Reklama

Czy forma Hurkacza powinna nas niepokoić?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

25 lutego 2020, 22:26 • 4 min czytania 0 komentarzy

Rok temu zaszedł aż do ćwierćfinału, po drodze pokonując nie byle kogo, bo m.in Keia Nishikoriego. Tym razem przygoda Huberta Hurkacza w turnieju ATP w Dubaju zakończyła się już na 1. rundzie. I trudno nazwać to wypadkiem przy pracy, bo polski tenisista nie zachwyca formą już od czasu styczniowego Australian Open. Jawi się więc pytanie: czy mamy powody do obaw? A może to tylko mała zadyszka, tuż przed zdobyciem kolejnego szczytu?

Czy forma Hurkacza powinna nas niepokoić?

Postawmy sprawę jasno, Aleksander Bublik to kawał zawodnika. Na korcie jest nieco szalony, zdecydowanie niekonwencjonalny i jasne, nie posiada głośnego nazwiska, ale do leszczy też nie należy. Sposób, w jaki Hurkacz dostał dzisiaj od niego bęcki, może jednak nieco niepokoić. Szczególnie jeśli popatrzymy na pierwszego seta. Polak miał spore problemy z pierwszym serwisem, aż dwukrotnie zresztą przegrał swoje podanie, a na dodatek wyglądał na nieco zniechęconego – jakby brakowało mu… sportowej złości?

Cóż, wciąż mamy świeżo w pamięci jego ubiegłoroczny sukces, kiedy w Dubaju zaszedł aż do ćwierćfinału, robiąc wtedy niemałą furorę. Można było po prostu oczekiwać nieco więcej, co zauważa Adam Romer, redaktor naczelny magazynu Tenisklub i autor audycji na WeszloFM o tej samej nazwie: – Wydawało się, że Bublik to rywal w jego zasięgu. Powiem szczerze: w pierwszym secie Huberta nie było. Przeszedł trochę obok, za szybko mu wszystko uciekło. W drugim już było lepiej, ale się okazało, że nie na tyle, żeby doprowadzić do trzeciej partii.

Sezon 2020 polski tenisista zaczął oczywiście bardzo dobrze. Wygrana z Dominikiem Thiemem? To było coś! Potem Hubert z niezłej strony pokazał się też w turnieju w Auckland, pokonując trzech rywali. I nagle bęc – pojechał do Melbourne, a nam wszystkim zepsuły się humory, bo z wielkoszlemowej imprezy odpadł już w 2. rundzie. Inna sprawa, że pogromca Polaka znajdował się w świetnej formie. John Millman, bo o nim mowa, grał jak z nut, a w kolejnym meczu prawie pokonał Rogera Federera. Ba, można stwierdzić, że nawet powinien był to zrobić, bo miał Szwajcara dosłownie na wyciągnięcie ręki (w super tiebreaku, rozgrywanym do 10 wygranych punktów, prowadził już 8:4!).

Nadeszły kolejne turnieje, ale dyspozycja Huberta wcale nie wyglądała na lepszą. I to mimo (przynajmniej w teorii) faktu mierzenia się z gorszymi rywalami. O ile w Rotterdamie Stefanos Tsitsipas oczywiście do takich nie należał, to już kolejno Vaska Pospisila (choć ten gra ostatnio naprawdę nieźle), oraz właśnie Bublika, trudno było traktować jako faworytów. – Hubert od czasu Australian Open faktycznie nie może się przełamać. Możemy mieć powody do niepokoju, ale z drugiej strony wahania formy zdarzają się każdemu, nawet tym najlepszym na świecie. Na pewno musi pozbierać się w miarę szybko, bo za chwilę będzie grał w Indian Wells, gdzie broni sporo punktów. Takie sytuacje trzeba jednak po części zaakceptować. Hubert jest wciąż młodym graczem. Myślę, że będzie grał coraz lepiej… Takie kryzysy formy będą jednak się zdarzały, nie ma innej drogi – komentuje Romer. 

Reklama

A może problem leży głębiej? Zostawmy na bok samą grę i zadajmy sobie pytanie – czy po Polaku nie widać pewnego zniechęcenia i przygaszenia? Z obozu Huberta dochodzą do nas jednak głosy, że pod względem mentalnym wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zwyczajnie potrzeba spokoju i czasu. Podobnego zdania jest Adam Romer: – Co to do mowy ciała, dużo gorzej to wyglądało ponad rok temu. Wtedy kiedy Hubertowi nie szło na korcie, to faktycznie nie była ona najlepsza. Teraz jest lepiej, na pewno z trenerem Boyntonem nad tym pracowali. Jak gra gorzej, to trochę spuszcza głowę, ale to naturalne. On jest już na tyle doświadczonym zawodnikiem, że zdaje sobie sprawę z nieuniknionych wahań formy. I wie, że musi to zaakceptować. Trzeba po prostu dalej ciężko trenować i grać. Wydaję mi się, że przyjdzie jeden mecz, w którym się przełamie i wszystko pójdzie z górki.

O zdanie zapytaliśmy również Tomasz Lorka. Komentator Polsat Sport podkreśla, jak ważna jest cierpliwość. Szczególnie w przypadku młodego zawodnika, reprezentującego kraj, który na tenisowej mapie nie zajmuje za wiele miejsca: – Myślę, że można być spokojnym, bo Hubertowi trzeba dać czas, żeby dojrzewał. Nawet jak wystrzeli za dwa lata, to i tak będzie super, zważywszy na to, że nie mamy sponsorów, a tenis nie jest sportem wiodącym. Nie miejmy oczekiwań na poziomie Francji, Stanów Zjednoczonych, czy Wielkiej Brytanii. To co Hubert robi, to i tak jest kosmiczny wynik. Nie ma gracza, który utrzymuje regularną i wysoką formę przez jedenaście miesięcy. Być może nabranie cwaniackich cech, pewnego „drive’u” nadejdzie z czasem, ale on i tak pokazał już wiele razy, że ma charakter, chociażby kiedy urwał seta Djokoviciowi podczas Wimbledonu. Apeluję – stonujmy oczekiwania.

Tonujemy je więc i czekamy na kolejne turnieje. Hubert w końcu musi się bowiem przełamać. Wierzymy, że stanie się to szybko.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...