Reklama

Szukam klubu na Google Maps. Szalona historia Yudaia Miyamoto

redakcja

Autor:redakcja

27 grudnia 2019, 10:26 • 19 min czytania 0 komentarzy

Yudai Miyamoto to jedna z najbardziej szalonych osób, z którymi porozmawialiśmy. Ma 22 lata. Pochodzi z Japonii. Próbował przebijać się już w Serbii, Chorwacji, Litwie, Szwecji, Islandii, Wielkiej Brytanii, Rumunii, Bułgarii, Malcie. No i Polsce. Polskę wybrał po analizie, z której wyszło mu, że w porównaniu do innych krajów znacznie więcej piłkarzy z niższych lig dostaje szansę na poziomie centralnym.

Szukam klubu na Google Maps. Szalona historia Yudaia Miyamoto

W wieku 20 lat rzucił studia i wyjechał do Europy, by spełnić swoje wielkie marzenie o zostaniu zawodowym piłkarzem. Pojechał do Serbii, gdzie zrezygnował z testów, a potem… po prostu pukał od klubu do klubu. Tak, zapukał do Crveny Zvezdy. Tak, zapukał do Dinama Zagrzeb. Tak, wysłał maila do każdego szwedzkiego klubu do piątej ligi włącznie. Tak, tysiąc razy spotkał się z odmową.

Udało mu się zaczepić tylko w drugiej lidze litewskiej i na Malce. Latem było blisko podpisania kontraktu z drugoligową Stalą Rzeszów, ale niestety – zdrowie nie pomogło. Zanim doszło do finalizacji, Yudai doznał poważnej kontuzji. Wiosną będzie rehabilitował się w barwach KTS Weszło.

A latem może spełni się jego marzenie o grze w piłkę w zawodowym klubie?

To jasne, że gdyby karano za marzenia, Yudai otrzymałby podwójne dożywocie. To wywiad o zakochaniu się w piłce do szaleństwa. Zapraszamy. 

Reklama

***

Od kiedy jesteś w Europie?

Od stycznia 2018. Dwa lata.

W ilu krajach żyłeś?

W jedenastu.

W dziesięciu próbowałem się przebić.

Reklama

Dlaczego Polska? Mówiąc szczerze – nie przyleciałem tu, by szukać klubu. Kupiłem bilet lotniczy z Rumunii, bo był tani. Chciałem pożyć w Polsce przez chwilę i później ewentualnie przedostać się na Ukrainę albo wrócić do Bułgarii. Jak już miałem bilet, zacząłem analizować, jakie szanse przebicia się mają w Polsce piłkarze z podobną historią do mojej. I okazało się, że transfery z ligi okręgowej do drugiej ligi zdarzają się na tle innych krajów dość często.

Nie ukrywajmy – moja historia nie musi być dla klubów atrakcyjna. Malta, Litwa – nie są to kraje, które przyciągają. Nie mogę powiedzieć o sobie, że robię karierę. Przeanalizowałem więc drogę piłkarzy, którzy nie grali w żadnym poważnym miejscu, nie są już bardzo młodzi, a mimo to po pierwsze – dostali szansę, po drugie – przebili się do wyższych lig. Znalazłem kilku, którzy zaczynali w podobnym położeniu. I dziś są w pierwszej bądź drugiej lidze.

Podążenie taką drogą to moja jedyna szansa.

Marzę o tym, by zostać zawodowym piłkarzem. I zagrać któregoś dnia w Lidze Mistrzów.

Zacznijmy tę historię od momentu, w którym będąc na studiach mówisz: mamo, tato, jadę do Europy, gdzie planuję zostać zawodowym piłkarzem.

Studiowałem ekonomię, ale nawet na studiach futbol był priorytetem. Wybrałem uniwersytet w Yokohamie ze względu na to, że współpracował z klubem Yokohama Marinos. Niestety uniwersytet miał problemy finansowe i wycofano się z tej współpracy, więc wiedziałem, że nie uda mi się trafić do klubu przez uczelnię. Tak się w Japonii przyjęło – najpierw studia, dopiero po nich w wieku około 23 lat podpisujesz zawodowy kontrakt. Późno. Nie chciałem tracić czasu. Zwłaszcza, że nie marzę o azjatyckiej piłce, a o Lidze Mistrzów.

Wcześniej grałem w liceum, które było pod względem piłki na drugim miejscu w całej Japonii. Może 6-7 zawodników zostało zawodowymi piłkarzami, ale znów – dopiero po studiach. Gdy zrezygnowałem ze studiów, nie miałem pojęcia, co będę robił w przyszłości, jeśli mi nie wyjdzie w piłce. W momencie wyjazdu nie mówiłem zbyt dobrze po angielsku. Wiedziałem, że nauka języka zawsze będzie jakąś wartością, może pomóc mi w przyszłej pracy.

Decyzja podjęta, wyjazd. Pierwszy kraj – Serbia.

Rodzice mówili, że będzie ciężko – głównie z powodu pieniędzy. Chciałem wyjechać do Europy jeszcze zanim poszedłem na uniwersytet i nawet im to przedstawiłem, ale w tamtym czasie było to nie do zrobienia. Nie miałem żadnego agenta, wszystko wydawało się abstrakcyjne. W międzyczasie jeden z moich przyjaciół dostał szansę w serbskim klubie. Jego agent – który formalnie nie pracował jako menedżer, ale miał duże kontakty – załatwił testy także i mi. Zawsze wiedziałem, że w którymś momencie swojego życia przyjadę do Europy spróbować. Pytanie było: kiedy? Szukałem okazji.

Okazja się pojawiła. FK Sloboda Uzice. Poziom – serbska druga liga.

Przyjechałem do klubu i… doznałem sporego szoku. Trening odbywał się na boisku położonym w sercu gór. Śniegu było naprawdę dużo. Nie dało się grać. Mimo to trener był zadowolony z tego, jak się pokazałem.

– Podobasz mi się, zaproponujemy ci kontrakt – powiedział.

Ale ja uznałem, że… to nie jest klub dla mnie. Nie jestem przyzwyczajony do gry na śniegu, nie potrafię czerpać z niej przyjemności. Zdecydowałem, że poszukam czegoś innego. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, jak ciężko jest w piłce. A to była druga liga…

Nie miałeś żadnego agenta, więc zacząłeś szukać klubu na własną rękę. Sam, słabo mówiąc po angielsku, w obcym kraju, bez kontaktów.

Po prostu pukałem od drzwi do drzwi. Szukanie klubu odbywało się w najprostszy z możliwych sposobów – na Google Maps. Sprawdzałem, czy w okolicy jest jakiś klub i szedłem do siedziby z pytaniem, czy nie potrzebują akurat dynamicznego skrzydłowego.

– Chcę do was dołączyć, zaoferujcie mi kontrakt.

– Nie, dziękujemy.

– Zostanę jak długo chcecie na testy.

– Dzięki.

Całkiem szalone, ale to była jedyna droga. A przyjechałem tu, by spełnić marzenia. W Serbii zacząłem stosować taktykę, którą stosowałem także w kolejnych krajach – na start poszukiwań szedłem do największego klubu w kraju.

Pojechałem więc do Crveny Zvezdy. Rozmawiałem ze starszym facetem, który słabo mówił po angielsku. W Crvenie oczywiście się nie udało, ale powiedział, że pokaże mi drużynę, w której mogę się sprawdzić. Znalazłem hostel i udałem się do małego centrum treningowego. Graliśmy tam z kilkoma zawodnikami. Sam nie wiedziałem, dlaczego tam jestem i po co to robię. W Serbii odwiedziłem trzy kluby. Spędziłem tam może miesiąc.

Dalej była…

Chorwacja.

Dinamo Zagrzeb?

Tak.

Wiesz, że to duże progi.

Jak mówię – zawsze to klub numer jeden w kraju i jak mi się nie powiedzie, może ułatwią mi wejście do mniejszych zespołów.

Zdobywałeś wcześniej jakiś kontakt czy po prostu jechałeś do klubu i pukałeś do drzwi?

Do Dinamo po prostu pojechałem. Jeden z trenerów Dinamo przedstawił mnie pewnemu facetowi, z którym miałem szukać klubu, ale nie wyszło. Nie potrafię zliczyć, do ilu osób złapałem taki kontakt, jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie dziesięć krajów.

Czyli jak ktoś szuka klubu, może się zgłosić do ciebie. “Chorwacja? Mam kontakt do tego, tego i tego. Szwecja? O, proszę, też mam”. 

Nikt nigdy mi nie powiedział, że jestem szaleńcem, ale doskonale sobie zdaję sprawę, że tak sądzili. Ale w inny sposób bez agenta nigdy nie spotkałbym tych wszystkich osób. Mówiłem sobie: prędzej czy później ktoś mnie zatrudni.

W końcu zatrudnił, na Litwie. Dlaczego po Chorwacji zdecydowałeś się właśnie na Litwę?

Skoro uderzałem do najlepszych w kraju i okazywali się dla mnie zbyt duzi, musiałem wybrać słabszą ligę. Litwa pasowała idealnie. Pojechałem do Żalgirisu Wilno, dyrektor sportowy podziękował mi, ale przy okazji przedstawił w klubie z drugiego poziomu. Olita, peryferia kraju. Złapałem busa i pojechałem na testy. Spodobałem się na tyle, że dostałem propozycję kontraktu. Jest szansa. Strategia się sprawdziła. Zaczynam karierę.

Długo nie potrwała gra w Dainavie. W wielu krajach drugie ligi nie mają pieniędzy i muszą sprzedawać piłkarzy lub rezygnować z nich, by zmniejszać budżet. Padło na mnie. Powiedziałem sobie – jeden klub już znalazłeś, szukaj drugiego. Pojechałem na 1,5 miesiąca do Szwecji.

Dlaczego akurat do Szwecji?

Ponieważ tam było dłużej otwarte okno transferowe. Na start – AIK Solna. Pamiętam to jak dziś – szedłem ponad godzinę przez zaśnieżony las, by dotrzeć do centrum treningowego. Chciałem porozmawiać z trenerem, ale przyszedł dopiero po rozpoczęciu treningu. Rozmawiałem z innym człowiekiem o tym, że szukam klubu. Sądziłem, że chociaż będzie mi dane zająć chwilę trenerowi. Przyglądałem się zajęciom, gdy jedna osoba podeszła do mnie i… wyrzuciła. Powiedziała, że nie mam prawa tu być i z nikim nie porozmawiam. Zrobiło mi się przykro.

2bfa08f5-f43a-4453-8a4c-6d5e3a33206e

Czasem oglądam to zdjęcie, by przypomnieć sobie, co wtedy czułem. Wysyłałem maile do wszystkich klubów z drugiego, trzeciego, czwartego i piątego poziomu. Nie znałem jeszcze tak dobrze angielskiego, wyglądało to mniej więcej tak: „please, I am looking for the club, can I join the training?”. Odpisał mi trener z piątej ligi: – Przyjedź do nas.

Godzina od Sztokholmu, więc wsiadłem w pociąg i dołączyłem na tydzień. Po tym czasie usłyszałem, że nie mogą mi zaproponować kontraktu, bo jestem zbyt szczupły jak na tę ligę, a mają wielu piłkarzy na tę pozycję. Niby piąty poziom, a grał tam nawet zawodnik z Arabii, który miał przeszłość w reprezentacji.

Słysząc, że jesteś zbyt chudy na szwedzką ligę, zmieniłeś kraj?

Zamknęło się okno transferowe, ale na Islandii wciąż było otwarte. Uznałem, że muszę tam jechać. Zgodnie z tradycją – pojechałem do klubu numer jeden, Valur Rejkiawik. Mieli drużynę rezerw i zaproponowali mi, żebym w niej potrenował. Robiłem to przez miesiąc. Potem pojechałem do Throttur Rejkiawik. Trener powiedział mi: jeśli wypadniesz dobrze z drużyną U-18, dostaniesz szansę treningów z pierwszym zespołem. Zagrałem w meczu i dano mi szansę. W międzyczasie wyrzucili jednak trenera, więc temat upadł. Musiałem wyjechać, bo miałem problem z wizą. Liga nie była profesjonalna. Dzwoniłem do ambasady, ale było bardzo ciężko. Poddałem ten sezon bez walki. Ale nie chciałem wracać do Japonii, bo przecież jeszcze niczego nie osiągnąłem. Poleciałem więc do Wielkiej Brytanii. Początkowo – by spędzić czas i potrenować. Finalnie – by znaleźć kolejny klub.

Jeden z klubów organizował płatne testy. Zapłaciłem, pojechałem do biura i usłyszałem od trenera: – Jesteś Japończykiem, nie masz ubezpieczenia, nie możesz dziś zagrać.

Kasa poszła na marne. Japończycy pod wieloma względami mają ciężko. Dość nieprzyjemne zdarzenie spoktało mnie w Barnet FC. Klub z Londynu, piąty poziom rozgrywkowy. Jak zwykle mam w zwyczaju – po prostu poszedłem do klubu. Na recepcji siedziała młoda dziewczyna.

– Dzień dobry, czy mógłbym potrenować z zespołem?

– Proszę poczekać, zapytam trenera.

Po pięciu minutach przyszedł jakiś człowiek i powiedział, że niestety nie mogę ani dołączyć do zespołu, ani porozmawiać z trenerem. Najbardziej standardowa odmowa, z jaką się spotykałem. Gdy próbowałem go przekonać, ta dziewczyna z recepcji tak się zanosiła śmiechem… Myślałem, że pęknie. Śmiała się ze mnie. Strasznie mnie to sfrustrowało.

Potem udałeś się na Maltę, gdzie grałeś w dwóch klubach. Przeskok z Wielkiej Brytanii ogromny. Malta nie kojarzy się z niczym piłkarskim.

Byłem w naprawdę trudnej sytuacji. Chciałem podpisać jakikolwiek kontrakt, nawet bardzo mały. Mój przyjaciel był w tamtym momencie na Malcie. Poleciałem do niego i skontaktowałem się z drugoligowymi klubami, ale była przerwa w rozgrywkach i nie trenowały. Ćwiczyłem samemu na jednym z boisk.

Jeden gość podszedł do mnie:

– Skąd jesteś?

– Z Japonii.

Okazało się, że to jedna z najbardziej znanych osób na Malcie, która przedstawiła mnie największemu maltańskiemu klubowi, który poprzedni sezon zakończył na drugim miejscu, Balzan FC. Zagrałem w meczu, doznałem kontuzji, ale mimo to się spodobałem i podpisałem kontrakt.

Twój klub grał nawet w eliminacjach do Ligi Europy.

Zaszkodziła mi kontuzja. Nie mogłem grać przez trzy miesiące, zostałem wypożyczony do Senglea Athletic, ale problem był od kiedy tylko tam dołączyłem, zmienił się dyrektor sportowy, zostałem tylko na miesiąc. Wszyscy mówili tam po włosku! Także ci z Malty, nie wiedziałem, dlaczego. Po angielsku? Mało kto. Było ciężko. Czułem się sam.

Ale to nie powód, dla którego wyjechałem z Malty. Miałem problem, by się pokazać. Byłem zbyt nieśmiały, by zakomunikować drużynie, że powinienem dostawać więcej podań. Kreowaliśmy przestrzeń, ale niektórzy podawali tylko między sobą. To nie była drużyna. Może powinienem powiedzieć “grajcie do mnie”, ale było trudno. Poza tym to liga, z której ciężko gdzieś awansować. Prezydent klubu wiedział o tym, że zastanawiam się nad odejściem. Dylemat był taki: szukać nowego klubu i częściej grać czy zostać na Malcie i pobierać pensję? Prezydent powiedział w końcu, że wypłaci mi należność do końca kontraktu. Nie chciał, bym tracił czas.

Warto docenić, w dzisiejszej piłce bardzo rzadkie zachowanie.

Gdyby nie ten gest, być może tak łatwo nie podjąłbym decyzji i nie byłoby mnie dzisiaj w Polsce. Uznałem wtedy, że to ostatnia szansa, by znaleźć w nowym kraju jakiś klub.

Przed przyjazdem do Polski wybrałeś Rumunię i Bułgarię. Trochę szalone ligi.

Wiem, niektóre kluby mają problem z wypłacalnością. Pojechałem do kilkunastu klubów, ale żaden mnie nie przyjął. Wszędzie słyszałem to samo: jesteś zbyt chudy. Uznałem, że skoro tak często to słyszę, muszę popracować nad masą.

Siłownia siłownią, ale jak wygląda trenowanie piłki samemu?

Najintensywniej trenowałem w Wielkiej Brytanii – po cztery, pięć godzin dziennie. Szalony tryb. Szedłem z na boisko z piłką i zdarzyło się schodzić dopiero, gdy było ciemno. Strzały, drybling, bieganie. Wiem doskonale, co jest moją siłą, a nad czym muszę pracować. Skupiłem się na mocnych punktach, by wyróżniały się jeszcze bardziej. Wiedziałem, że muszę je uwypuklić, bo tylko tak mogę się przebić w Europie.

Podobno wszystko dogłębnie analizujesz. Współpracujesz nawet z japońskim YouTuberem, który będzie przygotowywał analizy twojej gry.

Współpracuję z japońską firmą, która przygotowuje dla mnie spersonalizowane wkładki do butów i skarpety, a także z Leo, YouTuberem. Ma prawie 100 tysięcy subskrypcji, w Japonii jest trochę sławny. Ma ogromną wiedzę o piłce i jest w tym wszystkim wiarygodny. Lubię analizy. Wielokrotnie oglądam mecze pod kątem budowania przestrzeni, akcji. Skontaktowałem się z nim, bo potrzebowałem wsparcia, a on także chciał zacząć pomagać piłkarzom. Startujemy w następnym roku. Nasza umowa taka – daję mu wideo, a on analizuje moją grę, mówi, jak tworzyć przestrzeń, pokazuje, gdzie popełniam błędy. To dla niego też promocja – nie był piłkarzem, nie pracował w profesjonalnym klubie. Jest kimś w rodzaju nauczyciela.

Często krytykuje japońską reprezentację. Jeśli chce pokazać złe poruszanie się, wyciąga fragmenty meczów kadry (śmiech). Dobrych przykładów szuka w Premier League czy La Liga. 

(Yudai pokazuje filmik, na którym piłkarz źle się ustawia na ataku pozycyjnym i Leo tłumaczy, dlaczego nie powinno się do niego zagrywać piłki).

Próbowałeś gdzieś się zaczepić zanim Krzysiek Stanowski wrzucił na Twittera informację o tym, że szukasz klubu?

Biłem rzuty wolne na boisku, ale KTS Weszło przyszło trenować, więc musiałem zejść. To duży minus indywidualnych treningów – gdy jesteś sam, często musisz ustępować. Poszedłem do narożnika i coś tam kopałem, Krzysztof grał ze swoim synem. Nie wiedziałem, że jest znanym dziennikarzem. Powiedziałem mu, że szukam zespołu, wymieniliśmy się kontaktami i to byłoby na tyle, jeśli chodzi o pierwszy kontakt. Spotkaliśmy się zupełnym przypadkiem, gdy byłem na etapie wysyłania maili do klubów. Wybrałem kluby z III ligi, które nie miały wielu skrzydłowych, albo w których skrzydłowi notowali słabe liczby. 

W końcu odpisał mi jeden klub: Sokół Kleczew. Pojechałem na dwudniowe testy. Drugiego dnia graliśmy sparing, w którym strzeliłem dwa gole i miałem dwie asysty. Ustaliliśmy kontrakt, czekałem na telefon, ale nie dzwonili. Świetnie wypadłem, przecież nie mogli o mnie zapomnieć. Nie byli w stanie zapewnić mi wizy, a poza tym nie wiedzieli, jak dokonać transferu z Malty do Polski. 

To nie pierwszy raz, kiedy ktoś mnie odrzucił, więc zareagowałem spokojnie: czas więc szukać następnego klubu. Zostałem zaproszony na kolejne testy, tym razem do Sokoła Aleksandrów Łódzki, ale były to testy dla dziewiętnastu piłkarzy. Pewnie bym nawet nie próbował, ale nie miałem wyjścia. Zagrałem tylko w drugiej połowie. Zostałem na treningi. Przez 1,5 tygodnia dojeżdżałem codziennie z Warszawy. Niestety – pierwszego trenera nie było wtedy w klubie, miał urlop. Drugi trener zaproponował podpisanie kontraktu. I sfinalizowalibyśmy sprawę, ale za kilka dni przepraszał mnie: – Chcę cię podpisać, ale trener powiedział, że nie możemy opłacać obcokrajowców, nie stać nas na to.

Miał jeszcze porozmawiać z trenerem, ale nic z tego nie wyszło. Zostałem zaproszony na trening KTS Weszło i opowiedziałem Krzysztofowi, że byłem w dwóch klubach na testach. Nie znałem nikogo w Polsce, nie oczekiwałem niczego. Powiedział mi, żebyśmy zrobili zdjęcie i pozostawili kontakt, może to pomoże. I zgłosiła się Stal Rzeszów.

Byli zainteresowani podpisaniem kontraktu, przewidywali cię początkowo do okręgówki z szansą na awans, ale niestety – przytrafiła ci się kontuzja.

Byłem podekscytowany, że mogę z nimi trenować. Myślałem, że jeśli niczego nie znajdę, to będzie czas, by już wracać do Japonii. I nagle taka okazja. Dołączyłem do drugiej drużyny. Wytłumaczyli mi, że jeśli będą dobre wyniki, będę mógł dołączyć do pierwszego zespołu lub klubu satelickiego. Na tle reszty Stal wyróżniała się taktycznie. Przed treningami odbywały się spotkania, na których trenerzy tłumaczyli, czego będą dotyczyć zajęcia. Lubię styl Manchesteru City – kreowanie przestrzeni, taktyczne podejście. Podobny styl chciała prezentować Stal.

Wszystko szło po mojej myśli, aż do momentu, gdy na gierce zostałem popchnięty z tyłu przez kolegę. Kontuzja. Rehabilituję się do tej pory. Pomógł mi Ireneusz Hurwicz, dzięki któremu trafiłem do fizjoterapeuty w Lublinie. Upadłem mentalnie, ale miałem operację i walczę dalej. Widzę już nawet plusy – nie zdawałem sobie wcześniej sprawy, że gram bez jednego więzadła. Teraz mam je zrekonstruowane. Możliwe, że i tak musiałbym iść na tę operację. Dobrze, że poszedłem na nią zanim jeszcze nie mam klubu. Najlepszy czas.

Byłeś w Japonii od momentu wyjazdu?

Nie.

Jak rodzice przyjmują twoją przygodę?

Bardzo mnie wspierają. Zawsze mówią, bym robił to, co chcę. Jeśli nie wspieraliby mnie, nie byłoby mnie tutaj, nie mógłbym przyjechać do Europy, żyć w niej dwa lata.

Nie pracowałeś w Europie, prawda?

Nie, ani razu. Pieniądze zarabiałem tylko na Malcie. Nie ma co ukrywać – rodzice pomagają mi finansowo. Tata programuje części dla samolotów, mama pracuje w firmie ubezpieczeniowej. Jednym z moich marzeń jest pokazanie mojej gry ojcu.

Dobrze się się składa, że z meczów KTS-u mamy transmisje!

Na pewno będzie oglądał. Gdy będąc na Malcie lub Litwie pokazywałem mu jakieś wideo, poziom był naprawdę niski, ale mimo to był bardzo szczęśliwy. Dzwonił do mnie codziennie. Wyszukiwał informacji o mnie i o moich klubach. Marzę o kontrakcie w wielkim klubie, by móc zaprosić go na stadion.

EKZhCzWWsAAYVNW

Nie tęsknisz za Japonią? Za rodziną?

Oczywiście, chciałoby się wrócić na wakacje. Ale nie myślę o tęsknocie: muszę tu być, bo inaczej nie spełnią się moje marzenia. Nie chcę wracać do Japonii bez dobrych wieści. Miałem możliwość wrócić już rok temu, ale nie mówiłem dobrze po angielsku, nie miałem klubu… Wróciłbym jako przegrany. Muszę być ciągle głodny. Dać z siebie wszystko. Pojawię się w Japonii, gdy będę miał kontrakt i świetnie mówił po angielsku. Kiedy to będzie? Jeszcze nie wiem.

A co o twojej przygodzie sądzą twoi znajomi? Dla nas ta historia jest trochę szalona…

Nawet bardzo!

Dla Japończyków także?

Obecnie nie utrzymuję kontaktu ze znajomymi. Gdy opuszczałem Japonię, moi przyjaciele pojechali ze mną na lotnisko i powiedziałem im, że wrócę z dobrymi wieściami. Przez rok nie miałem dobrych wieści, więc powiedziałem im, że muszę póki co zerwać kontakt i skupić się na swoich marzeniach. Nie potrzebuję ich w tym momencie. Nie potrzebuję czuć spokoju. Potrzebuję trudnych sytuacji. Wyzwań. Skontaktuję się z nimi, gdy znajdę klub. Prawie dwa lata już nie mamy kontaktu. Nie wiem nawet, co teraz robią, bo skasowałem Instagram, by skupić się na piłce.

W jaki sposób kontakt z nimi ci przeszkadza?

Dziwisz się, ale to nie przez różnice kulturowe pomiędzy Polską i Japonią. Taki jestem. Wsparcie otrzymuję od rodziców i to mi wystarczy. Jeden przyjaciel jest aktorem, drugi – fotografem. Chcieli być sławni i doceniani w tym, co robią. Często rozmawialiśmy o naszej przyszłości, tym, kim chcemy być. Gdy jeszcze miałem Instagram, widziałem, że jeden był w znanym TV show, może dostał szansę, ale jeszcze wtedy nie był sławny. Drugi stworzył własną firmę. Wiem, że dają z siebie wszystko. Od kiedy nie mam z nimi kontaktu, znacznie poprawiłem mój angielski.

Jeśli nie masz z kim porozmawiać po japońsku, jedyna opcja na rozmowę to angielski.

Dokładnie. Brakuje mi tylko tego, że po japońsku jestem w stanie wyrazić swoje emocje w stu procentach, a po angielsku – może w pięćdziesięciu, może w sześćdziesięciu. Moim silnym punktem jest to, że mogę żyć w każdym miejscu na świecie. Słaba strona jest z kolei taka, że dopóki nie osiągnę sukcesu, zrobię wszystko, by do niego dążyć. Muszę być bardziej silny niż zwykle i skupić się na marzeniach. Będę miał dobre wiadomości – skontaktuję się z nimi. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, będziemy nimi zawsze.

Próbowałeś znaleźć profesjonalnego agenta? Z taką pomocą byłoby ci dużo łatwiej.

Próbowałem, ale nie jestem znanym piłkarzem, którego łatwo sprzedać. Przez długi czas mojego nazwiska nie było nawet na Transfermarkt. Nie znano mnie. Teraz także byłoby ciężko, bo mam taką historię, jaką mam. Malta, Litwa… Nikt nie sądzi, że mogę być dobrym piłkarzem. Taka prawda. To dlatego muszę być jeszcze bardziej silny. Rodzice często mówią mi, że może nie znajduję przez długi czas klubu, ale zyskuję wielkie doświadczenie, większe niż zyskałbym w normalnym życiu. I to znaczy więcej niż pieniądze.

Jak ty się nie podłamałeś? Dostałeś tyle kopniaków, a nadal próbujesz, mimo że jesteś wciąż daleko od sukcesu.

Jestem pewny siebie. Często wyobrażam sobie, że mam 30 lat, jestem biedny i nie mam zajęcia. Ale wszystko mogę zmienić w każdym momencie. Czuję się trochę tak, jakbym prowadził drugie życie. Moją motywacją są wszystkie bolesne historie, które wydarzyły się po drodze. Wszystkie kluby, które mi podziękowały. Wszystkie osoby, które mnie wyśmiały.

Przykład Fundambu pokazuje, że z KTS Weszło można się wybić. Kto wie, może i tobie się uda.

Bardzo się cieszę, że mogę dołączyć do waszego zespołu. Nie mam żadnych oczekiwań względem promocji do wyższej ligi. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie łatwo, także przez problemy z wizą. Póki co pomaga mi z nią Stal Rzeszów, ale często myślę o najgorszym scenariuszu. Chciałbym zostać pierwszym Japończykiem, który staje się w Polsce sławny i żyje tutaj. Czuję, że w Polsce jestem bliżej spełnienia marzeń niż w innych krajach. Nie myślę o tym, by jechać do następnego kraju. A co, jeśli się nie uda? Jeszcze nie wiem.

Wyznaczyłeś sobie jakiś deadline, do którego musisz zrobić karierę?

Nadchodzący rok musi się okazać kluczowy. 2019 był dla mnie bardzo smutny, nie mogłem znaleźć dobrego klubu. A jeśli nikt nie chce mnie zatrudnić, może moja droga jest zła? Wyjeżdżając do Europy dawałem sobie cztery lata. Mówiłem wtedy, że jeśli po tym czasie mi się nie uda, popełniłem błąd. Mam 22 lata, zaraz 23. Nie jestem już młodym piłkarzem. Jeśli nie znajdę dobrego klubu, moje marzenie wygaśnie. Ale kocham piłkę i nie potrafię wyobrazić sobie innej drogi.

W Europie przybliżam się do marzeń. Jeśli zostałbym w Japonii, prawdopodobnie nie robiłbym dla nich nic. Mogę wrócić w każdym momencie, choćby jutro.

Ale najpierw muszę spełnić marzenia. To ostatnia szansa.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Najnowsze

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...