Reklama

HAHAHAmalainen – prasa żyje meczem w Poznaniu

redakcja

Autor:redakcja

10 kwietnia 2017, 09:10 • 8 min czytania 15 komentarzy

Podobno nic dwa razy się nie zdarza, a jednak! Kasper Hamalainen drugi raz w tym sezonie upokorzył swój były klub i dał kibicom Lecha kolejne powody do nienawiści. Fiński pomocnik zdobył gola dosłownie na sekundy przed końcem meczu, a Legia wygrała w Poznaniu 2:1! – czytamy dziś w Super Expressie. Poniedziałkowa prasa poświęcona jest przede wszystkim spotkaniu w Poznaniu. W Przeglądzie Sportowym można też znaleźć interesujący materiał o Michale Globiszu.

HAHAHAmalainen – prasa żyje meczem w Poznaniu

FAKT

f1

Lewy bez litości.

Chwilę po golu na 4:1 kibice na Allianz Arena przeżyli szok. Niezniszczalny, wydawałoby się, „Lewy” opuścił boisko z urazem. Polak jest poobijany i ma stłuczony bark, jednak powinien się wykurować do środowego hitu 1/4 finału Ligi Mistrzów z Realem Madryt. – To nie jest wielki problem, po prostu stłuczenie, wydaje mi się, że w środę będę zdolny do gry – powiedział w niedzielę Lewandowski.

Reklama

Obok też czytamy, że za Fabiańskim i Borucem czarny weekend – obaj przegrali. Ten pierwszy został jednak wybrany najlepszym zawodnikiem starcia z West Hamem.

Mamy też dwie strony poświęcone tylko meczom Ekstraklasy. Najważniejsze: Kasper wbił finkę w serce.

Kasper Hamalainen, były piłkarz Kolejorza, raz jeszcze w tym sezonie strzelił zwycięskiego gola w hicie ekstraklasy pomiędzy Legią a Lechem! Jesienią przy Łazienkowskiej także było 2:1 dla legionistów. I także po trafieniu w doliczonym czasie. (…) – Kasper strzelił gola w podobnych okolicznościach jak w Warszawie. Choć tym razem po pięknej akcji i w zgodzie z przepisami – opowiadał trener gości Jacek Magiera. A jeszcze kilkanaście minut wcześniej Inea Stadion wyglądał jakby właśnie doszło na nim do erupcji wulkanu.

Resztę przeglądamy po nagłówkach:
– Lechia straciła dwa punkty
– Frączczak się przebudził
– Samobój podciął skrzydła chłopcom Smudy

f2

Zachara, czyli bohater z trybun.

Reklama

Tydzień temu z trybun patrzył, jak koledzy remisują z Lechem, a teraz jest bohaterem połowy Krakowa. W meczu z Termalicą Mateusz Zachara strzelił gola, który dał Wiśle awans do górnej ósemki tabeli. – Mateusz długo pracował na tę szansę i warto było – mówi trener Kiko Ramirez. Jeszcze tydzień temu Zachara mógł pomyśleć, ze to jego koniec w Wiśle. Najpierw władze klubu zdecydowały, że nie skorzystają z klauzuli przedłużenia kontraktu, a później napastnik nie znalazł się w kadrze meczowej na spotkanie z Lechem.

GAZETA WYBORCZA

gw

Wojciech Kuczok pisze: Zachmurzenie całkowite w bramce Atletico.

Jego najdoskonalszą cechą jest czytanie gry; ba, jest profesorska egzegeza, co przy jego nadludzkiej zwinności sprawia wrażenie daru bilokacji. Zwykle Oblak jest już tam, gdzie go jeszcze nie ma. Po tym jak obronił trzy setki w trzy sekundy w meczu Ligi Mistrzów przeciw Bayerowi Leverkusen, już mi się zbierało na felieton pomnikowy, czekałem tylko na języczek u wagi, mecz, który wygrałby lub zremisował dla swojej drużyny w pojedynkę. Zrobił to w sobotę. Jan Oblak po prostu potwierdził, że jest obecnie najlepszym bramkarzem na świecie. (…) Nie chodzi tylko o genialny instynkt Słoweńca, który czyni go klasycznym przykładem bramkarskiego Śiwy w wersji szesnastoramiennej, a zatem można być pewnym, że zawsze złapie lub odbije wszystko, co się w zasięgu ramion znajdzie. Jego najdoskonalszą cechą jest czytanie gry; ba, to już nie jest czytanie, to jest profesorska egzegeza, co przy jego nadludzkiej zwinności sprawia wrażenie daru bilokacji. Innymi słowy: zwykle Oblak jest już tam, gdzie go jeszcze nie ma. Dlatego tuż po przerwie był w stanie jednocześnie asekurować prawy róg bramki, zanim piłka spadła na głowę Ronaldo, a kiedy CR7 podjął wobec tego jedyną słuszną decyzję o przerzucie na drugą stronę do nadbiegającego Benzemy, Oblak był także przy lewym słupku i sparował uderzenie Francuza z kilku metrów. Owszem, bramka w końcu padła po fenomenalnej główce Pepe, ale paradoksalnie to tylko ułatwiło sprawę Los Colchoneros – Real przekonany, że przy takiej formie bramkarza rywali strzelenie kolejnego gola graniczyłoby z cudem, spuścił z tonu i zaczął pilnować swojej zdobyczy.

gw2

Kasper, czyli bohater ostatniej akcji.

Lech z początku rozgrywek – odmieniony przez trenera Nenada Bjelicę, niezwykle szybki, grający bez nadmiernej liczby podań, przemieszczający się pod bramkę rywala z wielkim impetem i nokautujący rywali. Legia z końca rozgrywek zeszłorocznych – w renesansie pod ręką trenera Jacka Magiery, intensywna, ze świetnym Vadisem Odjidją-Ofoe. Gdyby w niedzielę spotkały się w Poznaniu te dwa zespoły, mielibyśmy mecz, na jaki polska liga czeka od lat. Ale przez lata Lech i Legia niemal zawsze się rozmijały. Albo jedna z ekip miała spadek formy, albo druga. Albo jedna wolała nie ryzykować, albo obydwie, świadome, że mają najwięcej do powiedzenia w walce o mistrzostwo Polski, ufne w ostateczne rozstrzygnięcia rundy finałowej. Teraz Lecha i Legię wciąż wymieniało się w gronie kandydatów do tytułu – Legię z uwagi na budżet i fakt, że broni tytułu, za to Lecha – dość nieoczekiwanie, zważywszy jego straty punktowe po jesieni, które jednak trener Bjelica szybko skasował. Wymieniano, choć przecież w lidze prowadzi Jagiellonia. A wcześniej prowadziła Lechia Gdańsk. Ale to Lech i Legia grały mecz, który na trybuny w Poznaniu ściągnął 41 tys. 026 osób. To tak, jakby na stadionie posadzić cały Sieradz. Albo Świnoujście. Albo Ciechanów. – To więcej niż populacja 817 miast w Polsce – poinformowała Ekstraklasa SA.

SUPER EXPRESS

se

HAHAHAmalainen – Superak wygrywa w poniedziałkowej prasówce.

Podobno nic dwa razy się nie zdarza, a jednak! Kasper Hamalainen drugi raz w tym sezonie upokorzył swój były klub i dał kibicom Lecha kolejne powody do nienawiści. Fiński pomocnik zdobył gola dosłownie na sekundy przed końcem meczu, a Legia wygrała w Poznaniu 2:1! (…) Fin pojawił się na boisku dopiero w 85. minucie meczu, ale to wystarczyło, by został bohaterem spotkania. To on zapoczątkował akcję, po której padła bramka – udanie zainicjował kontratak, a później w wielkim stylu wykończył świetne dośrodkowanie Adama Hlouska i zdobył bramkę na 2:1. Kibice z Warszawy oszaleli ze szczęścia, natomiast ci z Poznania po raz kolejny przeklinali Fina, który podobnie jak jesienią zapewnił Legii trzy punkty (chociaż wtedy strzelił ze spalonego).

Sam piłkarz mówi: Nie zapomnę tego gola do końca życia.

Co powiedział ci trener przed wejściem na boisko?
– Po prostu życzył powodzenia.

Znowu się udało…
– To wyjątkowe uczucie, po raz drugi udało mi się przesądzić o losach meczu. Na szczęście bramka padła prawidłowo i w przeciwieństwie do meczu z jesieni nie będzie żadnych dyskusji o spalonym. Byłem w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i jestem z tego bardzo zadowolony.

se2

Z kolei Robert Lewandowski rozwalił Borussię i bark.

Lewandowski opracował stałe fragmenty gry niemal do perfekcji. W tym sezonie z 46 goli we wszystkich rozgrywkach aż 14 strzelił ze stałych fragmentów gry. Błyszczał w tym elemencie gry również w meczu z BVB. Wszyscy wiedzą, że Lewandowski wykonujący rzut wolny kilkanaście metrów od bramki jest piekielnie niebezpieczny. Ale i tak niewielu jest w stanie go zatrzymać.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Gol jak cios w serce.

ps

Hamalainen znów pogrążył Kolejorza.

– Już przed meczem wiedziałem, że Kaspera wpuszczę na boisko. Nie wiedziałem tylko w której minucie. Wszedł w końcówce i można powiedzieć, że jest bohaterem. Strzelił gola w podobnych okolicznościach, jak w Warszawie. Choć tym razem po pięknej akcji i w zgodzie z przepisami – opowiadał trener gości Jacek Magiera. (…) Niedziela przed południem, scena przed jednym z poznańskich kościołów. Właśnie kończy się msza, ludzi wysypują się na chodnik. W tłumie dwie 70-letnie kobiety. – Dzisiaj jest chyba jakiś mecz – mówi jedna z nich. – No jak to! Kolejorz dziś gra, z tą znienawidzoną Legią – natychmiast informuje druga. Jeśli taki dialog jest udziałem osób, których nikt nie posądziłby na pierwszy rzut oka o bycie kibicem, to można być pewnym, że w Poznaniu dzieje się coś ważnego. Czytaj: starcie z odwiecznym rywalem. A tym żyje całe miasto, bez wyjątku. Stąd od wczesnych godzin popołudniowych tłumy ciągnęły w stronę Bułgarskiej. Tłumy szczęściarzy – dodajmy, bo bilety w sprzedaży otwartej rozeszły się w trzy godziny. Gdyby stadion mógł pomieścić 100 tysięcy też byłby zapełniony. Tak to już jest, kiedy dochodzi do starcia poznańsko-warszawskiego. Niby to dopiero przedbiegi przed rundą finałową ekstraklasy, niby jeszcze nic miało się nie wyjaśnić w kwestii mistrzostwa Polski. Ale to nie przeszkodziło piłkarzom Lecha i Legii stworzyć bardzo ciekawego widowiska, w którym iskry leciały.

ps2

Co wiemy o meczu? Jarosław Araszkiewicz wyciąga wnioski.

1. Legia zyskała przewagę psychologiczną
2. O mistrzostwo dopiero zagrają
3. Polska piłka jest piękna
4. Vadis jest najlepszy w naszej lidze
To przyjemność oglądać Vadisa Odjidję-Ofoe z piłką przy nodze. Może nie był najjaśniejszą postacią meczu w Poznaniu, ale kilkoma zagraniami potwierdził, że jest najlepszym piłkarzem w Lotto Ekstraklasie. A przynajmniej jednym z wyróżniających się. Bierze na siebie odpowiedzialność, prowadzi grę Legii, popisuje się kluczowymi podaniami. On robi różnicę w zespole mistrza Polski. Okazuje się, że można ściągać do Polski bardzo dobrych piłkarzy, dla których ludzie chętnie przychodzą na stadiony.

W Niecieczy jak w Bondzie. Polskim Bondzie – podsumowuje kolejkę Antoni Bugajski.

Żyj i pozwól żyć innym – takim przerobionym cytatem z tytułu filmu o Jamesie Bondzie trener Bruk-Betu Termaliki Macin Węglewski próbował przed kamerami Canal+ zakończyć otwarty spór (sam nazwał go „zamieszaniem”) z niedawnym szefem Czesławem Michniewiczem. Apel nie poskutkował, a konflikt wręcz nabrzmiewa, bo rozsierdzony m.in. uwagami dyrektora Marcina Baszczyńskiego Michniewicz zaczął się udzielać na Twitterze niczym Jacek Saryusz-Wolski po wyrzuceniu go z Platformy Obywatelskiej. Pan Czesław reagował w emocjach, to jasne, bo jeden wpis po kilku godzinach nawet usunął.

ps3

Nie ma dnia, bym nie myślał, że prawie straciłem wzrok. Reportaż Łukasza Olkowicza z Michałem Globiszem w roli głównej. Warto.

Już tego życia zakosztowałem, przeżyłem wiele, zwiedziłem niemal cały świat. W Europie nie byłem tylko w trzech krajach – Islandii, Albanii i na Wyspach Owczych. Nie zanosi się, bym tam pojechał. Choroba zaatakowała na zakończenie mojej pracy jako trenera. Coś się zaczyna i coś się kończy. Próbowałem podejść do tego bez czarnych myśli – po prostu trzeba będzie żyć inaczej, mniej oglądać świat. Żałuję, że nie mogę chodzić na stadion. To znaczy byłem na derbach Arki z Lechią czy spotkaniu z Legią, ale bardziej po to, by słyszeć kibiców, niż cokolwiek zobaczyć. Zazwyczaj zostaję w domu i piłkę oglądam w telewizji. Tam przynajmniej mogę coś dostrzec. Ale niedawno dowiedziałem się, że na stadionie jest prowadzona transmisja, audiodeskrypcja dla niedowidzących. Można usiąść, posłuchać komentarza. Chcę spróbować, może już na meczu z Wisłą Płock. Od operacji w Chinach minęło ponad 2,5 roku. W klinice obiecywali, że wzrok poprawi się o 15 procent i tak się stało. Przed wyjazdem musiałem na przystanku pytać innych o numer podjeżdżającego autobusu czy trolejbusu. Teraz wystarczy, że spojrzę pod odpowiednim kątem i widzę, czy zbliża się 23 czy 24. Telewizję też inaczej oglądam. Wcześniej musiałem patrzeć z kilku centymetrów, teraz mogę się odsunąć. To jest te 15 procent.

ps4

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

15 komentarzy

Loading...