Reklama

5 powodów, dla których warto spędzić wieczór z Ligą Europy

redakcja

Autor:redakcja

13 kwietnia 2017, 10:02 • 5 min czytania 14 komentarzy

Istnieje teoria, według której czwartki z Ligą Europy są doskonałym sposobem na poprawę życia rodzinnego. W jaki sposób? Bo wyobraźcie sobie swoją drugą połówkę, która po dwóch wieczorach z Ligą Mistrzów gniewnym głosem zadaje pytanie: znowu jakieś mecze? I wyobraźcie sobie waszą odpowiedź: „tak kochanie, znowu. Ale tym razem w sumie mogę odpuścić, jeśli ci zależy”. Wiadomo, wszystko oparte jest na pewnym drobnym niedopowiedzeniu, ale w sumie wszyscy są zadowoleni. I jeśli pytacie nas, czy w przypadku pierwszych meczów fazy ćwierćfinałowej spokojnie można powtórzyć ten manewr, szczerze odpowiadamy, że tak. 

5 powodów, dla których warto spędzić wieczór z Ligą Europy

Ale prawda jest też taka, że jeśli zdecydujecie się spędzić ten wieczór z Ligą Europy, to z całą pewnością znajdziecie coś dla siebie. Jeśli jesteście w fazie planowania, to mogą wam się przydać nasze podpowiedzi.

Po pierwsze: Łukasz Teodorczyk. 

No po samym losowaniu wyglądało to naprawdę przednio. Będący w gazie Łukasz Teodorczyk wraz ze swoim Anderlechtem zmierzy się z Manchesterem United. Z wielką firmą, z głównymi faworytami do zwycięstwa. Idealna okazja, by się pokazać. I to również przed angielską publicznością, którą chyba nazwać możemy tą docelową. A może nawet powalczyć o koronę króla strzelców rozgrywek? Liderujący Edin Dzeko i Giuliano, do których Polak traci trzy gole, nie będą mieli już okazji poprawić dorobku.

Sęk w tym, że w niedzielnym meczu z Gentem strzelec 28 goli dla Anderlechtu w tym sezonie musiał przedwcześnie opuścić boisko. Doznał urazu, odczuwa ból, jeszcze wczoraj nie trenował. Szkoleniowiec Rene Weiler już zapowiedział, że Polaka nie wystawi w podstawowym składzie. Jego występ stoi pod znakiem zapytania, a to oznacza, że niczego wykluczyć nie można.

Reklama

Wariant bardzo optymistyczny – to tylko podpucha, wszak ile znamy przypadków cudownych uzdrowień.
Wariant mniej, ale ciągle optymistyczny – Teodorczykowi przypadnie rola dżokera, co w sumie może wyjść mu na dobre.
Wariant umiarkowanie pesymistyczny – Polak podzieli losy „Lewego” i fajny meczyk obejrzy z trybun.
Wariant pesymistyczny – „Teo” obejrzy z trybun mecz, ale niefajny.

Po drugie: Zlatan i jego mafia. 

Wiadomo – pan Zlatan jest debeściak. I jego mafia w sumie też, choć w jej przypadku chyba bardziej pasowałoby stwierdzenie „bywa”. 5. miejsce w tabeli Premier League, przed Czerwonymi Diabłami ostra batalia, by wrócić tam, gdzie jest ich miejsce. Czyli do Champions League, ale umówmy się – łasy na trofea „Mou” to nie Mauricio Pochettino, który w zeszłym sezonie w obliczu ciekawej sytuacji na krajowym podwórku, dość ostentacyjnie pokazał, że średnio interesuje go ten z mniej prestiżowych europejskich pucharów (efektem porażka jego Tottenhamu 0-3 na Signal Iduna Park, w meczu, na który wszyscy ostrzyli sobie zęby). Droga do Ligi Mistrzów przez LE może być tą łatwiejszą.

Przeglądamy prognozowane składy w angielskich mediach, w zasadzie nikt nie zakłada wielkiej rewolucji. Ma zagrać Sergio Romero, któremu „Mou” daje szanse w LE regularnie i można się spodziewać jeszcze kilku (2-3) korekt w porównaniu do meczów ligowych.  Zlatan opuścił do tej pory tylko jeden mecz w tych rozgrywkach i nie zanosi się, by dziś miał być drugi. Ma pięć goli – tyle co Teodorczyk – więc też może powalczyć o koronę.

Zapewne niejeden fan Anderlechtu ma dziś przed oczami mecz z października 2013, kiedy to Szwed w barwach PSG zniszczył Fiołki w rozegranym w Brukseli meczu Ligi Mistrzów. 5-0. Cztery bramki jego.

Reklama

Po trzecie: pogromcy Legii. 

Oczywiście to nie tak, że mocno kibicujemy drużynie z Amsterdamu, bo niby fajnie, jeśli daleko zajdzie ktoś, kto wyeliminował polski klub, bo pokazuje to, że odpadliśmy z klasową drużyną. Nie no bez przesady. Jednak na pewno spoglądamy na Ajax przez tę historię z trochę większym zaciekawieniem. Po jakkolwiek patrzeć dość wyrównanym dwumeczu z Legią, był też wyrównany dwumecz z Kopenhagą i na poziomie ćwierćfinału trzeba spodziewać się tego samego.

Ajax-Schalke to chyba najbardziej wyrównana para na tym etapie. Wiadomo, że Niemcy zawodzą w lidze, w której zajmują dopiero 10. miejsce, ale do Holandii pojadą opromienieni wysokim zwycięstwem 4-1 nad Wolfsburgiem w ostatniej kolejce. Z kolei Ajax zaciekle walczy z Feyenoordem i PSV o mistrzostwo, a ostatnio jest w wybornej formie – najpierw ograł  pierwszą z tych drużyn, a później wysoko pokonał AZ i NEC.

To będzie powrót na stare śmieci dla Klaasa-Jana Huntelaara, którego przygoda z Schalke powoli dobiega końca. A sporo mówiło się przecież, że kolejnym klubem Holendra może być właśnie Ajax, w którym grał przez trzy lata, strzelił 105 bramek i za blisko 30 milionów odszedł do Realu Madryt.

Po czwarte: inny Polak może zbliżyć się do trofeum. 

No średnio się wiedzie Maćkowi Rybusowi w Lyonie, to żadne odkrycie. Tylko cztery występy w tym roku, ostatni w połowie lutego przeciwko AZ Alkmaar w Lidze Europy. I nie należy liczyć na to, że dziś ten bilans się poprawi.

Ale można kibicować jego drużynie, bo przecież pracuje ona na to, by było więcej okazji do pokazania się dla Polaka. Może okaże się przydatny w półfinale? A może jeszcze później? Niezależnie od indywidualnego wkładu coś może mu wpaść do gabloty.

Besiktasu jednak lekceważyć nie można. Turków pamiętamy choćby z jesiennych meczów Ligi Mistrzów, potrafią napsuć sporo krwi każdemu – na przykład odpadali z tych prestiżowych rozgrywek z lepszym bilansem przeciwko Napoli (wygrana na wyjeździe, remis u siebie). Besiktas nie przegrał od 11 spotkań (8 zwycięstw), to powinny być dobre zawody.

Po piąte: możesz podkreślić, że jesteś piłkarskim hipsterem. 

Za taki wybór uznajemy dziś spotkanie Celty Vigo z Genkiem. Oczywiście były okresy, gdy Aspasa i spółkę oglądało się z dużą przyjemnością. Jednak ostatnio Celta, która broni honoru hiszpańskich drużyn w LE, po prostu zawodzi. W przypadku Genku zachęcający mógłby być np. fakt, że portal whoscored.com wskazuje, że dwóch z trzech najlepszych piłkarzy tej edycji to reprezentanci tego klubu. Sęk w tym, że Onyinye Ndidi został zimą sprzedany do Leicester City za 17,5 miliona, a Leon Bailey do Bayeru Leverkusen za 13,5 bańki. Udało się wiosną bez nich przejść Astrę Giurgiu i Gent. Czyli nie była to najtrudniejsza z dróg. Zdecydowanie najmniej zachęcający z meczów.

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Liga Europy

Anglia

Fabiański: Chciałbym, żeby West Ham był drużyną, która przerwie serię Bayeru

Maciej Szełęga
1
Fabiański: Chciałbym, żeby West Ham był drużyną, która przerwie serię Bayeru
Anglia

Debiut Musiałowskiego w Liverpoolu. Ale czy jest się czym jarać? [KOMENTARZ]

Dominik Piechota
9
Debiut Musiałowskiego w Liverpoolu. Ale czy jest się czym jarać? [KOMENTARZ]

Komentarze

14 komentarzy

Loading...