Reklama

Polacy wciąż nie doceniają Championship, nawet Jerzy Brzęczek

redakcja

Autor:redakcja

30 stycznia 2020, 09:40 • 14 min czytania 0 komentarzy

Bartosz Białkowski był już żywą legendą w Ipswich, ale po spadku tego klubu z Championship musiał zmienić otoczenie, żeby nie popaść w sportowy marazm. Trafił do Millwall, które na początku tylko go wypożyczyło, by w ostatnich dniach bez wahania wykupić. Z polskim bramkarzem rozmawiamy o nadspodziewanie dobrej postawie jego zespołu, pechu rywala do gry, honorowym zachowaniu menedżera czy problemach z VAR-em w Anglii, a także o niedocenianiu drugiej ligi angielskiej w Polsce i… przejściu na dietę wegańską. Zapraszamy. 

Polacy wciąż nie doceniają Championship, nawet Jerzy Brzęczek

We wtorek graliście z Leeds. Prowadziliście już nawet 2:0, by ostatecznie przegrać 2:3. Jak to wyjaśnisz?

Leeds grało dobrze, a my generalnie słabo. Trzeba oddać rywalowi, że wyszedł w drugiej połowie z niesamowitą żądzą strzelenia gola. Wiedzieli, że jak trafią pierwszy raz, to potem już pójdzie i tak się stało. Sunął atak za atakiem i nie wybroniliśmy się. Szkoda okoliczności, ale zdajemy sobie sprawę, że Leeds zasłużyło na zwycięstwo.

Mogłeś zrobić coś więcej? Patrząc bez powtórek, drugi gol budził pewne wątpliwości, na powtórkach widać jednak, że piłka wpadła idealnie przy słupku. 

Przede wszystkim był wtedy duży rykoszet, piłka zaczęła lecieć w zupełnie innym kierunku i nie zdążyłem z interwencją. Nie mam jednak do siebie pretensji za tę sytuację. Uważam, że rozegrałem jeden z lepszych meczów w tym sezonie. Mimo porażki, indywidualnie mogłem być zadowolony ze swojej postawy.

Reklama

Co tylko pokazuje moc ofensywną Leeds. Wpuściłeś trzy bramki, a i tak mówisz, że rzadko kiedy broniłeś lepiej.

Przeżyliśmy powtórkę z rozrywki. W październiku graliśmy w Brentford, też prowadziliśmy już dwoma golami i też przegraliśmy 2:3. Po tamtym spotkaniu miałem takie same odczucia jak teraz. Brentford nieustannie napierało na naszą bramkę, przed przerwą obroniłem nawet karnego. W samej końcówce się posypaliśmy, dostaliśmy trzy sztuki, ale tak naprawdę mogliśmy przegrać znacznie wyżej, podobnie jak z Leeds.

Czyli wychodzi na to, że rezerwy macie głównie w grze defensywnej. 

Mam nadzieję, że nie jest to efekt wąskiej kadry. Do grania mamy raptem dwudziestu ludzi i niewykluczone, że małe pole manewru zaczyna być odczuwalne. Być może z Leeds po prostu zabrakło nam już sił. Ta drużyna zawsze gra w niesamowitym tempie, utrzymuje się przy piłce, zmusza do ciągłego biegania. Nawet gdy grali niedawno z Arsenalem w pucharze, obraz meczu był taki sam, mieli z 60 procent posiadania piłki. Do tego my jeszcze 25 stycznia rozegraliśmy mecz w FA Cup, a Leeds zdążyło już odpaść i odpoczywało przez 10 dni. Ale mimo tego nie możemy się usprawiedliwiać. Przeciwnik okazał się lepszy i zasłużył na trzy punkty. Nie przez przypadek mówimy o liderze Championship.

Władze klubu będą chciały zwiększyć rywalizację na wiosnę?

Wiem, że chcą i coś w temacie transferów planują. Nie wiem, czy się uda, ale fajnie by było. Jeszcze kilka dni zostało.

Reklama

Mateusz Klich po meczu napisał na Twitterze „sprawiedliwość”. On i koledzy mieli żal o drugiego gola, gdy wyszliście z piłką przy linii bocznej, a mimo to akcja trwała i zakończyła się karnym dla Millwall?

Chyba o to w największym stopniu chodziło. Ogólnie Leeds w kilku momentach miało odczucia, że sędzia im nie pomaga. Moim zdaniem był to ciężki mecz do prowadzenia dla arbitrów. Parę decyzji było zastanawiających w obie strony i na tym poprzestańmy. Do twitta Mateusza nie będę się odnosił. Pisałem z nim po meczu i wie, o co chodzi.

W Championship VAR-u się nie używa. Patrząc na ostatnie przeboje w Premier League, żałujecie, że nie ma tej technologii w waszych meczach, czy wręcz przeciwnie?

To temat na dłuższą dyskusję. Generalnie jestem zwolennikiem VAR-u. Uważam, że w Polsce używa się go zdecydowanie lepiej niż w Anglii, choć oczywiście też nie jest idealnie. Tutaj jednak chyba nie znajdziesz osoby, która bez zastrzeżeń byłaby za VAR-em.

Teraz na pierwszym planie są gole anulowane po mikroskopijnych spalonych, co do których nie ma nawet pewności, czy stopklatka została zrobiona w idealnym momencie, a może to robić różnicę.

No dokładnie. Wiele zależy od interpretacji sędziów. Powtórzę: w Polsce wygląda to znacznie lepiej.

Dlaczego twoim zdaniem na Wyspach rzecz przedstawia się inaczej? 

W Anglii problemem są przede wszystkim te minimalne spalone. Moim zdaniem aż za sztywno trzymają się pewnych rzeczy. Jeśli dobrze zauważyłem, sędziowie główni w Premier League nie podchodzą do monitora [od niedawna robią to tylko w przypadku rozstrzygania o czerwonej kartce, PM], co też trudno mi zrozumieć. Skoro arbiter ma podjąć ważną decyzję, która pójdzie na jego konto, niech sam tę sytuację obejrzy, a nie bazuje na opinii usłyszanej w słuchawce. Temat rzeka, angielski Twitter po każdej kolejce huczy od różnych dyskusji, ale jest, jak jest. Wierzę, że z czasem pójdzie to w lepszym kierunku. Ten sezon jest przetarciem z nową technologią i zobaczymy, jakie będą wnioski przed drugim rokiem.

Krótko mówiąc, zawodnicy Championship chyba nie rozpaczają z powodu braku VAR-u?

Zdania będą podzielone, nikomu w pełni nie dogodzisz. Jedna drużyna może czuć się poszkodowana i chwilowo będzie przeciwko, druga zyska i będzie mówić inaczej. Punkt widzenia często zależy od punktu siedzenia. Póki co mamy goal line technology i tu kontrowersji nie ma.

W poniedziałek Millwall ogłosiło, że wykupiło cię z Ipswich. Opcji transferu definitywnego nie było, wszystko zależało od ciebie i od klubu.

Tak. Millwall zadziałało szybko, a ja też chciałem zostać, naprawdę dobrze się tutaj czuję, co pokazuję w meczach. Fajnie, że w końcu doszło to do skutku. Jakiś czas temu trener wziął mnie na rozmowę, powiedział, że chce mojego transferu i teraz kluby muszą się dogadać. Negocjacje trochę się ciągnęły, ale nie miałem poważniejszych obaw, że nie dojdzie do porozumienia.

Na ile podpisałeś umowę?

Na półtora roku, czyli do czerwca 2021, z opcją przedłużenia o rok – o ile rozegrałbym w przyszłym sezonie 20 meczów czy coś takiego. Nie pytaj mnie, ile zapłacono, bo nie mam zielonego pojęcia i niekoniecznie chcę wiedzieć. Taka wiedza do niczego nie jest mi potrzebna.

Nadal będziesz dojeżdżał do Ipswich czy rodzina się przeprowadza?

Będę dojeżdżał. Patrzymy głównie przez pryzmat dzieci. Na pewno ciężko byłoby im się przeprowadzać i zmieniać szkołę. W Ipswich czują się świetnie, mają swoich znajomych, żona podobnie. Rozłąka jest jakimś problemem, widzimy się dwa lub trzy dni w tygodniu, ale dramatu nie ma.

Z Leeds przegraliście, ale ogólnie wasza forma od dłuższego czasu jest dobra. Chyba nawet nadspodziewanie dobra.

To dopiero czwarta porażka na przestrzeni ostatnich siedemnastu meczów, odkąd prowadzi nas Gary Rowett. Ostatnio prezentowaliśmy się naprawdę dobrze. Przegranej z Leeds nie musimy się wstydzić. Nie zwieszamy głów, gramy dalej. Czeka nas bardzo ciężki luty. Zaraz jedziemy na Sheffield Wednesday, potem West Bromwich i Fulham u siebie oraz Preston na wyjeździe. To będą trudne mecze, ale w sumie łatwych w Championship nie ma. Co chwila różne drużyny się o tym przekonują. Zostało kilkanaście kolejek, spokojnie robimy swoje.

Jesteście blisko strefy barażowej o Premier League. Fakt ten rozbudza wyobraźnię?

Indywidualnie każdy na pewno o tym myśli, każdy chce osiągnąć sukces i zająć jak najwyższe miejsce. Ale na zewnątrz nie ma żadnej presji. Idziemy krok po kroku i zobaczymy, gdzie dojdziemy.

Mieliście kryzys od końca sierpnia do początku października, nie wygraliście siedmiu meczów z rzędu. Skończyło się to zmianą menedżera, odszedł Neil Harris, a przyszedł wspomniany Gary Rowett.

Szefowie klubu zachowywali spokój i chcieli dalej pracować z Harrisem. On sam zachował się bardzo fair. Widział, że sprawy nie idą w dobrym kierunku. Uważał, że się wypalił i potrzebuje nowego bodźca, zmiany otoczenia. Czuł, że z tą drużyną już nic więcej nie osiągnie i postanowił odejść, dziś prowadzi Cardiff. To była jego decyzja. Zarząd nakłaniał go do jej zmiany, ale obstawał przy swoim.

Nawet klubowe legendy mogą się wypalić w środowisku, w którym są uwielbiane.

Sądzę, że postąpił tak właśnie ze względu na swój status, jest niekwestionowaną legendą Millwall. Prawie całą karierę grał w tym klubie, potem przechodził wszystkie szczeble szkoleniowe. Zapewne mało który trener z zewnątrz postąpiłby w ten sposób. Raczej mając wsparcie zarządu próbowałby utrzymywać posadę, mimo wewnętrznego poczucia, że nie ma pomysłu na ciąg dalszy. Neil Harris wiele zrobił dla Millwall, ale wiedział, że ze względu na dobro klubu musi odejść.

Wy też próbowaliście go namawiać do zmiany decyzji?

Uszanowaliśmy jego wybór, skoro sam już tego nie czuł. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet nie miał okazji podziękować nam w szatni za współpracę. Stworzył grupę na WhattsAppie, gdzie każdemu dziękował, do wszystkich też zadzwonił. Działo się to po wyjazdowym meczu z Luton, właśnie tym siódmym z rzędu bez zwycięstwa. Nie graliśmy dobrze, ale aż do 87. minuty prowadziliśmy. W końcu nam jednak strzelili. Po tym remisie Harris miał dość i odszedł.

To on był zmęczony, nie wy, a jednak po przyjściu Gary’ego Rowetta wyniki bardzo się poprawiły. Jakich zmian dokonał?

Wiadomo, że nowy trener to zawsze nowy impuls dla zawodników, wszyscy zaczynają od zera z czystą kartą. Zmieniliśmy ustawienie, często gramy teraz z trójką obrońców. Oprócz tego w zanadrzu jest plan B czy C, gdy coś idzie nie tak. Menedżer ma nosa, wie, jak poukładać zespół i podejść przeciwnika. Na trzech stoperów przeszliśmy przed meczem na stadionie Swansea. Bardzo długo nie potrafiliśmy wygrać na wyjeździe, a wtedy się udało. Widzimy, że wszystko co robi ma sens, dlatego podążamy za nim.

Pilka nozna. MS 2018. Polska - Kolumbia. 24.06.2018

Wielkich gwiazd w składzie nie posiadacie, ale skrzydłowy Jed Wallace zdaje się wybijać ponad resztę. 

Bardzo, bardzo dobry zawodnik i twardy charakter. Ciągnie naszą grę do przodu, ma już 10 goli i sporo asyst. Ostatnio łączono go z Aston Villą, pisano o kwotach rzędu 10-15 mln funtów. Mam jednak nadzieję, że na to półrocze jeszcze uda się go zatrzymać. Jego brak byłby wielkim osłabieniem. Docelowo Jed na pewno mierzy w Premier League.

Czasami w życiu potrzeba trochę szczęścia, ty miałeś je latem. Zacząłeś sezon na ławce, ale już w pierwszym meczu twój konkurent Frank Fielding doznał poważnej kontuzji i wskoczyłeś do składu.

Wiedziałem, że zacznę jako zmiennik, kontrakt podpisałem bodajże trzy dni przed inauguracją sezonu. Trener ze mną porozmawiał i zapewnił, że niedługo zacznę grać. W praniu wyszło, że „niedługo” oznaczało już pierwszą kolejkę. Nieszczęście jednego zawodnika oznacza szczęście drugiego, taka jest piłka. A pecha Franki ma wyjątkowego, trzeba przyznać. Doznał kontuzji na cztery miesiące, dopiero w miniony weekend po raz pierwszy znalazł się w meczowej kadrze i… znowu wypadł. Na treningu zerwał biceps wyrzucając piłkę w gierce, kolejne 3-4 miesiące pauzy, sezon z głowy. Sam widzisz, jak to jest. Nigdy nie wiesz, co przykrego może cię czekać, ale w gruncie rzeczy nie masz na to wpływu. Przerabiałem to kiedyś w Southampton, gdy zerwałem więzadła w kolanie.

No i jak już bronisz, to więcej niż dobrze. Kibice Millwall po jednej rozegranej rundzie wybrali cię drugim najlepszym bramkarzem ich klubu za ostatnią dekadę!

Masakra, jak na to spojrzeć. Po dwudziestu meczach takie wyróżnienie. Widać, że mam wsparcie kibiców, ale nie bierze się ono z niczego. Pokazuję, co potrafię i ludzie na trybunach to doceniają. A jak grasz dobrze, czujesz się coraz pewniej i łatwiej się zmobilizować do jeszcze cięższej pracy na treningach.

Żyjąc w Londynie zyskałeś większą anonimowość? W Ipswich kibice cię uwielbiali.

Zdecydowanie, znacznie spokojniej chodzę po ulicach. Londyn jest olbrzymim miastem, ma mnóstwo klubów, a na dodatek nasza baza treningowa znajduje się o 40 minut jazdy od stadionu.

Wiadomo, jaką renomą cieszą się kibice Millwall. Czujesz, że jest bardziej specyficznie, że grasz przy innej publiczności niż ta wcześniejsza? Inna sprawa, że frekwencja w granicach 12-15 tys. jak na realia Championship nie imponuje.

Jak na 20-tysięczny stadion, procentowe zapełnienie przeważnie mamy bardzo duże. W Ipswich w zeszłym sezonie zdarzały się mecze z gorszą frekwencją. Powiem tak: dzieje się na trybunach. Jest głośno i żywiołowo. Jeśli gramy dobrze, da się odczuć obecność naszych kibiców, bardzo pomagają.

A jak gracie źle?

No to pomidor (śmiech).

To też dają odczuć.

Specyficzni kibice, są bardzo zaangażowani. Jeżeli nawet przegrywamy, ale widzą, że się staramy i walczymy na całego, nie będą nas dodatkowo dołować. Wręcz przeciwnie.

Wracając do wyróżnień. Byłeś wśród kandydatów na paradę ubiegłego roku w Anglii. 

O ile dobrze kojarzę, ostatecznie zwyciężył Kasper Schmeichel. I tak czułem się niesamowicie doceniony. W gronie nominowanych głównie bramkarze z Premier League, a kandydatów wybierał broniący jeszcze nie tak dawno w angielskiej reprezentacji David James, więc samo znalezienie się w takim towarzystwie było bardzo miłe.

Pilka nozna. MS 2018. Reprezentacja Polski. Wylot do Rosji. 13.06.2018

Twoja świetna forma zapewne ma też związek ze zmianą diety. Skąd pomysł przejścia na weganizm?

Obejrzałem na Netflixie „The Game Changers” i „What The Health”. Gdzieś to do mnie trafiło. Zobaczyłem, jak sportowcy przechodzący na weganizm poprawili swoje wyniki. Nie chodzi tu o jakąś ideologię, że jestem weganinem z klapkami na oczach i cały czas będę w to brnął. Po prostu chciałem spróbować. Odstawiłem na miesiąc wszystkie produkty pochodzenia zwierzęcego, żeby sprawdzić, jak mój organizm zareaguje i jak się będę czuł. I wychodzi, że stosuję tę dietę już ponad cztery miesiące. Widzę różnicę na plus. Po meczach nic mnie nie boli i nie strzyka, czuję się pełen energii, wyniki z krwi miałem najlepsze w klubie. Ten sposób żywienia przynosi efekty, dlatego na razie idę w tym kierunku.

Brakuje czasem steku czy kotleta na talerzu?

Nie, kompletnie nie. Nic by się pewnie nie zmieniło, gdybym raz w tygodniu zrobił odstępstwo od normy i zjadł coś innego, ale staram się być konsekwentny. Robiąc zakupy zawsze zwracam uwagę, czy dany produkt pasuje do tej diety.

Jak w klubie podeszli do tak nagłej zmiany sposobu żywienia?

W miarę neutralnie. Klubowy dietetyk nie był ewidentnie na „nie”, ale przedstawiał nam argumenty, dlaczego może to nie być dobre. Wiadomo, całe życie uczył się, jak tworzyć dla sportowców odpowiednio zbilansowany posiłek z mięsem czy rybą, do pewnych rzeczy był przyzwyczajony. Ale nie próbował zmieniać naszego zdania. Mówił, że to nasza decyzja i skoro taką podjęliśmy, spróbuje jakoś pomóc. Podsyłał różne przepisy, układał jadłospis. Kucharze zaczęli mieć więcej roboty, bo musieli przygotowywać osobne posiłki dla mnie i reszty.

Mówisz w liczbie mnogiej, czyli nie byłeś w tym osamotniony?

Tak, zaczęliśmy we czterech. Koniec końców zostałem sam. Jeden z chłopaków mocno ograniczył spożywanie mięsa, pozostał przy mniej rewolucyjnym trybie. Pozostali się poddali. Chyba bardziej chodziło im o tęsknotę za czymś mięsnym niż gorszym samopoczuciem.

[etoto league=”eng”]

Jesteś już weteranem w Championship, rozgrywasz w niej szósty sezon z rzędu. Jak ta liga zmieniała się na przestrzeni lat i co ci się w tych zmianach podoba najbardziej, a co najmniej?

Na minus – coraz więcej pieniędzy pompuje się w transfery i zarobki piłkarzy, pewne granice zdają się być przekraczane. To się może z czasem zmienić, kolejne kluby są zagrożone karami. W tamtym sezonie Birmingham dostało dziewięć punktów ujemnych, teraz mówi się o nawet 22 punktach dla Derby. Według władz ligi znacznie zawyżyło cenę stadionu przy jego sprzedaży. Z tego co czytałem, podobne podejrzenia dotyczą Sheffield Wednesday i Aston Villi. Do tego jest Financial Fair Play, kluby muszą mieć zbilansowane wydatki i przychody.

Szaleństwo transferowe wpędza kluby w kłopoty?

Jeżeli przez kilka lat co roku wydajesz kilkadziesiąt milionów na zakupy i utrzymanie piłkarzy, a nie udaje ci się wejść do Premier League, no to nie będziesz miał przychodów pozwalających zachować równowagę finansową. Potem dochodzi do takich historii jak ta z Derby.

To jeśli chodzi o minusy. Pozytywy? Piłkarsko Championship mocno poszła do przodu. Niesamowita różnica w porównaniu do tego, co widziałem na początku po przyjściu do Ipswich. To już nie jest liga, w której dominują rąbanka, długie podanie i liczenie na jakiś przypadek po dośrodkowaniu. Coraz więcej drużyn chce grać atrakcyjną piłkę, utrzymywać się przy niej. Nie tylko Leeds, ale też na przykład Fulham, Brentford, Sheffield Wednesday czy nawet będące nisko w tabeli Luton.

Czyli rozwój czysto sportowy może się odbyć kosztem kilku głośnych tąpnięć.

Wychodzi na to, że coś za coś. W Millwall możemy spać spokojnie. Mamy bogatego właściciela, który mógłby wydawać wiele milionów na transfery, ale nie chce tego robić, bo wie, że klub mógłby mieć problemy w razie braku awansu.

Byłeś zaskoczony, że Paweł Wszołek z miejsca stał się czołową postacią Legii będąc wcześniej trzy miesiące bez klubu po odejściu z QPR? A może właśnie jego przykład pokazuje realną różnicę między Championship a Ekstraklasą?

Najbardziej byłem zaskoczony, że Paweł odszedł z Anglii. Wiem, że miał oferty pozostania na tym szczeblu, Millwall bardzo go chciało. To już są indywidualne decyzje. Paweł na pewno dobrze wszystko przemyślał i wybrał powrót do Polski, ale nie trafił byle gdzie, tylko do Legii. Szybko zaczął pokazywać tę samą klasę co w Championship i może dał niektórym do myślenia. Mam wrażenie, że ta liga ciągle jest u nas w kraju niedoceniana. Nawet Jerzy Brzęczek po meczu z Austrią usprawiedliwiał się, że musieliśmy kończyć trzema zawodnikami z Championship, co miało być dowodem na nasz ograniczony potencjał. No, kurczę, przepraszam. Przychodzi z tej ligi do Ekstraklasy Paweł Wszołek i od razu staje się gwiazdą, wykręcił świetne liczby. Moim zdaniem wyszedł tu trochę brak szacunku do Championship ze strony selekcjonera. Nie chcę jednak być źle zrozumiany – nie korzystam z okazji, żeby się wpraszać do reprezentacji. Wiem, ilu świetnych bramkarzy dziś mamy, dlatego kadrę traktuję jako temat zamknięty i do nikogo nie czuję żalu z tego powodu.

Eleven regularnie transmituje drugą ligę angielską, jest ona łatwiej dostępna niż kiedyś.

Tak, ale ile meczów ktoś zdoła obejrzeć przez weekend? Jeden, może dwa. Czasami trafisz na fajne widowisko, a czasami na takie, że oczy bolą. Jak wszędzie. Jednego można być pewnym: zawsze będzie bardzo wysokie tempo gry i duża intensywność. I z tego względu, jaki by nie był poziom piłkarski, moim zdaniem ogląda się to lepiej niż Ekstraklasę.

Właśnie tempa i intensywności najbardziej mi w polskiej lidze brakuje, a to przecież są rzeczy do wytrenowania, niezależne od umiejętności. 

W Polsce masz na boisku strasznie dużo miejsca. Piotrek Malarczyk przyszedł do Ipswich z Korony Kielce. Kiedy przekonał się, jak szybko się tutaj gra, to w pierwszym meczu nie wiedział, o co chodzi. Mówił, że takiego tempa nigdy w Ekstraklasie nie widział, a trochę czasu w niej przecież spędził. Choćby to pokazuje, jaka jest różnica.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...