Reklama

Turniej Czterech Skoczni: szanse Stocha odleciały, ale Kubacki walczy

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

29 grudnia 2019, 20:25 • 5 min czytania 0 komentarzy

Kamil Stoch miał walczyć nawet o zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Miał = czas przeszły. Już po pierwszym konkursie wiadomo bowiem, że powalczyć w kolejnych zawodach, owszem, może, ale na pewno nie o triumf w klasyfikacji generalnej imprezy. Nie jest jednak źle, bo o to, co miał robić Kamil, postarał się Dawid Kubacki, dziś trzeci. A zwycięzca? Tu wszystko pozostaje bez zmian – jest nim Ryoyu Kobayashi.

Turniej Czterech Skoczni: szanse Stocha odleciały, ale Kubacki walczy

Bardzo nieregularny jest w tym sezonie Kamil Stoch. Potrafił wygrać konkurs w Engelbergu czy skakać na bardzo dobrym poziomie w Wiśle, ale jednak większość jego skoków jest – jak na niego, a poprzeczkę zawiesił sobie przecież wysoko – dość mizerna. Dziś było podobnie. Choć trzeba przyznać, że Stoch ma jeszcze jeden problem – niebywałego pecha. Niemal co konkurs trafia na jedne z najgorszych – a często na najgorsze, jak to było dziś – warunki w stawce. I odlecieć nie może. W Oberstdorfie w pierwszej serii dostał 9,9 punktów dodanych do noty za niekorzystny wiatr, ale co z tego, skoro nie zrekompensowało mu to odległości? W drugiej skoczył lepiej, ale też nie na tyle, by o powalczyć choćby o pierwszą „10”. Zresztą widać było, że nieco brakowało mu wiary. Na zdecydowanie bardziej zadowolonego wyglądał, gdy gratulował dobrych skoków kolegom.

Bo i miał czego. Dawid Kubacki i Piotr Żyła skończyli dzisiejsze zawody w czołowej piątce, a ten pierwszy wskoczył nawet na najniższy stopień podium. Przyznamy, że akurat po Dawidzie nie oczekiwaliśmy wiele, bo po prostu nie dawał nam do tej pory powodów, by w niego wierzyć. To już jednak pewna tradycja, że „Mustaf” zapada na początku sezonu w sen zimowy, z którego budzi się dopiero w okolicach Turnieju Czterech Skoczni. Dziś Kubacki wygrał walkę nie tylko z większością rywali, ale i wiatrem – dwa razy skakał w niezbyt korzystnych warunkach i dwa razy zdołał osiągnąć dobrą odległość.

To na pewno były dobre skoki, trener pewnie potwierdzi. Odległościowo lepsze niż wczoraj, a myślę, że to się w skokach dość mocno liczy. (śmiech) […] Wiedziałem, że do dobrych skoków niewiele brakuje i trzeba to tylko wydobyć, oszlifować. Dziś pokazałem, że można to zrobić przez noc. Nie nazwałbym tego jednak wybuchem formy. To były dobre skoki, ale pracowałem na nie od dłuższego czasu, wczorajszym też niewiele do tego brakowało. […] Gdybym wiedział, czemu tak dobrze idzie mi właśnie tutaj [w niemieckiej części TCS], to po prostu bym wygrywał i w innych miejscach. Trenerzy ciężko pracują nad tym, by wypatrzyć, co nie gra. To są detale, które trudno czasem dostrzec – mówił Dawid po konkursie przed kamerą TVP. W tej chwili to właśnie on jest naszą największą nadzieją na wygranie całego Turnieju. Do Kobayashiego traci bowiem 10,4 punktu. Żyła już dużo więcej – 23,6.

A Japończyk nie ogląda się na rywali, tylko robi swoje. Jego skoków nie ogląda za to najwyraźniej jury, bo nie mamy pojęcia, skąd sędziowie wytrzasnęli osiemnastki za jego pierwszą próbę, gdy z trudem utrzymał się na nartach bez podparcia lądowania. Najlepsze w tym jest to, że gdyby rzucili 16,5 albo 17 (a na takie noty Ryoyu zasłużył), to Kobayashi i tak byłby liderem po pierwszej serii, a w drugiej przypieczętowałby swoje zwycięstwo. A tak pozostał niesmak. Szkoda, tym bardziej, że dzisiejszą wygraną doskoczył do zacnego grona – Helmuta Recknagela, Svena Hannawalda i Kamila Stocha. Tylko ta trójka zdołała wcześniej wygrać pięć konkursów Turnieju Czterech Skoczni z rzędu. Całkiem prawdopodobne wydaje się, że Ryoyu ten rekord wyśrubuje.

Reklama

Niepocieszony po dzisiejszych zawodach może być za to Kuba Wolny, który wreszcie oddał dobry skok i w parze zdecydowanie pokonał Stefana Hulę, tylko po to, by… zostać zdyskwalifikowanym. Skorzystał na tym Stefek, który wszedł do drugiej serii, ale że notą znacznie odstawał od rywali, to zawody skończył na 30. miejscu. Dwie lokaty wyżej finiszował za to Maciej Kot, a ostatecznie 19. był Kamil Stoch. Wróćmy jednak do Wolnego. Ten bowiem mówił po swej dyskwalifikacji całkiem ciekawe rzeczy.

– Kombinezon okazał się zbyt duży w jednym miejscu, konkretnie na nogach. Sam skok był dobry, ale w tym momencie jestem trochę zły. Trudno cokolwiek powiedzieć, bo wszyscy, którzy skaczą w Pucharze Świata, mają takie kombinezony. […] Koncentrowałem się na swoich zadaniach, skok był dobry. To jest ważne. A dyskwalifikacja? Głupia sytuacja, ale takie też się zdarzają – powiedział portalowi skijumping.pl. Jeśli więc uznać, że ma rację, oznaczałoby to ni mniej, ni więcej, że dyskwalifikuje się zawodników… losowo. I dziś padło akurat na niego. Sami jesteśmy ciekawi, czy on sam lub jego koledzy pociągną ten temat.

Zresztą w tę losowość moglibyśmy nawet uwierzyć, bo w ostatnim czasie sędziowie regularnie się kompromitują, brakuje tylko, by zaczęli to robić, również ci od wlepiania dyskwalifikacji. Co mamy do jury? A to, że przyznaje wysokie noty za beznadziejne lądowanie, to ocenia nie styl, a odległość, a to znowu nie potrafi podnieść do góry belki, gdy wszystkim wieje w plecy. Tak było pod koniec drugiej serii, kiedy po skoku Piotra Żyły (który naprawdę dobrze sobie poradził w kiepskich warunkach), przepadło kilku kolejnych zawodników, udupionych – bo inaczej nazwać się tego nie da – właśnie przez jury. W tym choćby Markus Eisenbichler. Bo o ile do obniżania belki sędziowie biorą się, gdy tylko ktoś skoczy nieco dalej, o tyle podnieść nie potrafią jej nawet wtedy, kiedy skoczkowie nie osiągają punktu K. A to chyba nie tak powinno wyglądać.

O ile więc dzisiejsza rywalizacja naprawdę nam się podobała (co przecież w tym sezonie nie było normą), o tyle praca jury wymaga już zdecydowanej poprawy. Tyle że tak jest od kilku sezonów. A nie zmienia się nic. Podobnie jak pozycja Ryoyu Kobayashiego w kolejnych konkursach Turnieju Czterech Skoczni. Ale kto wie, może w Ga-Pa wyprzedzi go pewien skoczek, co na imię ma Dawid, a na nazwisko Kubacki?

A że konkurs w Garmisch-Partenkirchen to już Nowy Rok, to właśnie tego sobie, wam i Dawidowi życzymy na ten 2020.

Fot. Newspix

Reklama

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Inne sporty

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]
Polecane

Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Szymon Szczepanik
0
Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...