Reklama

Lech „jakoś to będzie, musimy w to wierzyć” Poznań. Wnioski po debacie

redakcja

Autor:redakcja

21 listopada 2019, 13:58 • 8 min czytania 0 komentarzy

„Postawiliśmy na taką drogę celowo”, „musimy być cierpliwi”, „przykłady z poprzednich lat pokazały, że piłkarz początkowo krytykowany może się rozwinąć i optyka się zmieni” – takie hasła padły podczas debaty Tomasza Rząsy i Dariusz Żurawia z poznańskimi dzienikarzami. Trener i dyrektor sportowy mieli wyjść do mediów i kibiców, by wytłumaczyć swoje ruchy i uspokoić fanów. Tymczasem można odnieść wrażenie, że tylko podgrzali i tak gorąco atmosferę wokół Kolejorza. Ludzie Lecha są jak ten piesek z mema zdobiącego główne zdjęcie – dookoła się pali, a on twierdzi, że wszystko jest w porządku.

Lech „jakoś to będzie, musimy w to wierzyć” Poznań. Wnioski po debacie

Może zanim przejdę do komentarza tej debaty, to najpierw kilka cytatów z wypowiedzi Rząsy i Żurawia:

Rząsa: Nie będziemy polemizować z tym, że sprowadzeni latem zawodnicy odpowiadają za część ze straconych bramek. To widać czarno na białym. Ale musimy pamiętać o tym, że ci zawodnicy grają w centralnej części boiska, tworzą trzon drużyny, zatem siłą rzeczy błędy popełniane tam skutkują największą liczbą goli. Gramy też ofensywnie, a to sprawia, że szukamy nowych rozwiązań, przez co otwieramy się na ataki rywala. Postawiliśmy jednak świadomie na taki model gry, chcemy budować tych chłopaków cierpliwie i wierzymy, że pomyłek będzie mniej. Gdy już zagrają się z zespołem wówczas dadzą jakość, której oczekujemy.

Żuraw: Dużo krytyki spadło na Karlo Muhara. Widzimy, gdzie ma deficyty, pracujemy nad tym, robimy analizy, zlecamy mu dodatkowe ćwiczenia. Nowi piłkarze robią postęp, jesteśmy dobrej myśli.

Rząsa: Według InStata Muhar ma najwięcej odbiorów w Ekstraklasie. Co do van der Harta – miał mecze, gdy pomagał zespołowi, tak jak w spotkaniach z Rakowem czy z Piastem. W Holandii gra się inaczej, nie ma tak wielu dośrodkowań, Mickey musi się tego nauczyć. Jest młodym bramkarzem i wciąż zbiera doświadczenie.

Reklama

Rząsa: Jako klub opieramy się na sprzedaży naszych wychowanków. Raz w sezonie musimy takiego piłkarza sprzedać, a od 2,5 roku żadnej nie sprzedaliśmy. Dlatego też dzisiaj nie jesteśmy w stanie ściągnąć do zespołu gotowych piłkarzy, bo nie pozwalają na to finanse. Zresztą, panowie, my w przeszłości takich zawodników ściągaliśmy – doświadczonych, z mocnym CV i co? I to się nie sprawdziło. Latem świadomie postawiliśmy na inną politykę transferową. Uznaliśmy, że to właściwy czas na zmiany.

Rząsa: Znamy sytuację i wiemy komu latem wygasają kontrakty. Wiemy, że np. Gytkjaer czy Jevtić mogą odejść. Na pozycję Darko mamy w kadrze Joao Amarala. Napastnika natomiast szukają wszystkie kluby w Europie. Będziemy musieli ściągnąć piłkarza o dużych umiejętnościach. Bierzemy pod uwagę możliwość ściągnięcia takiego piłkarza zimą, ale trudno będzie pogodzić go w składzie wiosną z zawodnikiem, który strzela w reprezentacji Danii.

Rząsa: Możliwe, że Gumny i Jóźwiak odejdą już zimą, o ile oczywiście oferty na nich będą zadowalające. Wtedy dokonamy transferów „jeden do jednego”, czyli na danej pozycji zastąpimy zawodnika odchodzącego kimś nowym.

Cała debata do obejrzenia – TUTAJ.

***

Dość. Wystarczy. Przy wyciąganiu konkretów z tej godzinnej rozmowy trzeba się natrudzić, bo panowie Żuraw i Rząsa mieli duże problemy z odpowiadaniem wprost. Nawet jeśli pytanie było o konkret (jak na przykład to, o konkretne weto postawione przez dyrektora w rozmowach z Piotrem Rutkowskim), to odpowiedź i tak była rozmyta. Generalnie z tej rozmowy wyniosłem takie wrażenie, że na każde pytanie można odpowiedzieć generatorem zlepków wypowiedzi „musimy być cierpliwi, w przeszłości niektórzy piłkarze potrzebowali czasu, stawiamy na młodzież, podjęliśmy świadomy wybór takiej polityki kadrowej”.

Reklama

Ale nie o moich odczuciach, a o tym, jak Lech jest budowany. Z ust dyrektora i trenera usłyszeliśmy, że:

van der Hart ma problemy na przedpolu, bo w Holandii się tego nie nauczył. Wobec tego zasadne wydaje się pytanie – to po co go ściągano? Skoro wiadomo, że w Polsce posyła się wiele dośrodkowań, a w Holandii nie, to może warto sprowadzić bramkarza, który radzi sobie przy wyjściach do wrzutek?

Muhar może i gra słabo, ale ma najwięcej odbiorów w lidze. Owszem, ma. Ale głównie przez to, że prób odbiorów wykonuje też najwięcej w Ekstraklasie. Pod względem skuteczności odbiorów jest poniżej średniej ligowej.

Lech wymienił część obrony i bramkarza, więc siłą rzeczy będzie tracił więcej bramek niż inni. Piast też stracił Sedlara, Dziczka, nie ma Czerwińskiego i nie miał przez dłuższy czas Konczkowskiego, a broni lepiej. Pogoń wymieniła bramkarza, dwóch stoperów (Zech i Triantafyllopoulos), czyli tak jak Lech, a broni lepiej. Legia gra z innym stoperem i innym lewym obrońcą. I co? I też broni lepiej. Czyli się da.

Lech Poznań nie ma pieniędzy na sprowadzanie zawodników na „tu i teraz”. Chwila, chwila – po sezonie 2017/18 miał siedemnaście milionów złotych nadwyżki. Wtedy tych pieniędzy nie zainwestowano i przeznaczone zostały one kilka miesięcy temu na poduszkę finansową, na którą Kolejorz spadł po fatalnym sportowo i finansowo sezonie. Sensowne wydaje się zatem pytanie – dlaczego tej kasy nie przeznaczono na realne wzmocnienia wtedy, a chomikowano ją na gorszy czas? Zresztą trudno też kupić argument o tym, że Lech jest zbyt biedny na kupowanie zawodników gotowych, bo dowodów na to, że takich można wyciągnąć nie rozbijając przy tym banku, można upatrywać w letnich transferach innych ekstraklasowych drużyn.

Lech dzisiaj cierpi na słabą grę w defensywie, bo nowi zawodnicy musza się zgrać. Argument chybiony (vide – Pogoń Szczecin i jej defensywa czy ofensywa Legii), natomiast wybiegnijmy nieco w przyszłość. Latem przy Bułgarskiej nie będzie Christiana Gytkjaera, Darko Jevticia (kończą im się kontrakty), zimą lub latem odejdzie Kamil Jóźwiak, Joao Amaral też myślał o odejściu jeszcze tego lata. Możemy zakładać zatem, że do przyszłego sezonu Kolejorz podejdzie z kompletnie nową ofensywą. Zatem może warto byłoby uniknąć sytuacji z defensywą z roku 2019 i ruchem wyprzedzającym ruszyć na zakupy wcześniej, by jesienią nie padły sformułowania „strzelamy mało goli, gdyż zawodnicy ofensywni dopiero do nas dołączyli i potrzebują czasu”?

– Arajuuri też był krytykowany za pierwsze miesiące w klubie, a później wyrósł na czołowego stopera Ekstraklasy, więc ostrożnie z tą krytyką Muhara czy Crnomarkovicia. O, to jest chyba najtrafniejszy obraz dzisiejszej wizji transferowej. Że skoro Arajuuri z obiektu drwin stał się obiektem westchnień, to z innymi może być podobnie. No właśnie – może być. Im częściej klub piłkarski opiera się na „może”, tym bardziej zwiększa ryzyko tego, że ten projekt mu nie wypali. Lech broni się przykładem Arajuuriego czy Teodorczyka, którzy mieli słabe pół roku, a później wystrzelili. A na dwóch Arajuurich i Teodorczyków przypada cały worek Barkrothów, Radutów, Nielsenów, Vujadinoviciów, Janickich, Keit, Thomalli.

Można by tak wymieniać i wymieniać. Natomiast nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zbyt wiele w Lechu jest myślenia życzeniowego, a zbyt mało realnych przesłanek na to, że będzie lepiej. Właściwie cała obecna polityka transferowa i kadrowa sprowadza się do tego, że być może to wszystko wypali, potrzeba tylko cierpliwości. I kibice pewnie by tę cierpliwość byli w stanie zaoferować. Pod jednym warunkiem – gdyby mieli dowody na to, że klub idzie w dobrą stronę. A Lech zbyt często pokazywał, że nie można wierzyć mu w zapewnienia, że będzie lepiej. Od sezonu 2015/16 fani z Poznania słyszą te same zapewnienia i dostają takie same, albo coraz gorsze efekty.

Trudno też nie ulec przekonaniu, że obecny plan na Lecha pod tytułem „mamy teraz okres przejściowy, ale doświadczenie z dziś dla młodych wychowanków i niedoświadczonych obcokrajowców zaprocentuje za jakiś czas”. Po pierwsze – wychowankowie zaraz odfruną i nie będzie na nich czego budować. Nie będzie Gumnego, Jóźwiaka, Marchwińskiego czy Puchacza – i to nie za trzy lata, tylko za rok, góra za dwa. Miło popatrzeć jak młodzież się rozwija, ale ona trofeów nie daje. Zatem trzeba liczyć na jakość z transferów. I tu – po drugie – jaka jest gwarancja, że Muhar, Crnomarković czy van der Hart będą Hamalainenem, Arajuurim czy Douglasem z ostatniego sezonu mistrzowskiego? Po tym, co zobaczyliśmy do tej pory w ich wykonaniu, dużo bliżej mi do tego, że będą kolejnymi nazwiskami zaznaczonymi na czerwono w rozliczaniu skautingu Kolejorza.

[etoto league=”pol”]

Lech opiera się zatem na „być może”, a to „być może” zaprowadziło go do momentu, w którym jest teraz. Ostatnio na meczu z Zagłębiem Lubin jeden ze znajomych dziennikarzy z Poznania powiedział, że taki Alan Czerwiński powinien trafić lada moment do Kolejorza, by przejść ze słabszego klubu do lepszego, zrobić kolejny krok w karierze, a potem myśleć o wyjeździe zagranicznym. Pomyślałem sobie wtedy – cholera, jakim awansem sportowym dla Czerwińskiego jest transfer z Zagłębia do Lecha? Klub ze średniej ligowej półki zamieniłby na klub ze średniej ligowej półki.

Kolejorz sam sprowadził się ostatnimi sezonami do poziomu ligowego średniaka. Jeszcze jeden taki sezon jak ten zeszłoroczny, jeszcze raz postawienie na „uda się, albo nie uda” i potwornie trudno będzie mu wyjść ze spirali przeciętniactwa. Lech sam wybija sobie z rąk atuty przy sprowadzaniu dobrych piłkarzy. Gdyby taki Gytkjaer dziś miałby się zastanawiać, czy po rozpadzie TSV Monachium wybrać Kolejorza, to nawet by tu nie przyjechał na obchód po stadionie. A pamiętać trzeba, że trofea zdobywa się Gytkjaerami, czyli gośćmi wchodzącymi z buta do TOP3 zawodników ligi na swojej pozycji, a nie Muharami, którzy być może po roku gry w Lechu zaczną prezentować poziom średniej ligowej.

DAMIAN SMYK

***

Jako uzupełnienie do debaty polecamy ostatnią „Stację Bułgarską”, gdzie Damian Smyk, Maciej Sypuła i Radosław Nawrot pochylili się nad sposobem budowania Lecha, błędami przez Kolejorza popełnionymi i perspektywami, które rysują się przed klubem.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...