Reklama

Dobry, lepszy, najlepszy, Chudy

redakcja

Autor:redakcja

21 grudnia 2019, 23:15 • 4 min czytania 0 komentarzy

Klasnąć uszami stojąc na rękach i drapiąc się lewą stopą pod prawą pachą? Wyhodować afro w ciągu tygodnia? Przebiec Maraton poniżej dwóch godzin? Naprawdę nie wiemy, czy Martin Chudy mógł zrobić dziś cokolwiek więcej ponad to, co odstawił w Zabrzu. Stąd – fanfary – pierwszy raz w tym sezonie przyznajemy piłkarzowi ekstraklasy notę 10!

Dobry, lepszy, najlepszy, Chudy

Nie byłoby wygranej Górnika z Jagiellonią, gdyby nie cuda wyczyniane przez Słowaka. Możliwe, że nie byłoby nawet remisu, co ma swoją wymowę w momencie, gdy zabrzanie strzelili aż trzy gole. To był popis na miarę gitarowej solówki Jimmy’ego Page’a w Stairway to Heaven. Chudy w formie z dziś uratowałby i Titanica, i dinozaury przed wyginięciem. Jagiellonia oddała dziesięć celnych strzałów, miała dwa rzuty karne, a Górnik i tak skończył z czystym kontem. Naprawdę, mniej zaskoczeni niż zerem po stronie zdobyczy Jagi w dniu dzisiejszym będziemy, jak Burek powie w Wigilię, że przechodzi na weganizm.

Nikt nie dał mu dziś rady. Ani wicelider klasyfikacji strzelców Jesus Imaz, który strzelił z karnego obok bramki, wymownie spoglądając później na punkt oddalony jedenaście metrów od bramki i na grząską murawę, od której przy każdym kopnięciu wraz z piłką odrywała się spora ilość wody. Ani Taras Romanczuk, którego strzał z karnego był co prawda celny, ale trafił w nogi Martina Chudego.

Z pokonaniem Chudego nie dał sobie rady nawet doskonale dysponowany Juan Camara, który najczęściej kręcił obrońcami zabrzan i który wywalczył drugiego z karnych, wbijając się przed próbującego wybić piłkę Borisa Sekulicia. On miał z kolei najdogodniejszą okazję z gry – przyjął, wyczekał, by będąc kilka metrów od bramki widzieć tylko cel i golkipera zabrzan. Ten rzucił się instynktownie i popisał się paradą kolejki, jak nie w ogóle całej rundy.

O pomniejszych sytuacjach nie ma nawet co wspominać – Chudy radził sobie w nich wzorowo. Piłka odbijała się od murawy bardzo nieprzyjemnie, nieprzewidywalnie, a jednak on nie popełnił choćby jednego błędu. Okej, po rzucie rożnym bronił strzał rywala wyglądający łatwo na raty, ale babola wartego bramkę dla Jagi udało mu się i tutaj ustrzec. Zresztą chwilę później starł tę niepewną interwencję chwytając mocną, płaską dobitkę.

Reklama

ekstraklasa-2019-12-21-22-12-26

Gdy więc twój bramkarz gra tak znakomite zawody, zwyczajnie nie wypada, by poszły one na marne. Ale choć ofensywa Górnika grywała w tej rundzie nie raz i nie dwa mecze bardzo dyskretne z przodu, to dziś była piekielnie groźna. Co w połączeniu z wysoko ustawioną i niezbyt pewną obroną Jagiellonii – zarówno jako całość, jak i rozbierając ją na jednostki – dało mnóstwo szans, by podrasować bilans strzelecki. Zwłaszcza dla Jesusa Jimeneza i Igora Angulo.

Ten pierwszy miał dziś wyjątkowego pecha. Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że hat-trick podparty asystą mógł dziś zanotować z palcem w nosie. Zamiast tego ma tylko jednego gola, bo:

– przy bramce na 1:0 trafił będąc sam na sam z Sandomierskim w słupek, piłkę do siatki wpakował idący za akcją Angulo;

– przy golu na 3:0 uderzył głową w słupek, najlepiej w sytuacji odnalazł się raz jeszcze Angulo i ustalił wynik meczu;

– Angulo zmarnował z kolei szansę na hat-tricka po świetnym podaniu od Jimeneza, uderzając obok bramki Jagiellonii.

Reklama

A przecież była jeszcze okazja przy stanie 1:0, gdy wracający Pospisil w ostatniej chwili zblokował uderzenie Hiszpana. Jimenez zagrał jednak mimo to niewątpliwie na bardzo wysoką notę. W ogóle były to jedne z lepszych zawodów w jego wykonaniu, od kiedy podpisał kontrakt z zespołem ze Śląska. Zresztą nie tylko on. Podobał nam się Bainović, którego zagranie za linię obrony do Jimeneza w pierwszej połowie było palce lizać, z tej samej półki, co asysta w starciu z Rakowem. Porządnie wyglądał Zapolnik, którego wygrana główka była zalążkiem gola na 1:0. Super wyglądał też Wiśniewski, jego starcia z Bidą wyglądały jak pojedynki wyjadacza z juniorem. Kasował go raz za razem, a to w powietrzu, a to idąc z nim w pojedynek na ziemi. Teoretycznie raz dał się przechytrzyć, jego wejście Bartosz Frankowski wycenił na rzut karny numer jeden, ten zmarnowany przez Imaza. Ale o ile interwencja Ściślaka na Bidzie z drugiej połowy mogła być oceniona jako przewinienie – a nie została – to w tym przypadku nie jesteśmy przekonani. Ba, nawet Bida w przerwie meczu nie wyglądał na takiego. „Sędzia podyktował, więc karny” – wiadomo, co tutaj można znaleźć między wierszami.

Lubisz się nad nami znęcać, ekstraklaso. Kiedy meczów na horyzoncie dziesiątki, serwujesz nam mecze tak śmieciowe, że nawet szczury by na nie nie spojrzały. A kiedy wiadomo, że czeka nas długa rozłąka, wlatuje taki mecz. Kompletnie popieprzony, w którym żaden wynik, włącznie z jakimś absurdalnym 5:5, nikogo by nie mógł zdziwić.

chudy

Najnowsze

Tenis

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
0
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
3
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...