Reklama

Miało być fajnie i w sumie było!

redakcja

Autor:redakcja

19 listopada 2019, 23:07 • 4 min czytania 0 komentarzy

Zapowiadaliśmy ten mecz jako przyjemną i sympatyczną uroczystość, którą na 90 minut będzie trzeba przerwać zupełnie niepotrzebnym graniem w piłkę. Generalnie to się sprawdziło, choć trzeba też dodać: niepotrzebne granie w piłkę okazało się całkiem miłą reklamą naszej reprezentacji, Może i mieliśmy trochę wtop w defensywie, może i nie wszystko z przodu zagrało, ale mimo wszystko – nie czujemy niedosytu, a to już coś przy meczu bez absolutnie żadnej stawki. 

Miało być fajnie i w sumie było!

Przede wszystkim przekonaliśmy się, że kadra ma dziś dwóch diabelnie mocnych zawodników, którzy wreszcie nadają jej ton znany z Euro 2016. Ile razy Grzegorz Krychowiak brał dzisiaj rywali na plecy? Ile razy utrzymywał się przy piłce mimo pressingu, ile razy ściągał na siebie pomocników rywala, by potem celnym zagraniem do boku rozpocząć nowy atak? Już od dłuższego czasu Krychowiak przypomina generała, którym był przed nieudaną paryską przygodą. Trochę irytować mogły dwie czy trzy straty lub niedokładne podania, ale biorąc pod uwagę, że przechodził przez niego właściwie każdy atak – to i tak bardzo niewiele. Mógł zresztą dorzucić do tego gola, ale po strzale z ostrego kąta świetnie spisał się Oblak. Krchowiak mógłby pewnie wejść na jeszcze wyższy poziom, ba, uważamy, że to nie był wcale jego genialny mecz, bardziej celujemy w okolice noty 5,5/6. Ale zagrać poprawnie przy takich zadaniach i takiej grze rywala to coś bardzo istotnego dla całej drużyny.

Drugi lider jest oczywisty. Robert Lewandowski, nasz najlepszy napastnik, najlepszy rozgrywający i najlepszy skrzydłowy.

Dlaczego napastnik, to wszyscy wiemy. Ale dzisiaj Robert największe wrażenie zrobił przy golach, przy których startował z pozycji ofensywnego pomocnika oraz rasowego skrzydłowego. Ten pierwszy? Rany, ilu on tych Słoweńców objechał, w jaki cudowny sposób. Techniczne wyrolowanie dwóch przeciwników, potem wjazd w pole karne, mierzony strzał – a przecież tak naprawdę próbowało mu w tym przeszkodzić sześciu piłkarzy w niebieskich koszulkach, no i Oblak w bramce. Nie mamy drugiego takiego dryblera! A gol Góralskiego? Przecież tutaj znowu całą robotę zrobił Lewandowski, wpadł w pole karne, opanował jeszcze piłkę mimo poślizgnięcia, cofnął się na szesnasty metr (gubiąc znów dwóch przeciwników!), po czym dograł ciasteczko na drugą stronę boiska. Grosicki musiał już tylko zgrać do środka, a formalności dopełnił Jacek Góralski. Nie mamy drugiego takiego skrzydłowego!

Potwór, mutant, jak zwał tak zwał. Grunt, że Lewandowski już nie szuka sobie miejsca na boisku – gdziekolwiek stanie, tam daje niesamowitą jakość.

Reklama

[etoto league=”pol”]

Zresztą, trzeba tutaj pochwalić prawie wszystkich zawodników formacji ofensywnej, albo wręcz: całą grę do przodu. Bardzo aktywny był Reca. Doskonały początek zaliczył Grosicki, który dwukrotnie wrzucił na karuzelę bocznego obrońcę Słowenii. Szkoda, że Zieliński nie do końca się spodziewał piłki – to byłaby naprawdę fantastyczna asysta piłkarza Hull City. Strzelanie w kadrze rozpoczął Szymański, który doskonale pomierzył już w 4. minucie meczu. Kędziora też zagrał chyba jeden ze swoich lepszych meczów w biało-czerwonych barwach, przynajmniej jeśli chodzi o grę do przodu. To on wystawił piłkę Zielińskiemu, gdy Piotrek miał na nodze gola na 3:1. Strzelił nieźle, ale instynktownie, jedną ręką obronił Oblak.

No i tutaj właśnie dochodzimy do słowa „PRAWIE”. Zieliński… Ech, nie chcemy się pastwić. Zagrał dzisiaj z numerem 7, pewnie w ramach odczarowywania reprezentacyjnej dyspozycji, ale jak zawodził nas przez wiele miesięcy, tak i zawiódł dziś. Starał się, próbował, walczył, ale tak: na piłkę Grosickiego był nieprzygotowany, piłkę od Kędziory ostatecznie zmarnował, świetną akcję po okresie dobrej gry koło 55. minuty też spaprał, uderzając obok prawego słupka. Szkoda nam go strasznie, bo mimo wszystko było widać u niego jakąś jakość piłkarską, przy przyjęciu czy odegraniu, ale gdy trzeba było wbić gwoździa, „Zielu” albo upuszczał młotek, albo trafiał sobie w kciuka.

Drugi minus to naturalnie gra obronna i jest to minus dość duży. Przede wszystkim – Kamil Glik, który musiał opuścić boisko po golu Szymańskiego. Bez niego wyglądamy w obronie… No tak, jak wyglądamy. Po przekładce Ilicicia Reca wylądował na Moście Poniatowskiego, właściwie wyjaśniło się, czemu Polak nie przebił się w Atalancie – jeśli pomocnik Słowenii tak samo bawił się na treningach, trzeba postrzegać w kategorii cudu, że Reca pozostał na poziomie Serie A. Drugi gol dla Słowenii to już totalna apatia, nikt tam nie wykonał nawet próby ataku na piłkę, mimo że mieliśmy przecież przewagę liczebną.

Szczęśliwie udało się strzelić o jedną więcej, ale to nie jest przypadek, że chwalimy Recę i Kędziorę wyłącznie za grę na połowie rywala. Być może to kwestia braku Glika, ale jeśli coś nas po tym meczu zasmuciło, to właśnie to, jak broniliśmy się przed Ilicicem, Verbiciem i Matavzem.

Pozwolimy sobie teraz jak Dariusz Szpakowski. ŁUKAAAASZ PISZCZEEEEEEEEK. Co to jest za gość. Miał grać trzydzieści, przez kontuzję Glika zagrał czterdzieści pięć i doliczony czas, schodząc przy szpalerze zawodników obu drużyn wytrzymał i nie uronił łzy. Będzie go brakowało, naprawdę. Mamy nadzieję, że to będzie facet na miarę Gheorghe Hagiego w Rumunii, którego Viitorul zaczyna odmieniać tamtejszy futbol. Że ma potencjał – to się można przekonać podróżując po Goczałkowicach.

Reklama

Koniec eliminacji, widzimy się na Euro 2020. Obyśmy widzieli się z lepszą grą obronną, a taką samą, albo i lepszą do przodu.

Polska – Słowenia 3:2 (1:1)

Szymański 4′, Lewandowski 54′, Góralski 81′ – Matavz 14′, Ilicić 61′

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
0
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

0 komentarzy

Loading...