Reklama

„ESA37 miała podnieść poziom emocji i zwiększyć przychody. To się udało”

redakcja

Autor:redakcja

18 grudnia 2019, 18:44 • 7 min czytania 0 komentarzy

Dyrektor operacyjny Ekstraklasa SA, Marcin Stefański, opowiedział nam na antenie Weszło FM o słabnącym poziomie Ekstraklasy, fiasku rozważań nad systemem wiosna-jesień, kolejnej reformie ligi, problemach pierwszoligowców z infrastrukturą i licencji na przyszły sezon dla Rakowa, który rozgrywa swoje mecze w Bełchatowie. Poniżej wersja tekstowa niektórych ważnych wątków. 

„ESA37 miała podnieść poziom emocji i zwiększyć przychody. To się udało”

O kolejnej reformie Ekstraklasy:

Jeżeli spojrzymy na otaczające nas środowisko, to widzimy, że ono też ciągle się zmienia. Od UEFA mamy trzeci europejski puchar, zmiany w Lidze Mistrzów, rozgrywki dla reprezentacji w postaci Ligi Narodów.  Trzeba się w tym wszystkim jakoś poruszać. Dużo działań w Polsce wynika trochę z sytuacji międzynarodowej. Ale jeśli chodzi o najnowszą kwestię, kluby raczej nie chcą zmian. Powrót do dwóch spadających zespołów byłby powrotem do czegoś, co przez lata raczej nieźle funkcjonowało. Z perspektywy klubów fajnie byłoby, gdyby nikt nie spadał, a jeszcze ktoś awansował, natomiast z przeprowadzonych badań wynika, że w obecnej sytuacji system z dwoma spadkowiczami byłby najlepszy. Co nie znaczy, że jeśli dojdzie do wyraźnego wzmocnienia I ligi, docelowo ta rotacja klubów między nią a Ekstraklasą nie mogłaby być większa. Dziś jednak często w przypadku klubu wchodzącego do Ekstraklasy nie zastanawiamy się, jak mu pójdzie, tylko gdzie będzie grać. I to jest problem, na który narzekają też ci płacący duże pieniądze za pokazywanie rozgrywek. Granie na stadionach, na które nie może wjechać wóz transmisyjny, na pewno wartości ligi nie podnosi.

Badania, które zleciliśmy, pokazały, że wymiana zespołu szesnastego i piętnastego z Ekstraklasy na pierwszy i drugi z I ligi są w zasadzie neutralne dla poziomu sportowego. Różnica zaczyna być większa przy czternastym zespole z Ekstraklasy i trzecim z I ligi. To już obniżenie i tak już niewysokiego poziomu. Osobnym problemem jest to, że spadkowicze z Ekstraklasy często nie podnoszą jakości I ligi, potrafią w niej utknąć lub nawet spadać dalej. Koncepcja z trzecim spadkowiczem była ideą PZPN-u, nie klubów. Baraże o awans na pewno uatrakcyjnią I ligę, zwiększą emocje, ale pytanie, czy to wszystko nie dzieje się za wcześnie, czy nie powinniśmy odwrócić kolejności.

O drużynach z I ligi z miejsc 1-6, które nie spełniają wymogów licencyjnych:

Reklama

Sam do końca nie wiem, jak to może wyglądać i to także pokazuje problem. Nie dyskutujemy o piłce, o jakości zespołów, tylko czy wóz wjedzie, czy światła będą, czy gdzieś słup nie stoi. PZPN utrzymuje, że nie wpuści do barażu nikogo spoza pierwszej szóstki. Gdyby okazało się, że warunki licencyjne spełnia na przykład tylko jeden klub I ligi, to on awansuje, a reszta stawki jest uzupełniona o kluby dotychczas w Ekstraklasie grające. Wciąż liczę, że w przyszłym sezonie do elity wejdą kluby spełniające wymogi i będziemy mogli skupić się wyłącznie na kwestiach boiskowych i rozwoju piłki jako takiej.

O Rakowie Częstochowa:

Kluby powiedziały: ok, teraz będzie trzech beniaminków w Ekstraklasie, ale nie wpuszczamy już do niej nikogo, kto nie będzie spełniał przepisów licencyjnych. One od dwóch lat nie ulegały zmianie, nie zostały zaostrzone, nadal będzie można grać poza swoim miastem. W przypadku Rakowa chodzi o to, czy buduje swój stadion, czy nie. Jeżeli prace trwają, tymczasowe granie gdzie indziej nie jest problemem. Wszędzie się to dopuszcza, w Bundeslidze też. Hoffenheim przez rok grało w innym miejscu. Natomiast pewne kwestie muszą być jasne od początku. Raków pierwotnie miał występować jako gospodarz w Sosnowcu i tak ustawialiśmy terminarz. Trzeba było brać pod uwagę, żeby Raków mijał się z Piastem Gliwice i Górnikiem Zabrze, żeby na przykład jednego dnia nie odbyły się na Śląsku trzy mecze Ekstraklasy. A później się okazało, że klub przeniósł się do województwa łódzkiego i powinien się mijać z ŁKS-em. Dowiedzieliśmy się o tej zmianie dzień przed ogłoszeniem terminarza. Musieliśmy bardzo szybko wprowadzić korekty i brać pod uwagę kolejne aspekty, bo przecież w Bełchatowie swoje mecze rozgrywa miejscowy GKS, a poza ŁKS-em w Łodzi jest jeszcze Widzew. Zgadzając się tu na obniżenie standardów, de facto obniżyliśmy standardy wszystkim pozostałym klubom. Kalendarz rozgrywek nadal był bardzo dobry, ale nie aż tak jak na początku, gdy byłem w stanie spełnić wszystkie uwagi zgłaszane przez kluby. W wersji poprawkowej już tylko większość. Samego Rakowa nie zamierzamy mieszać z błotem, to głównie kwestia podejścia władz miasta, natomiast nawet jeśli nie powstanie w Częstochowie nowy stadion, to niech chociaż ten obecny zacznie spełniać wymogi. To jest osiągalne, nie mówimy tu o aż tak dużych kosztach. Klub znajduje się w trochę patowej sytuacji i nie wiem, jak się ta historia skończy.

O dopuszczeniu Rakowa mimo casusu Sandecji, gdzie też nie przedstawiono żadnych gwarancji ws. nowego stadionu:

Raków został dopuszczony, ponieważ przepisy licencyjne na to pozwalały. PZPN ich nie zmienił i w przyszłym sezonie prawdopodobnie też nie zmieni. Była tylko zapowiedź zmian, ale na tym się skończyło. Kluczem jest podnoszenie standardów w każdym aspekcie. Nie da się podnieść jakości ligi skupiając się na jednym elemencie. Infrastruktura to jakieś 30 procent wartości ligi, kolejne 30-40 to poziom sportowy, reszta to kwestie okołomediowe i okołopiłkarskie.

Powinno być tak, że klub musi mieć gwarancje na piśmie odnośnie powstawania nowego stadionu. To byłoby uczciwe wobec całej reszty. Wiadomo, że każdy kiedyś ponosił jakieś koszty w tym względzie, ale jakiekolwiek obniżanie standardów pogarsza sytuację wszystkich pozostałych. Muszą być wymagania typu – przez pierwszy rok spełnijcie wymogi telewizyjne, przez drugi zbudujcie tyle, żeby można było już zacząć grać.

Reklama

esa37

O systemie ESA37 i alternatywach:

Z punktu widzenia logistyki i organu prowadzącego rozgrywki, najprościej zrobić ESA30 lub ESA34. Wtedy jest najłatwiej wszystko zaplanować i jest najmniej meczów. Ale nie o to chodzi. ESA37 spełniła swój podstawowy cel. Nim nie była poprawa poziomu sportowego, a często właśnie to się zarzuca. Celem było wygenerowanie większych emocji i większych pieniędzy dla klubów. To się udało. Dzięki temu systemowi kluby, które grają w Ekstraklasie na przestrzeni trzech sezonów, dostają już pieniądze tak, jakby rozgrywały cztery sezony przy starym układzie. Tyle dodatkowych środków zostało wypracowanych i to jeszcze przed podpisaniem nowego kontraktu telewizyjnego. Dzięki ESA37 udało się uzyskać największy dochód w historii ligi. Co ciekawe, podczas spotkań z klubami nikt nie narzeka, że ten system jest męczący. To się zdarzało tylko na początku, teraz wyszło, że ludzie się do tego przyzwyczaili. Trenerzy mogą narzekać, że ostatni miesiąc jest ściśnięty i najwięcej od niego zależy, ale z drugiej strony, jeżeli wypracujesz sobie przewagę wcześniej, każdy mecz ma taką samą wagę. Nie uciekałbym w narrację, że trzeba się sprężyć przede wszystkim w ostatnim miesiącu, natomiast na pewno mówimy o trudnym systemie. Ogólna tendencja w Europie jest jednak taka, żeby grać coraz więcej. W Anglii w niższych ligach jest 46 kolejek i wszyscy żyją. Pamiętajmy także, że klimat się zmienia. W ostatnich dziesięciu latach praktycznie nie mieliśmy przekładanych meczów z powodu zimy, to już były absolutne wyjątki. Z punktu widzenia kalendarza UEFA, powrót do ESA34 to byłaby różnica jednego meczu w terminarzu jeśli chodzi o zaoszczędzony czas.

O systemie wiosna-jesień:

Analizowaliśmy takie rozwiązanie kilka lat temu. Byłoby ono jednak bardzo trudne do przeprowadzenia, musielibyśmy zaingerować we wszystkie rozgrywki w Polsce, nie tylko w Ekstraklasę. KTS Weszło fetę w razie awansu miałby gdzieś przy trzech stopniach na plusie. Nie zniknąłby problem masowej utraty zawodników przez polskie kluby w letnim okienku. Dany klub pół roku wcześniej wiedziałby, że zagra w pucharach, ale przed tymi pucharami i tak by się osłabiał. Pamiętajmy również, że co dwa lata i tak musielibyśmy grać innym kalendarzem, rozgrywki byłyby przerywane, bo są mistrzostwa świata lub mistrzostwa Europy. Przerwa trwałaby mniej więcej od 20 maja do 20 lipca i też byłyby dyskusje, że pojawia się natłok meczów ligowych w momencie, gdy trzeba walczyć w pucharowych eliminacjach. Przestańmy rozmawiać o systemie rozgrywek jako jednym z kluczowych czynników dla poziomu ligi. Dla jego podnoszenia ważniejsze są inne działania niż ligowy terminarz.

***

Cała audycja do odsłuchu poniżej:

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...