Reklama

„Powrót Kuby do Wisły nie był rozsądnym posunięciem”

redakcja

Autor:redakcja

09 grudnia 2019, 08:57 • 9 min czytania 0 komentarzy

Poniedziałkowa prasa oznacza, że swoje oczekiwania trzeba obniżyć, ale kilka ciekawszych rzeczy znajdziemy. Dariusz Formella tłumaczy, dlaczego wyjechał z Polski do USA i co tu mają do rzeczy karty. Dariusz Dziekanowski uważa, że Jakub Błaszczykowski popełnił błąd wracając do Wisły Kraków. Do tego echa gali 100-lecia PZPN.

„Powrót Kuby do Wisły nie był rozsądnym posunięciem”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Pięć wniosków po hicie kolejki Śląsk – Legia.

1. Gwilia lepszy z dala od bramki

Na początku sezonu Walerian Gwilia zaimponował asystami, golami oraz świetnie bitymi stałymi fragmentami gry. Wydawało się, że transfer reprezentanta Gruzji to strzał w dziesiątkę, ale kiedy po październikowej przerwie na mecze kadry miejsce za napastnikiem zajął Luquinhas, Legia wspięła się na wyższy level. Brazylijczyk męczy się na skrzydle. We Wrocławiu miał udział przy akcji na 1:0, ale zdecydowanie więcej pożytku z jego gry jest wówczas, gdy występuje na pozycji numer dziesięć. Gwilia spowalnia akcje, w meczach z Koroną (4:0) i Górnikiem Łęczna (2:0) strzelał gole, przeciwko Śląskowi nie tylko mógł, ale powinien zdobyć bramkę, a nawet dwie. Bardziej przydawał się w środku pola.

Reklama

ps1

Antoni Bugajski dziwi się, że na gali 100-lecia PZPN nie było Leo Beenhakkera i jego ludzi.

W cieniu odbywającej się z wielką pompą Gali z okazji stulecia istnienia PZPN Jakub Błaszczykowski, czyli jeden z bardzo ważnych piłkarzy w historii Biało-Czerwonych, usiłował podźwignąć z potężnego dołu Wisłę Kraków w meczu z Górnikiem. Tak się bowiem stało, że zabrzańskie spotkanie dwóch pomnikowych piłkarskich fi rm, które zdobyły łącznie 27 tytułów mistrza Polski, odbywało się co do minuty w tym samym czasie jak wielka związkowa uroczystość. Dopóki Kuba był na boisku, Biała Gwiazda dzielnie się trzymała, prowadziła 2:1. Potem pomocnik już tylko z ławki oglądał Górnika strzelającego trzy gole. Błaszczykowski w piątkowy wieczór stracił podwójnie – jego zespół znowu przegrał, no i on sam nie mógł być na organizowanej raz na sto lat Gali. Do Warszawy nie dotarło więcej osób, które powinny tam być. W oczy kłuła nieobecność Leo Beenhakkera oraz ważnych ludzi współtworzących jego sztab, który dał Polsce pierwszy w dziejach awans do fi nałów EURO 2008 – Bogusława Kaczmarka i Jana De Zeeuwa. – Galę oglądałem w domu i byłem nawet w kontakcie z Leo. Żaden z nas trzech nie został zaproszony. Szkoda, bo mam wrażenie, że Leo Beenhakker dla polskiej piłki zrobił coś bardzo ważnego – mówi De Zeeuw.

ps2

Dariusz Formella opowiada, jak odnalazł szczęście w USA. Opuścił Raków Częstochowa z powodu konfliktu przy… kartach. Koledzy oskarżyli go o oszukiwanie.

(…) Była druga czy trzecia w nocy, my po piwach. Kolega wydzierał się, że dziwnie gram i oszukuję. Przyznałem się do odłożenia kart, czego nie powinienem robić. Rozpędził się, że ciągle ich oszukiwałem. Kazałem mu się zamknąć. On kazał zamknąć się mi. To oznaczało koniec rozmowy. Następnego dnia mieliśmy wigilię w klubie. Wcześniej zadzwoniłem do chłopaków, z którymi grałem w pokera. Było nas czterech czy pięciu. – Panowie, grałem mocno, wy mówicie, że podejrzanie, bo na wysokie stawki. Ale jakie to wysokie stawki, skoro grałem po 30-40 złotych? – chciałem to wyjaśnić.

Reklama

Dla pieniędzy, które krążą w piłce, z całym szacunkiem, to nie są wysokie kwoty. Włączył się ten rozkrzyczany. Że widział, co zrobiłem. Obruszył się, że nie chce być ze mną w szatni. Zbiegło się to z rozpoczęciem urlopów. Poleciałem na Malediwy, wczasy wykupiłem znacznie wcześniej, kiedy akurat wpadła zaległa premia. Cóż, nie były to wymarzone wakacje. O drugiej w nocy, to z racji różnicy w czasie, dostałem wiadomość od trenera Papszuna. „Daro, musimy się pożegnać. Jak masz jakieś problemy, dawaj znać”. Zadzwoniłem po powrocie do Polski. Po głosie słyszałem, że decyzja jest podjęta i nie ma o czym dyskutować. Powtórzyłem to, co chłopakom: „Trenerze, oni mówią prawdę, nie zaprzeczam, że odłożyłem karty. Ale jeżeli ktoś uważa, że przegrywał ze mną pieniądze, to niech odpowie, na co niby oszukiwałem. Jeżeli to udowodni, przeleję dziesięć razy tyle na wskazane konto”.

Czułem, że zostałem rzucony na stos, ale nie to było najbardziej dokuczliwe. Widziałem, jak ten pożar się rozprzestrzenia, a to ja miałem być jego ofiarą. Najgorsza opinia o piłkarzu, jaka może pójść w świat jest taka, że oszukuje kolegów. Już byłoby mi łatwiej, gdybym przespał się z żoną trenera.

ps3

W jedenastce stulecia PZPN dominują piłkarze, którzy zdobywali medale z reprezentacją w latach 70. i 80.

Wszyscy żyjący zawodnicy z zespołów Kazimierza Górskiego (wybranego przez aklamację selekcjonerem stulecia) i Antoniego Piechniczka pojawili się na uroczystości, nawet stroniący zwykle od takich wydarzeń Jerzy Gorgoń. Niestety zabrakło żony Kazimierza Deyny, która miała odebrać statuetkę dla jej tragicznie zmarłego męża. Pani Mariola mieszka w Stanach Zjednoczonych, gdzie zginął jej małżonek, i z przyczyn osobistych nie dotarła do położonego w warszawskim Wawrze hotelu Hilton, w którym od kilku lat nasza reprezentacja przygotowuje się do kolejnych meczów. Statuetki przekazywali selekcjonerzy sprzed lat – Piechniczek, Paweł Janas, Jerzy Engel i Adam Nawałka. Nie zabrakło humorystycznych sytuacji. Wręczający wyróżnienia dla najlepszych obrońców Janas (sam był jednym z nominowanych), nie do końca zrozumiał scenariusz ceremonii. Najpierw zaprezentowano wszystkich nominowanych defensorów bez podziału na prawych, środkowych i lewych. Tymczasem były trener kadry po wręczeniu statuetki ojcu Łukasza Piszczka zaczął się dopominać o prezentację najlepszych stoperów, a potem lewych obrońców, choć to nie było możliwe, bo taka prezentacja już miała miejsce.

ps4

Dariusz Dziekanowski przyznaje, że do decyzji Kuby Błaszczykowskiego o powrocie do Wisły Kraków patrzył podchodził sceptycznie i utwierdza się w tym przekonaniu.

(…) Znalazłem się w bardzo wąskim gronie osób, którzy do decyzji Kuby podeszli bez większego entuzjazmu. Uważałem, że ma przed sobą jeszcze kilka lat grania w piłkę i na tym powinien się skupić. Pomoc Wiśle, czyli klubowi, który wprowadził go na duże wody w piłce nożnej, jest oczywiście pięknym i wielkim gestem, ale wiadomo było, że to wejście na bardzo grząski grunt. Błaszczykowski miał pomóc sportowo, finansowo i być twarzą oczyszczenia klubu z patologii. Po roku Wisła dzięki zaangażowaniu kilku ludzi (w tym i reprezentanta Polski) wciąż gra w ekstraklasie, wprowadzono też dużą dyscyplinę finansową, ale wciąż przecieramy oczy ze zdumienia czytając i słuchając, jak głęboko te patologie (czytaj: gangsterzy) zakorzeniły się w strukturach klubowych, i jak wciąż trudno jest się ich pozbyć. Przyjazd do Krakowa miał Kubie pomóc w powrocie do formy i tym samym do reprezentacji narodowej. Tu znowu miał pod górkę, bo selekcjonerem został jego wujek – Jerzy Brzęczek. To zrodziło podejrzenia o faworyzowanie zawodnika. Niektórzy apelowali do Błaszczykowskiego, by nie narażał swojej reputacji na szwank i zakończył karierę. Ja z kolei uważałem (i wciąż uważam), że zdrowy Kuba nadal jest ogromną wartością dla naszej reprezentacji. Jednak powrót do Wisły nie był rozsądnym posunięciem.

ps5

Na koniec kilka anegdot od Piotra Wołosika.

„Do lamusa odchodzi powiedzenie, że nie ma ludzi niezastąpionych. Okazało się, że przynajmniej w piłce jest taki jeden przypadek i wcale nie chodzi o Leo Messiego. Mateusz Prus to bramkarz trzecioligowego Świtu Nowy Dwór Mazowiecki, jednocześnie pełniący funkcję… trenera bramkarzy Świtu. Mateusz nie należy do ryzykantów, więc stawia na golkipera, do którego ma absolutnie największe zaufanie i najwyżej ceni jego umiejętności, czyli siebie. Z tych powodów bramkarze nie szturmują siedziby Świtu, by zdobyć tam kontrakt, słusznie podejrzewając, że z miejsca są skazani na porażkę w rywalizacji z szefem. Z bramki Świtu Prusa nie wygryźliby ani De Gea, ani Buffon. Jesienią rywale wbili nowodworzanom 32 bramki. Dużo, bo w tym względzie gorsze okazały się tylko trzy zespoły. Wychodzi na to, że program „Rodzina na swoim”, wprowadzony przez Prusa w (swoje) życie, średnio funkcjonuje”.

ps6

SPORT

Podbeskidzie Bielsko-Biała jesienią miało najwyższą frekwencję w I lidze.

Zaczęło się od dobrej, ponad 4-tysięcznej frekwencji na otwierającym jesień pod Klimczokiem starciu ze Stalą Mielec. Później było nieco gorzej, ale na czwartym z kolei meczu u siebie, przeciwko GKS-owi Tychy, liczba widzów zakręciła się już koło 5 tysięcy (4773). Kolejne spotkanie pod Klimczokiem, to z kolei… najsłabsza frekwencja w całej rundzie, kiedy to starcie przeciwko GKS-owi Bełchatów obejrzało zaledwie 2241 widzów. Ci, którzy nie przyszli, mieli czego żałować, bo bielszczanie odnieśli najwyższe zwycięstwo od wielu lat, gromiąc rywala 4:0. Dobra postawa, a także derbowy rywal, czyli GKS Jastrzębie, spowodowały, że na kolejnym spotkaniu przy ul. Rychlińskiego, po raz pierwszy w sezonie, „pękło” pięć tysięcy. Mecz, jedyny u siebie w tej rundzie przegrany, obserwowało 5064 kibiców, a frekwencja byłaby z pewnością większa, gdyby nie zakaz zorganizowanych wyjazdów, jaki ciążył wówczas na kibicach gości, którzy wprawdzie pod Klimczokiem się pojawili, ale z pewnością byłoby ich więcej, gdyby mogli dotrzeć do Bielska-Białej w sposób zorganizowany. Od tego meczu frekwencja na Stadionie Miejskim nie spadła poniżej 4 tysięcy, a rekord padł – co było do przewidzenia – w meczu przeciwko Zagłębiu Sosnowiec – 5344, na co znaczny wpływ mieli kibice gości i zaprzyjaźnieni z nimi fani BKS-u Stali Bielsko-Biała.

sport1

Na zakończenie roku Ruch Chorzów pokonał IV-ligowca z Ornontowic 3:1. Jednego gola strzelił Filip Maziarz, testowany pomocnik, który zapowiedział jednak, że styczeń zacznie z… GKS-em Katowice.

Filip Maziarz, jeden z trzech testowanych w grudniu przy Cichej zawodników, otworzył wynik ostatniego tegorocznego meczu Ruchu. Wicelider III grupy III ligi w sobotnie przedpołudnie zmierzył się na „Kresach” z Gwarkiem Ornontowice, czyli IV-ligowcem, w którym do tej pory… występował Maziarz. Na listę strzelców wpisał się nie w stylu skrzydłowego, a napastnika. Ładnym uderzeniem głową wykończył dośrodkowanie Mateusza Winciersza z lewej flanki. 

– To jeden z najszybszych zawodników w IV lidze – stwierdził Łukasz Bereta, szkoleniowiec „Niebieskich”, który jeszcze wiosną prowadził Gwarka i Maziarz był tam jego podopiecznym. Trudno jednak na razie wyrokować, czy 21-latek zostanie w Chorzowie na dłużej. – Koledzy z Gwarka klepali mnie po plecach i życzyli powodzenia. Pozytywnie oceniam te dni, które spędziłem z zespołem Ruchu. Cieszę się z gola strzelonego w sparingu, choć wiem, że stać mnie na lepszą grę. Zimowy okres przygotowawczy zacznę w GKS-ie Katowice. Dostałem zaproszenie na dwa tygodnie treningów. Dopiero po tym czasie o mojej przyszłości będzie można powiedzieć coś więcej – zaznaczył Filip Maziarz.

sport2

SUPER EXPRESS

Można pooglądać zdjęcia z gali 100-lecia PZPN. Był m.in. Apoloniusz Tajner ze swoją cór… młodszą o 36 lat żoną.

se1

GAZETA WYBORCZA

Rafał Stec o ciężkim losie obrońców w plebiscytach typu Złota Piłka na przykładzie Van Dijka.

Wybieram akurat tę migawkę spośród wielu scen, których bohaterem był w bieżącym roku Virgil van Dijk, ponieważ idealnie ilustruje problem z adekwatnym docenianiem zasług wybitnych graczy defensywnych. Ofensywni, nawet jeśli w dużej mierze polegają na umiejętności wyrafinowanej gry bez piłki, muszą kopnąć, żeby strzelić, asystować, przedryblować albo dośrodkować. Obrońców do wybitności wiedzie niekiedy inteligencja, której użycie odbiera im szansę na poklask – dzięki mądremu krokowi w lewo lub prawo nie potrzebują interweniować efektownym wślizgiem ani w ogóle niczym, co przyciąga wzrok. Van Dijk rozbłysnął na tyle, że zajął drugie miejsce w plebiscycie „France Football” na Złotą Piłkę, czyli Oscarach dla piłkarzy. Jest to nagroda przyznawana na podstawie subiektywnych wrażeń ludzi, którzy oglądają. On zwraca uwagę również fizycznością i dokonaniami bardzo namacalnymi, bo jest duży, szybki i giętki, ale dużych, szybkich i giętkich zawalidrogów oglądamy na boiskach mnóstwo, to go wcale nie wyróżnia, zresztą nawet Jego Stratosferyczność Leo Messi przekonuje, że Holender kontroluje sytuację na boisku przede wszystkim dzięki timingowi, czyli perfekcyjnemu wyczuciu chwili.

gw1

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
1
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...