Reklama

Genoa chce Klimalę, Belgowie – Bidę

redakcja

Autor:redakcja

13 grudnia 2019, 08:58 • 13 min czytania 0 komentarzy

„Klimala błyszczy tej jesieni, zdobywając siedem goli i wzbudza bardzo duże zainteresowanie. Z dobrego źródła wiemy, że poważnie do zamiaru wykupienia Patryka podchodzi włoska Genoa. Bartosz Bida podczas tej rundy też zwrócił na siebie uwagę. Był już oglądany przez wysłanników belgijskich klubów – Genku i Gentu” – czytamy w dzisiejszym „Przeglądzie Sportowym”.

Genoa chce Klimalę, Belgowie – Bidę

GAZETA WYBORCZA

Właściciele praw telewizyjnych do wielkich wydarzeń sportowych chcą sami docierać z transmisjami do kibiców, coraz mocniejsze są platformy jak DAZN. To koniec tradycyjnej telewizji sportowej?

– Tradycyjne telewizje mają wciąż silną pozycję – mówi ekspert na rynku medialnym. – Płacą bowiem realne, wielkie pieniądze i żądają ekskluzywności. Ci duzi globalni gracze, jak La Liga lub Premier League, wcale nie są pewni, czy ich nowy pomysł będzie korzystny. Będą więc próbować ostrożnie, w koalicjach z tymi, którzy znają się na tym lepiej.

Będą próbować, zwłaszcza że dostają coraz mniej za prawo do pokazywania meczów u siebie, zaś coraz więcej za prawa do transmisji na świecie. W przypadku Premier League jest to 4,4 mld funtów za dwa lata od Sky i BT za prawo pokazywania meczów w Wielkiej Brytanii, czyli prawie o 700 mln mniej niż w poprzedniej umowie. Tymczasem prawa na zagranicę wzrosły z 3,3 mld funtów do 4,2 mld w cyklu trzyletnim i stanowią dziś 46 proc. wszystkich wpływów.

Reklama

W efekcie rozdrobnienia superfan, gdyby pododawał do siebie swoje wydatki, zapłaciłby zapewne więcej niż w czasach, gdy prawa do najbardziej atrakcyjnych wydarzeń należały do jednej platformy telewizyjnej. Według eksperta czas łączenia w końcu nadejdzie.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 07.59.08

Ciekawy materiał w katowickim dodatku do „GW” – na sportową mapę polski wraca Hakoach Będzin, który zagra w Retro Lidze – ogólnopolskiemu stowarzyszeniu sportowo-historycznemu, skupiającemu zespoły sportowe tworzone na bazie grup rekonstrukcji historycznej, promujące przedwojenny sport.

By reaktywować klub, trzeba sięgnąć do jego historii. W przypadku Hakoachu Będzin do roku 1913. Będzin nazywany był wtedy Jerozolimą Zagłębia. Prawo do zamieszkania w mieście i prowadzenia handlu nadał Żydom jeszcze Stefan Batory. Z biegiem lat wyznawców judaizmu w mieście przybywało. W Będzinie mieli nie tylko synagogę, ale też szkołę i własny szpital. Żydowska społeczność na stałe wrosła w krajobraz miasta.

Sportową wizytówka miasta było Żydowskie Towarzystwo Gimnastyczno-Sportowe „Hakoach”. Jego założycielem i pierwszym prezesem był Maksymilian Waserwajg. Ważną postacią Hakoachu był również Dawid Żmigrod, majętny Żyd i jeden ze sponsorów klubu. To pod dachem jego kamienicy przy ul. Kołłątaja 45 mieściła się pierwsza siedziba klubu. Żmigrod miał szkołę tańca, firmę poligraficzną i własną drukarnię. Kolekcjonerzy cenią sobie pocztówki, które wyszły spod jego ręki (…)

Żydowski klub z Będzina miał też mocną sekcję tenisa stołowego. Kazimierz Pietranek, nieżyjący już piłkarz przedwojennej Unii Sosnowiec, przekonywał, że w będzińskim klubie grał w ping-ponga sam Ernest Wilimowski.

Reklama

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 07.59.27

SUPER EXPRESS

Najszczęśliwszy na sali – Józef Młynarczyk nie spodziewał się wyboru go do jedenastki stulecia PZPN.

Był pan zaskoczony wyborem na polskiego bramkarza stulecia?
– Byłem. Jadąc do Warszawy, nie dopytywałem się, nie miałem przecieków. Nie myślałem, że wygram.

Pokonał pan wielu świetnych zawodników i kolegów po fachu.
– Stawka była bardzo silna. Janek Tomaszewski, który zasłynął nie tylko wspaniałą grą na Wembley, ale też występami na mistrzostwach świata w RFN 1974. Poza tym Jurek Dudek czy Artur Boruc. A wymieniłem tylko kilku. Każdy z nich mógł wygrać. Nie ukrywam, że podczas sobotniego wieczoru byłem chyba najszczęśliwszym człowiekiem w tej sali.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.04.47

Rozgrzewka przed Ligą Mistrzów? Zbigniew Boniek, Bogusław Leśnodorski i Andrzej Placzyński zaliczyli ją w „Ulubionej”.

Prezes PZPN relaksował się w popularnym barze Ulubiona na warszawskim Nowym Świecie. Bońkowi towarzyszyli jego dwaj serdeczni przyjaciele – były prezes Legii Bogusław Leśnodorski (44 l.) i związany od wielu lat ze światem futbolu biznesmen Andrzej Placzyński (67 l.). Wśród stałych bywalców lokalu „Zibi” i jego kompani popijali tzw. wódkę dnia, której cena to 2 zł za kieliszek.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.07.16

RZECZPOSPOLITA

Przedsmak Superligi w Lidze Mistrzów. W fazie pucharowej nie ma miejsca dla zespołów spoza pięciu najmocniejszych lig.

Nie ma żadnego klubu ze Wschodu, nie ma z Portugalii, zabrakło też rewelacyjnego Ajaksu, który wiosną w drodze do półfinału eliminował faworytów. UEFA walczy z pomysłem bogatych, dążących do utworzenia elitarnej i zamkniętej Superligi. Ale Superliga w tym sezonie stworzyła się sama.

Rozstrzygnięcia w grupach to paliwo dla tych, którzy narzekają, że Liga Mistrzów coraz bardziej kisi się we własnym sosie. Oprócz sponsorowanego przez Red Bulla klubu z Lipska i debiutującej w LM Atalanty wszyscy w fazie pucharowej już grali.

Krzysztof Piątek wyjechał do Włoch, ja pojechałem do szpitala mówi Jarosław Niezgoda, z którym „RP” rozmawia o ostatnich kilkunastu miesiącach w jego karierze.

Trener Vuković mówił po pana powrocie, że jest pan zawodnikiem, o którego regenerację trzeba szczególnie dbać.
– Wiem, co miał na myśli. Mam taką mowę ciała, że wydaje się, iż jestem wiecznie zmęczony. Mogę mieć kilka dni wolnego, a wyglądam, jakbym wczoraj miał ciężki trening. W trakcie meczu można zauważyć, że nie biegam za dużo. Wydaje mi się, że robię wszystko jak trzeba, a później widzę powtórki i nie mogę na siebie patrzeć. Oglądam to i myślę: „co ja robię”. Gdybym był trenerem, zdjąłbym takiego zawodnika z boiska.

Ostatnio coraz głośniej jest o tym, że interesują się panem kluby zagraniczne. Mówi się o pana wyjeździe do Moskwy.
– Konkretnych ofert nie ma. Słyszę o zainteresowaniu kilku klubów, o tym, że mnie obserwują, ale do transferu daleka droga. Pół roku temu było bardzo blisko transferu do Danii. Wtedy chciałem odejść, bo moja pozycja w Legii nie była najmocniejsza, i chciałem szukać szansy gdzieś indziej. Teraz mam dobrą pozycję w drużynie. Nie chcę za wszelką cenę wyjeżdżać. Dobrze się czuję przy Łazienkowskiej, ale jeżeli pojawi się dobra propozycja dla mnie i dla klubu, to niczego nie wykluczam.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.09.41

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.13.12

Śląsk nie bardzo ma kim straszyć z przodu, Erik Exposito kończy rok kontuzją. A jak to było w mistrzowskich sezonach Śląska?

– Latem 2014 roku, kiedy Marco Paixao złamał nogę, nie było tematu „kogo sprowadzimy na jego miejsce”. W klubie były tak radykalne oszczędności, że wiedziałem, iż nie ściągniemy nikogo i będę musiał lepić z tego, co mam – wspomina były trener Śląska, obecnie dyrektor klubowej akademii Tadeusz Pawłowski. Brak napastnika maskował tak udanie, że do dziś pozostaje ostatnim trenerem Śląska, który wywalczył awans do europejskich pucharów (…).

Jeszcze bardziej radykalnym przykładem był Śląsk Oresta Lenczyka z sezonu 2010/11. „Oro Profesoro”, przejmując drużynę po zwolnionym Ryszardzie Tarasiewiczu, zastał w niej aż trzech napastników: Cristiana Diaza, Vuka Sotirovicia i Łukasza Gikiewicza. Zespół, zbudowany przez Tarasiewicza z myślą o dominacji w każdym meczu (bez względu na siłę rywala), przebudował na schron, zdolny przetrzymać każdy ostrzał – w dużej mierze dlatego, że armaty schodziły mu do warsztatu remontowego jedna za drugą. Argentyńczyk już po kilku spotkaniach zerwał staw skokowy i wrócił dopiero na końcówkę sezonu. Nim doszedł do zdrowia, dwóch głównych rywali do walki o miejsce w ataku nie było. Sotirović, który darł z Lenczykiem koty, wyleciał z klubu w zimie z powodów dyscyplinarnych. Łukasz Gikiewicz w międzyczasie złamał nogę.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.13.27

Dwie twarze van der Harta. Wyśmiewany za babole na początku sezonu dziś to rekordzista minut bez straconego gola.

Ostatnio sylwetka van der Harta wygląda znacznie lepiej. Widać, że zbędne kilogramy zniknęły, a to szybko przełożyło się na jego dyspozycję na boisku. Podobnie jak cały blok defensywny Lecha, pod koniec ligowej jesieni Holender osiągnął wysoką formę, którą pokazał zwłaszcza w meczu Pucharu Polski ze Stalą Stalowa Wola (2:0). Kolejorz niespodziewanie miał sporo problemów z drugoligowcem i 25-letni zawodnik kilka razy świetnymi interwencjami ratował zespół przed stratą gola. Odbił aż dziewięć strzałów piłkarzy Stali, żaden inny rywal w tym sezonie nie nękał go równie często. Razem z tym spotkaniem jego seria bez wpuszczonego gola wynosi już ponad 500 minut, podczas których pokazał na boisku swoje drugie, lepsze oblicze. Pytanie, które z nich jest bliższe jego prawdziwym umiejętnościom.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.13.39

Patryk Klimala i Bartosz Bida budzą duże zainteresowanie klubów zagranicznych. Jeden z nich ma uż wkrótce odejść.

Patryk Klimala swego czasu przedłużając kontrakt z żółto–czerwonymi stał się pierwszym i do tej pory jedynym (!) jagiellończykiem z wpisaną sumą odstępnego. Składając podpis na nowej umowie (obowiązuje do końca czerwca 2021), ówczesny menedżer reprezentanta polskiej młodzieżówki wynegocjował kwotę odstępnego opiewającą na 4 miliony euro. Zatem piłka jest krótka – chętny wpłaca takie pieniądze na konto białostoczan i „zabiera” Klimalę. Napastnik błyszczy tej jesieni, zdobywając siedem goli i wzbudza bardzo duże zainteresowanie. Z dobrego źródła wiemy, że poważnie do zamiaru wykupienia Patryka podchodzi włoska Genoa (…).

Bartosz Bida podczas tej rundy też zwrócił na siebie uwagę. Był już oglądany przez wysłanników belgijskich klubów – Genku i Gentu, ale transfer kolegi Klimali z Jagi oraz młodzieżowych reprezentacji w tym momencie raczej nie wchodzi w grę. Strata dwóch bardzo dobrych młodzieżowców pozwoliłaby na potężny dopływ pieniędzy do klubowej kasy, lecz spowodowałby duży upływ krwi w jagiellońskiej ofensywie.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.13.47

Sylwester Lusiusz uczy się od Janusza Gola i dziś można o nim mówić jako o jednym z najbardziej niedocenianych piłkarzy w lidze.

Gdy wprowadzono w ekstraklasie przepis o obowiązkowych występach młodzieżowców, hierarchia wśród młodych zawodników Pasów wydawała się jasna. Pewniakiem był Kamil Pestka, a za jego plecami pozostawali skrzydłowi Sebastian Strózik i Daniel Pik. – Szczerze mówiąc, jadąc na letni obóz, też myślałem, że będę czwartym młodzieżowcem. Tam się jednak wszystko zaczęło. Prezentowałem się dobrze w sparingach i od drugiej kolejki zacząłem grać też w lidze – dodaje.

To był dla niego upragniony moment, bo przez cały poprzedni rok Lusiusz praktycznie nie rozgrywał meczów. Choć nie doznał żadnej poważniejszej kontuzji, kontakt z piłką miał jedynie na treningach albo sporadycznie w sparingach. – Śmieję się, że zrobiłem sobie rok przerwy od piłki. PZPN zmienił rocznik zawodników, którzy mogli występować w Centralnej Lidze Juniorów i już się tam nie łapałem, a drugiej drużyny wówczas w klubie nie było – tłumaczy. Piłkarz chciał odejść na wypożyczenie, ale na to nie zgodził się Michał Probierz. – Bardzo chciałem to zrobić, zarówno zeszłego lata, jak i zimą. Trener zdecydował jednak inaczej, bo mówił, że więcej nauczę się, trenując codziennie z Jankiem czy Damianem Dąbrowskim niż gdzieś w niższej lidze. Nie mam mu za złe, że mnie nie puścił, bo wyszło dobrze – podkreśla.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.14.03

Prezes Wisły Płock Jacek Kruszewski w rozmowie z Izą Koprowiak opowiada między innymi o śmierci ojca i związku Arkadiusza Recy z jego córką.

– Półtora roku temu, gdy trener Jerzy Brzęczek osiągał z Wisłą sukcesy, zachorował mój tata. Zmarł trzy miesiące po zdiagnozowaniu u niego nowotworu. To był ogromny szok, który uświadomił mi, że są sprawy ważniejsze niż praca i sport. Tata, wielki kibic, nie doczekał finału walki jego Wisełki o puchary. Odszedł tuż przed porażką 2:3 na Legii.

Umiał pan w tamtym czasie cieszyć się z sukcesów Wisły?
– Były to bardzo trudne chwile. Próbowaliśmy ratować chorego, często jeździłem z nim do szpitala w Warszawie, szukaliśmy różnych rozwiązań. Nie zapomnę pomocy Jurka Brzęczka, który okazywał wsparcie, wyszukiwał specjalistów, podpowiadał. To, co działo się wokół, odchodziło na dalszy plan, liczyło się ratowanie taty, ale walka Wisły o puchary też. Ani jedno, ani drugie się nie udało. W dodatku na ten czas zaplanowane było wesele Kasi i Arka. Mimo trudnych chwil uznaliśmy, że się odbędzie.

Pamięta pan swoją reakcję, gdy się dowiedział o ich związku?
– „Nie wiem, czy to dobry pomysł. Piłkarze to raczej luzacy, rozrywkowi ludzie” – odparłem zaskoczony, bo Kasia rozpoczęła studia. To była niekomfortowa sytuacja dla mnie i Arka, bo zaczęto podejrzewać, że ma u prezesa fory. A ja byłem wobec niego zdecydowanie bardziej wymagający i krytyczny. Kiedy mieliśmy opóźnienia w płatnościach, inni dostawali wynagrodzenia, a Reca na końcu. Traktowałem go jak siebie.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.14.15

Jakub Kręcidło porozmawiał z bardzo prawdopodobnym rywalem Polaków na Euro 2020 – Alexandrem Isakiem z Realu Sociedad.

Dlaczego w ogóle znalazł się pan w Realu Sociedad? Po świetnej wiośnie w Willem II (14 bramek w 18 meczach) był pan łączony ze znacznie mocniejszymi klubami – Realem Madryt, Bayernem i innymi europejskimi potęgami.
– Miałem różne propozycje, ale ta z San Sebastian była najbardziej konkretna. Nie żałuję tej decyzji, była dla mnie najlepsza. Latem Hiszpanie bardzo mocno o mnie zabiegali. Przekonywali mnie wizją gry w najmłodszej drużynie w LaLiga, której filary stanowią inni utalentowani gracze, jak np. Martin Odegaard, z którym zresztą świetnie się dogaduję. W San Sebastian mam wszystko, czego potrzebuję do rozwoju. Dobrze się tutaj czuję, tym bardziej że rozgrywam mecze takie, jak np. ten sobotni z Barceloną. To będzie piekielnie trudne spotkanie. Barca jest jedną z najlepszych ekip na świecie, dobrze będzie się z nią sprawdzić. Znowu – czego mamy się bać? Historycznie przyjazdy na Anoeta źle wychodziły Katalończykom, a my naprawdę dobrze rozpoczęliśmy sezon.

Nie patrzy pan z zazdrością na kariery jakie robią Jadon Sancho i Christian Pulisic? Swego czasu mówiono, że stworzycie wielkie trio w Borussii.
– Z Jadonem i Christianem spędziliśmy sporo czasu, to prawda. Jesteśmy bliskimi kumplami. Co tydzień oglądam ich mecze i śledzę, co się u nich dzieje. Szkoda, że nie grałem tyle co oni i że nasze kariery poszły w inne strony, jednak fajnie jest oglądać, jak niesamowite rzeczy im się udają.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.14.27

SPORT

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.33.41

Arkadiusz Radomski twierdzi, że w Polsce nie ma szkolenia.

Już od wielu, wielu lat mówimy o stawianiu na szkolenie, o rozwijaniu go, o nowych projektach, ale nie widać tego w praktyce. Dlaczego?
– To jest bardzo proste do wytłumaczenia. Ja zawsze wzoruję się na Holandii, na Zachodzie, gdzie trenerami pracującymi z młodzieżą są byli piłkarze, moi koledzy i wiem, że oni trzymają jakość. Są w stanie wychować swoich przyszłych zawodników. A u nas? Proszę zobaczyć, kto gdzie pracuje. Z całym szacunkiem dla trenerów, ale byłych piłkarzy jest niewielu. Kto ma przekazać tę wiedzę? Tu pojawia się problem, a kluby tego nie zmieniają. Myślę, że powinny iść w kierunku, żeby starać się brać byłych zawodników, którzy jeszcze bardzo chcą pracować, i którzy potrafią coś przekazać – głównie swoje boiskowe doświadczenia.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.33.47

Pogoń inspiracją dla trenera Artura Skowronka. To z jej doświadczeń chce czerpać wychodząc z kryzysu.

Artur Skowronek swoją trenerską przygodę w ekstraklasie zaczynał od pobytu w Pogoni. Ta dziś jest dla niego… inspiracją. – Spójrzmy, w jakim momencie trener Runjaić zaczął pracę w Szczecinie. Przejął drużynę w jeszcze gorszej sytuacji od tej, w jakiej znajdujemy się dziś my. Po 18 kolejkach miała 10 punktów, tracąc osiem do bezpiecznego miejsca. Zimą była dobra praca, z właściwą mentalnością i trafionymi transferami, co pozwoliło finalnie zdobyć ponad 40 punktów i skończyć sezon na 11. miejscu. To dla nas inspiracja. Trzymając się razem, wykonując to, na co mamy wpływ, możemy z tego wyjść – podkreśla Skowronek, który poprowadził Wisłę w trzech meczach.

Piast dobrze radzi sobie z beniaminkami, w ten weekend spróbuje to udowodnić z ŁKS-em.

W poprzednim sezonie Piast nie doznał ani jednej porażki z beniaminkami, ale mecze z Zagłębiem Sosnowiec i Miedzią Legnica były niezwykle wyrównane i wyniki ważyły się do samego końca. Na inaugurację sezonu gliwiczanie – choć byli lepsi od Zagłębia – musieli gonić wynik, przegrywając 0:1. W rewanżu Piast zafundował chyba najgorsze widowisko w całym mistrzowskim sezonie. Mecz z Zagłębiem przy Okrzei był nudny, a gdy do tego dodamy mroźną pogodę i bezbramkowy wynik, każdy chciał jak najszybciej zapomnieć o tym meczu. Z Miedzią wszystkie atuty były po stronie gości z Gliwic, ale indywidualne błędy sprawiły, że Piast tylko zremisował 2:2.

Obecny sezon, jak na razie jest najlepszy w historii starć Piasta z „ekstraklasowymi świeżakami”. Mistrz Polski zaliczył dwa zwycięstwa z beniaminkami, choć trzeba przyznać, że w obu przypadkach los mu sprzyjał.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.33.55

Na kłopoty – Wolsztyński. W Górniku powinni już to wiedzieć doskonale.

W bieżących rozgrywkach Wolsztyński gra w kratkę. Raz występuje w podstawowym składzie, a innym razem wybiega na boisko z ławki, jak było to w starciu z krakowianami spod znaku „Białej gwiazdy”. Na 18 ligowych gier w bieżących rozgrywkach osiem razy był w wyjściowej jedenastce, a dziesięć razy wchodził na boisko z ławki. Być może, po tak dla siebie dobrym spotkaniu w poprzedniej kolejce ponownie wróci do pierwszego składu?

„Wolsztyn” w trudnych chwilach nie raz pomagał swojej drużynie. Najlepszym tego przykładem jest pobyt Górnika w I lidze. W pierwszych wiosennych meczach 2017 roku drużynie prowadzonej przez Marcina Brosza nie szło i wydawało się, że o awansie nie będzie mowy. Tym, który brał wtedy ciężar gry na siebie, był nie kto inny, a wychowanek Concordii Knurów. Przypomnijmy jego zwycięskie gole w meczach z GKS-em Tychy czy Sandecją Nowy Sącz. Bez tych bramek nie byłoby wtedy awansu. Teraz za- wodnik znowu pomógł zespołowi, a także sobie.

Zrzut ekranu 2019-12-13 o 08.33.59

Najnowsze

Liga Mistrzów

Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Bartosz Lodko
0
Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...