Reklama

Zerwać z wizerunkiem białych niedźwiedzi. Tylko jak?

redakcja

Autor:redakcja

12 maja 2017, 07:38 • 20 min czytania 26 komentarzy

Wielkie imprezy sportowe od lat stanowią dla organizatorów nie tylko okazję do zarobku, rozwinięcia własnych struktur czy wzmocnienia pozycji, ale również – a może i przede wszystkim – drogę do realizacji założeń marketingowych. W świecie, w którym coraz częściej od jakości czy ceny ważniejsza stają się opinia i renoma, w świecie, w którym działy reklamy zaczynają być istotniejsze niż szefowie produkcji nawet w przemyśle – nie może dziwić podobne podejście na szczeblu polityki międzynarodowej. Dlatego przyszłoroczne Mistrzostwa Świata w Rosji mają być wyjątkowe, dlatego w ich organizację angażuje się polityków o coraz wyższej randze. Cel jest prosty – zerwać z łatką niezbadanej krainy pełnej białych niedźwiedzi i pijanych drwali chlejących spirytus podczas kąpieli w przerębli. 

Zerwać z wizerunkiem białych niedźwiedzi. Tylko jak?

Czy Rosjanom faktycznie uda się tego dokonać, przezwyciężyć stereotypy wykreowane tysiącami memów i filmików? Cóż, na kilkanaście miesięcy przed turniejem mamy wrażenie, że to misja równie ambitna jak próba podbicia Anglii przez Bartka Kapustkę. Poszperaliśmy, przystawiliśmy ucho tu i tam, sprawdziliśmy jak na nadchodzący turniej zapatrują się rosyjskie media, nie tylko te publiczne. Obraz jest… Specyficzny.

Transport kołowy – przyjazd

I to bodajże najbardziej istotna informacja. Na turniejach trwających tak długo jak Mistrzostwa Świata dość przydatny jest własny środek transportu. Kursowanie między poszczególnymi miastami pociągami czy samolotami ma oczywiście szereg zalet, ale własne auto czy autokar dla całej grupy to wyjście pod względami turystycznymi najkorzystniejsze. Tymczasem aby w ogóle dostać się do Rosji transportem kołowym trzeba przejechać przez państwa Bałtyckie. Tak, to zrozumiałe dla kibiców z Suwałk, którzy jadą do Sankt Petersburga. Ale czy dla fanów z rumuńskich Botoszanów zmierzających do Rostowa?

Reklama

Tymczasem takie trasy mogą być codziennością dla kibiców z całej Europy, którzy ponad samolot cenią własne cztery koła.

– To bardzo realna groźba, choć wszyscy starają się przekonać Rosjan do cofnięcia tej decyzji – tłumaczy w rozmowie z nami dr Dariusz Łapiński, działacz PZPN-u odpowiedzialny za bezpieczeństwo i relacje z kibicami. – Ubiegłoroczny dekret tamtejszych władz nadal obowiązuje – lądową granicę rosyjsko-białoruską mogą przekraczać wyłącznie obywatele Białorusi i Rosji, pozostali chętni na wjazd na teren Federacji Rosyjskiej muszą wybrać trasę przez Litwę i Łotwę.

Z czego wynika ta decyzja? Oficjalnie białoruskie przejścia graniczne nie spełniają standardów pozwalających kontrolować przepływ obywateli z paszportem UE. W praktyce – to zapewne kolejny element gry Rosja – UE, nasilonej po ukraińskiej „Rewolucji Godności” zakończonej konfliktem na wschodzie Ukrainy.

– Na ten moment wygląda to tak, że nie przejedziemy ani przez Ukrainę, gdzie wciąż trwa wojna, ani przez Białoruś. I nie ma co ukrywać – to głównie nasz problem, bo bez wątpienia najwięcej samochodów ruszy właśnie z Polski z uwagi na wciąż dość niewielką odległość. Hiszpanie czy Włosi z pewnością zdecydują się na samoloty i ewentualnie wynajem auta już na miejscu – przekonuje Łapiński.

Czy można liczyć na jakiekolwiek zmiany? Jeśli chodzi o granicę z Ukrainą – raczej nie. W najświeższej analizie Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia czytamy:

Po trzech latach od wybuchu wojny w Donbasie, a dwóch od zamrażającego sytuację na froncie porozumienia z Mińska rośnie na Ukrainie zniecierpliwienie społeczne i niechęć do polityki władz, które niebezzasadnie oskarżane są o czerpanie korzyści z trwającej sytuacji „ani wojny, ani pokoju”. Nastroje społeczeństwa, w tym jego elit politycznych, są ściśle zależne od sytuacji wokół Donbasu, co m.in. odsuwa na dalszy plan niezadowolenie z pogorszenia warunków życia, a wyraża się niemal brakiem protestów na tle ekonomicznym.

Reklama

Wśród klasy politycznej rośnie poparcie dla uznania terenów separatystycznych „republik” za terytoria okupowane, a nawet dla zerwania wszelkiej współpracy gospodarczej oraz stosunków dyplomatycznych z Federacją Rosyjską. W połowie marca prezydent Petro Poroszenko zdecydował się na autoryzację trwającej od stycznia „społecznej” blokady wymiany handlowej z separatystyczną częścią Donbasu, zainicjowaną przez środowiska weteranów, zakazując takiej wymiany.

Ukraińskie elity są generalnie przeciwne zarówno realizacji porozumienia z Mińska, jak też kapitulacji lub pokojowi za wszelką cenę. Zmęczenie wojną i dotkliwymi stratami owocuje coraz radykalniejszą retoryką, aż do gotowości poparcia ewentualnej nowej próby likwidacji „republik” siłą. Także siły zbrojne czują się coraz pewniej – moralnie, jak i organizacyjnie są gotowe do działań zaczepnych, choć wyższe dowództwo musi rozumieć, że w razie uzyskania przewagi nad separatystami do walki ponownie włączą się regularne jednostki rosyjskie.

Zostaje ta białoruska. Jej otwarcie jednak uzależnialibyśmy od polityki o wiele większej, niż ta prowadzona na szczeblu UEFA-rosyjskie władze.

Transport kołowy – pobyt

A jeśli już dojedziemy tym autem do Rosji – nasze problemy dopiero się zaczną. Przede wszystkim – Rosja to kraj ogromny. Po drugie – pragnący ten swój ogrom zademonstrować. Mecze organizuje jedenaście miast na dwunastu stadionach, grupy są zaś skonstruowane w ten sposób, że… naprawdę obawiamy się na przykład o losy piłkarzy z zespołu „A4” w grupie A. Gagatki bowiem najpierw zagrają w Jekaterynburgu, potem przeniosą się do Rostowa nad Donem, a na trzeci mecz z Rosją wyjdą na murawę stadionu w Samarze. Wszystko na przestrzeni 10 dni. Piłkarze oczywiście będą mogli odsypiać w samolotach, ale kibice z Jekaterynburga do Rostowa będą jechać (za Google Maps) jakieś 30 godzin. A mecze oddziela ledwie pięć dni (i dwie strefy czasowe, między czasem Jekaterynburga i moskiewskim, obowiązującym w Rostowie, są aż 2 godziny różnicy).

V42rJcH

Jeszcze lepsza wycieczka czeka fanatyków wędrujących za jednym z zespołów z grupy B. Soczi – Kazań – Kaliningrad.

Wisienka na torcie to sytuacja z grupy F. Kibice jednego z państw z tej grupy wyjdą ze stadionu w Rostowie w sobotę po 23.00, natomiast we środę o 17.00 (według czasu z Rostowa, o 19.00 czasu lokalnego) rozpocznie się ich mecz w oddalonym o 2300 kilometrów Jekaterynburgu.

Jeśli chodzi o Polaków – najprawdopodobniej podobnie jak we Francji zostanie obrana jedna baza wypadowa na cały turniej, z której piłkarze będą wylatywać na kolejne mecze, o ile naturalnie nic się nie wysypie na ostatniej prostej i zakwalifikujemy się na mundial. Powinniśmy zresztą mieć pełną wolność wyboru – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Polska będzie jedną z pierwszych reprezentacji zakwalifikowanych na turniej, a wobec tego i jedną z pierwszych, przy wyborze hoteli i boisk.

Biorąc pod uwagę, że w każdej z grup rozstrzał pomiędzy miastami jest spory – opcja samolotowa dla piłkarzy jest czymś oczywistym. Ale i kibice pewnie nie będą kręcić nosem na ceny samolotów biorąc pod uwagę drogi. I jakość tych dróg.

Najpoważniejszym problemem pod tym względem jest fakt, że tylko dwa stadiony są w Moskwie, do pozostałych dziesięciu trzeba dojechać. Tak wygląda mapa autostrad z Wikipedii. Tak, ten centralny punkt otoczony dwoma okręgami to Moskwa.

Jasne, Rosja każdego dnia kładzie kolejne kilometry, łączy kolejne miasta i na gwałt tworzy siatkę dróg dojazdowych do miast organizujących mundial. Ale w tzw. międzyczasie trwa przynajmniej kilka afer dotyczących budowy tychże dróg. W ostatnim czasie najgłośniej było o proteście podwykonawców, którzy zablokowali już zbudowane fragmenty autostrad sygnalizując, że niemal na każdym poziomie wykonywania prac pojawiają się opóźnienia z płatnościami. Na początku 2017 roku w ogóle wstrzymano pracę – guidetopetersburg.com informuje o problemach finansowych tureckiego konsorcjum, które było odpowiedzialne m.in. za kluczowe fragmenty trasy Moskwa – Sankt Petersburg. W artykule czytamy, że Puchar Konfederacji w 2017 roku, albo i późniejsze Mistrzostwa Świata mogą się odbyć pomiędzy protestującymi robotnikami.

Ale jakkolwiek brutalnie to brzmi – podwykonawcy protestowali także w Polsce, niektórzy jeszcze długo po udanym turnieju. Sam fakt, że część robotników zbudowała drogę nie otrzymując zapłaty za wykonaną robotę nie sprawi jeszcze, że tym świeżym asfaltem nie pojedzie Jose, fan Hiszpanii z Malagi.

Gorzej, że to tylko wierzchołek drogowych protestów. W kwietniu stanęły tiry – kierowcy wykonujący dalekie trasy zatrzymali swoje auta na autostradach w ramach wielkiego buntu przeciw podatkowi „Platon”. Nie wnikając w techniczne szczegóły – ta specyficzna grupa zawodowa w Rosji strajkuje z przerwami właściwie od 2015 roku, najczęściej nasilając swoje akcje w okresach, gdy nakłada się na nich kolejne daniny. Zryw z ostatnich tygodni Washington Post opisywał tak:

Rozciąga się jak okiem sięgnąć, jak gigantyczna, różnokolorowa mechaniczna gąsienica, bardzo, bardzo wkurzona gąsienica. To długa linia kabin ciężarówek, wrzeszcząca klaksonami i warczeniem potężnych silników, zapychająca wąską autostradę nad brzegiem Morza Kaspijskiego w Dagestanie na południu Rosji. Kierowcy, setki kierowców, wyglądają jakby wysyłali głośny sygnał do rządu puszczającego mimo ucha wszelkie mniejsze protesty: spróbujcie puścić mimo ucha to!

Oczywiście dalecy jesteśmy od egzaltacji Washington Post, ale jedno jest pewne – ta konkretna grupa może naprawdę dużo, sprawdźcie sobie sami na autostradzie, gdy zaczynają się wzajemnie wyprzedzać. Właściwie nie musieliby nawet odpalać jakichś większych protestów – wystarczyłaby z ich strony akcja masowego wyprzedzania się na kluczowych drogach i kibice mieliby spieprzone całe mistrzostwa.

Trzeci gwóźdź do trumny z napisem: „doskonały pomysł, by do Rosji ruszyć swoim autem”. Rosja zajmuje czwarte miejsce na świecie pod względem liczby śmiertelnych wypadków drogowych według raportu ONZ. Oczywiście, wynika to z wielkości państwa, ale również w bardziej miarodajnym przeliczeniu wypadków na 100 tysięcy mieszkańców Rosja jest tuż za pierwszą dziesiątką złożoną z Botsawny, Iranu i Tajlandii. W Europie to niekwestionowany lider, przed Litwą, Ukrainą i Czarnogórą.

Nie, nie jesteśmy opłaceni przez linie lotnicze. Ale my raczej wybierzemy samolot.

Kibice centralnie planowani

Osobny temat to oczywiście rosyjscy kibice, słynni na całym świecie nie tylko z wydarzeń na Moście Poniatowskiego w Warszawie, ale przede wszystkim z harców w Marsylii, gdzie udowadniali sobie wraz z Anglikami, kto jest wyżej w hierarchii światowego chuligaństwa.

W czerwcu w Rosji wchodzi ustawa dotycząca bezpieczeństwa imprez masowych, dość podobna do tej, która obowiązuje w Polsce. Różni się jednak podejście do niej. – My dość aktywnie uczestniczyliśmy w negocjacjach dotyczących kształtu tej ustawy, próbując uwzględnić też postulaty środowiska piłkarskiego, klubów, ale także kibiców. Po jej wprowadzeniu zaś skupiliśmy się na pomocy tym samym ludziom w stosowaniu jej przepisów – tłumaczy dr Łapiński. W praktyce oznacza to na przykład wspólne interpretowanie pewnych niejednoznacznych zapisów – najchętniej przytaczanym przykładem jest słynna gaśnica samochodowa, której według polskiej ustawy nie można wnieść na teren obiektu (a więc i na parking) ani posiadać w drodze na mecz wyjazdowy – a jednak, nikt gaśnic nigdzie nie rekwiruje.

W Rosji sprawa ma się nieco inaczej. Władza ma na tyle duży autorytet, że na poszczególnych szczeblach nie ma miejsca na interpretowanie, jest bezwzględne posłuszeństwo założeniom. Czyli jeśli gaśnice będą zakazane – to prawdopodobnie każdy najdrobniejszy kierownik bezpieczeństwa na najbardziej odludnym stadionie osobiście wytłumaczy każdemu stewardowi, że gaśnic – niet. Nie wiadomo jeszcze jak to zderzenie cywilizacji wypadnie z bardziej rozrywkowymi nacjami, które z pewnością przyjadą do Rosji, ale już teraz znawcy tematu wskazują na konieczność zawarcia kompromisów.

Słowo „kompromis” zresztą ostatnio jest chyba wśród tamtejszych kibiców modne. Głośna była sprawa oprawy kibiców Spartaka Moskwa, do której nie przyznali się ultrasi tego klubu. Opisywaliśmy całą sytuację W TYM MIEJSCU, ale pokrótce: „ktoś” postanowił uderzyć w BBC za materiały atakujące Rosję przed nadchodzącym mundialem. Chronologia zdarzeń wygląda mniej więcej tak:

1. BBC puszcza materiał o rosyjskiej armii chuliganów, wypowiadają się m.in. „Butchers”, czyli kibice klubu FC Orel, luźno powiązani z fanatykami Spartaka Moskwa. Z filmu dowiadujemy się, że to doskonale wyszkolona taktycznie i bojowo grupa gotowa w 2018 roku zatłuc wszystkich przyjezdnych, szczególnie tych z Anglii. Bombą, która szczególnie uderzyła w Rosję były jednak poszlaki wykazujące związki chuliganów z władzami, o których w środowisku kibicowskim mówiło się od lat.

2. Rosyjscy kibice, w tym kibice biorący udział w materiale, są oburzeni. Wypominają manipulacje, wypierają się swoich słów, krzyczą o paszkwilu.

3. Rosyjscy dziennikarze i politycy są oburzeni. Wypominają manipulacje, krzyczą o paszkwilu.

4. Na meczu Spartaka Moskwa zostają zaprezentowane dwie oprawy, jedna wymierzona w BBC, druga ocieplająca wizerunek kibiców Spartaka z hasłem witamy na mistrzostwach. Wśród kibiców na oprawie – minister Ławrow oraz inni popularni kibice klubu.

Znalezione obrazy dla zapytania spartak lokomotiv fans

Znalezione obrazy dla zapytania spartak bbc

5. Od opraw odcinają się ultrasi Spartaka Moskwa, przyznając niejako, że obie wywiesił „ktoś” inny.

6. Kolejną z opraw cenzurują już służby. Spartak chciał uderzyć na meczu z Zenitem w tony dotyczące strachu, skończyło się na gloryfikowaniu Moskwy.

Wyobrażacie sobie sytuację, w której najpierw ktoś rozwija na Żylecie dwie sektorówki, od których odcinają się ultrasi Legii Warszawa, a następnie treść kolejnej oprawy jest negocjowana z funkcjonariuszami służb? A przecież to dopiero wierzchołek, „mundialową” płachtę materiału z tym samym hasłem, co u Spartaka: „welcome to Russia 2018” zaprezentowali też kibice CSKA.

Znaleziony obraz

Rosję m.in. bez Krymu, którego to „FIFA nie uznaje za część państwa”. Brzmi o wiele mniej wojowniczo, niż wszystko, co widywaliśmy na rosyjskich trybunach w ostatnich latach. Wyjaśnienie? Cofnąć możemy się na przykład do artykułu rosyjskiego Forbesa z 2014 roku, który ze szczegółami opowiadał m.in. o spotkaniu Władimira Putina z liderami środowiska kibicowskiego. Ceniony periodyk jako przykład dość namacalnego wpływu władzy na kibiców podał „słowiańskie braterstwo” Rosjan i Ukraińców. W czasach pokoju na oprawach czy w wypowiedziach fanatyków z Rosji rządziła przyjaźń ukraińsko-rosyjska. Gdy rozpoczęła się wojna w Donbasie – Rosjanie ostentacyjnie odcięli się od polityki. Gdy wsparcie Ukraińcom okazali pojedynczy fani CSKA Moskwa, oficjalne kanały kiboli z tego klubu zamieściły oświadczenie o tym, że „nie chcą wyciągać pochopnych wniosków” a zabranie głosu w tej sprawie dotyczyło kilku przypadkowych kibiców niezwiązanych ze zorganizowanymi grupami fanatyków CSKA.

W linkowanym wyżej artykule z Weszło jest również bardziej wyraźny przykład – graffiti-ostrzeżenie dla służb w związku z „dokręcaniem śruby” kibolom z Rosji. Głosi wprost – dokręcając kurki, uważajcie by nie przekręcić gwintów.

Kontakty środowiska kibicowskiego z władzami stają się więc tak naprawdę półoficjalne, za co odpowiadać może także… konstrukcja oficjalnych programów. Instytucje, które mają łączyć świat piłkarski ze światem kibicowskim – np. Supporters Liaison Officer, czyli koordynator ds. współpracy z kibicami – w Rosji działają w dość specyficzny sposób. Wystarczy wspomnieć, że dwóch spośród rosyjskich SLO zostało aresztowanych w Marsylii podczas pamiętnych walk z Anglikami na ubiegłorocznym Euro we Francji. Po prostu nieco zbyt dosłownie potraktowano zalecenie, by tę funkcję pełnili aktywni kibice.

Niewykluczone, że teraz nastąpi dość ostry zwrot w tej polityce. O nowej ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych już wspomnieliśmy, bardziej znaczące są jednak decyzje personalne. Na przykład zaangażowanie w walkę z chuligaństwem generała-majora Władimira Markina, swego czasu bliskiego współpracownika samego Władimira Putina.

Jednak skoro Rosjanie traktują mundial jako środek do zerwania z wizerunkiem całego państwa, to oczywistym jest również zaangażowanie w jego powodzenie całego państwa. Uformowanego w sposób zdecydowanie odmienny od wiecznie rozgadanej polskiej klasy politycznej. – Istotnie w Rosji czuć duży szacunek do poleceń płynących z góry, od przełożonych czy wręcz polityków – potwierdza Łapiński. – Mniej jest własnej inicjatywy, więcej twardej realizacji założeń wypracowanych na najwyższych szczeblach.

Jak wysoko definiujemy najwyższe szczeble? Tu pojawia się chociażby Władimir Markin. Nikt nie ma wątpliwości – przy organizacji tak ważnej imprezy niewiele zostanie pozostawione przypadkowi.

Tylko krowa nie zmienia poglądów

Kim jest sympatyczny generał-major? Najkrócej rzecz ujmując – zaufanym człowiekiem władzy. Działał między innymi w bardzo ważnym z punktu widzenia krajowej polityki Komitecie Śledczym Federacji Rosyjskiej funkcjonującym przy Prokuratorze Generalnej. Był pierwszym szefem kontaktów z mediami w tym stworzonym dekretem prezydenta w 2010 roku urzędzie. Poza działalnością polityczną – pracował też w RosHydro, największej spółce zajmującej się energią odnawialną w Rosji (drugą na świecie pod względem mocy generatorów). Wywodzi się ze świata mediów, zresztą już jako dyrektor komunikacji w Komitecie Śledczym miał swój program na Pierwyjym Kanale.

W tym roku został zatrudniony w rosyjskim związku piłkarskim, jako szef całego bezpieczeństwa i kontaktów z kibicami. Nikt nie ma wątpliwości, że jego słowo będzie ważyć więcej, niż teoretycznych przełożonych z federacji futbolowej, a stanowisko nie ma tu żadnego znaczenia – liczy się, że generał-major przybył z góry i jest za powodzenie całego planu w pełni odpowiedzialny.

Co ciekawe – poglądy samego Markina na stadionowe chuligaństwo mocno ewoluowały w ostatnich miesiącach. Po wybrykach w Marsylii Markin pisał na swoim Twitterze, że Europejczycy są zaskoczeni, kiedy widzą prawdziwych mężczyzn wyglądających tak, jak powinien wyglądać mężczyzna. Oni widują „mężczyzn” na ulicach tylko na paradach gejów. Wpisywał się tym zresztą w narrację wielu rosyjskich polityków, którzy podkreślali, że obicie Anglików przez Rosjan to wyłącznie dowód, że lepiej chować się na twarożkach i siłowni niż piwie i drugim piwie. Jeszcze na początku lutego, już po zmianie miejsca pracy z rosyjskich spec-służb na związek piłkarski, przekonywał w R-Sport, że dokument BBC to wymierzona w Rosję propaganda „tak zwanych obiektywnych” brytyjskich mediów. Ale tylko krowa nie zmienia poglądów.

Dziś Markin krzyczy: zero tolerancji i ochrzania w mediach poprzedników.

Dział, którym zarządzam praktycznie nie funkcjonował. (…) Już teraz zwiększyliśmy kary i wprowadziliśmy więcej przepisów dotyczących kibiców. (…) Wydzieliliśmy związek kibiców z rosyjskiego związku piłkarskiego, bo eksperyment, który miał zachęcić fanów do samodzielnej walki z radykalnymi chuliganami okazał się nie do końca udany. Szprygin (w Polsce znany jako organizator marszu przez Most Poniatowskiego w 2012 roku) i jego kompania nie traktowali swoich stanowisk jako drogi do realizowania misji, ale wyłącznie do czerpania przywilejów. Zachowywali się jak VIP-y, którym można więcej niż zwykłym kibicom. Nie chodzi już nawet o to, że on sam dwukrotnie miał problemy z prawem, ale i inni członkowie jego organizacji otrzymywali wyroki w Marsylii. (…) Ilość pirotechniki odpalanej na stadionach świadczy o niedostatecznej kontroli podczas wchodzenia na stadion, ale może również być dowodem na współpracę części pracowników ochrony z kibicami, którzy chcą ją odpalać. 

To wypowiedzi z R-Sport już z drugiej połowy lutego. Co prawda Markin nadal upiera się, że do wydarzeń w Marsylii nie doszłoby, gdyby Francuzi współpracowali z rosyjskimi służbami bądź też ukrócili prowokacje Anglików, jednakże nie ma już żadnego obrażania organizatorów, że nie potrafią poradzić sobie z prawdziwymi mężczyznami, bo dotąd obcowali jedynie z paradami homoseksualistów. Markin przestał usprawiedliwiać, zaczął ścigać – a w ślad za nim poszedł cały podległy mu aparat.

Jeśli wierzyć relacjom z Rosji – może się okazać, że ci wzbudzający strach połowy kontynentu chuligani nie będą żadnym zagrożeniem, ponieważ w komplecie zameldują się za kratkami jeszcze przed nowym rokiem.

Jesteście naszymi gośćmi

A kibice z Polski? Przede wszystkim – mimo teorii, że rosyjscy chuligani są „centralnie planowani” i w związku z tym na okres mistrzostw nie będą szukali przygód, odradza się samotne podróże po przedmieściach. Pod tym względem Rosja nie zmienia się od lat – bogate centrum, w którym co drugi samochód to Mercedes otoczone jest przez osiedla, na których o wiele łatwiej spotkać ładę. Gdyby jednak wystąpiły jakieś nieprzewidziane problemy – Rosja szczyci się dość unikalnym systemem pomocy dla kibiców. „Europejska Pomoc Prawna” – bo tak nazywa się ta instytucja – ma w swoich szeregach prawników, ale i kibiców, znających doskonale specyfikę życia na trybunach – jeden z nich, Oleg Siemionow, jest nawet dyrektorem całego departamentu współpracy z organizacjami sportowymi. Najpierw odpowiadał za bezpłatną pomoc dla sympatyków futbolu z Rosji, którzy wpadli w tarapaty podczas wyjazdów na mecze reprezentacji czy swoich klubów do innych europejskich państw – współpracował przy tym zarówno z rosyjską federacją, jak i tamtejszym odpowiednikiem naszej Ekstraklasy SA. 300 prawników w całej Europie czekało pod telefonami alarmowymi w całej Europie, od Hiszpanii po Ukrainę, reagując na każdy problem rosyjskiego kibica – od kradzieży dokumentów po aresztowanie.

– Ten serwis prawdopodobnie będzie oferowany także w trakcie rosyjskich mistrzostw świata – dowiadujemy się od Dariusza Łapińskiego z PZPN-u. To o tyle istotne, że Europejska Pomoc Prawna bez wątpienia przydałaby się chociażby kibicom Legii Warszawa podczas wyjazdu na mecz ze Spartakiem, gdy potężne problemy mieli już na przejściach granicznych. Według pracowników EPP, którzy mają już za sobą pierwsze nieformalne rozmowy organizacyjne, niedopuszczalne są na przykład sytuacje, w których uprawnienia przekracza policja. Biorąc pod uwagę niespecjalnie korzystny wizerunek rosyjskich służb w oczach całej Europy – świadomość istnienia bezpłatnych prawników, którzy mogą pomóc przy przygodach z funkcjonariuszami milicji wydaje się dość istotna. Szczególnie, że szereg przepisów jest zdecydowanie inny niż w Polsce – przykładem choćby fakt, że stewardzi w Rosji… nie mogą przeszukiwać kibiców na stadionie.

– Po doświadczeniach zebranych podczas Euro 2016, uruchamiamy linię kontaktową czynną przez całą dobę zarówno dla obywateli Federacji Rosyjskiej, jak i państw biorących udział w Pucharze Konfederacji w 2017 roku, a następnie w Mistrzostwach Świata 2018 – czytamy na stronie organizacji.

Ale możliwe, że pomoc prawna nie będzie potrzebna. – Faktycznie, rozmawialiśmy w Moskwie na temat podejścia do drobnych wykroczeń, takich jak – na przykład – picie piwa w miejscu publicznym w Polsce, którego to zakaz na czas Euro 2012 stał się przepisem absolutnie martwym. Wielokrotnie z ust rosyjskich rozmówców słyszałem, że mistrzostwa to potężna szansa na zerwanie z negatywnym wizerunkiem, a w związku z tym – nikt nie będzie chciał tego przekreślić w imię wymierzenia dotkliwej kary za rzucenie papierka na ulicę – przekonuje Dariusz Łapiński, który w Moskwie odbył szereg spotkań z organizatorami mistrzostw. – Z drugiej strony, Rosjanie dość twardo podchodzą do litery prawa. Nie wiem jeszcze, w jaki sposób uda im się to pogodzić.

Polityka, polityka

Czy da się zerwać z wizerunkiem systemu, w którym opozycja ma niewiele więcej swobód niż tygrysy w klatkach na dworach paliwowych oligarchów? Nie ma jeszcze odpowiedzi na to pytanie, ale Rosja chyba chce spróbować.

To Aleksiej Nawalny, krótko po ataku środkiem dezynfekującym, tzw. „zielonką”. Twarz rosyjskiej opozycji i prawdopodobnie jedyny sensowny kontrkandydat dla obecnych władz w nadchodzących i zbiegających się z mundialem wyborach ostatnio nie schodzi z czołówek. Zaczęło się od ujawnienia przez niego majątku Dmitirija Miedwiediewa, o czym pisaliśmy tak:

„Fundacja do walki z korupcją” zaprezentowała na swoich stronach internetowych obszerny raport dotyczący posiadłości premiera Federacji Rosyjskiej, Dmitrija Miedwiediewa. Bliski współpracownik Władimira Putina, były prezydent, obecnie premier od lat jest „prostym urzędnikiem”, „sługą narodu”, który zamiast gromadzić dobra doczesne od świtu do zmierzchu myśli jak poprawić życie swoich rodaków. I jak to zazwyczaj ze sługami narodu w krajach byłego bloku sowieckiego bywa – z państwowej pensji był w stanie dorobić się m.in. wartej 333 miliony złotych posiadłości na Rublowce. Według Nawalnego to jednak jedynie wierzchołek jego majątku. W raporcie ujawnia wszystko – od wydatków na najdroższe garnitury, co wydaje się jeszcze w miarę zrozumiałe, aż po daczę z dwoma lądowiskami dla helikopterów, oficjalnie należącą do kuzyna Miedwiediewa – co już zrozumiałe nie jest. Winnice w Toskanii, kamienice, jachty, mniejsze budynki – Miedwiediew z polityki wyniósł więcej, niż niejeden oligarcha z najbardziej intratnych interesów.

Całość znajdziecie TUTAJ.

Po tych raportach Rosjanie wyszli na ulice podczas kilkudziesięciu manifestacji zorganizowanych przez Nawalnego i jego współpracowników. Zachowanie służb w trakcie części z nich – z zatrzymaniem Nawalnego włącznie – odbiło się szerokim echem w całej Europie a wyrazy zaniepokojenia opublikowali wszyscy zawodowi „wyrażacze zaniepokojenia” z Parlamentu Europejskiego. Od tamtego czasu jednak Rosja podkręciła tempo – a kulminację stanowią ostatnie tygodnie, już po zaatakowaniu opozycjonisty tą niebiesko-zieloną cieczą. Najpierw okazało się, że Nawalny, który od lat nie może się doprosić o paszport, teraz dostanie wizę od ręki – byle wyleczyć jego oko, które obecnie według lekarzy straciło ponad 80% widzenia. Ten gest i udzielenie zgody na wyjazd zbiegł się jednak w czasie z dość kuriozalnym wywiadem z wiceszefem rosyjskiej Komisji Wyborczej. Nikołaj Bułajew powiedział w rozmowie z agencją RIA-Nowosti, że Nawalny… nie ma biernego prawa wyborczego.

Wszystko rozbija się o szeroko komentowany wyrok kolonii karnej w zawieszeniu za działanie na szkodę spółki Kirowles. Przypomnijmy od razu: w 2013 roku sprawa znalazła swój finał w Strasburgu, gdzie uznano, że Nawalnego pozbawiono prawa do uczciwego procesu. Sąd Najwyższy w Rosji uchylił wyrok, ale powtórzono proces – i znów Nawalny skończył z wyrokiem. Aktualnie odrzucono pierwszą apelację od lutowej decyzji sądu, ale to z pewnością nie koniec. Tym bardziej, że sprawa jest już w pełni polityczna. Bułajew przekonuje bowiem w tym samym wywiadzie, że Nawalny manipuluje ludźmi i wprowadza ich w błąd. Promyk nadziei? Bułajew łaskawie oświadcza, że oczywiście wszystko zależy od sądów i Komisja Wyborcza dostosuje się do decyzji trzeciej władzy.

Ale czy to cokolwiek da, skoro już w ubiegłym tygodniu współpracownicy Nawalnego podali mediom informację o rozwiązywaniu z nimi umów najmu w kilku kolejnych sztabach wyborczych w różnych miastach? Jak podaje TVN24 – w piątek wieczorem także właściciel pomieszczeń wynajmowanych przez sztab Nawalnego w Moskwie zażądał ich zwolnienia. Jakby wyrok miał stanowić jedynie sygnał – zwijamy cyrk pt. kontrkandydat w wyborach.

***

A gdybyśmy mieli wspomnieć jeszcze o bublowatych stadionach? O tym, jak wyglądają loże na Zenicie, jak wyglądają wykończenia? Kto je budował (robotnicy z Korei Północnej, przepracowani i słabo opłacani), w jaki sposób i jakim kosztem (tylko w drugiej połowie 2016 roku 4 robotników zginęło)? Wklejmy jedynie ten filmik, jako symbol Rosji 2017, na rok przed wielką imprezą Rosja 2018. Z nadzieją, że mimo wszystko Rosja poważnie potraktuje misję zrywania z wizerunkiem zamordystów z tajgi.

JAKUB OLKIEWICZ

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

26 komentarzy

Loading...