Reklama

Jak w PSG będą potrzebowali wesołego do pompowania piłek, to jestem!

redakcja

Autor:redakcja

23 lutego 2017, 00:32 • 35 min czytania 12 komentarzy

Gdyby stworzyć ranking zwrotów, których dziennikarz raczej nie chciałby usłyszeć na początku wywiadu, to „będziesz rozczarowany” jest murowanym kandydatem do czołówki. A właśnie w ten sposób przywitał mnie Damian Zbozień, jeden z moich ostatnich rozmówców. Pił do kapitalnego wywiadu, którego kilka lat temu udzielił Tomkowi Ćwiąkale i Piotrkowi Jóźwiakowi (KLIK), moim byłym redakcyjnym kolegom, i do tego, że teraz jest bardziej dyplomatyczny. Jak na moje w swoim postanowieniu wytrwał przez jakiś kwadrans. A pogadaliśmy znacznie, znacznie dłużej. O wszystkim. Z czasem dołączyła do nas również Agnieszka, narzeczona Damiana. Może nie mówiła zbyt wiele, ale przy niej jeszcze bardziej się nakręcał. 

Jak w PSG będą potrzebowali wesołego do pompowania piłek, to jestem!

Jeśli czymś byłem rozczarowany, to chyba tylko tym, że muszę spadać na pociąg. To gigantyczna rozmowa, brałem pod uwagę  puszczenie w dwóch częściach, ale wierzę, że przebrniecie. Czasami odpuszczałem nawiasy ze „śmiechem”, bo za dużo tego. Zapraszam.

***

Będziesz rozczarowany.

Dlaczego? 

Reklama

Śmiejemy się z narzeczoną, że jestem maszynką do wywiadów. Ostatnio też dałem komuś coś dobrego. Ale takich jak ten, który kiedyś był na Weszło, to już chyba nie będę udzielał.

Fajny był.

Fajny, nie powiem. Może nie miałem z jego powodu problemów, ale zastrzeżenia były. A to prezes zły, bo trochę za dużo powiedziałem, a to trener dogadywał. No ale ja tak mam. Ci co mnie znają, to wiedzą, że za dużo mówię – to taka moja wada. Albo zaleta? Nie wiem. Będę kiedyś pracował w radiu. Albo kiedyś w Canal+ dostanę robotę.

Czyli po pikantniejsze rzeczy mam wrócić jak już skończysz karierę?

Taką mendą, która skończy grać i nagle zacznie wylewać na wszystkich żale, też bym nie chciał być. Nic fajnego – nie podoba mi się, jak tacy zawodnicy nagle stają się najmądrzejsi na świecie. Z drugiej strony, jeszcze w Sandecji Arek Aleksander kładł mi do głowy, żeby nie oceniać, nie komentować, bo życie pisze różne scenariusze i nigdy nie wiesz, na kogo trafisz w przyszłości. Wychodzi, że tak źle i tak niedobrze. Czyli trzeba po prostu być sobą. Zawsze z moimi znajomymi sobie powtarzamy, że najważniejsze jest to, żebyśmy mogli spotkać się za te 10 lat, gdy już skończymy kariery i będziemy wiedli normalne życie, i wtedy spojrzeć sobie w oczy.

Jesteś dżentelmenem? 

Reklama

O pieniądzach będziemy gadać?

Tak, na portalu „2×45.info” wyczytałem, że bardzo dużo straciłeś na przejściu do Arki.  

Jako dżentelmenom nie wypada nam mówić o sumach. A dużo i mało to pojęcia względne. Dla jednego dużo to sto tysięcy złotych, a dla innego już tysiąc. Ja bardzo szanuję pieniądze, więc dla mnie to były solidne kwoty. Na początku ustalmy jednak jedną rzecz – pieniądze są ważne. Chcę, żeby osoby, które to czytają, nie pomyślały, że robię to charytatywnie czy za grosze, bo to kocham. Wiadomo, że kocham, ale to też mój zawód. Chcę założyć rodzinę, zabezpieczyć przyszłość sobie, jej i tak dalej. Tak więc w Arce nie gram za 500 złotych i dobre słowo, tylko za godziwe pieniądze, które szanuję.

Ale w Zagłębiu były znacznie większe. I mogły dalej spokojnie płynąć na twoje konto.

No więc dalej – pieniądze są bardzo ważne, ale nie najważniejsze. Są takie dni, gdy siedzę sobie i myślę: „kurde, może lepiej było zrobić inaczej”. Ale nie ma co się dręczyć. Wszystko wyjdzie dopiero po karierze, wtedy się okaże czy to była słuszna decyzja. Teraz jestem w fajnym wieku, bo mam 27 lat i do 30-tki powinienem być w optymalnej formie. To nie czas, żeby siedzieć na ławce. Liczę, że los mi jeszcze odda to, co teraz straciłem. Kilka razy w swojej karierze podejmowałem już takie decyzje, przez które dostawałem mniejsze pieniądze, ale grałem. I wyjazd do Rosji mi to wszystko później zrekompensował, nawet kilkukrotnie.

Jednak jesteś pewnym ewenementem – publicznie powiedziałeś, że nie zasługujesz na pieniądze, które dostajesz. Piłkarze z reguły tak nie robią. 

Ale tak się czuje piłkarz, który siedzi na ławce. W Polsce w wielu miejscach nie płaci się już tak jak kiedyś, ale ja w Lubinie miałem naprawdę bardzo fajny kontrakt. I słabo czułem się z tym, że kasuję tyle siana, a mało gram. Nawet jeśli nikt tak sobie o mnie nie pomyślał i tym bardziej nikt na mnie krzywo nie patrzył z tego powodu, to i tak nie mogłem tego znieść.

No ale umówmy się – to jest normalka, wielu piłkarzy tak żyje.

Może gdybym był po trzydziestce, to też bym się nie wychylał. Zostałbym w Lubinie, bo Zagłębie jest świetnym klubem. Podkreślam to na każdym kroku. Jeśli chodzi o całokształt, to ścisła czołówka, zaraz za Legią i Lechem. Nawet ostatnio dzwonił do mnie jeden piłkarz, żeby się poradzić i dostał jak na tacy: „idź, lepiej mieć nie będziesz”. Tam warto podpisywać długie kontrakty, bo jest wszystko – stabilność, o nic się nie martwisz, bo dziesiątego każdego miesiąca wszystko na koncie się zgadza co do grosza, masz rewelacyjną bazę, trener Stokowiec ma dobry warsztat, więc można się rozwinąć. Typowa ciepła posadka. Można być zadowolonym rezerwowym. No i nie ma pokus, można spokojnie żyć z rodziną.

Jak tak chwalisz, to może po prostu powinieneś zapukać do odpowiednich drzwi i powiedzieć, że chcesz mniej zarabiać.

Nie ten etap (śmiech). Chciałem przede wszystkim grać. Kurde, jak się gra, to wszystko jest inaczej. Człowiek się nakręca, chce ciągle więcej i więcej. A w Lubinie przyszedł taki moment, że trochę traciłem z horyzontu ten mój cel. Jestem ambitny i niezależnie od sytuacji robię swoje, ale jak widzę, że zapierdzielam i nic to nie daje, to co mam robić? Uważam się za w miarę inteligentną osobę, więc przyznam, że nawet rozumiałem trenera. Zespół grał dobrze, „Todor” prezentował się przyzwoicie, więc nie było co mieszać. Powtarzałem sobie wtedy: „dostajesz pieniądze, więc rób swoje”. Tylko że te pieniądze same w sobie na pewnym etapie już nie nakręcają. Mi paliwo daje boisko, żyję piłką. Rosnę z meczu na mecz – jak zagram słabiej, to od razu chcę się poprawić, jak dobrze, to mam poczucie, że idę w tym kierunku, w którym chciałem. I dalej – kurde, a może jeszcze gdzieś wyjadę? A może podpiszę jeszcze fajny kontrakt? Mam obsesję na punkcie piłki, taka prawda. A w Lubinie z czasem zacząłem tracić radość. Po kilku tygodniach bez gry, zauważyłem, że chodzę na te treningi jak do fabryki.

Nie było problemów z rozstaniem?

Trener Stokowiec chciał mnie zatrzymać, bo wiadomo, że każdy chciałby mieć jak najmocniejszą drużynę i jak najszerszą kadrę. Wiedział, że zawsze mogę wskoczyć i jakiś tam poziom trzymam. No i poszedłem na szczerą rozmowę do dyrektora Burlikowskiego. Generalnie to on był zwolennikiem mojego transferu, chciał mnie ściągnąć już wcześniej, gdy pracował w Cracovii. No i sam powiedział, że spodziewał się po mnie więcej. Ale i tak nie było tematu mojego odejścia. Masz zapierdzielać i tyle.

Jak go przekonałeś?

Powiedziałem, że zawsze daję maksa, bo taki jestem i myślę, że każdy trener, który ze mną pracował, potwierdzi, że Zboziu wirtuozem nie jest, ale do mojego podejścia nie można się przyczepić. Mówiłem mu, że nie widzę światełka w tunelu. No i doszliśmy do tego, jak widziałbym nasze rozstanie. Na początku nie chciałem się zrzekać żadnych pieniędzy. Chciałem rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron i przedstawiłem swoje argumenty. Byłem rezerwowym, a dużo zarabiałem, więc nikomu się to nie opłacało. Czy nie lepiej zamiast mnie wprowadzać młodego chłopaka, który cieszy się z tego, że jest przy drużynie, siądzie na ławce i od czasu do czasu zagra? Mają w Zagłębiu takich. No i pensja schodzi, bo młody dużo nie zarabia. Ale w Lubinie stać ich było, żeby mnie dalej trzymać. Z punktu widzenia dyrektora zaważyło chyba to, że zrzekłem się raty za podpis. Wtedy rzeczywiście zaczęło się to kalkulować.

Mocno byłeś rozczarowany? Wydawało się, że w Zagłębiu możesz liczyć na coś więcej.

W pewnym momencie czułem, że to walka z wiatrakami, bo nawet jak zagrałem, to później trener zmieniał taktykę albo wracał do poprzedniego ustawienia. Wiedziałem, że nawet jak będę w dobrej dyspozycji, to postawi na „Todora”, bo mu bardziej ufa. No ale muszę podkreślić, że też nie prezentowałem się rewelacyjnie. Nie było też tak, że wszedłem i zagrałem koncert. Wiedziałem, że to nie jest ten Damian. Gdybym był dwa razy lepszy od gościa, to ja bym grał. Nikt nie jest na tyle głupi, żeby pchać kogoś na siłę, przecież ludzie mają oczy i widzą, co się dzieje.

Ale Stokowiec uchodzi za takiego, który ma tych swoich kilku „synków”. 

Tak, ale dla mnie nie ma w tym nic dziwnego. Jeśli ma zaufanie do kogoś, jeśli ktoś sprawdził mu się w innym klubie, to sprowadził go tutaj i na niego stawia. Bez ciągnięcia za uszy, bo „Todor” swoje grał. Tak samo jak „Tosiu”, jego uniwersalny żołnierz. Zresztą, ja miałem dobry okres u trenera Brosza i gdy był w innym klubie, to też dostałem od niego propozycję.

LUBIN 21.02.2016 MECZ 23. KOLEJKA EKSTRAKLASA SEZON 2015/16: ZAGLEBIE LUBIN - LEGIA WARSZAWA 1:2 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: ZAGLEBIE LUBIN - LEGIA WARSAW 1:2 DAMIAN ZBOZIEN ALEKSANDAR PRIJOVIC FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Z Górnika? Rozwiązałbyś dobry kontrakt w Zagłębiu i poszedłbyś do I ligi?

Bardzo blisko byłem. Żadna ujma! Choć może byłem trochę zdesperowany. Wtedy włączyła się Arka. Początkowo jeszcze byłem bardziej za Górnikiem, bo wiedziałem, że u trenera Brosza na bank się odbuduję. Ale później odezwała się we mnie ambicja. Pomyślałem sobie, że jak pójdę do Górnika, czyli wybiorę tę łatwiejszą opcję i tam mi coś nie pójdzie, to będę do końca życia sobie pluł w brodę, że tu nie spróbowałem, bo czegoś się wystraszyłem.

Nie żałujesz niczego? „Todor” jesienią zagrał tylko 9 meczów w lidze.

Ale wiesz, jak jest. Powiedziałbyś wcześniej, że „Todor” będzie miał kontuzję? Albo że będę grał ja, a nie Tosik? Wszystko wyjdzie po karierze. Mam dobry kontakt z trenerem Magierą. On był jedną z osób, z którymi się konsultowałem przed przejściem do Gdyni. I on fajnie mi powiedział na koniec:

– Damian, gratuluję decyzji. Najbardziej cieszy mnie to, że była twoja. Czy była dobra okaże się kiedyś, nie dziś. Ale pretensji nie będziesz mógł mieć do nikogo, wziąłeś wszystko na swoje barki.

I, kurczę, faktycznie dobrze się czuję, że sam podjąłem taki wybór, bo większość namawiała mnie jednak na Zabrze. Nie wiem, czy potwierdzisz, ale wydaje mi się, że w tamtej rundzie był już taki moment, że to znowu był TEN Zbozień. Jednak ta pewność siebie szybko wraca. Nawet trener Stokowiec mi powiedział, że fajnie wyglądam. Przede wszystkim brałem pieniądze za wykonywaną pracę.

Znów poszedłeś do ekipy, która zrobiła awans.

Brałem to pod uwagę. W Lubinie poszedłem do drużyny, która przez całą rundę prawie nie traciła goli. Ale co ja mam się bać? W Ekstraklasie wszędzie jest ciężko. To młodym zawodnikom się tak wydaje, że poszliby tu albo tam i wszędzie mieliby bailando. Prześledzisz składy i zobaczysz, że w każdej drużynie są ludzie, którzy łupią w tej Ekstraklasie kupę czasu, więc nie będziesz sobie grał na cygarku. Nie miałem pewności, ale wierzę w siebie. Muszę, bo jak przestanę, to będzie po mnie. Nie jestem wirtuozem, ale ogórkiem też nie. Na poziomie Ekstraklasy potrafię dać jakość.

Masz w niej równo sto meczów. Dużo czy mało?

I zatrzymałem się na tej setce odpalony po Wiśle (śmiech). Ta stówka to już dużo. Albo inaczej – dużo i mało. Na przykład Darek Formella śmieje się ze mnie w szatni, że w wieku, w którym ja zaczynałem, on już ma 70 występów. Ja śmieję się, że tylko dwa dobre, ale abstrahując od tego, to ofensywnym zawodnikom to się trochę inaczej liczy. Wchodzą na ogony i sobie nabijają. Gdybym ja był ofensywnym piłkarzem, to miałbym ze 160 tych występów. Ale jak spojrzysz w takich przypadkach na minuty, to wyjdzie ci, że trochę mało. Z drugiej strony, do Legii przychodziłem z małej wioski i w sumie tak bez wielkich marzeń. Wtedy myślałem sobie tak, że wiadomo, że tam się nie przebiję, ale kurde, gdybym tak w tej I lidze się całą karierę trzymał, to byłoby coś!

Nie wierzę. O młodych w takiej sytuacji częściej słyszy się, że już uważają się za Panów Piłkarzy.

Widzisz, może mi tego brakło? Może gdybym bardziej wierzył w to, że sobie poradzę, to bym od razu zrobił karierę? A ja zawsze tak skromnie. Ze wsi jestem, do wszystkiego podchodzę z dużym respektem. Wtedy myślałem, że ta I liga byłaby super. Jak już chwilę w Warszawie byłem, to kurde, a może jednak się do Ekstraklasy gdzieś załapie? Jak już zadebiutowałem, to myślałem, że przy tych stu meczach będę tak doświadczony, że już będę kończył! Dziś się z tego śmieję. Chcę dwieście! Albo znów wyjechać. Kiedyś byłem minimalistą, dopiero za trenera Brosza mi się pozmieniało. Miał dobre podejście, potrafił przekonać zawodnika, że ma potencjał i pokazać, jak go wykorzystać. Jak jechałem do tej Rosji, to naprawdę się mocny czułem i już mi zostało. Bo to nie tak, jak niektórzy myślą, że wróciłem stamtąd z workiem pieniędzy i już mam wszystko w dupie. Najlepsze dopiero przede mną.

Ale wcześniej nie trafiłeś na kogoś, kto dodałby ci takiego animuszu?

Za późno zacząłem. Wszyscy mówią w moim kontekście o Piaście, ale ta Legia była ważnym etapem. Gdyby nie ona, to nie grałbym w piłkę. Przychodząc z Sandecji, gdzie tam nie ma szkółki, byłem kompletnie nieprzygotowany taktycznie. Uwierz, dziś zdarzają się zawodnicy, którzy kompletnie nie ogarniają – trener coś tłumaczy, on kiwa głową, ale widać, że nie wie, co jest grane. Gdyby nie Legia, też bym tak miał, ale raczej bym się wtedy nie przebił. Przydało się to przesuwanie pachołków. Pewnie dla niektórych dzieci ze szkółki byłoby śmieszne, bo chodzi o kompletne podstawy, ale ja miałem wtedy 18 lat i siedziałem na analizach, jakby chodziło o jakąś wiedzę tajemną. Trener czasami pytał o proste sytuacje. Chciałem się zgłaszać i odpowiadać, ale dobrze, że się wstrzymywałem, bo by mnie wyśmiali – wszystko chciałem robić odwrotnie! Ale nurtowało mnie to, chodziłem do trenera i mi tłumaczył. Potrzebowałem takiej szkoły. I dobrze, że mnie dyrektor Trzeciak wstrzymywał.

Jak to?

Już wcześniej chciałem iść na wypożyczenie, a on mówił:

– Nie, Damian, ty jeszcze nie jesteś gotowy. Niby dajemy cię pod pierwszą drużynę, ale wcale nie jest tak, że pójdziesz do I ligi i będziesz grał. To tak nie wygląda.

A takie jest myślenie młodych chłopaków w klubach. Jak Urban mnie na Osasunę zabrał, to w pewnym momencie mi się wydawało, że sobie pójdę, wszystkich poustawiam, wrócę i będę grał w Legii. Nagle poszedłem do Sandecji – szok i niedowierzanie, oni potrafią grać w piłę. I to zajebiście! Niektórzy lepiej ode mnie. No i Jano Frohlich i Rafał Jędrszczyk do składu, a ja głęboko do szafy. Dwa mecze w rundzie zagrałem. Wydawało się, że będę kozak, a wcale się na ich tle nie wyróżniałem.

Dziś widzisz to samo u młodych?

Widzę. W Lubinie trochę rozpieszczeni są ci młodzi. Były różne przypadki. Siedzę na ławce z chłopaczkiem, nie weszliśmy, idziemy pod prysznic, a ten mi wylewa żale. Obrażony, bo go trener nie wypuścił. Tak stoję, myję się i myślę sobie: „kurwa, no jak?”. To ja bym jeszcze mógł mieć jakieś pretensje, bo gdzieś tam byłem, coś osiągnąłem, ale on?  Na jego nieszczęście usłyszała to starsza osoba, która jest już długo w klubie. Od razu siadła wysokim pressingiem na gościa! I mówi do niego:

– Człowieku, ty byś na ławce nie siedział, gdyby tu w Lubinie nie mieli takiej polityki. Ty lepiej dziękuj Bogu, że tu trafiłeś, chłoń to, a nie marudzisz.

No i czasami sprawdzam, co się z tymi chłopakami dzieje. Są gdzieś wypożyczani, ale często się odbijają. W Arce jest trochę inna młodzież. Szanują to, co mają. I z taką pokorą do wszystkiego podchodzą.

Dużo zauważasz różnic w porównaniu ze swoimi czasami?

Dużo, ale ja jestem z innej bajki, więc ciężko mi się porównywać. Miałem 18 lat i byłem zesrany na meczu Młodej Ekstraklasy z ŁKS-em, bo nas na główną płytę wpuścili. Pięć osób na trybunach, ale ja i tak w ciężkim szoku. A oni po prostu grają. Wczoraj wszedł ten młody Kluivert [rozmawialiśmy dzień po meczu Legia-Ajax – red.] i dostał wędkę, ale w Lidze Europy. A ja w jego wieku też grałem, ale na skrzypcach w kapeli góralskiej na weselu! Staram się chłopaków motywować. Jak czasami widzę, że są we mnie zapatrzeni, bo gdzieś tam byłem, mam lepszy samochód, trochę poinwestowałem i słyszę „Damian to, Damian tamto”, to mówię im: „panowie, dajcie spokój. To nie ta skala, na którą powinniście patrzeć. W waszym wieku nawet obok szatni Ekstraklasy nie przechodziłem, więc możecie bez trudu osiągnąć trzy razy więcej. Tylko zapierdzielać, robić swoje i liczyć na trochę szczęścia”.

WARSZAWA 20.08.2016 MECZ 6. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - ARKA GDYNIA 1:3 DAMIAN ZBOZIEN KASPER HAMALAINEN FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Nie boisz się łatki gościa od robienia atmosfery?

Ale co, zła łatka?

Potrafię sobie wyobrazić kilka lepszych komplementów dla piłkarza.

Można powiedzieć, że przynajmniej od czegoś byłem, a nie, że kompletnie nieprzydatny. Nawet trener Stokowiec się śmiał, że Zboziu gdzie ty się wybierasz, jak ty mi tu trzymasz szatnię! Różne role czasami przypadają. Szczerze ci powiem, że nie jestem w tym najwybitniejszy. Adaś Marciniak czy Krzysiu Janus – to są mistrzowie, goście nie do podrobienia. Słuchasz i płaczesz ze śmiechu. Ja też nie ciągnę drużyny w dół, jestem pozytywnym duchem, ale myślę, że bardziej niż od robienia atmosferki, jestem od motywowania do pracy. Im jestem starszy, tym bardziej widzę, że potrafię to robić. A uwierz, naprawdę nienawidzę opierdalania się na treningach. Wiem, co trzeba wtedy powiedzieć. Nawet jak jest źle, to potrafię chłopakom powkładać do głowy, że będzie lepiej.

Mówiliśmy, że sto występów to sporo, ale nie masz czasami tak, że odpalasz 90minut.pl i myślisz sobie: „kurczę, ja tak naprawdę zagrałem tylko jeden pełny sezon”? Zawsze coś wypadało.

Ktoś tak może patrzeć, ale dajmy spokój. Nie pojechałbym do Rosji, to jakbym był zdrowy, to walnąłbym w Piaście drugi pełny sezon. Możesz doliczyć 30 występów. Nie jest to dla mnie wyznacznikiem. Jak dojdę do tych 200, to będę szczęśliwy. A jak będę miał 120 i znów wyjadę, to jeszcze bardziej. A najbardziej to chciałbym coś wygrać. Mamy teraz ten Puchar Polski – to jest moje marzenie. Pal licho te występy – chciałbym, żeby u mnie ta rubryczka po prawej nie była pusta. Jasne, życie pisze różne scenariusze – wystarczy popatrzeć na takiego Lewczuka –  ale jestem racjonalistą i wiem, że o mistrzostwo będzie u mnie ciężko. Dlatego cieszę się z medalu, który zdobyłem w Lubinie. Teraz jest szansa na ten puchar. Niewygodny rywal z I ligi w półfinale, ale szansa na awans jest duża. A w finale jest jeden mecz i wtedy można wygrać z każdym.

Właśnie wspomniany Lewczuk mówił mi kiedyś, że po takim finale, gdy PP zdobył Zawisza, a on strzelił ostatniego karnego, po raz pierwszy poczuł się jak prawdziwy piłkarz.

I o to właśnie chodzi! Dlatego na 90minut.pl wolałbym mieć Puchar Polski z prawej niż 200 występów z lewej. Generalnie rozmawiałem na ten temat z kilkoma osobami i uważam, że powinni na tej stronie zmienić jedną rzecz – wpisywać też wicemistrzostwo i trzecie miejsce. Popatrz na takiego Łukasza Janoszka. „Ecik” trochę w piłce osiągnął, bo ma medale z Ruchem, medal z Zagłębiem. Fajnie by to wyglądało u niego, a jest pusto. I kurczę, za parę lat ktoś odpali jego profil i pomyśli sobie: eee, tyle grał, a leszcz nic nie wygrał! Sam czasami sprawdzam tak niektórych gości, ale wiadomo, że nie odpalam później każdego sezonu, by szukać, które zajął miejsce.

Musicie wystosować apel do Pawła Mogielnickiego. 

Musimy. Myślę, że to nic trudnego dodać taką rzecz, a robi to różnicę. Trzecie miejsce w Polsce to jednak jest osiągnięcie. Nie że szał, szczyt marzeń, ale jestem z tego dumny.

Nie boisz się trochę, że jak ci nie pójdzie w Arce, to ludzie pomyślą sobie, że jednak się nie nadajesz? Trochę zaryzykowałeś.

E tam. Cały czas masz presję. A jesienią zagrałem 13 spotkań na niezłym poziomie i już zaczęło się coś dziać wokół mojej osoby, nawet z tego względu, że mam tylko pół roku kontraktu. Runda udana, pojawiły się zapytania, nie tylko z Polski. Już było, że fajnie Zbozień wrócił, jest agresywny, wybiegany, pasowałby mi do układanki. Jak już się pokażesz przez jakiś czas na dobrym poziomie, to od razu nie wypadniesz z karuzeli. Trenerzy często nie sugerują się tym, że ktoś przegrał rywalizację w danym momencie, bo wiele rzeczy się na to składa. Popatrz na Jagiellonię – teraz siedzi tam Grzyb i na razie niełatwo mu będzie wskoczyć. Ale powiedziałbyś, że zły zawodnik? Może teraz Probierzowi nie pasuje, ale większość trenerów wzięłaby go z pocałowaniem ręki. Jeśli widzą, że to jeszcze nie jest drugi koniec rzeki i można pracować, to nawet dłuższy czas na ławce im nie przeszkadza.

Chodziło mi bardziej o opinię publiczną. Tadeusz Socha nie ma tu najwyższych notowań.

Co ci ma powiedzieć? To decyzje trenera. Przed nową rundą była dla wszystkich czysta karta i liczyłem, że wywalczyłem sobie ten skład. Ale trener postawił na tę obronę, która miała fajną końcówkę.

Ale byłeś trochę zdziwiony? W większości mediów to ty byłeś awizowany. 

Jeśli mam być szczery, to byłem. I mega wkurzony. Przez kilka dni miałem mocno podcięte skrzydła, okres kompletnie wyjęty z życiorysu. Myślę, że moja narzeczona potwierdzi, że chodziłem wściekły cały czas, odbijało się to na naszych relacjach. Nie potrafię się odciąć. Ale minęło trochę czasu i już wiem, że muszę dalej walczyć, bo dostanę tę szansę. Tak jak w Lubinie nie widziałem światełka, tak tu jest inaczej. Muszę dawać ból głowy trenerowi. Ma to jak w banku. Na pewno nie będę grzecznym Damiankiem, który będzie przyjmował wszystko po cichutku. Nie po to tu przychodziłem. Wydrę to, ale będę grał.

Czyli generalnie nie przejmujesz się opiniami?

Nie. Wiesz co mnie boli? To, że jestem wszędzie po roku. Jak ktoś to kiedyś zobaczy, to pomyśli sobie, że z tym Zbozieniem musiało być coś nie tak! Gadałem kiedyś z kolegą z liceum i on do mnie, że niedługo będę miał więcej klubów niż dobrych meczów. Dobrze, że ludzie mnie znają. Widzą, że nie jestem konfliktowy, tylko pozytywny. Z żadnego klubu nikt mnie wyrzucał, tylko zawsze chciałem albo iść wyżej, albo po prostu grać. To działa na plus. Jeśli ktoś gdzieś zadzwoni i spyta o Zbozienia, to usłyszy, że to zajebisty gość. Jak masz okazję, to bierz. On nie będzie marudził, będzie zapierdzielał. Najważniejsze, żebym mógł sobie spojrzeć w lustro na koniec.

[Dołącza do nas Agnieszka, narzeczona Damiana – red.]

Agnieszka mi to zawsze powtarza. Dobrze, że przyszłaś. Mówił, że będzie mógł sprawdzić u ciebie, czy nie ścieniam. Ale w najważniejszych sprawach już nakłamałem!

Agnieszka: – To teraz już z górki?

No niekoniecznie. Kiedy będziesz miał taki moment, w którym pomyślisz sobie: teraz już hajs najważniejszy? 

Myślę, że nie przyjdzie. Na pewno w ostatnich latach patrzysz bardziej na rodzinę i na dzieci, ale rozmawiałem ostatnio z Antkiem Łukasiewiczem i rozwiał moje wątpliwości. Zawsze myślałem, że jak będę starszy, to będę coraz mniej się tym wszystkim przejmował. Będę siedział na dupie i będę miał w dupie. Ale z roku na rok tak wcale nie jest. Antek z własnego doświadczenia mówi, że nigdy mi nie przejdzie. Taki mamy charakter. Nawet nie chodzi o ławkę, bo przegrasz głupią gierkę i też się wkurzasz. Aga pyta później o co chodzi, a ja mówię, że byliśmy dupami i chodzę zły. Myślę więc, że pieniądze nie będą nigdy najważniejsze.

Widzisz wielu piłkarzy, którzy mają inaczej?

Wielu nie, ale są takie przypadki. Czasami jak jestem mega zły, to im zazdroszczę. Bo czy nie lepiej właśnie tak? Czy nie łatwiej? Miej wyjebane, a będzie ci dane. Czasami im więcej się staram, tym mniej od życia dostaję z powrotem. A oni się nie starają i mają! Ale wtedy Agnieszka mówi mi, że nie mogę patrzeć na innych. I dlatego cieszę, że w Lubinie cały czas zapierdalałem. Mógłbym odpuścić i się zapuścić – wiesz, skoro odchodzę to mam to w dupie! A później musiałbym się odbudowywać i nie byłbym w dobrej formie w Arce. Trzeba zrobić wszystko, żeby móc wykorzystać szansę. Jak mawia Antek Łukasiewicz – musisz być cały czas na obrotach!

Gdynia, 30.10.2016 EKSTRAKLASA PILKA NOZNA MECZ Arka Gdynia - Lechia Gdansk POLISH LEAGUE FOOTBALL GAME Arka Gdynia - Lechia Gdansk NZ slawomir peszko , damian zbozien , FOT. WOJCIECH FIGURSKI / 400mm.pl

Agnieszka, to prawda, że chodzi cały dzień zły, jak przegrywa gierkę?

Agnieszka: – Na pewno jest zadowolony, jak wygrywa, ale żeby był zły, to… nie zauważyłam. 

Czyli moja dyspozycja nie odbija się na naszym życiu prywatnym?

Agnieszka: – Ale chodzi o gierki czy granie? 

Ogólnie.

Agnieszka: – Odbija się, ale…

No widzisz. Wiem, że się odbija bo mi ciągle wypominasz! Ale nie powinno tak być, bo to jednak trzeba próbować oddzielić życie prywatne i pracę. Ale w przypadku piłki nie da się! Przynajmniej ja nie umiem. Masakra.

Byliście razem, jak wyjeżdżałeś do Rosji?

Na szczęście nie. Znaliśmy się, ale dopiero pod koniec mojego pobytu zaczęliśmy coś bajerzyć. Nie było dylematu.

Agnieszka: – Miałam wtedy studia i nie byłoby szans, żebym z nim wyjechała.

A tak decyzja była w 10 minut. Nawet nie było wiadomo jakie będą pieniądze – prócz tego, że dużo większe – a już byłem tak zajarany, że jadę coś zobaczyć, czegoś spróbować, że głowa mała. Tak to chyba powinno wyglądać, że stawiasz sobie ciągle nowe cele. Nawet jak się człowiek odbije od ściany jak ja, to warto spróbować.

I jak tę Rosję wspominasz?

Haraszo! (śmiech)

Niech zgadnę… Pewnie niczego nie żałujesz.

Wiele osób zarzucało mi, że naprawdę miałem wtedy super okres w Piaście i zepsułem to wyjazdem.

Pamiętam, że mówiło się nawet, że będziesz drugim Piszczkiem.

Ja nie żałuję. Spróbowałem czegoś innego. Wiem, że ludzie tutaj nie lubią gadania o szczęściu i nieszczęściu. Uważają, że to marudzenie i łatwa wymówka. I ja to rozumiem. Zawsze powtarzam – gdybym był dwa razy lepszy, to bym grał. To nie tak, że Damianek był w tej Rosji pokrzywdzony. Tam był naprawdę zajebisty zespół. Ale fakty są takie, że gdyby trenera Czerczesowa nie podkupiło Dynamo, to jestem pewien, że bym w Amkarze więcej grał. On mnie ściągał i czułem, że wierzył we mnie. To, czy bym się obronił grą, to inna sprawa, ale te szanse by były.

Tak naprawdę pojechałeś rywalizować tam z gościem, który był nie do ruszenia.

Zahari Sirakov to legenda klubu. Grał tam ponad 10 lat. Natomiast to nie tak, że był nie do ruszenia. Trener Czerczesow lubi – o czym wszyscy mogli się później przekonać – taki energetyczny, siłowy futbol. Wszystko oparte na bieganiu. Pasowałem mu ze swoją charakterystyką, trochę jak Jędrzejczyk, który cały czas goni. A Zahari nie miał już tyle siły, żeby ganiać od szesnastki do szesnastki. Co nie zmienia faktu, że jakości miał ze trzy razy więcej niż ja. Nieprzypadkowy zawodnik. I super człowiek. Nigdy nie miałem takiego kontaktu z rywalem do gry. Występów zaliczyłem mało, ale zobacz jakie mecze. Zenit, CSKA, Dynamo. Śmiali się w szatni, że jestem szykowany tylko na wielkie spotkania. „Zboziu, ty z ogórkami grać nie będziesz!” (śmiech)

Hulk pewnie trochę tobą pokręcił. 

No tak. Na lewej wtedy musiałem zagrać, bo Kuba Wawrzyniak nie mógł. Od razu ci powiem, jaka jest największa różnica między ligami z mojej perspektywy. Skrzydłowi. Tam jak gość brał sprzęt, to już jechał na ciebie, nie było przebacz. A w Polsce trochę mnie boli to, że skrzydłowi grają takie alibi. Zobacz, jak mało jest pojedynków. Ale tak naprawdę pojedynków, a nie dreptania. Gość ma miejsce, jedzie na mnie – dojeżdża, odwraca się i gra w poprzek. Mało kto podejmuje próby takich typowych dryblingów. Kuba Wawrzyniak też podkreślał tę różnicę, że w Rosji nie było zmiłuj, trzeba się było więcej asekurować. Tak to nawet ja mogę grać na skrzydle. Podjadę do gościa, trochę pomerdam i oddam piłkę lub wrzucę bez pojedynku.

Wolałbyś pojedynki? 

Trudniej jest, ale na pewno byłoby więcej okazji do wykazania się. Pamiętam, jak graliśmy z CSKA i Tosić cały czas jeździł na Wawrzyna. Kurde, super pojedynki, ozdoba meczu. Już kilka razy wydawało się, że Tosić go przeszedł, ale poszła w ruch tzw. rąsia. Ci, którzy obserwują grę Kuby, wiedzą o co chodzi. Tamten już szuka podania, już myśli, że go przeszedł, a tu rąsia przed gościa, szlabanik, przy tym jego siła i piłka odebrana. Tosić się kilka razy nieźle zdziwił. Dużo się tam nauczyłem. Wszyscy mówią, że najlepszy byłem w Piaście, ale uważam, że teraz jestem o wiele lepszym zawodnikiem. Doświadczenie robi swoje. Czasami rozmawiam z trenerem Broszem i też uważa, że się rozwinąłem. Dlatego wierzę, że przy regularnej grze jeszcze wyjadę. Może nie chciałbym kariery Gikiewicza, żeby sobie wszystko zwiedzać – choć nie uważam, że to głupie, będzie pewnie bardziej zadowolony niż goście, którzy nigdy nie wjechali – ale chciałbym spróbować. Kurde, ten Lewczuk działa na wyobraźnię.

A jak ci się żyło w Rosji?

Stadiony dramat. Wszystko cofnięte w czasie. Nie ma tej otoczki. Tam piłkarzem czujesz się głównie w tych momentach, jak kasa wpływa na konto. Ale miasto duże i wszystko było, więc nie ma co marudzić. Miałem Janka i Kubę, więc w ogóle było super. Ale Ruscy też fajni. Wbrew temu co się słyszało, naprawę towarzyscy i sympatyczni. Tam zimno, więc przy szatni była sauna, non-stop nagrzane i można było pogadać czy się powygłupiać. Trzymaliśmy się razem. Podobały mi się urodziny. Nie tak jak w Polsce, że przynosisz piwko albo ciasto. Tam zapraszałeś całą drużynę na kolację. Wszyscy zrzutka, ale brakującą sumę pokrywa solenizant. Zamknięty lokal, fajna sprawa. I nie tak żeby się urżnąć, tylko kulturka. To cementuje drużynę. Trochę tego brakuje w Polsce. A łatwiej się gra, jak się dobrze znasz z tymi ludźmi. Nawet jak dajesz z siebie maksa, o jeszcze coś z wątroby za kolegę dołożysz. Taką ekipę mieliśmy w Piaście. Na przykład, zawsze lubiłem się z Pawłem Oleksym. Jak dawał coś in plus, to się tak cieszyłem, że masakra. Jak coś sknocił, to jeszcze mocniej zależało mi, żeby nie padła bramka i nie było na niego! Tak czułem się w Rosji. Poza tym, język bardzo łatwy.

No właśnie. Podobno szybko się nauczyłeś, a na dobrą sprawę nie musiałeś, bo miałeś kolegów z Polski, co sporo ułatwia.

Jako jedyny się z nich uczyłem! Po dwóch miesiącach mówiłem lepiej niż Janek, który był tam już wcześniej. Robili sobie z niego przez to żarty.

amkar

On chyba nawet powiedział, że pomogło mu to, że wy odeszliście.

Czytałem. Niech nie zwala na nas! Wcześniej był sam, ale mu się nie chciało. Ja sobie kupiłem fiszki i nie trzeba było się dużo uczyć. Nie chciałem mówić idealnie poprawnie, ale się dogadywać. No i nie wstydziłem się pomyłek, bo na przykład Kuba trochę miał z tym problem. Dzisiaj wszystko rozumiem, trochę gorzej już gadam, ale czasami odzywam się do chłopaków na Whatsappie, to sobie odświeżę. Nawet do kina w Permie poszedłem.

Na co?

Specjalnie wybrałem taki film, żeby dużo się działo, a mało dialogów było. Leciał wtedy dobry film pt. „Zaginiona dziewczyna”, ale nie chciałem go sobie zepsuć. Szedł wtedy też „Więzień labiryntu”. Na to poszedłem i wszystko zrozumiałem. Poza tym cudów nie było. Spędzaliśmy czas ja, Janek i Wawrzyn. Jakoś zleciało. Gdynia w porównaniu z Permem to bailando, ale Wawrzyn zawsze powtarza, że to są tylko dodatki. Imponowało mi to podejście – reprezentant Polski, dużo widział, mógłby chodzić i  kręcić nosem, że stary hotel czy łóżka twarde, a on nie – to są tylko dodatki. Profesjonalista. I weź to zestaw z tymi młodymi, którzy u nas marudzą na wszystko. Chciałbym wysłać takich do Permu. Zobaczyliby milionerów, gości, którzy grali w Lidze Mistrzów i robią swoje bez kręcenia nosem. A oni ciągle narzekają, mimo że mają ptasie mleczko. Taka dziwna mentalność.

Uważasz, że Janusz Gol jest niedoceniany w Polsce? 

Uważam, że tak. Był taki moment, jeszcze jak byliśmy tam z Kubą, że naprawdę wydawało nam się, że on to powołanie do kadry dostanie. Gdzieś trener Nawałka to inaczej widział. To jeszcze było wtedy, gdy Krychowiak nie był w takim sztosie. Wydawało się, że Janek może z nim powalczyć. Kuba go chyba nawet selekcjonerowi polecał. Super grał. Pamiętam, że w jednej z moskiewskich drużyn był Lassana Diarra. I Janek go zjadł! Naprawdę, nie przesadzam, zmiażdżył go po prostu. Za Czerczesowa był w życiowej formie. Czuliśmy, ze mógłby tej kadrze coś dać, ale został pominięty. Takie życie. Pamiętam, że Janek też był trochę rozczarowany, że wygrał Krycha, a nie on. Jak Grzesiek poszedł do Sevilli, to mu cały czas docinałem:

– Ty, Janek, ten Krycha chwalony jest.
– Ty, oni chyba płacą tym dziennikarzom, bo co mecz laurki!

(śmiech)

A już po rundzie:

– Janek, chyba nie powiesz, że cały czas płacili. Zajebisty jest.
– Nie no faktycznie, rozwinął się. Bo wcześniej aż taki dobry nie był.

„Krycha” zajebisty, ale Janek też świetny piłkarz. Jedna z najlepszych szóstek, jakie kojarzę. Mi się nie podoba to, jak w Polsce gra większość defensywnych pomocników. Tylko odebrać i do boku. Tak to ja też grałem w Młodej Legii.

Dziś już byś się nie widział na środku?  

Nie, nie chciałbym. Tak to sobie można grać w starym kinie pana Mietka. Defensywny pomocnik musi dziś umieć pograć do przodu. Janek to ma. Ja mógłbym zaorać boisko i wszystko wybiegać, ale obok musiałbym mieć kozaka do rozegrania, bo sam prostopadłej nie rzucę. Dlatego się nie pcham. A powinno się wymagać. Za to tym gościom powinno się płacić. A u nas czasami pomieszanie z poplątaniem – stoperzy rozgrywają więcej niż pomocnicy. Jeśli dobrze potrafią wprowadzić piłkę, to szacun, ale nie zapominajmy, kto za to kasuje siano!

Powiem ci jeszcze, że nie tylko Janek, ale w Rosji też Kuba mocno zyskał w moich oczach. Chyba na dobre mu wyszło to, że mógł się odciąć od mediów, od tego całego zgiełku, który jest wokół niego. Momentami grał rewelacyjnie, dlatego wkurzam się, jak czasami słyszę „Wawrzyniak to, Wawrzyniak tamto”. Wiadomo, że wielu niedzielnych kibiców się z niego śmieje. Na przykład ludzie ode mnie z Łącka. Ja im zawsze wtedy mówię:

– Panowie, mówicie, że ja jestem super, a z niego lejecie. A prawda jest taka, że mi do niego brakuje, że hoho. Ze dwa poziomy. To jak jest?
– No co ty gadasz?
– No naprawdę, to ze mnie też powinniście się śmiać, a nie klepać po plecach!

Chciałbym kiedyś osiągnąć taki poziom, może nie będzie mi dane. Może ta reprezentacja zakrzywia obraz? Bo to jednak trochę inny poziom. Tam są Piszczki, nie-Piszczki i Wawrzyn już nie wygląda tak solidnie. Ale na poziomie ligowym świetny piłkarz. W Rosji przestałem się dziwić, że ma tyle meczów w kadrze.

Czemu Czerczesow mówił na ciebie „terminator”? 

Mówił, że jestem dobrze zbudowany. Cały czas mnie nazywał maszyną, aż wszyscy się śmiali. No ale co – o moich umiejętnościach nie było co gadać, więc przynajmniej mówił, że jestem silny (śmiech).

Chyba idealny trener dla ciebie.

Super go wspominam. Wiedziałem, że on tę Legię pociągnie. Można narzekać na styl, ale skuteczność ma. Treningi za to bardzo wymagające. Po nich jest bardzo wesoły, ale na samych zajęciach do bólu żołnierski. Czasami jak krzyknął, to miazga. Jak się na mnie wydarł w przerwie z Zenitem, to chłopie, myślałem, że zaraz dostanę od niego strzała! (śmiech)

Dlaczego?

Mniejsza o szczegóły, ale ćwiczyliśmy na treningach pewną sytuację, do której później doszło w czasie meczu. Zachowałem się inaczej niż on chciał, ale tylko dlatego, że stoper popełnił błąd  i chciałem ratować sytuację. Ale u niego nie ma tak! Ma być tak, jak wymaga i tyle. Gdybym pomimo błędu tamtego gościa zachował się tak, jak ćwiczyliśmy, to on by dostał zjebę, a nie ja. Nawet Wawrzyn mi mówił, że mnie rozumie, ale u Czerczesowa był tylko: „wrrr”. Jak ten niedźwiedź.

Czytałem na blogu Tomka Ćwiąkały wywiad z Marcinem Komorowskim i mówił on, że Czerczesow potrafił sprzedać komuś liścia.

Bez przesady. Poza tym to naprawdę świetny człowiek. Nie ma żadnego przypadku w tym, że został selekcjonerem.

Krótko byłeś w Amkarze, ale miałeś szczęście do selekcjonerów.

Powiem ci, że dopiero niedawno się dowiedziałem, że Muslin teraz Serbię powadzi. Wszyscy byliśmy trochę w szoku. Może nie powiem, że dziwię się, że dostał tę pracę, bo CV się długo buduje, ale u nas mu nie poszło, strasznie defensywny futbol był za niego. Ale widocznie coś musi w sobie mieć. Nie co ukrywać, źle go wspominam. Widać było u niego niechęć do naszej trójki. Może nie do nacji, ale akurat nas nie cenił. Wawrzyna chciał odstawić, Janka z klubu wyrzucić, a ja to już się nawet nie liczyłem. Nie wiemy, o co chodziło. Ale skoro jest na karuzeli, to spoko.

FOT Michal Stawowiak / 400mm.pl 2013-08-12 PILKA NOZNA - EKSTRAKLASA PIAST GLIWICE - ZAWISZA BYDGOSZCZ 1- 1 DAMIAN ZBOZIEN

Jest jeszcze jeden trener, z którym współpracowałeś i któremu teraz wiedzie się nieźle. Jacek Magiera. Spodziewałeś się, że to tak szybko i fajnie mu wszystko zagra?

Szczerze? Że tak szybko, to nie. Ale że będzie pracował w Ekstraklasie i będzie dobrym trenerem, to byłem pewny. Kibicowaliśmy po cichu temu Zagłębiu Sosnowiec, żeby awansował, a później ugruntował pozycję.

Bo „może mnie weźmie”.

Nie, nie na takiej zasadzie. Ci, którzy znają trenera, nigdy by tak nie pomyśleli. Jak był drugim trenerem w Legii, to często do niego mówiliśmy, że jak on awansuje, to my będziemy u niego grać, bo nas lubi. A on zawsze:

– Zboziu, lubił to ja ciebie będę zawsze, ale jak będziesz słaby, to nie pograsz.

I z tego co wiem, zawsze się tego trzymał. Mówią czasami, że ciągnie „Kopę”, ale jego przecież pociągnął Hasi. A z takim Realem gość zrobił swoje. Fajne ma Magiera podejście. Wielu ludzi go nie akceptowało wcześniej, bo „dziwny”, bo nie pił. Bardziej pasowałby do tych czasów, bo dziś zawodnicy regenerują się trochę inaczej. Dużo rozmów ze mną przeprowadził, nie tylko o piłce, ale też życiowych, wiele pamiętam do dziś. Jak mu ostatnio przypomniałem niektóre, to chyba sam już o nich zapomniał. Ale mówił, że przynajmniej jeden coś z nich wyciągnął.

Chyba wszyscy jego byli piłkarze tak mówią.

Bo trener też nigdy o nas nie zapomina, gdy są te trudniejsze chwile. Ja z jego historii wyciągnąłem coś dla siebie. Nie zmieniać się, robić swoje, a życie ci odda. Też miał szczęście, że Hasi nie odpalił, ale robił wszystko, żeby szczęściu pomóc. Dzwoniłem do niego po Sportingu, gdzie pojechał zaraz po przejściu z I ligi. Widziałem, że się tym debiutem nie przejmuje, tylko cieszy. Nawet moi rodzice go znają i kibicują. Bo w piłce niewielu jest jednak ludzi z zasadami, tutaj inne charaktery wypływają.

Ciebie nie musiał specjalnie prostować, nie?

Jasne, że miał gorszych. Ale mi na przykład truł strasznie, jak sobie tatuaże robiłem. Był mega przeciwny. Pewnie jeszcze dzisiaj coś by powiedział.

Opowiadał mi kiedyś, że jak jeden młody przychodził zawiany do klubu, to zabierał go do restauracji i uczył pić wino.

Ale to nie ja. Też słyszałem tę historię, ale nie wiem kto. Trener Magiera zawsze sprawdzał nam czystość w aucie. Taki test. Ja na szczęście zawsze miałem porządek, bo lubię. Chwalił. Mówił, że wnętrze samochodu świadczy o tym, jakim ktoś jest człowiekiem. Ogólnie to obserwator. Słyszałem, że teraz w Legii jest tak samo. Ale najważniejsze, że życie mu teraz oddaje. Jako drugi trener naprawdę tyrał w klubie cały dniami, jeszcze nie miał swojej rodziny założonej.

Zmieniając temat – długo jesteście razem z Agnieszką?

Śmieszna historia trochę, ale nie na ten wywiad. Jesteśmy 1,5 roku, ale znamy się, że hoho. Agnieszka kończy studia w Gliwicach. Jeden tuman w domu, którym będę ja i jedna pani magister.

Kolejny argument za tym, że trzeba było iść do Górnika.

Taaa, mam mieszkanie w Gliwicach, więc łatwiej by było. Agnieszka załamana była, że musi przez całą Polskę jeździć. Próbowała mnie przekabacić!

Agnieszka, powiedz, jak to było.

Agnieszka: – Wybór pozostawiłam Damianowi, aczkolwiek ze względu na odległość bardziej skłaniałam się ku Górnikowi. Ale i tak wiedziałam, że nie posłucha, bo to liga niżej.

Generalnie interesujesz się piłka?

Agnieszka: – Interesuję się, ale wtedy jak on gra. Jego mecze zawsze oglądam. Poza tym on ciągle ogląda piłkę, więc siłą rzeczy robię to razem z nim.

Ale wiesz, jak to jest – ja oglądam, a ona laptopik i sprawdza Fejsbuczka. W połowie meczu da mi buziaka i mówi, że lubi te nasze mecze! I dalej laptop. Ale dobrze, po co ma się męczyć. Dla mnie najważniejsze, że razem spędzamy czas.

WARSZAWA 14.02.2014 MECZ 22. KOLEJKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2013/14 --- POLISH TOP LEAGUE FOOTBALL MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - KORONA KIELCE 1:0 DAMIAN ZBOZIEN FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

 Ale nie ma wojny o pilota?

Agnieszka: – Nie, z reguły nie.

Szukamy kompromisu. Ale zdarza się tak, ze czasami za dużo oglądam. Wiesz, chcę coś zobaczyć, bo dobry mecz, bo za tydzień gramy z tą drużyną, bo mój kumpel gra…

Ale ty byłeś już w tylu drużynach, że teraz w każdym meczu gra jakiś twój kumpel!

No dobra, ale ja po prostu lubię Ekstraklasę. Oglądanie to część tego zawodu.

Agnieszka: – Ale czasami są takie maratony, że trudno wytrzymać.

No bo teraz Liga Mistrzów jeszcze. W środę Real z Napoli oglądałem, ale we wtorek tylko na 10 minut luknąłem. Walentynki. Nawet „Agenta” oglądaliśmy. Musi być kompromis. Dlatego jak wiem, że jest jakiś mecz, którego aż tak bardzo nie chcę oglądać, to wolę robić coś, co ona chce, żeby potem mieć kartę przetargową!

A tak na serio – to wydaje mi się, że dla nas dobrze, że tak późno jesteśmy razem. Wcześniejsze decyzje były podejmowane tylko przez wzgląd na piłkę. Planujemy dzieci, ale później, koło 30-stki. A zobacz, jak by to mogło być z tym Lubinem. Nie byłoby, że tatuś jest obrażony, więc pakujemy się i jedziemy. Przyszłaby mamusia i powiedziała: Damianku, to fajnie, że jesteś ambitny, ale jak ci płacą, to siedź na dupie, bo nasza córka jest tutaj szczęśliwa.

Czasami ludzie nie zdają sobie sprawy, jak wiele przy transferach znaczą takie sprawy.

Jasne, kariera zaraz się skończy, a rodzina zostanie. Ale ja mam obiecane, że od czerwca mogę wyjechać. Powiedz, gdzie byś chciała.

Agnieszka: – Mogłoby cię kupić PSG.

No na PSG, to bym się nie obraził. Gorzej jak będzie Kazachstan. Ale jak w PSG będą potrzebowali wesołego do pompowania piłek i strzyżenia trawy, to jestem! Francuskiego nauczę się raz-dwa.

Ale skąd to PSG?

Śmiejemy się, że liga francuska byłaby optymalna, bo Agnieszka mówi po francusku. Studiowała w Paryżu na Sorbonie. Dlatego jak zamieszkamy razem, to mam już lekcje francuskiego za darmo zamówione. Codziennie chociaż po godzince. Mam okazję to, czemu nie skorzystać?

Jeśli koniecznie musi być francuski, to chyba szybciej ci się jakaś ich była kolonia w Afryce trafi.

Wszyscy tak we mnie wierzą właśnie (śmiech). A tam, my możemy sobie pisać scenariusze, a Pan Bóg się śmieje. Ważne, żebyśmy zdrowi byli. A jak to będzie, to nie z takich dramatów żeśmy wychodzili. Widzisz, jakiego masz wspaniałego narzeczonego?! Kto powinien grać w Arce na prawej obronie?

Agnieszka: – Damian Zbozień.

Brawo. Chcesz coś trenerowi przekazać?

Agnieszka: – Pozdrawiamy.

Mówiłeś, że czekasz na ofertę z Canal+. Chyba byś tam wszystkich zagadał.

Po karierze jak najbardziej. Liczę, że kiedyś się zgłoszą, bo dobrze się czuję przed kamerą. Nie jestem chyba jakiś odstraszający, a tam aparycja jednak musi być. Myślę, że bym się nauczył tego wszystkiego, widzę się w tym.

A jako trener?

Myślałem o tym. Mam instruktora zrobionego, teraz na tę drugą klasę się zapisaliśmy. Tylko widzisz – wyjechałem z Lublina i nie pociągnęliśmy. Ale zrobię to. Kursy trenerskie pociągnę na pewno, ale bardziej tylko jako zabezpieczenie. Cały czas się przeprowadzamy, cały czas idzie wszystko pode mnie, a też chciałbym, żeby Agnieszka się gdzieś zadomowiła. A wiesz, jaka jest praca trenera. To jest przejebana robota. Cały czas jeździsz, cały czas masz walizę spakowaną. A ja chciałbym zapuścić korzenie. Dlatego praca w TV byłaby lepsza. Myślę, że dałbym radę i będę pana Twarowskiego i Smokowskiego atakował! Ale jeszcze jest czas. Tym bardziej się motywuję, żeby zrobić dobrą karierę, bo lepszego piłkarza prędzej wezmą!

Oj, chyba nie ma reguły.

Dla mnie inspiracją zawsze byli bracia Żewłakow. I piłkarską, i życiową. Obaj elokwentni, znają języki, z każdym się dogadają. Nikt nie patrzy na nich jak na typowych piłkarzy. Też w tym kierunku dążę. Już w podstawówce mi mówili, że będę w radiu pracował. Może to przeznaczenie. Możliwe, że będę mówił o piłce lepiej, niż w nią gram.

Kiedy ślub?

W 2018, w czerwcu. Także ma trochę czasu, by się jeszcze zastanowić (śmiech).

Miałaś opory przed związkiem z piłkarzem?

Agnieszka: – Nie, dlaczego?

Zakochała się od razu. Chociaż zawsze gadali, że z piłkarzem to dramat.

Agnieszka: – Nie aż tak.

Ale jak wyjechała do Francji, to musiałeś być zazdrosny.

Nie, w ogóle. Ja mam takie podejście, że nic na siłę. Musiała jechać, świetna sprawa. Chciała zrezygnować, ale ja bym sobie nie darował, gdyby zrobiła to przeze mnie. Sorbona to jednak nie jest popierdółka.

Tak było?

Agnieszka: – Nie myślałam, że to będzie wywiad o mnie. Ale tak, zgadza się.

Trzeba się umieć ustawić. Jak skończę karierę, to będzie na mnie zarabiać!

Rozmawiał MATEUSZ ROKUSZEWSKI

Fot. 400mm.pl, FotoPyK

Najnowsze

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

12 komentarzy

Loading...