Reklama

Real przebił głową baskijski mur

redakcja

Autor:redakcja

30 listopada 2019, 16:00 • 4 min czytania 0 komentarzy

Alaves przed tym meczem straciło tylko dwa gole u siebie, a w tabeli meczów domowych było piątą drużyną La Liga. Dlatego fakt, że Królewscy dwukrotnie złamali żelazną defensywę Asiera Garitano, a z Mendizorrotza przywożą trzy punkty, nie powinien być deprecjonowany. Inna sprawa, że defensywa Realu przypominała dzisiaj wielokrotnie zgraję piromanów, a pożary po ich stronie boiska mimo lejącego deszczu wybuchały ze zdumiewającą łatwością.

Real przebił głową baskijski mur

Pierwsza połowa była jak bokserska pierwsza runda, gdzie dwóch fighterów sprawdza na ile sobie może pozwolić, jaki rywal ma refleks, a jaki zasięg. Już na samym początku, po akcji Aleixa Vidala, gracze Alaves mogli dowiedzieć się dwóch rzeczy:

Po pierwsze, że Real prezentuje radosny styl w tyłach, taka faza grupowa Pucharu Narodów Afryki maksymalnie.

Po drugie, że arbiter raczej nie będzie chciał obejrzeć podczas meczu konkursu rzutów karnych, każdą sporną sytuację drobiazgowo analizując, a wskazując na wapno tylko w sytuacjach bezdyskusyjnych. Przez cały mecz gospodarze „zgłoszą” chyba cztery czy pięć jedenastek, oczywiście o różnym stopniu kontrowersji.

Było to dość klasyczne 45 minut, gdy jedna drużyna jest w sumie zadowolona z 0:0 i wie jak takiego rezultatu bronić: Real próbował, ale czegoś mu  zawsze brakowało. Wymowne, że najgroźniejszą sytuacją, jaką stworzyły armaty Królewskich mające do przerwy 71% posiadania piłki, było przypadkowe zagranie Navarro, który mało nie załadował samobója – skończyło się na słupku. Poza tym Real miał problemy, by wbić się klinem w pole karne o próbował raczej uderzeń z dalszej odległości: efektownie huknął Casemiro, potężnym wolejem próbował Isco, dokręcał Benzema po akcji na jeden kontakt. Nie nazwiemy na pewno Alaves zupełnie niezainteresowane pójściem do przodu, ale powiedzmy, że było w atakach dość oszczędne.

Reklama

76914831_2632006080190927_3356602849759854592_n

Do przerwy 0:0. Walenie Królewskich w baskijski mur. Zidane miał ból głowy: jak rozbroić ten sejf, jaki zbudowało Alaves?

I trudno powiedzieć, czy to on wpadł na ten pomysł, czy tak po prostu wyszło, ale sposób istotnie się znalazł.

Był to sposób godny Ekstraklasy, bo Królewscy przełamali impas prostotą, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Kroos wrzuca z rzutu wolnego, piłki nie powstydziłby się sam Dominik Furman, a Serio Ramos kończy głową. Dlaczego mówimy, że to prostota na pierwszy rzut oka? Bo do tego stopnia wyprowadzić zwartą defensywę Alaves, by Sergio Ramos na szóstym metrze nie miał opieki – no, to jednak jest sztuka, której nie wolno nie docenić.

BARDZO byliśmy ciekawi jak zareagują gospodarze, których rozpisany od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty plan właśnie się rozsypał. Zaskoczyli nas bardzo pozytywnie – przeszli do frontalnego ataku. I co więcej, były to ataki jakościowe. Owszem, często rozbijały się gdzieś o szesnastkę, ale trochę na zasadzie: kropla drąży skałę. Defensywa Królewskich grała bardzo elektrycznie, nie miała chwili wytchnienia, kręciła się też wokół podarowania rywalom karnego: można dyskutować co do jednej z sytuacji, na pewno w rogu szesnastki w piłkę nie wchodził Ramos, choć decyzja sędziego się obroni. Sugerowanie, że Modrić zagrał futbolówkę ręką to już myślenie życzeniowe, natomiast nie ma żadnych wątpliwości:

Karny w sytuacji, po której padło wyrównanie, na pewno się należał. Dość kuriozalny faul Ramosa, bo Joselu był już wytrącony z równowagi przez Marcelo, była obstawa, żadnej czystej sytuacji. A tak Ramos błyskawicznie dał przegląd swoich atutów i wad – przed chwilą gol, teraz głupota. Z wapna do siatki trafił Lucas Perez.

Reklama

I znowu wydawało nam się, że Real będzie miał szklaną górę do zdobycia. OK, raz napocząć Alaves – zdarza się. Ale drugi? Gdy już odrobili lekcje? Będzie trudniej. Tymczasem znowu najprostszymi środkami udało się zdobyć gola. Wrzutka Modricia, Isco ośmiesza Laguardię przy główce – te kluczowe dziś główki przesądziły mecz – piłka w słupek, a potem tańczy na linii. Wokół czterech defensorów – problem Alaves polega na tym, że jeden z nich to defensor Realu. Carvajal doskakuje najszybciej, 2:1 dla Królewskich.

Może tym razem tornado nie przetoczyło się pod bramką Areoli, ale na brak roboty nie mógł narzekać. Praktycznie każdy stały fragment Alaves to było mniejsze lub większe zagrożenie. Trudno nazwać końcówkę jako kontrolowaniem wydarzeń meczowych. Z bliska strzelał Lucas Perez, prosto w Areolę trafił Garcia – mieliśmy w pewnym momencie festiwal rzutów rożnych i chyba wniosek dla Zidane taki, że warto ich obronę trochę poćwiczyć. Alaves rzuciło duże siły do przodu, co sprawiło, że stuprocentową okazję miał Valverde, ale spudłował w dość łatwej okazji. Warto odnotować, że arbiter doliczył aż osiem minut, a w trakcie spotkania… namókł mu sprzęt do komunikacji, lało naprawdę okrutnie.

Te trzy punkty mają swoją wagę – wygrany trudny mecz z rywalem, który wie co chce grać, wie jak  narobić kłopotów, wie jak sypać żwir w cudze tryby. Real pokazał pewną wszechstronność, umiejętność adaptacji do rywala, co jest oznaką dojrzałego zespołu. Ta ekipa ma wiele niedociągnięć – defensywa momentami ocierała się o kryminał, poważniejszy rywal mógłby to wypunktować bezlitośnie ale widać gołym okiem, że się rozwija.

Na pewno natomiast nie można tak określić dyspozycji Garetha Bale’a, który podejmował notorycznie złe decyzje, a poruszał się w tempie wózka golfowego.

DEPORTIVO ALAVES – REAL MADRYT 1:2 (0:0)

Lucas Pérez 65 (k.) – Ramos 52, Carvajal 70

Fot. NewsPix

Najnowsze

Hiszpania

Anglia

Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Piotr Rzepecki
1
Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...