Reklama

Długi po kontuzji, bankructwo po karierze – jak się przed nimi ustrzec?

redakcja

Autor:redakcja

22 listopada 2019, 11:53 • 9 min czytania 0 komentarzy

60% zawodników najwyższej angielskiej klasy rozgrywkowej ogłasza bankructwo w przeciągu pięciu lat od dnia zakończenia kariery. Podobnie jest w NBA. W NFL w dwa lata od rezygnacji z gry bankrutuje ponad 3/4 graczy. Możesz mieć dziesięć samochodów 4×4 jak Erik Djemba-Djemba, możesz być reprezentantem swojego kraju w piłce nożnej jak Paul Merson, możesz być wybitnym tenisistą jak Boris Becker. A i tak w pewnym momencie może się okazać, że źródełko jest suche. I to mimo że potrafiłeś w rok, pół roku czy nawet miesiąc zarobić sumę, której większość śmiertelników nie dorobi się przez całe życie.

Długi po kontuzji, bankructwo po karierze – jak się przed nimi ustrzec?

W polskiej piłce mówimy oczywiście o realiach finansowych znacznie odbiegających od tych w Premier League. Pieniądze nie są tutaj równie spektakularne, bankructwa nie oznaczają roztrwonienia wielomilionowych fortun. Ale przykłady z najlepiej opłacanych rozgrywek świata pokazują, że każdą kwotę można stracić i że opływające w dostatki życie piłkarza może się skończyć w każdej chwili.

Brutalna prawda jest taka, że zawodowy sportowiec w każdej chwili jest o jeden zły atak przeciwnika od kontuzji, która zabierze miesiące, lata, a czasami nawet całą karierę. Nie brakuje klubów, które w takiej sytuacji się na piłkarza wypną. Gdzie okaże się, że ubezpieczenie zawodnika nie było wystarczające. Albo nie zostało opłacone. Albo nie było go wcale.

Pułapek jest więcej. Zawodnik, który zainwestuje tu i ówdzie, często ma przekonanie, że jego przyszłość jest bezpieczna. Cóż, pięciuset graczy z pierwszego pokolenia piłkarzy Premier League też tak myślało. Jak mylne było to przekonanie, udowodnił artykuł w „The Guardian” – razem utopili sumę w okolicach miliarda funtów. Miliarda.

Czy da się przed tym ustrzec? No nie. Ale można się całkiem nieźle zabezpieczyć.

Reklama

Tym właśnie zajmują się chłopaki z Phinance, z którymi spotkaliśmy się w Krakowie. Konrad Kasprzyk zebrał tam bowiem naprawdę konkretną bandę świrów, których możecie kojarzyć z boiska, ale też na przykład z… YouTube’a. Daniel Gołębiewski? 129 meczów na poziomie ekstraklasy. Krzysztof Markowski to 81 meczów w ekstraklasie i setki w niższych ligach. Maciek Zakrzewski to jeden z największych, jak nie największy pasjonat w dziedzinie korków, stojący za stroną Tepy.pl, kanałem „Tepypl” na YouTube oraz największą w Polsce giełdą wymiany butów piłkarskich. Igor Biedrzycki gra na obronie w drugoligowym Gryfie Wejherowo, w CV ma też choćby Stomil Olsztyn. Kamil Jezierski jako zawodnik występował między innymi w robiącej swego czasu furorę w CLJ ekipie Wisły Puławy z Jarosławem Niezgodą na szpicy.

Chłopaki obsługują dziś łącznie około 1400 sportowców, bazując przede wszystkim na poleceniach. Stąd mają świadomość, że gdy jeden da ciała, ucierpią wszyscy – wieść wśród piłkarzy roznosi się bowiem w błyskawicznym tempie. Dzielą zawodników między sobą w większości według klucza geograficznego. Działają w terenie, mieszkają w różnych częściach Polski – Wielkopolska, Śląsk, Mazowsze, Mazury… Ubezpieczają, doradzają w kwestii inwestycji, ale też ściągają z barków małe ciężary dnia codziennego.

– Sam ogarniałem sobie kredyt na mieszkanie, chodziłem od banku do banku. Chciałem ubezpieczyć samochód, to dzwoniłem i pytałem, gdzie będzie najtaniej i najlepiej. Ubezpieczenie sportowe? Był jeden gość, który miał na to monopol, odzywałem się do niego. Brakowało mi człowieka, z którym na jeden telefon mógłbym załatwić wszystkie te tematy – mówi Markowski, który w Phinance działa już od dwóch lat.

Dziś on jest właśnie takim człowiekiem.

– Moim zdaniem zawodnik ma myśleć wyłącznie o grze. Nie powinien się zastanawiać, czy oferta kredytu jaką ma jest dobra, czy może fatalna. Kiedy kończy mu się ubezpieczenie samochodu. Gdzie ma zgłosić szkodę. Od tego ma nas – mówi Markowski, były piłkarz między innymi Ruchu Radzionków, GKS-u Katowice, Odry Wodzisław Śląski czy Zagłębia Sosnowiec, a wychowanek Górnika Zabrze. – Po pierwsze – zabezpieczamy „tu i teraz”. Po drugie – na tę chwilę większość ma bardzo podobny pomysł na siebie: albo będą trenerami, albo ekspertami w Canal+, albo menedżerami. Tylko policzmy, ile jest miejsc pracy w tych zawodach, a ilu piłkarzy przewija się przez ligę. Dlatego chcemy, by odłożyli pieniądze, założyli własną działalność, przygotowali się przez lata do rozwijania jakiegoś pomysłu.

Tu i teraz

Reklama

Pod „tu i teraz” kryje się przede wszystkim ubezpieczenie. Kasprzyk na własnej skórze przekonał się, że towarzystwa ubezpieczeniowe nie zabijają się o to, by oferować atrakcyjny pakiet sportowcom. – Piłkarzy nie postrzega się w naszym kraju tak, jak na Zachodzie. To w oczach ubezpieczycieli problematyczni, szkodowi klienci.

Zawodnicy robią sporo, by ten osąd jeszcze umocnić. Kasprzyk i jego zespół regularnie odbierają w weekendowe ranki telefony z prośbą o to, czy nie dałoby się aby załatwić w trybie przyspieszonym ubezpieczenia ze wsteczną datą, bo wczoraj przytrafiła się poważna kontuzja, a gracz przed szkodą nie był tak mądry, jak po szkodzie.

– Wiemy, że nie możemy sobie na to pozwolić, bo ucierpią przez to setki zawodników. Ubezpieczalnie nie będą z nami chciały pracować, gdy okaże się, że robimy takie rzeczy. Ale nie wszyscy grają czysto – tłumaczy Kasprzyk. – My na dzień dobry każdego gracza weryfikujemy. Nie ściemniamy w ankietach medycznych, nie przymykamy oka na niektóre rzeczy. Wszystko po to, by koniec końców, gdy coś się stanie, były z tego pieniądze. Czasem musimy zawodnikom wbijać do głowy, że jak zejdzie im paznokieć z palca, to może niekoniecznie powinni ustawiać się po odszkodowanie i dostać kilka tysięcy. Ważniejsze, żeby dostać pieniądze, gdy na przykład zerwiesz więzadła i klub powie ci, że ma cię, brzydko mówiąc, gdzieś. A to się zdarza bardzo często.

A ubezpieczenie dla piłkarza to rzecz piekielnie istotna na każdym poziomie. O jego wadze wie coś Igor Biedrzycki, który kilka lat temu sam uległ poważnej kontuzji.

– Miałem 23 lata i byłem słabo ubezpieczony. Praktycznie w ogóle. Klub był w słabej kondycji finansowej, nie płacił nam przez kilka miesięcy. Nie załatwił mi więc żadnego zabiegu, samemu musiałem to po znajomości ogarnąć. Tym bardziej zależy mi na tym, żeby zawodników wcześniej przed tym ostrzegać, trafiać do świadomości. By mieli lepiej niż ja sam – mówi.

Pilka nozna. Liga Europy. Europa FC - Legia Warszawa. 11.07.2019

fot. FotoPyK

Zawodnik ekstraklasy, owszem, będzie w stanie z wypłaty pokryć koszty leczenia, gdy okaże się, że klub nieszczególnie chętnie podejdzie do tematu. Ale to często kwoty na operację, na rehabilitację, liczone w tysiącach, czy nawet dziesiątkach tysięcy złotych. Bolesny wydatek. Dla zawodnika z niższych lig, uprawiającego piłkę amatorsko lub półzawodowo – tragedia. Często wybór pomiędzy kredytem a zakończeniem przygody z piłką. A przecież na tych szczeblach nie brakuje boiskowych rzeźników czy muraw, przed wejściem na które można się tylko przeżegnać.

Zresztą nie tylko w relacji klub-zawodnik, gdy przytrafi się na przykład zerwanie więzadeł krzyżowych, może się pojawić problem.

– Zdarzały się sytuacje, że lekarz nie wpisywał wszystkiego co powinien. Albo że doktor dał dwa dokumenty, a powinien był dać trzy. Ponad 80% odszkodowań nie jest wypłacana nie dlatego, że nie jesteś ubezpieczony, tylko dlatego, że lekarz czegoś nie napisał, albo nie dał pełnej dokumentacji – mówi Kasprzyk. – My zajmujemy się tym, by dokumentacja była kompletna, by niczego nie brakowało. Piłkarz dzwoni do nas świeżo po kontuzji, co ma robić i po chwili wszystko wie.

Koniec kariery

Wspomnieliśmy już wcześniej o nietrafionych inwestycjach, podając przykład z Premier League. Ale, jak przekonuje Kasprzyk, wcale nie trzeba szczególnie daleko szukać, by znaleźć podobne przypadki.

– Poproszono mnie o spotkanie z gościem, który buduje apartamenty w Zakopanem i chciał, żebyśmy dystrybuowali je wśród naszych klientów. Na deweloperce znam się tyle o ile, ale wiem jakieś tam podstawowe rzeczy. No więc pytam go o spółkę celową, którą trzeba mieć, o biznesplan. I widzę przerażenie. No to pytam: „ale pozwolenie na budowę, to macie?”. Odpowiada mi: „no, powinno być za trzy miesiące”. A wiedzieliśmy już wtedy, że kilku piłkarzy wpłaciło kilkaset tysięcy na apartament, którego nie ma. No bo jak nie masz pozwolenia na budowę, to tak jakbyś siedział z dziewczyną i wybierał imię dla waszego dziecka, mimo że nawet ze sobą nie spaliście.

Krótko mówiąc – to, że inwestujesz, nie oznacza, że jesteś bezpieczny. Bo musisz wiedzieć w co i jak inwestować, by nie stracić.

Kasprzyk: – My tym piłkarzom pomagamy przy inwestycjach w nieruchomości. Ostatnio pośredniczyliśmy w kupnie działek na Mazurach, czasami zakładamy fundusze inwestycyjne lub obsługujemy te już istniejące. Robimy im umowy z opcją gwarantowaną, to znaczy – nie wyjmiesz mniej, niż wpłaciłeś.

Niestety, w Polsce nie ma też systemu, który nieźle sprawdza się choćby w Holandii – tam do 30% pensji, do kwoty maksymalnie 5 tysięcy euro, pobierane jest przez związek na fundusz dostępny po zakończeniu kariery. W skali roku to 60, w skali dekady gry w piłkę – 600 tysięcy euro. Stanowi to pewną poduszkę finansową, jakiej u nas zwyczajnie nie ma. Przynajmniej nie systemowo, bo chłopaki z Phinance pomagają zawodnikom samemu sobie ją stworzyć.

– Nie mamy żadnych regulacji prawnych pod kątem odkładania pieniędzy, jak w Holandii czy Belgii. Tam mając 34-35 lat, dopiero możesz to sobie wypłacić. Stąd naszą rolą jest uświadamianie o tym chłopaków. Im wcześniej, tym lepiej. Chłopak wchodzący do ekstraklasy ma białą kartkę – to, jak on będzie wyglądać za piętnaście lat, zależy od jego decyzji dziś – mówi Kamil Jezierski.

Wielu myśli, że ma czas. A potem kończy się to tak, że przychodzi koniec ostatniego kontraktu, że trzeba zawiesić buty na kołku, a na koncie hula wiatr.

– Rozmawiam ostatnio z byłym zawodnikiem. Kurde, Krzysiek, dom trzeba było sprzedać, wróciłem do mieszkania z rodzicami. Żona odeszła, bo kasa się skończyła… – zdaję sobie sprawę, że to skrajny przypadek, ale czasami słyszę i takie historie – mówi Markowski.

– Jak zawodnik ma pieniądze i chce je zainwestować, to mu w tym pomagamy. Nie obiecujemy mu inwestycji z 18% zysku w skali roku, ale taką, dzięki której jego oszczędności będą pracować, a w dniu zakończenia kariery będzie ich dość, by otworzyć nowy rozdział – dodaje Kasprzyk.

Kamil Jezierski: – Widzimy, że wiele w temacie zmienia się na lepsze. Zawodnicy trzydziestokilkuletni, zbliżający się do końca kariery często mówią „gdybym ja miał znowu 18 lat, ale wiedzę, jaką mam teraz, podjąłbym wiele lepszych decyzji”. Ale na drugim biegunie mamy 20-, 21-latków, którzy podchodzą do tematu zabezpieczenia swojej kariery i tego, co będzie po niej – nawet jeśli to perspektywa kilkunastu lat – bardzo świadomie. Jeśli mają wątpliwości – nie mamy problemu z tym, żeby na spotkanie z nami, na analizę finansową, przyszli z rodzicami. Nawet do tego zachęcamy, bo to duży temat do ogarnięcia dla jednej osoby.

Trudno jest oczywiście przekonać zawodnika dopiero wchodzącego do ligi, nastoletniego, czy dopiero oswajającego się z dwójką z przodu, że powinien wydawać to, co zostaje mu po inwestowaniu, a nie odwrotnie – inwestować to, co mu zostanie po wydaniu. Ale świadomość rośnie.

– Mamy takich piłkarzy, po których już dziś widać, że dziś może nie kupią sobie najnowszego Mercedesa, ale prawdopodobnie takim Mercedesem będą jeździć po zakończeniu kariery. Podczas gdy kolega z szatni, dziś żyjący z dnia na dzień i mający takiego Mercedesa, będzie musiał się przesiąść na rower albo maksymalnie do starego Golfa – kończy Zakrzewski.

Markowski: – Powiem tak: jak zawodnik 20-, 21-, 22-letni mądrze podejdzie do tematu kasy, to jak zakończy karierę nie będzie biedny. Będzie zabezpieczony na każdy czas – i ten najbliższy, i ten znacznie dalszy.

SZYMON PODSTUFKA

Jeśli jesteś sportowcem, czytasz ten tekst i czujesz, że przydałaby Ci się pomoc chłopaków z Phinance – napisz na www.phinance.pl.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...