Reklama

Śląsk nie jest zainteresowany wygrywaniem. Woli publicznie się frajerzyć

redakcja

Autor:redakcja

15 kwietnia 2017, 17:51 • 2 min czytania 12 komentarzy

Prowadzisz sobie spokojnie 2:0, co – jak wiedzą wszyscy uważnie śledzący Ekstraklasę – nie jest najlepszą pozycją wyjściową, jeśli myślisz o zwycięstwie. Jest 57. minuta. Przeprowadzasz kozacką akcję, jeden twój zawodnik wypuszcza kolegę sam na sam (Madej), kolega odnajduje się i może zakończyć tę akcję na dwanaście różnych sposobów (Pich). I wtedy opcje na rozstrzygnięcie meczu są dwie

Śląsk nie jest zainteresowany wygrywaniem. Woli publicznie się frajerzyć

a) Pich strzela i dobity Górnik do końca meczu nie ma już nic do powiedzenia,
b) Pich nie strzela, idzie kontra, Śląsk traci punkty w wygranym meczu.

W sumie powinniśmy teraz podrzeć łacha ze słowackiego piłkarza, ale bez problemu odnajdujemy wytłumaczenie, dlaczego Pich wybrał w tej akcji takie a nie inne rozwiązanie, czyli metodę „uderzę prosto w bramkarza”. Okazała się ona skuteczna przy pierwszej bramce Śląska (asysta Riery piętą – arcymistrzostwo), okazała się skuteczna także i przy drugiej. Zalecamy Prusakowi użycie na przyszłość jakiegoś kleju albo chociaż liny – nie są to wielkie błędy, ale wpuszczenie dwóch bramek między nogami bramkarzowi na tym poziomie nie przystoi.

Dlatego rozumiemy, że Pich w tej sytuacji zdecydował się na skorzystanie ze sprawdzonej metody. Nie rozumiemy natomiast, dlaczego chwilę potem obrońcy Śląska pozostawili Boninowi trzy hektary miejsca na wrzutkę, a Drewniaka w polu karnym potraktowali tak lekceważąco, jak klasowego śmieszka twierdzącego, że w przyszłości będzie prezydentem. Górnik wcisnął bramkę kontaktową, ale obraz meczu jakoś diametralnie się nie zmienił. To Śląsk generalnie sprawiał lepsze wrażenie wizualne, w drugiej połowie mógł się podobać Madej, dobre piłki grał Riera, strzałami z dystansu straszył Dankowski. Trzymało się to wszystko kupy.

Ale co z tego, skoro Javi Hernandez wypatrzył w polu karnym Ubiparipa, chciał posłać do niego mięciutką wrzutkę, a wyszedł mu z tego centrostrzał roku. 2:2, parę szaleńczych ataków Śląska w końcówce meczu, ale… znów możemy napisać to samo. Co z tego, skoro w ataku biega Zwoliński, który w swojej jedynej akcji meczu nie potrafi dostawić głowy tak, by piłka w ogóle zbliżyła się do bramki. Na gali konkursu na frajerów weekendu piłkarze w zielonych koszulkach śmiało mogą już wypinać piersi po ordery.

Reklama

Co ten wynik oznacza dla obu ekip? Dla Górnika niewiele, po podziale to tylko pół punktu, jeśli ekipa Smudy na poważnie myśli o walce o spadek o utrzymaniu, musi punktować znacznie okazalej. A Śląsk? Przed meczem mógł marzyć jeszcze o tym, że jakimś cudem uda się załapać do pierwszej ósemki. Szans na znalezienie się w bezpiecznej strefie nie odnaleźliby nawet najbardziej kreatywni matematycy.

rRAPpQf

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...