Reklama

Bereszyński spowodował karnego. Średni mecz Polaka

redakcja

Autor:redakcja

26 lutego 2017, 15:12 • 2 min czytania 9 komentarzy

Mecz Palermo – Sampdoria, 30. minuta. Wrzutka z prawej strony boiska, Bartosz Bereszyński dokonuje w głowie błyskawicznej kalkulacji. „Uda się” – myśli sobie i idzie na piłkę całym impetem chcąc ją wybić główką. Do pewnego momentu wszystko szło dobrze. Polak przestaje kontrolować swoje ciało, już powoli wita się z gąską… a tu na milimetry przed sukcesem uprzedza go rywal i zabiera piłkę sprzed głowy. Efekt? Bereszyński wpada w niego całym swoim ciałem, lekko się uszkadza, a sędzia wskazuje na wapno.

Bereszyński spowodował karnego. Średni mecz Polaka

To właśnie ta sytuacja ukształtowała obraz meczu, to właśnie ta sytuacja najbardziej wpływa na ocenę prawego obrońcy Sampdorii, która skądinąd nie wypada najlepiej. Główny zarzut? Bereś nie nadążał za szybkim Balloghiem. Ambicji nie można mu odmówić – walczył, atakował, robił wszystko na pełnym gazie, ale zwyczajnie brakowało mu pary. Zdarzało mu się ratować sytuacje taktycznym faulem, zdarzało mu się stracić piłkę w środku pola i narazić zespół na kontry. Z przodu też raczej prochu nie wymyślił, wynotowaliśmy sobie tylko jedno otwierające długie podanie, generalnie rzadko bywał na wysokości pola karnego rywala. Nie, Bartek nie będzie sobie puszczał tego meczu siedząc z wnukami przy kominku za 50 lat.

Karol Linetty? Wszedł w 58. minucie, ale niczego wielkiego nie zdziałał. 21 kontaktów z piłką, 19 podań (celność 84%, lecz nie były to raczej otwierające piłki, raczej podania do najbliższego), trzy nieudane próby odbioru. Raczej dyskretny występ.

Sampdoria generalnie obrała dość dziwną taktykę na to spotkanie. Polegała ona na

a) niewykorzystywaniu idealnych okazji (Quagiarella na początku meczu położył bramkarza i nie trafił do pustej),
b) nieatakowaniu (po utracie bramki).

Reklama

Wyglądało to tak, jakby drużyna z Genui była przekonana, że w końcówce i tak mecz się jakoś ułoży, coś tam z pewnością wpadnie. Nie atakowali prawie w ogóle, co oczywiście było na rękę ekipie z Palermo, która też niespecjalnie się zapuszczała do przodu. I jedni i drudzy byli zadowoleni, lekko cierpieliśmy tylko my, widzowie. W końcówce punkty uratowała Sampdorii ta jedna jedyna akcja. Fernandes wypuszcza Muriela, ten wykłada piłkę do Quagiarelli, a Włoch odkupuje winy z początku meczu i bez większych kłopotów ładuje piłkę do siatki. Palermo rzuciło się po tej bramce jeszcze do rozpaczliwego ataku, ale nie można myśleć o trzech punktach, gdy Diamanti w doliczonym czasie gry traci głowę stojąc oko w oko z bramkarzem.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

9 komentarzy

Loading...