Reklama

Górnik się odkopał, Wisła urządza się na dnie

redakcja

Autor:redakcja

06 grudnia 2019, 23:36 • 4 min czytania 0 komentarzy

Trudno było z entuzjazmem podchodzić do starcia Górnika Zabrze z Wisłą Kraków jako pomysłu na spędzenie piątkowego wieczoru. Chodziło przecież o mecz dwóch najbardziej zdołowanych ekip w Ekstraklasie. Górnik – 11 kolejek bez zwycięstwa. Wisła – 9 z rzędu porażek, 10 meczów bez wygranej. A tu zaskoczenie. Zamiast nasiadówki z paluszkami i mineralną zrobiła nam się impreza z pełnym barkiem i dobrą muzą. Fatalna passa zabrzan się zakończyła i to w efektownym stylu, co zaskakuje bardziej niż samo przełamanie, bo ciągle pamiętamy Lubin z jednym śmiesznym strzałem Baidoo. Różnicę zrobili rezerwowi, tyle że w jednym przypadku na zdecydowany plus, w drugim na zdecydowany minus. 

Górnik się odkopał, Wisła urządza się na dnie

Jeżeli chodzi o gospodarzy, do przerwy grali słabo, pachniało to trochę powtórką z Lubina. Michał Buchalik się nudził, bo koledzy dwukrotnie zablokowali Igora Angulo i na tym skończyły się ataki górniczej jedenastki. Marcin Brosz szybko zareagował i tym wygrał. Niezłą zmianę w przerwie dał Filip Bainović luzujący Daniela Ściślaka. Najważniejszy moment nastąpił jednak kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy. Za już tradycyjnie zupełnie bezproduktywnego Kamila Zapolnika wszedł Łukasz Wolsztyński. Trudno nam zrozumieć, dlaczego tak często siedzi na ławce, skoro jak już gra, to daje jakość znacznie regularniej niż większość jego kolegów. Dziś wejście tego zawodnika całkowicie odmieniło losy spotkania.

Zaraz po zameldowaniu się na boisku Wolsztyński idealnie wykończył zagranie Erika Janży. Brał udział w niemal każdym ataku, demolował rywali swoją siłą, zachęcał Igora Angulo i Jesusa Jimeneza do kombinacyjnego grania. Nagle zaczęliśmy oglądać zupełnie inną drużynę. Każdy chciał dostać piłkę, każdy chciał atakować, każdy wierzył w powodzenie swoich prób. Bez Wolsztyńskiego tego nie było.

W Wiśle Artur Skowronek zdejmował najbardziej doświadczonych, którym dziś żarło. Paweł Brożek znakomicie zachował się przy golu, lekko ośmieszając Borisa Sekulicia (zrehabilitował się bardzo dobrą postawą w drugiej połowie). Do tego asysta. Jakub Błaszczykowski miał duży udział przy obu golach, potrafił współpracować z kolegami. Brożek jednak po godzinie zjechał do boksu, bo już w przerwie zgłaszał problemy z łydką i nie chciano ryzykować. Rafał Boguski w żaden sposób nie pomógł zespołowi. Kuba został zdjęty jeszcze przy stanie 2:1 (tłumaczono, że nie jest gotowy na pełny występ), a Jean Carlos potwierdził, że najbardziej pożyteczny jest wtedy, gdy nie gra. Skowronkowi niektóre rzeczy wypaliły. Chuca na środku daje znacznie więcej niż na skrzydle, potwierdził to ładną bramką zza pola karnego. Młody Damian Pawłowski w niczym nie odstaje, a chwilami wręcz się wyróżnia. Zmianami jednak trener przyjezdnych poległ z kretesem.

Nie da się wygrywać, jeżeli na ławce nie masz nic do zaoferowania, zaś twoja defensywa znów sabotuje grę. Łukasz Burliga w drugiej odsłonie swoją stroną przepuściłby nawet kibica wbiegającego na murawę. Maciej Sadlok kopał się po czole, a jego gra do przodu to przede wszystkim wybijanie byle dalej. Właśnie po czymś takim w jego wykonaniu Górnik skontrował na 4:2. Rafał Janicki ciągle gubił krycie, też nic nowego. Dość długo w miarę solidnie grał Lukas Klemenz, ale końcówka także mocno działa na jego niekorzyść. Do tego doświadczony Vullnet Basha naiwnie faulujący Davida Kopacza na rzut karny. To nie miało prawa się udać.

Reklama

Wisła może być rozgoryczona. Podobnie jak z Lechią, długimi fragmentami sprawiała dobre wrażenie, przez co najmniej godzinę była zespołem lepszym. Tyle że w piłce liczy się efekt za 90 minut i tu pojawiają się schody. Na pewno będzie wiele dyskusji na temat nieuznanego gola Janickiego na 0:2. Powtórki wskazują, że piłka po dośrodkowaniu z rzutu rożnego chyba odbiła się tylko od Mateusza Matrasa, a nie również od wyskakującego z nim Lukasa Klemenza, co oznaczałoby brak pozycji spalonej Janickiego. Pewności jednak nie ma, cień wątpliwości pozostaje i w takiej sytuacji VAR nie może zmienić decyzji. Inna sprawa, czy sędziowie w ogóle sprawdzali tę sytuację pod takim kątem, bo wyglądało to tak, jakby interesowali się wyłącznie tym, czy był spalony.

Cokolwiek by się jednak działo, nie usprawiedliwia to fatalnej końcówki „Białej Gwiazdy”, zwłaszcza że goście po golu Chuki prowadzili po raz drugi i znów mieli wszystko w swoich rękach. Górnik w drugiej połowie nie tylko zdobył cztery bramki, ale jeszcze miał inne okazje, że wspomnimy o słupku Angulo po świetnym podaniu Jimeneza i bardzo groźnym strzale głową Wolsztyńskiego, który końcami palców obronił Buchalik.

Wisła po zmianie szkoleniowca gra ładniej dla oka, ale sytuacja w tabeli robi się dramatyczna. 10 porażek z rzędu, już sześć punktów straty do strefy bezpiecznej. Żarty się skończyły. Górnik dzięki tej wygranej jest pięć punktów nad kreską.

gornik wisla krakowa grafa pomeczowa

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

1 liga

Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Szymon Janczyk
0
Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?
Niższe ligi

Pazdan: Peszko fajnie rządzi w Wieczystej. Wielu trenerów tego nie umie

Jan Mazurek
2
Pazdan: Peszko fajnie rządzi w Wieczystej. Wielu trenerów tego nie umie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...