Reklama

PRASA. Legia chętna na Jorge Felixa, Piast chyba go nie zatrzyma

redakcja

Autor:redakcja

04 grudnia 2019, 08:47 • 10 min czytania 0 komentarzy

Legia chce Jorge Felixa, Stokowiec chciałby konkurencji dla krewkiego Mladenovicia, Szwedzi się nas nie boją, piłkarze łączący grę w piłkę z ciężką pracą na kopalni mają nawet przeszłość w Ekstraklasie, a Raymond Domenech w plebiscycie „Złotej Piłki” umieściłby Roberta Lewandowskiego na drugim miejscu. Sporo do czytania w środowej prasie.

PRASA. Legia chętna na Jorge Felixa, Piast chyba go nie zatrzyma

PRZEGLĄD SPORTOWY

W czerwcu 2020 roku kończy się kontrakt Jorge Felixa z Piastem Gliwice. Chętnie sprowadziłaby go Legia Warszawa.

(…) Takiego zawodnika chciałaby sprowadzić Legia. Felix o tym wie i nie jest przeciwko, bo w Gliwicach może liczyć na dziesięć–dwanaście tysięcy euro miesięcznie. W listopadzie Piast przedstawił mu propozycję nowej umowy, ale raczej nie będzie w stanie płacić tyle, ile może zagwarantować Legia. Tym bardziej że dyrektor sportowy mistrza Polski Bogdan Wilk mówił nam niedawno, że latem mógł mieć w swoim klubie dwóch niezłych zagranicznych piłkarzy, ale chcieli zarabiać krocie, a ich nie stać na „kominy płacowe”. Piastowi trudno będzie zatrzymać Felixa, ale wcale nie oznacza to, że trafi do Legii, która w kwestiach transferowych zimą chce podążać szlakiem sprawdzonym latem – sprowadzać wyróżniających się ligowców, takich jak Arvydas Novikovas z Jagiellonii czy Walerian Gwilia z Górnika. Tyle że Felix ma także oferty z Włoch, Rosji i Hiszpanii. Jakiś czas temu pytał o niego klub z Indii, ale piłkarzowi nie uśmiechała się egzotyczna przeprowadzka.

ps4

Reklama

Trener Lechii, Piotr Stokowiec uważa, że konkurencja na lewej obronie byłaby najlepszym sposobem na to, by Filip Mladenović się uspokoił i przestał seryjnie zbierać żółte kartki za dyskusje.

– Na pewno dostaje za dużo bezsensownych kartek. Kara za walkę to zupełnie coś innego niż za głupotę, za niepotrzebne gadanie – trener Lechii Piotr Stokowiec nie zamierza usprawiedliwiać swojego zawodnika. Efekty ocenia jednoznacznie, jednak zdaje sobie sprawę, z czego zachowanie Serba wynika. – Po części na pewno z jego temperamentu, sposobu bycia. To nie jest facet o złym charakterze, zachowuje się jak południowiec, typowy Serb. Gorąca krew. Biorę to pod uwagę, ale u profesjonalnego zawodnika takie zachowania nie powinny mieć miejsca. Dlatego jestem na niego zły. Prezentuje wysoki poziom, gra w reprezentacji, takie zachowania po prostu mu nie przystoją – stwierdza Stokowiec.

ps1

Pierwszoligowcy rundę jesienną mają już za sobą. Dla kogo była ona trampoliną, a kto chciałby o niej jak najszybciej zapomnieć?

NAJLEPSZY TRENER
Piotr Tworek

To kolejna historia pokazująca, jak nieprzewidywalną i zarazem ciekawą ligą jest zaplecze ekstraklasy. W czerwcu władze Warty Poznań dały szansę nieznanemu szerzej Piotrowi Tworkowi. Co prawda 44-latek pracował wcześniej w Warcie, ale tylko w roli asystenta i trudno było przypuszczać, że będzie sobie radził aż tak dobrze. Po 20 meczach drużyna Tworka zajmuje pierwsze miejsce i wiosną będzie bić się o awans. Szkoleniowiec Warty stworzył zespół bez gwiazd. Najbardziej znanym zawodnikiem jest były kapitan Lecha Poznań Łukasz Trałka. Pod wodzą Tworka brylować w I lidze zaczęli dotychczasowi piłkarze z drugiego szeregu. Mateusz Kupczak z 8 bramkami jest najlepszym strzelcem Zielonych, a Michał Jakóbowski ma najwięcej asyst (6). Trener Warty pokazał charakter przed ostatnim meczem. Mimo osobistej tragedii usiadł na ławce rezerwowych, poprowadził poznaniaków do wygranej nad Wigrami Suwałki (3:0) i zadedykował sukces zmarłemu tacie. Jeśli władze Lecha będą się rozglądać za nowym szkoleniowcem, powinny zacząć od wizyty w siedzibie Warty. Stadion Zielonych jest oddalony od obiektu Kolejorza o sześć kilometrów, to tylko godzina spacerem.

Reklama

ps2

Szwedzi zakwalifikowali się do finałów mistrzostw Europy szósty raz z rzędu. Naszej drużyny na pewno się nie przestraszą.

Zadanie, jakie stoi przed zespołem prowadzonym przez Janne Anderssona, jest oczywiste: nie poprzestać na trzech grupowych meczach. Zwłaszcza że Szwedzi są zadowoleni z losowania. – Mogło być dużo gorzej – mówili zgodnie obrońca Andreas Granqvist i pomocnik Gustav Svensson. – Hiszpania będzie zdecydowanym faworytem grupy – dodawał pierwszy, a drugi bardziej niż Polski obawia się… Irlandii, która jest jednym z czterech kandydatów do uzupełnienia składu grupy. – Grać z nią w Dublinie byłoby okropnie trudno. Mam nadzieję, że awansuje ktokolwiek, tylko nie ona. Co do Polski, mamy wystarczająco dużo rutyny i umiejętności, by z nią wygrać – dodał pomocnik Seattle Sounders.

Szwedzi byli jedną z rewelacji zeszłorocznego mundialu, wygrali grupę z Meksykiem, Koreą Południową i Niemcami, potem pokonali Szwajcarię (1:0) i byli o jedno spotkanie od strefy medalowej, ale ulegli Anglii (0:2). Konsekwentni i twardzi w obronie w pewnym momencie stali się dla prezesa PZPN Zbigniewa Bońka kandydatem do gry w fi nale, o czym pisał na Twitterze przed ich starciem z Anglią. Od tamtej pory wiele się nie zmienili. Wbrew zapowiedziom i oczekiwaniom, z doświadczonych graczy jedynie 33-letni dziś napastnik Ola Toivonen zrezygnował po mundialu z gry w reprezentacji. W dalszym ciągu ważnymi postaciami są rok starsi od niego Granqvist i Sebastian Larsson, którzy wrócili do ojczyzny po wielu latach gry w zagranicznych klubach. Andersson cieszy się, że współpraca między napastnikami Marcusem Bergiem (też 33 lata) a Robinem Quaisonem zaczyna układać się podobnie, jak za czasów, kiedy partnerem tego pierwszego był Toivonen. – Marcus i Ola tworzyli jedną z najlepszych par napastników na świecie. Indywidualnie żaden z nich nie zaliczał się do najlepszych na swojej pozycji, ale wspólnie byli wśród najgroźniejszych duetów – przekonuje selekcjoner. – Widzę, że Berg i Quaison również zaczynają dobrze się rozumieć – zauważa.

ps3

SPORT

Teraz albo nigdy? Górnik Zabrze zagra w najbliższej kolejce z Wisłą Kraków, która przegrała dziewięć meczów z rzędu.

Angulo, który pod koniec stycznia ukończy 36 lat, w czasie swojej długiej profesjonalnej kariery niejeden raz był w opałach. – Wiele razy znajdowałem się w trudnych sytuacjach, ale zawsze udawało się z nich wychodzić. Wierzę, że podobnie będzie i teraz. Zatem i w odniesieniu do Górnika jestem nastawiony bardzo optymistycznie – mówi. W Zabrzu dzisiaj Barbórka, ale w klubie wszyscy czekają na piątkowe starcie na Stadionie im. Ernesta Pohla z „Białą gwiazdą”, która – przypomnijmy – zanotowała już aż dziewięć ligowych porażek z rzędu, a licząc pucharowe mecze – dziesięć.

– Wisła jest w znacznie gorszej sytuacji od nas. Plusem jest to, że gramy u siebie, przed swoimi fanami. Mam nadzieję, że rywal poczuje to od pierwszej minuty spotkania. Nasza gra od początku też nie może zostawić wątpliwości, że trzy punkty zostaną w Zabrzu – podkreśla „Angulo-gol”, w tym sezonie – z sześcioma bramkami na koncie – najlepszy strzelec zespołu. Czyli tradycyjnie, od lata 2016 roku, kiedy pojawił się w Górniku.

sport1

Dwóch piłkarzy z Wodzisławia, jeden z APN Odra (Bartosz Pikul), drugi z Odry Centrum (Adam Witoszek), przebywa na testach w klubie czeskiej ekstraklasy.

W poszukiwaniu nowych zawodników przygraniczne kluby zwróciły uwagę na nasz teren, a konkretnie na Wodzisław. W październiku na sprawdziany do klubu z Opawy zaproszono Bartosza Pikula. To czołowy zawodnik APN Odra Wodzisław, która jest na 3. miejscu tabeli II grupy IV ligi śląskiej, za LKS-em Goczałkowice i GKS-em II Tychy. 21-letni Pikul przebywał na sprawdzianach przez kilka dni. W klubie z Opawy wiele się akurat wtedy działo, zmienił się szkoleniowiec, a zespół zamykał tabelę. Teraz jest kolejny trener – Jirzi Balcarek, drużyna zdobyła kilka punktów i trochę odbiła się od ligowego dna. – Właśnie dlatego, że drużyna ma nowego szkoleniowca, zrodził się pomysł kolejnego zaproszenia na sprawdziany. W Opawie jestem od poniedziałku, a będę tutaj do środy. Trenujemy z pierwszym zespołem. Gra w Czechach to dla mnie ogromna szansa. To przeskok o kilka poziomów. Dobrze się tutaj trenuje, a można też liczyć na pomoc zawodników, którzy grali już u nas, na przykład Karola Mondka, który występował w Rakowie – mówi Pikul, który swego czasu uchodził za duży talent. Z zespołem Górnika Zabrze zdobył wicemistrzostwo Polski juniorów młodszych, a trenował pod okiem takich szkoleniowców, jak Adam Nawałka, Robert Warzycha czy Marcin Brosz.

sport2

Facetów łączących pracę w kopalni z grą w piłkę nożną powinniśmy podziwiać i wybaczać im kiksy na boisku. A takich osób nie brakuje.

Jednym z futbolistów-górników jest 28-letni Szymon Ciuberek, zakładający aktualnie koszulkę III-ligowego Pniówka 74 Pawłowice. – Skończyłem technikum informatyczne w Wodzisławiu Śląskim, a kiedy grałem w Przyszłości Rogów studiowałem na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Studiowałem w systemie dziennym – rano zajęcia na uczelni, a po południu treningi. Cała moja rodzina jest związana z górnictwem – tata pracował na KWK Rydułtowy-Anna, obaj dziadkowie i teść byli związani z branżą górniczą.

Po śmierci prezesa Ryszarda Szkatuły Przyszłość zaczęła się „sypać” i „Ciubi” postanowił zmienić klub. – Mój tata zna trenera Jarosława Skrobacza; wystarczył jeden telefon, by zaprosił mnie na testy – wspomina Ciuberek. – Trafiłem na nie razem z moim kolegą z dzieciństwa, z którym chodziłem do szkoły podstawowej, Kamilem Benauerem, obecnie zawodnikiem Czarnych Gorzyce. Zagrałem sparing z GKS-em Tychy, strzeliłem nawet gola i zostałem przyjęty do drużyny, w której występuję do tej pory. W trakcie gry w Pniówku skończyłem studia, jestem magistrem inżynierem górnictwa i geologii. Z „marszu” trafiłem na oddział wydobywczy, bo moim kierunkiem na studiach była eksploatacja złóż. Muszę przyznać, że pierwsze trzy miesiące pracy w kopalni były najgorszym okresem w moim życiu, bo to najtrudniejszy oddział w całej kopalni. Chociaż skończyłem studia, zostałem zatrudniony jako górnik pod ziemią – takie właśnie miałem stanowisko. Przez pierwszy miesiąc zjazdów miałem pietra jak cholera. Jako nowo przyjęty pracowałem fizycznie, a moimi jedynymi narzędziami były łopata i kilof. Kiedyś zalało chodnik i musieliśmy położyć kładki, by inni mogli przejść do ściany „suchą stopą”. Wody było po pas, więc rozebraliśmy się do spodenek i w takich warunkach pracowaliśmy… Na tym oddziale pracowałem przez trzy lata, teraz jestem sztygarem zmianowym na oddziale GRP-2, czyli „przygotówkach”. Z innego oddziału ściągnął mnie kierownik, bardzo porządny gość, a przede wszystkim fachowiec, który potrafi zarządzać ludźmi. Chociaż jestem sztygarem zmianowym, do pracy chodzę wyłącznie na rano.

sport3

SUPER EXPRESS

Były selekcjoner reprezentacji Francji Raymond Domenech uważa, że tylko Sadio Mane był lepszy od Roberta Lewandowskiego.

„Super Express”: – Wielu Polaków jest zirytowanych, bo uważamy, że Lewandowski zasłużył na wyższą pozycję. Szukamy jednak eksperta za granicą, żeby wysłuchać obiektywnej opinii. Pan uważa, że ósme miejsce Polaka jest w porządku czy irytacja Polaków jest jak najbardziej słuszna?

Raymond Domenech: – Wasza irytacja jest jak najbardziej słuszna! Jakie ósme miejsce?! Ja też uważam, że Robert Lewandowski powinien być o wiele wyżej. Za te wszystkie gole, za świetną formę, za niesamowite umiejętności. To, co pokazywał w tym roku, na pewno nie powinno mu dać tylko ósmego miejsca.

– To które konkretnie by mu pan przyznał?

– Ułożyłem oczywiście swoją trójkę. Robert Lewandowski zajął u mnie drugie miejsce. Bo uważam, że w tym roku tylko jeden piłkarz był lepszy od niego.

– Leo Messi?

– Nie! Jestem fanem Messiego, ale w tym roku nie zasłużył na wygraną. W moim rankingu zwycięzcą został Sadio Mane. Za to ile dał Liverpoolowi, za to że był jednym z głównych architektów sukcesu The Reds, czyli wygrania Ligi Mistrzów. Drugi, jak wspomniałem, Lewandowski, a podium uzupełniłby Messi. Tak bym to widział.

se1

GAZETA WYBORCZA

O Leo Messim debatuje pół świata, Robertem Lewandowskim zadręcza się pół Polski – w skrajnych przypadkach do głosu dochodzi urażona duma znieważonego narodu.

Spójrzmy na Kyliana Mbappé, któremu słusznie wytyka się, że dokonał w tym roku znacznie mniej niż Lewandowski, a w plebiscycie uplasował się dwie pozycje wyżej. On też gania „tylko” po boiskach ligi francuskiej, która mało kogo obchodzi, a wiosną z Champions League błyskawicznie się ewakuował – wraz z całym PSG, które w zawstydzającym stylu poddało się Manchesterowi Utd. Przewagę wypracował jednak wcześniej. W klubie oraz reprezentacji kraju. W 2017 roku szalał w Lidze Mistrzów, zasadniczo przyczyniając się do sensacyjnego półfinału AS Monaco, a w 2018 roku zgarnął z Francją złoto mundialu, podczas którego bez ustanku ogłaszano, że narodził się nowy Pele. Wizerunkowo wykonał bezcenny skok, dla zszargania reputacji musiałby się ostro i długo napracować. Tymczasem Lewandowski nigdy nie wdarł się do powszechnej świadomości, gdy zakładał koszulkę reprezentacji Polski, a w rozstrzygających rundach Ligi Mistrzów spektakularnie błysnął ostatnio w barwach Borussii, czyli przed wiecznością. Odkąd nosi strój Bayernu, w fi nale nie zabawił ani razu, a w półfinałach uciułał ledwie dwa gole – w dodatku wbijał je Atlético (minęło już 3,5 roku) oraz Barcelonie (minęło 4,5 roku) w dwumeczach przegranych, więc miały wartość głównie statystyczną. W ćwierćfinałach też zresztą szału nie było…

gw1

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...