Reklama

Tym razem bez comebacku. Hurkacz odpadł z Australian Open

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

22 stycznia 2020, 12:03 • 3 min czytania 0 komentarzy

Liczyliśmy na więcej. Świetna forma Huberta z początku sezonu, gdy odniósł sześć zwycięstw z rzędu i to z wieloma naprawdę renomowanymi rywalami, pozwalała wierzyć, że na Australian Open też będzie świetnie. Ale już pierwszy mecz w turnieju, z Dennisem Novakiem, pokazał nam, że coś tu jest nie tak. Dziś dostaliśmy tego potwierdzenie – Hurkacz pożegnał się z imprezą już w drugiej rundzie.

Tym razem bez comebacku. Hurkacz odpadł z Australian Open

Zaczął nieźle, to trzeba mu oddać. Początek pierwszego seta w wykonaniu Polaka był całkiem okej. Nie napiszemy, że grał genialnie, nie napiszemy, że źle. Był gdzieś pośrodku i to wystarczało, by dotrzymywać kroku – niesionemu przez australijską publiczność – Johnowi Millmanowi. Ba, przez moment prowadził nawet z przełamaniem, ale szybko tę przewagę stracił. A potem, w kluczowych momentach, lepszy był reprezentant gospodarzy. I tak było przez cały mecz.

A w Hubercie narastała frustracja i zniechęcenie. To było widać. Zresztą ten schemat znaliśmy już z meczu z Novakiem, gdzie Polak też wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle. Bo normalnie to gość, którego niemal nie da się wyprowadzić z równowagi i choćby zepsuł pięć piłek z rzędu, to dalej będzie grać po swojemu. W Australii tego po prostu brakowało. I o ile poprawa poziomu gry – choć wciąż daleko mu było do swojej najlepszej wersji – wystarczyła na Novaka, o tyle z Millmanem już tak nie było.

Z czego wynika taka postawa Polaka? Odpowiedź brzmi: nie wiadomo. Wie to zapewne tylko on sam i ludzie z jego boksu. Fizycznie, z tego co się mówi, wszystko u Huberta wyglądało i wygląda dobrze. Zresztą w trakcie meczu nie było widać żadnych oznak tego, by coś było nie tak. Sytuacja w Australii? Teoretycznie można by próbować tak to usprawiedliwiać, ale w trakcie ATP Cup ogrywał przeciwników właśnie w tym kraju. Mecz z Novakiem próbowano wytłumaczyć wczesną porą (zaczynał o 10:30 czasu australijskiego), ale dziś grał już po południu, a nawet wieczorem. I też było słabo.

Bo, niestety dla Huberta, nakładana na niego presja i oczekiwania rosną. Sprawił to sam, swoją świetną grą. Dlatego celem minimum na ten turniej wydawał się awans do trzeciej rundy i pojedynek z Rogerem Federerem. Po dwóch setach dzisiejszego meczu widzieliśmy jednak, że będzie o to bardzo trudno Żyliśmy jednak nadzieją, bo przecież z Novakiem takie straty odrobił. Tyle tylko, że Millman mu na to nie pozwolił.

Reklama

To prosty schemat – im gorzej grał Hurkacz i im więcej wyrzucał, tym lepiej radził sobie Australijczyk. Co ciekawe, zaczął nawet przejmować inicjatywę, a to raczej gość, który woli grać z tyłu kortu i czekać na to, co zaproponuje mu rywal. Ale skoro rywal nie proponował nic, to trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce. Millman to zrobił i wygrał. Choć i on miał mały kryzys, i to w momencie, gdy był już niemal pewny wygranej – przy prowadzeniu 4:0 w trzecim secie. Hubert wygrał wtedy trzy gemy z rzędu i miał break pointa na remis. Ale Australijczyk presję wytrzymał, obronił się i dwa gemy później wygrał mecz. Hurkacz wybronił jeszcze co prawda dwie piłki meczowe, ale skapitulował przy trzeciej, atakując z forehandu w siatkę po całkiem ciekawej, dobrej wymianie. I w sumie trudno wyobrazić sobie lepsze podsumowanie tego meczu w jego wykonaniu.

Gdybyśmy mieli oceniać cały styczeń Huberta, moglibyśmy pewnie tylko przyklasnąć. Wygrał kilka spotkań z naprawdę trudnymi rywalami, przebił swój dorobek punktowy z zeszłego roku i po raz pierwszy był rozstawiony w turnieju wielkoszlemowym, na co pozwoliło mu osiągnięcie życiowego rankingu. Ocena samego Australian Open pozostawiałaby jednak wiele do życzenia. I to pokazuje, że przed Hurkaczem wciąż mnóstwo pracy, jeśli chce dojść na najwyższy poziom. A że chce – nie mamy wątpliwości.

Hubert Hurkacz 4:6, 5:7, 3:6 John Millman

Fot. Newspix 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Australian Open

Polecane

Djoković ma problem. Rywale są lepsi, on kiepsko wszedł w sezon. Czy Nole kończy się paliwo?

Sebastian Warzecha
1
Djoković ma problem. Rywale są lepsi, on kiepsko wszedł w sezon. Czy Nole kończy się paliwo?
Polecane

Ktoś myślał, że będzie inaczej? Iga Świątek zdominowała finał Indian Wells

Kacper Marciniak
13
Ktoś myślał, że będzie inaczej? Iga Świątek zdominowała finał Indian Wells
Tenis

Set pełen walki, a potem krecz. Świątek awansowała do półfinału Indian Wells

Sebastian Warzecha
0
Set pełen walki, a potem krecz. Świątek awansowała do półfinału Indian Wells

Komentarze

0 komentarzy

Loading...