Reklama

Z właściwej drogi zboczył na niewłaściwą ścieżkę. Historia Christopha Dauma

redakcja

Autor:redakcja

02 lutego 2017, 16:45 • 7 min czytania 7 komentarzy

Tuż przed eliminacyjnym meczem Rumunów z Polakami, w charakterystycznym dla siebie stylu graniczącym z bezczelnością zapowiadał, że pokona kadrę Adama Nawałki. Jak zwykle pewny swego, bezrefleksyjny, przekonany o własnej sile i możliwościach. Bo Christoph Daum przez całe życie kroczy w sposób bezkompromisowy – los regularnie starał się podcinać mu skrzydła lub zwyczajnie przyprawiać o trochę pokory, ale on się nie uginał. Nawet gdy był świadomy swojej winy, nawet gdy wiedział, jakie będą konsekwencje idiotycznego zachowania, brnął w zaparte. I choć grupowi rywale biało-czerwonych póki co w walce o wyjazd do Rosji nie brylują, to – niezależnie od tego jak zakończy się ich współpraca z Niemcem – będą mieli co wspominać. Bo znaleźć wśród trenerów równie kontrowersyjnego prawdziwka graniczy praktycznie z niemożliwością.

Mówi się, że o wiele łatwiej ze szczytu spaść niż się na niego wdrapać. Prawda. Christoph Daum wie o tym najlepiej. Piłkarzem wybitnym nie był, ale na trenera zapowiadał się już co najmniej solidnego. Jego kariera rozkręcała się w naprawdę imponującym tempie, miał niebywałą zdolność do odhaczania kolejnych sukcesów i nawet rzucany na głęboką wodę potrafił w pięknym stylu dopłynąć do brzegu. Sęk jednak w tym, że z równie wielką łatwością marnotrawił cały trud, który włożył w to, by do czegoś dojść. Za każdym razem, gdy stawał na szczycie, chwilę potem, wyłącznie przez swoją lekkomyślność i głupotę, leciał w przepaść. Miał jak dotychczas dwa momenty wielkiej chwały, ale nieuchronnie wiązały się one również z jeszcze większą kompromitacją i wstydem.

Z właściwej drogi zboczył na niewłaściwą ścieżkę. Historia Christopha Dauma

Był rok 1992. Christoph Daum od dwóch lat piastował funkcję trenera VfB Stuttgart. W pamiętnym dla niego sezonie 91/92 doprowadził ekipę z Badenii-Wirtmebergii do mistrzostwa Niemiec. Miał wówczas 38 lat i był objawieniem w skali kraju. Piłkarze chwalili jego metody treningowe, nie mogli wyjść z podziwu nad żywiołowymi przemowami w szatni. Wszystko szło w dobrą stronę – lada chwila miał zadebiutować z zespołem na salonach Ligi Mistrzów, a potem dalej realizować wielkie nadzieje, jakie zaczęli z nim wiązać za naszą zachodnią granicą.

FUSSBALL: 1. BUNDESLIGA 91/92 BAYER LEVERKUSEN

I być może jego kariera toczyłaby się harmonijnie wytyczoną wizją, ale gdy przyszło Stuttgartowi walczyć o udział w Champions League, Daum popełnił niewybaczalny błąd. W dwumeczu z Leeds wystawił do gry niedozwoloną liczbę obcokrajowców i wynik spotkania, z 1:4 premiującego awansem, zweryfikowano na 0:3. Zorganizowano więc dodatkowe starcie w Barcelonie, które wygrali Wyspiarze. Klub stał przed ogromna szansą wizerunkową, sportową i finansową, a przez nieuwagę stał się sporym pośmiewiskiem. Jeszcze do niedawna gloryfikowany, całkiem zresztą słusznie, niemiecki szkoleniowiec w angielskich mediach przewijał się już tylko jako „Christoph Dumb”, czyli „głupi Krzysiek”.

To jednak jeszcze nic w porównaniu z tym, co aktualny selekcjoner Rumunów odwalił kilka lat później. Miał właśnie za sobą udaną przygodę z Besiktasem (mistrzostwo Turcji) i całkiem niezłe lata spędzone w Leverkusen, gdzie budował zespół mający zagrozić wielkiemu Bayernowi. Aż nadszedł rok 2000. Niemcy byli po katastrofalnym dla siebie EURO w Belgii i Holandii. Trzy mecze, jeden punkt. Remis z Rumunami, porażki z Anglią i Portugalią. Głową przypłacił za ten blamaż Erich Ribbeck, a następca wydawał się oczywisty. Młody, ambitny trener z wielkim potencjałem. Fakt faktem parę lat wcześniej był autorem fatalnej pomyłki, ale wciąż uważano go za jednego z najzdolniejszych szkoleniowców młodego pokolenia.

Reklama

I gdy Daum miał już przejąć drużynę narodową i rozpocząć misję „mundial 2002”, Niemcy obiegła wiadomość o tym, że świeżo upieczony selekcjoner miałby być uzależniony od narkotyków.

Nie powinien piastować tak ważnej funkcji człowiek, który regularnie ćpa kokainę i urządza orgie z prostytutkami ubrany w mundur oficerski – grzmiał wówczas Uli Hoeness, którego wzajemne przepychanki z Daumem trwały od kilku lat. Panowie szczerze się nienawidzili i przy każdej możliwej okazji wbijali sobie w mediach szpileczki. A że i jeden, i drugi raczej w język się nie gryzą, to kibice podziwiali wymianę pozbawioną jakichkolwiek hamulców. No ale zarzuty o narkomanię i kompletnie rozwiązłe życie prywatne? Ostro.

Oczywiście, że mam czyste sumienie. Nigdy nie słyszałem tak absurdalnych zarzutów, nie ma więc najmniejszego problemu, bym poddał się specjalistycznym badaniom – kontrował mistrz Niemiec z roku 1992.

Nastroje w narodzie były podzielone, ale generalnie nie było powodów, by Daumowi nie wierzyć. Wszak ten sam zaoferował się, by oddać próbkę z włosów i zweryfikować oskarżenia Hoenessa. Autorytety grzmiały, że jeden z panów biorących udział w tej medialnej wojnie bezpowrotnie straci swoje dobre imię, ale żaden nie chciał odpuścić – Uli był święcie przekonany o winie oskarżonego, a oskarżony… o swojej niewinności.

Gdy profesor Kaeferstein przedstawił oficjalne wyniki badań, Hoeness triumfował, a jego oponent szedł w zaparte. – Co wy myślicie? Że gdybym wiedział o pozytywnym wyniku badania to w ogóle bym mu się poddawał? Bzdura, ktoś chce mnie wkopać!

W ruch poszły telefony, do roboty zabrali się prawnicy. Daum chciał poruszyć niebo i ziemię, by udowodnić, że to wszystko to wierutne bzdury oderwane od rzeczywistości. Nie miał jednak szans, by wygrać z nauką. Kolejne badanie i kolejna wtopa. Pogłoski o zażywaniu kokainy tylko się potwierdziły, a Niemiec w oczach opinii publicznej wyszedł na kompletnego durnia. Gość, który miał mieć na sumieniu wyniki reprezentacji, okazał się ćpunem i kłamcą, który kręcił nawet gapiąc się dziennikarzom prosto w oczy.

Reklama

Przyznaję się. Zażywałem kokainę w swoim domu. Miałem ją tylko na własny użytek – uderzył się w końcu skruszony w pierś, ale na niewiele się to zdało. W ojczyźnie był spalony. Hoeness spektakularnie triumfował, a Daum zmuszony był zapłacić odpowiednią grzywnę, odbębnić prace społeczne i udać się do ośrodka leczenia uzależnień. Upadł po raz drugi w trakcie swojej kariery trenerskiej, ale po raz pierwszy tak spektakularnie. Chwilę temu miał objąć jedno z najbardziej pożądanych stanowisk w Niemczech i utrzeć nosa odwiecznemu wrogowi, a teraz przekreślił swoją przyszłość i wystawił się na kompletne pośmiewisko.

Daum jednak potrafił spadać na cztery łapy. Może i nie kręcił się już w tak mocnych klubach i reprezentacjach, ale miał z czego żyć – prowadził Austrię Wiedeń, Fenerbahce, FC Koeln, Eintracht Frankfurt, Brugge. W każdym z tych klubów z czegoś zasłynął. W Kolonii na przykład potrafił podczas jednego z festiwalów paradować po ulicach w takim przebraniu.

Christoph-Daum-Traditional-Carnival-Hesse-Bssbj8kpT9hl

Generalnie też jako trener dawał się we znaki sędziom. Gdy jego „Kozły” przegrały z Alemannią Aachen, podczas konferencji prasowej arbitrów określił „sprzedawczykami o lepkich dłoniach”. W Leverkusen natomiast zasłynął z niekonwencjonalnych metod treningowych, gdy zawodnikom kazał spacerować po potłuczonym szkle i rozżarzonych węglach.

– Wiem, jak wielką rolę w sporcie odgrywa psychika. Chciałem, by moim podopieczni potrafili opanować strach oraz lęk. Wkrótce sami zobaczą jak wielkie możliwości daje odpowiednie nastawienie mentalne.

Swego czasu sporo też mówiło się o jego rasizmie oraz homofobii. Nawet za bardzo nie krył się z tym, że nie przepada za czarnoskórymi. Gdy Niemiec opuścił już Besiktas, prezes klubu wspominał, że zawodników z Afryki Christoph traktował jak trędowatych. Gdy ci podchodzili do niego porozmawiać, on obracał się na pięcie i odchodził. Gdy mieli jakąkolwiek sprawę, nie słuchał ich. Perfidnie olewał na każdym kroku i ani myślał tego zmieniać. Podobnie rzecz miała się z homoseksualistami, których miał ponoć zwymyślać kiedyś w prywatnej rozmowie.

Po raz ostatni w Bundeslidze pracował w 2011 roku, ale był to epizod nieudany. I choć od kokainowej afery minęła ponad dekada, Hoeness mu tego nie zapomniał.

– Uważałem dyrektora Eintrachtu za nieco bardziej rozsądnego człowieka, ale widocznie w Niemczech dosypują do kawy jakiś proszek – podgrzewał atmosferę w swoim stylu.

Daum nie obronił się wynikami. Metody, które być może za naszą zachodnią granicą sprawdzały się kilkanaście lat wcześniej, teraz nie miały prawa bytu. W czasach, gdy futbol w dużej mierze opiera się na taktyce, analizie i liczbach, same gadki motywacyjne na niewiele się zdają. Nawet, gdy ma się przed sobą tak wyśmienitego psychologa jak Christoph Daum. Ekipa z Frankfurtu przegrała bowiem siedem spotkań z rzędu i spadła do drugiej ligi. A trener stracił robotę.

07.05.2011, Fussball, 1. BL, Eintracht Frankfurt - 1. FC Köln

Nasz bohater nie ustawał jednak w trudach i znalazł zatrudnienie w Brugge. W międzyczasie zasłynął też bardzo ciekawą wypowiedzią. – Gdybym miał możliwość, chciałbym być kobietą. Kobiety są takie pociągające – wypalił słynący z surowości szkoleniowiec.

Dziś jest selekcjonerem reprezentacji Rumunii i choć takich wyskoków jak w czasach swojej świetności już nie notuje, to zawsze będzie jednym z ulubionych rozmówców dla dziennikarzy. Powie coś kontrowersyjnego, błyśnie ciekawą ripostą, zaskoczy niekonwencjonalną opinią. Przed starciem z Polakami był pewny i spokojny rezultatu, a koniec końców opuszczał stadion na tarczy. Ale to cały on – nawet w beznadziejnej sytuacji potrafi dostrzec wielkie pozytywy. I możemy być pewni, że jeśli tylko trafi się taka okazja, to on znów zacznie trafiać na czołówki gazet. I to niekoniecznie dzięki sukcesom sportowym.

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
0
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Niemcy

Niemcy

Polski trener w Leverkusen: Bayer ma wizję, by co sezon grać o mistrzostwo

Damian Popilowski
0
Polski trener w Leverkusen: Bayer ma wizję, by co sezon grać o mistrzostwo
Liga Europy

Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

6
Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real
Niemcy

Real i Barcelona chcą gwiazdę Bayeru. Muszą wyłożyć 150 mln euro

Antoni Figlewicz
1
Real i Barcelona chcą gwiazdę Bayeru. Muszą wyłożyć 150 mln euro

Komentarze

7 komentarzy

Loading...