Reklama

Wyborna przystawka przed El Clasico

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

15 grudnia 2019, 23:26 • 4 min czytania 0 komentarzy

Przystawki mają służyć połechtaniu podniebienia przed daniem głównym. Nie powinny tuczyć, napełniać, wchodzić w paradę temu, co ma nastąpić po nich. I rzadko tak robią, choć pewnie zdarzają się wyjątki. I takim właśnie wyjątkiem, wychodząc już z tej kulinarnej metafory, był mecz Realu z Valencią. Wysokie tempo, innowacyjne pomysły, straceńcze akcje po obu stronach, hektolitry potu, trochę nerwów i szalona końcówka. No, stanowczo nie spodziewaliśmy się, że rozbieg przed środowym El Clasico może przynieść aż tyle emocji. 

Wyborna przystawka przed El Clasico

Wszyscy umiemy używać kalendarza. Właściwie potrafią to już dzieci w przedszkolu, więc oczywistym jest, że dużymi krokami zbliża Bożego Narodzenia, prawda? Z jednej strony tak, a z drugiej strony po wydarzeniach ostatniego tygodnia mamy wrażenie, że nieco inną rachubę czasu uznają piłkarze Valencii, którzy zdają się dalej żyć hasłami z pewnego międzynarodowego święta sprzed ponad miesiąca, a konkretnie Halloween. Podopieczni Alberta Celadesa przypominają bowiem bandę dzieciaków, które nie otrzymały cukierków w dwóch bardzo bogatych domach i wdrażają w życie plan psikusów na butnych właścicielach tych apartamentów. We wtorek zaskakująco wyrzucili Ajax za burtę Ligi Mistrzów, a w niedzielny wieczór przez cały mecz starali się utrzeć nosa faworyzowanemu Realowi Madryt.

Nivea La Liga

I wyglądali w tych staraniach naprawdę nieźle, choć zaczęli głęboko cofnięci. Dla kontrastu Real atakował masowo od pierwszej minuty, wykorzystując swój ultra kreatywny środek pola z Kroosem, Modriciem i Isco w roli głównej. Raz po raz któryś z panów napędzał ofensywne akcje swojego zespołu, próbował swoich sił z dystansu, albo szukał w polu karnym Karima Benzemy. Wszystko jednak skutecznie w pewnym momencie przerywali defensorzy Valencii lub bez większych problemów kolejne strzały parował świetnie ostatnio dysponowany Domenech.

Ta optyczna przewaga Królewskich, pozorne przyduszenie rywali na ich połowie, nieco zmyliło gości, którzy w swoich staraniach zaczęli łudząco przypominać Ajax.

Reklama

Dlaczego? Ano dlatego, że Valencia, oprócz mądrej defensywy, wcale nie zamierzała na tym poprzestać. Z każdą chwilą nabierała pewności siebie i odzyskiwała swój charakter. Parejo wprowadzał spokój w środku pola, Wass pracował niczym mrówka na swojej flance, Rodrigo co chwilę nękał któregoś ze stoperów Realu, a w międzyczasie Ferran Torres powinien skompletować hat-tricka. Najpierw ładnym zwodem wywalczył sobie wyśmienitą pozycję siedem metrów od bramki Courtoisa, ale nie podniósł głowy i strzelił leciutko wprost w niego. Potem był o włos od wykorzystania złego wyjścia do dośrodkowania Belga, ale pod presją chybił głową, aż w końcu, już w drugiej połowie, miał okazję wyprowadzić Valencię na prowadzenie po tym, jak poślizgnął się Ramos, i  znalazł się w sytuacji sam na sam. Jaki efekt? Żaden. Courtois dalej górą.

Tempo całego widowiska było niezłe, ale nie porywające. Oba zespoły po stracie piłki mądrze ustawiały się na własnej połowie i obserwowaliśmy pokaz szukania przestrzeni do otworzenia gry przez błyskotliwych pomocników z jednej i drugiej strony. A jako, że i tu, i tu takowi byli, to raz na jakiś czas, w tych szczelnych znajdowała się jakaś dziura i działo się coś ciekawego.

Przypominało to wszystko dobry thriller. Z każdą sekundą napięcie rosło, a w ostatnich minutach sięgnęło zenitu. Najpierw do głosu doszła Valencia, która przeprowadziła szybką akcję, zakończoną rajdem Wassa pod końcową linię boiska w polu karnym i dogranie wprost pod nogi osamotnionego pod bramką Solera. Młody hiszpański piosenkarz piłkarz tylko przystawił nogę i Mestalla oszalała. 1:0. Scenariusz mecz z Ajaxem powtórzony. Wow.

Co więcej, za chwilę mogło być 2:0, ale belgijski bramkarz Realu świetnie skrócił kąt przy strzale Manu Vallejo. Nie było czasu na zastanowienie, bo Real pędził już z kontrą, przy której bramkę zdobył Jović, ale sędzia odgwizdał spalonego. Nadzieja madryckich gości malała z każdą minutą, aż do ostatniego rzutu różnego. Była już końcówka doliczonego czasu gry. W pole karne Valencii powędrował nawet Courtois i to on odegrał tam jedną z głównych ról. Najpierw wywalczył sobie pozycję w powietrzu, potem oddał strzały, który niepewnie odbił przed siebie Domenech, zakotłowało się, piłka zgubiła się w gąszczu nóg, żeby wylądować w okolicach stóp Karima Benzemy. Bum. Mamy 1:1.

I koniec. Remis.

Reklama

Kurczę, teraz w każdej restauracji będziemy prosić o przystawki przypominające mecz Realu z Valencią przed El Clasico. Pewnie takich nie dostaniemy, ale zawsze warto spróbować, bo to było naprawdę klasowe spotkanie.

Valencia 1:1 Real Madryt 

78′ Soler – 90+5′ Benzema

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Anglia

Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Piotr Rzepecki
1
Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...