajętym PR-owcem Masłowskiego, albo jakąś jego daleką rodziną. Nie widzimy innych opcji.

I tak naprawdę zastanawialiśmy się, jak spuentować te wszystkie opowieści Terleckiego, ale z pomocą przyszedł nam współkomentujący z nim ostatni mecz Tomasz Lach. Oddajmy więc mu głos:

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

26 komentarzy

Loading...