Reklama

Koniec ciekawej przygody. Mamrot żegna się z Jagiellonią

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

08 grudnia 2019, 17:01 • 5 min czytania 0 komentarzy

Czara goryczy została przelana – Ireneusz Mamrot po porażce z Zagłębiem Lubin nie będzie już trenerem Jagiellonii Białystok. Ekipa z Podlasia w bieżącym sezonie rozczarowuje, w zasadzie na całej linii. Strata do miejsc gwarantujących puchary nie jest rzecz jasna jeszcze zbyt wielka, ale władze klubu uznały najwyraźniej, że wiosennej wspinaczki w górę tabeli lepiej podjąć się już z innym szkoleniowcem.

Koniec ciekawej przygody. Mamrot żegna się z Jagiellonią

Wczorajsza porażka z „Miedziowymi” była dla Mamrota meczem numer 108 w roli trenera Jagi. Jego przygoda z klubem zaczęła się – trochę w sumie niespodziewanie – w czerwcu 2017 roku. Wówczas nieznany jeszcze na ekstraklasowym poziomie szkoleniowiec podjął się niezwykle wymagającej misji zastąpienia Michała Probierza, wokół którego przez parę poprzednich lat kręciło się całe życie klubu. I początkowo szło Mamrotowi całkiem nieźle. Sezon 2017/18 zakończył się dla Jagiellonii wicemistrzostwem Polski z zaledwie trzypunktową stratą do lidera. Długo zresztą zanosiło się na to, że drużyna Mamrota może nawet sięgnąć po złoto. Ostatecznie aż tak ambitnego celu nie udało się zrealizować, ale generalnie to był niezwykle udany sezon dla klubu. Potem jeszcze Jagiellonia zachowała twarz w pucharach, eliminując w dwumeczu portugalskie Rio Ave.

W poprzednich rozgrywkach tak różowo już nie było. Początkowo Jaga trzymała się w ścisłej czołówce, jakiś czas nawet liderowała. Ale potem sprawy zaczęły się sypać. Ostatecznie białostoczanie zakończyli rozgrywki na piątej lokacie, batalię o udział w eliminacjach do Ligi Europy przegrywając w zasadzie w ostatniej kolejce ligowych zmagań. Do tego trzeba jeszcze dodać przegrany finał Pucharu Polski. Cienka jest w futbolu granica między sukcesem a rozczarowaniem.

ekstraklasa-2019-12-08-13-12-23

Reklama

No i wreszcie bieżące rozgrywki.

Po osiemnastu kolejkach Jaga ma na koncie 26 punktów. Jeżeli zestawić to z osiągnięciami rywali – wynik nie jest jakiś tragiczny. To ledwie cztery oczka mniej niż Lechia Gdańsk, tylko dwa mniej od mistrzów Polski, czyli Piasta Gliwice. Nie ma jednak co ukrywać – podopieczni Mamrota punktują przede wszystkim w starciach z kandydatami do spadku, a na tle poważniejszych zespołów jednak zwykle wyglądają marnie. Z kim bowiem wygrywała w tym sezonie Jagiellonia? Z Arką Gdynia (dwukrotnie), z ŁKS-em, z Koroną Kielce, z Wisłą Kraków, z Górnikiem Zabrze i z Cracovią. Tylko ostatnia drużyna robi wrażenie w całej tej wyliczance. Oczywiście takich oponentów też trzeba umieć golić, to jest pewna sztuka i generalnie rzecz godna pochwały. Ale jeżeli uznajemy białostoczan za klub o ambicjach pucharowych – żeby nie rzec: mistrzowskich – no to jednak wymagania muszą być trochę wyższe. Tymczasem drużyny z górnej połówki tabeli raczej z Jagą nie przegrywają. Furtka awansu do Ligi Europy przez Puchar Polski też jest już zamknięta po odpadnięciu z Cracovią.

– Mamy swoją motywację, złość w naszej drużynie jest bardzo duża, podobnie jak chęć zwycięstwa. Każdy mecz ma inną historię, natomiast teraz jesteśmy w takiej sytuacji, że nie możemy już mówić o braku szczęścia – mówił po ostatniej porażce z Lubinem były już trener Jagiellonii.

I mówił prawdę. Ta porażka nie była wynikiem pecha. Drużyna ewidentnie nie robi progresu, to po prostu widać gołym okiem – nawet bardziej patrząc na grę Jagi, niż analizując jej wyniki.

Zarzutów Mamrotowi można zresztą stawiać więcej niż tylko rozczarowujące wyniki w lidze. Choćby to, że szkoleniowiec nie potrafi uwolnić pełni możliwości niektórych zawodników. Latem do klubu trafił choćby Ognjen Mudrinski, który w Jadze wygląda słabiutko, gra ogony i nie strzela bramek, a w poprzednich klubach trafiał do siatki z wielką regularnością. I tutaj od razu przypomina się kadencja Michała Probierza, który potrafił nawet z nieoczywistych zawodników wyciskać w Białymstoku maksa.

[etoto league=”pol”]

Reklama

Summa summarum jednak – przygoda Ireneusza Mamrota w Jagiellonii wyszła całkiem, całkiem nieźle, nawet jeżeli cała historia kończy się bez happy endu, jakim w przypadku białostockiego klubu byłby z pewnością tytuł mistrzowski, ewentualnie triumf w krajowym pucharze albo jakiś naprawdę spektakularny występ w europejskiej arenie.

– Przede wszystkim chciałem wszystkim podziękować za szansę, jaką otrzymałem od Jagiellonii. Sądzę, że gdy tutaj przychodziłem dwa i pół roku temu, nikt nie spodziewał się, że będę tu tak długo pracować. Ten czas był pełen dobrych, ale i tych gorszych, jak ostatnio chwil. Taka jest ta profesja. Zajęliśmy drugie miejsce w lidze, doszliśmy do finału pucharu. Oczywiście bardzo szkoda, że nie udało nam się go ostatecznie wygrać. Zabrakło nam kropki nad „i” – skomentował sam Mamrot na łamach oficjalnej strony klubu, już po decyzji o rozstaniu. Prezes Jagiellonii, Cezary Kulesza, powiedział natomiast: – Chciałbym podziękować trenerowi za walkę do ostatniej chwili o mistrzostwo Polski w pierwszym sezonie jego pracy w Białymstoku, jak również za trud włożony w grę w Pucharze Polski w poprzednim sezonie. Wpływ na dzisiejszą decyzję ma obecna sytuacja, która zupełnie nas nie zadowala i nie odzwierciedla oczekiwań względem zespołu. W związku z tym wspólnie z trenerem przeanalizowaliśmy sytuację i doszliśmy do wniosku, że jest to moment, w którym nasze drogi muszą się rozejść.

48-letni szkoleniowiec nie zostawia klubu w stanie kompletnej degrengolady. Jego następca nie będzie miał stu pożarów do ugaszenia. Coś się po prostu wypaliło we współpracy na linii władze klubu – trener – drużyna. Włodarze uznali, że trzeba do białostockiej szatni wpuścić trochę świeżego powietrza, dać zespołowi nowy impuls i wypada tę decyzję po prostu uszanować. Na razie drużyną zaopiekuje się Rafał Grzyb.

Tak czy owak, niecierpliwie czekamy na kolejną ekstraklasową misję dla Mamrota, życząc mu, żeby wypadła jeszcze lepiej niż ta debiutancka.

fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...