Reklama

Wiosna nastolatków – kto zagra na miarę oczekiwań?

redakcja

Autor:redakcja

04 lutego 2017, 17:55 • 6 min czytania 12 komentarzy

Wszyscy albo wciąż są nastolatkami, albo ledwie od kilkunastu dni nie mogą już określać się tym mianem. Piłkarze z roczników 1997-99, którzy zdążyli już przedstawić się szerszej publiczności, ale dopiero nadchodząca runda może okazać się dla nich przełomowa. Którzy najmłodsi przedstawiciele polskiej piłki mogą w najbliższym czasie wskoczyć na dużo wyższy poziom? Widzimy tu przynajmniej kilku kandydatów.

Wiosna nastolatków – kto zagra na miarę oczekiwań?

Dawid Kownacki (Lech, rocznik 1997)

Lech Poznań miał odrzucić intratną ofertę Fiorentiny za tego zawodnika, co paradoksalnie może być dobrą informacją dla samego piłkarza i niekoniecznie dobrą informacją dla klubu. A to dlatego, że w zgodnej opinii „Kownaś” nie prezentuje jeszcze poziomu, który pozwoliłby na podjęcie równorzędnej walki o miejsce w składzie we włoskim klubie. Jakkolwiek spojrzeć, dużo lepiej dla Dawida, jeśli będzie kontynuował naprawdę owocną współpracę z Nenadem Bjelicą, niż na przykład kopał w drugiej drużynie „Violi”. A dlaczego może się to źle skończyć dla Lecha? Nie jest żadną tajemnicą, że Kownacki opiera się przed przedłużeniem kontraktu, który wygasa w czerwcu 2018 roku. Innymi słowy, kończąca się umowa już w letnim okienku transferowym może odcisnąć swoje piętno na kwocie odstępnego za Dawida, nie mówiąc już o kolejnych okienkach.

Wracając do samego Kownackiego – można spekulować, skąd u niego ostatnia zwyżka formy (w Lechu twierdzą, że odstawił ogromne ilości słodyczy). Wydaje się jednak, że nie mogło go spotkać nic lepszego, niż trener Bjelica. Po pierwsze, Chorwat przestał nim rzucać po całym boisku – ustawił Dawida na dziewiątce i jest bardzo konsekwentny. Poza tym w pełni uwierzył w niego, bo nie miał skrupułów, by wystawiać go do składu kosztem długo liderującego w klasyfikacji strzelców Marcina Robaka. A Kownacki odwdzięczył mu się dobrą dyspozycją i golami. Co więcej, 19-latek mógł odczuwać uzasadniony smutek po zakończeniu jesiennego grania, bo w swoich 10 ostatnich meczach (7 w lidze, 2 w PP, 1 w młodzieżówce z Niemcami) strzelił sześć goli i wykręcił bardzo przyzwoitą średnią jednej zdobytej bramki na każde 95 minut gry. Nie ulega też wątpliwości, że wiosną – po okresie przygotowawczym u Bjelicy – „Kownaś” może być jeszcze lepszy i wreszcie może zaprezentować poziom, jakiego wszyscy od niego oczekują.

Sebastian Szymański (Legia, rocznik 1999)

Reklama

Jesienią błysnął w młodzieżowej Lidze Mistrzów, w której należał do najmocniejszych punktów Legii, co potwierdził dwoma golami i asystą. Lubiący stawić na młodych Jacek Magiera docenił postępy Szymańskiego już w ostatnim meczu rundy jesiennej z Górnikiem Łęczna i wpuścił go na boisko na końcowe minuty, które 17-latek w pełni wykorzystał. Szarpał, pokazywał się na pozycje, grał odważnie i z poświęceniem. I, jak się okazało, nie była to tylko nagroda za udaną jesień, a bardziej przedsmak tego, co może czekać Szymańskiego w kolejnych miesiącach. Młody pomocnik właśnie został bowiem największym wygranym zimowego okresu przygotowawczego w Legii.

Przede wszystkim – jak wyliczył portal legia.net – Szymański rozegrał aż 239 minut w zimowych sparingach, czyli zdecydowanie najwięcej ze wszystkich młodych graczy Legii. 17-latek zaliczył też więcej minut niż rywalizujący z nim o miano pierwszego zmiennika w środku pola Kasper Hamalainen. Co więcej, Szymański bardzo efektownie zakończył swój udział w sparingach, zaliczając asystę przy trafieniu Hlouska w meczu z FC Nordsjaelland i na dziś wydaje się całkiem blisko nie tylko pierwszej drużyny, ale też kadry meczowej czy nawet wyjściowej jedenastki. Dodajmy też, że na korzyść Szymańskiego działają kłopoty zdrowotne bezpośrednich konkurentów do miejsca w składzie. Jesienią na pozycjach osiem i dziesięć Magiera wystawiał Vadisa, Moulina oraz Guilherme, a każdy z tej trójki zmagał się na obozach z urazami. To wszystko pomogło złapać Szymańskiemu więcej minut w sparingach, a także błyskawicznie wspiąć się w drużynowej hierarchii. Nadchodząca runda wiosenna może okazać się dla niego przełomowa.

Krystian Bielik (Birmingham, rocznik 1998)

Żeby wedrzeć się do pierwszej drużyny Arsenalu trzeba być nie lada kozakiem, a przy tym mieć furę szczęścia. Krystian Bielik wolał pójść bezpieczniejszą ścieżką, jaka niewątpliwie prowadzi przez wypożyczenie do Birmingham. Tam powinno być o wiele łatwiej o minuty, tym bardziej że drużyna zawodzi w Championship – nie wygrała żadnego z ostatnich ośmiu spotkań. Nie da się ukryć, że są to dosyć sprzyjające warunki do roszad w składzie, a Polak może okazać się tu jednym z wygranych. Co więcej, parę środkowych obrońców dotychczas tworzyli Michael Morrison (kapitan) oraz Ryan Schotton, którzy – takie zrządzenie losu – przed przyjściem Bielika grali wszystko od początku do końca, a teraz obaj są kontuzjowani. Dzisiejszy mecz z Fulham Krystian rozpoczął jeszcze na ławce rezerwowych, bo w klubie jest dopiero od kilku dni, ale ma naprawdę spore szanse na szybki debiut. I właściwie tylko od niego zależy, jak wykorzysta nadarzającą się szansę.

Karol Świderski (Jagiellonia, rocznik 1997)

Podobna sytuacja, co z Dawidem Kownackim, bo latem Jagiellonia odrzuciła naprawdę niezłą ofertę z Empoli za tego zawodnika. Efekt? 19 spotkań, 2 gole i asysta w ekstraklasie, choć – nie oszukujmy się – minut mogłoby tu być zdecydowanie więcej. I tak właśnie brzmiał główny cel przyświecający Świderskiemu na zimowych obozach przygotowawczych w Jagiellonii – wywalczyć sobie więcej okazji do gry. Jakkolwiek spojrzeć, świeżo upieczony 20-latek całkiem nieźle sobie poradził, a forma przyszła chyba w najlepszym możliwym momencie. Jego ostatnie występy w meczach sparingowych to gol we wtorek (rywalem Czornomoreć Odessa) oraz gol w piątek (rywalem Wereja Stara Zagora). Ofensywny pomocnik Jagiellonii od dawna zdradzał spory potencjał, co dostrzegali wysłannicy zachodnich klubów, ale wciąż nie potrafił w większym stopniu odcisnąć swojego piętna na grze zespołu. Teraz okazja ku temu wydaje się idealna, bo podopieczni Michał Probierza mają bardzo dobry zespół i stoją przed historyczną szansą powalczenia o czołowe lokaty na koniec sezonu (dotychczas największym sukcesem klubu był brązowy medal w 2015 roku).

Reklama

Marcin Listkowski (Pogoń, rocznik 1998)

Wszyscy pamiętamy jego regularne występy w sezonie 2015/16 jeszcze pod wodzą Czesława Michniewicza. Zaczął bardzo dobrze, bo od asysty w debiucie, ale później nie potrafił pokazać już błysku i gasł z tygodnia na tydzień. Tegoroczną jesień niemal w całości stracił, choć optymistyczny jest tutaj fakt, że zagrał w pierwszym składzie w ostatniej grudniowej kolejce, czyli stosunkowo niedawno zaliczył małą górkę formy. Widać to także po sparingach Pogoni, w których młody napastnik grał całkiem sporo, a we wtorkowym meczu z FK Rad trafił nawet do siatki.

Teoretycznie w Szczecinie konkurencja w ataku jest całkiem spora, bo poza Listkowskim mamy Frączczaka, Zwolińskiego i Kitano. Ale właśnie sam fakt, że o sile ofensywny Pogoni decyduje przesunięty na szpicę Frączczak jest tutaj dosyć wymowny i najlepiej świadczy o poziomie pozostałych napastników. Nie ulega jednak wątpliwości, że jeśli któryś z nominalnych atakujących osiągnąłby zadowalającą formę, znalazłoby się dla niego miejsce na boisku obok uniwersalnego Frączczaka. Tak naprawdę więc przyszłość Listkowskiego w niewielkim stopniu zależy od jego konkurentów, a w największym od niego samego.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Patryk Fabisiak
0
Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Komentarze

12 komentarzy

Loading...