Reklama

Po szesnastu latach Lazio pokonuje u siebie w lidze Juventus

Dominik Klekowski

Autor:Dominik Klekowski

07 grudnia 2019, 23:15 • 4 min czytania 0 komentarzy

Lazio to jeden z lepszych europejskich zespołów w ostatnich tygodniach. Imponująca forma w lidze, Ciro Immobile jest bardziej skuteczny nawet od Roberta Lewandowskiego, kapitalnie gra Luis „magiczny dotyk” Alberto, a i Sergej Milinković-Savić wraca do formy. Gospodarze mieli wszystko, żeby w końcu pokonać Juventus na oczach swoich kibiców. I tę szansę wykorzystali.

Po szesnastu latach Lazio pokonuje u siebie w lidze Juventus

Lazio w ostatnich tygodniach było świetne. Wybitna forma strzelecka Ciro Immobile, Luis Alberto w gazie, a to wszystko pod kontrolą Francesco Acerbiego. W zasadzie jedynym zmartwieniem Simone Inzaghiego przed starciem z mistrzem była pozycja bramkarza. Złośliwi nawet stwierdzą, że bramkarza-parodysty, czyli po prostu Thomasa Strakoshy. Trener rzymian mógł wstać dzisiejszym rankiem i stwierdzić: „cholera, my naprawdę możemy ich pokonać”. Historia dla nich była jednak nieubłagana. Ostatnie zwycięstwo w lidze jako gospodarz z Juventusem? 6 grudnia 2003. Odpowiednia liczba zer, nie pomyliliśmy żadnych cyferek. Minęło 16 lat i jeden dzień.

Zatem wygrana na Stadio Olimpico z ekipą Maurizio Sarriego byłaby zamknięciem pewnego rodzaju pętli czasu. Pętli, która doprowadza lazialich do szału i często jawi jako koszmar, gdy jeden lub drugi fan Biancocelestich budzi się w nocy zlany zimnym potem. Szczególnie przeklęte były ostatnie lata.

Sezon 18/19 – prowadzenie 1:0, zmiana Cancelo odmieniła spotkanie i ostatecznie Lazio dało sobie wbić dwa gole w szesnaście minut

17/18 – gol Dybali w 93. minucie na 0:1

Reklama

16/17 – gol Khediry w 66. minucie na 0:1

Załamująca statystyka. Dlatego włoskie media słusznie mówiły, że jeżeli nie dziś, to już chyba nigdy. I my do tych apelów się przyłączyliśmy.

Na nieszczęście Inzaghiego i spółki, Maurizio Sarri odrobił lekcje, do czego zresztą zdążył nas już przyzwyczaić. Fakt faktem, że na samym początku ładną dwójkową akcję przeprowadził duet Immobile-Sergej, która zakończyła się strzałem Włocha, zablokowanym przez De Ligta. Później stracili kontrolę nad Juve. Dlatego nie mogli się dziwić, że stracili też i gola. Pierwsze ostrzeżenie od Paulo Dybali Strakosha sparował do boku. Minął niespełna kwadrans, a Ronaldo wpisał się na listę strzelców. Portugalczyk do spółki z Bentancurem rozklepał defensywę Lazio, a następnie wpakował piłkę do siatki. Gospodarze więc musieli gonić, a z tego materiału nie byli do tej pory zbyt dobrze przygotowani. Gdy jako pierwsi tracili gola, to zwykle spotkanie kończyło się co najwyżej remisem. Ani razu nie wygrali.

Sama reakcja rzymian zasługuje na pochwałę. Ruszyli do ataku, oddali kilka strzałów, ale brakowało konkretów. Takowy nadszedł w ostatniej minucie pierwszej połowy. Lucas Leiva wjechał w pole karne, Emre Can wybił piłkę na rzut rożny. Krótkie rozegranie, piłka trafia pod nogi Luisa Alberto, a Hiszpan daje Luizowi Felipe ciasteczko zaserwowane na porcelanowym talerzu. Silny strzał głową, Wojciech Szczęsny bez szans na skuteczną interwencję. Gospodarze wyrównali.

Punktem zwrotnym tego meczu okazała się sytuacja z 70. minuty. Manuel Lazzari starł się z Juanem Cuadrado na połowie turyńczyków. Na początku arbiter pokazał Kolumbijczykowi wyłącznie żółtko, ale po interwencji VAR-u, błyskawicznie zmienił swoją decyzję i wlepił prawemu obrońcy Bianconerich czerwony kartonik. 300 sekund później było już 2:1. Jeżeli wcześniejsze podanie Luisa Alberto nazwaliśmy ciasteczkiem, to teraz Hiszpan namalował nogą obraz. I to taki, który powinien zostać zaadresowany do muzeum Prado w Madrycie. Podanie odebrał Milinković-Savić i na pełnym spokoju wykończył akcję.

Jeszcze nie zdążyliśmy pozbierać szczęk z podłogi po podaniu Alberto, a Lazio dostało karnego w prezencie od defensywy Juventusu. Kapitalny pass od Immobile do Correi, Tucu minął Szczęsnego, ale Polak w ostatnim momencie zahaczył ręką Argentyńczyka. Bezdyskusyjny karny. Wojciech zrehabilitował się, obronił uderzenie Ciro, a następnie genialnie odbił dobitkę. Magiczna parada w pelerynie supermana. Niestety, ta interwencja nie uskrzydliła ofensywnych poczynań gości. W ostatnich sekundach tego spotkania Lazio wyprowadziło kontrę trzech na jednego. Szczęsny zdołał obronić pierwsze uderzenie Immobile, ale przy dobitce Caicedo był bezradny.

Reklama

Niby każdy z nas wiedział, jak zakończy się to sobotnie starcie, ale próbowaliśmy wierzyć, że Lazio osiągnie pozytywny dla siebie wynik. Juventus nie wrócił po tygodniu na fotel lidera. Pod względem rywalizacji z najlepszymi na Półwyspie Apenińskim, wydawało się, że Bianconeri są do bólu konsekwentni. I coś podskórnie czuliśmy, że jeżeli mają z kimś stracić punkty, to z zespołem kalibru Sassuolo, tak jak tydzień temu. Lazio podjęło rękawice, co więcej – wygrała po prostu lepsza drużyna. Byli jak Ruiz w pierwszym pojedynku z Joshuą. Na początku wyczekał, dał się wyszaleć, a potem poszedł szybki nokaut. Czerwona kartka, goli drugi. Juve odesłane do Turynu bez ani jednego oczka. Wzorowa robota Simone Inzaghiego i reszty. Dzisiaj imprezują wszystkie kluby Serie A, oprócz pokonanych i AS Romy. Wydaje nam się, że najbardziej w melanż pójdzie Antonio Conte. Inter zostaje liderem, a Lazio zbliżyło się na trzy oczka do Bianconerich.

Cóż, liga będzie ciekawsza.

Lazio – Juventus 3:1 (1:1)
25’ Cristiano Ronaldo 0:1
45’ Luiz Felipe 1:1
74’ Sergej Milinković-Savić 2:1
90’ Felipe Caicedo 3:1

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Włochy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...