Reklama

Wisła wstaje z kolan, ale to Arka opuszcza strefę spadkową

redakcja

Autor:redakcja

09 listopada 2019, 23:00 • 4 min czytania 0 komentarzy

Wisła Kraków wyglądała w poprzednich meczach jak trup. Drużyna martwa. Nie tylko nie potrafiąca grać w piłkę, ale całkowicie pozbawiona charakteru, wychodząca na boisko jedynie po to, by dociągnąć do końca z wynikiem 0:0. Dziś – patrząc na grę wiślaków – było lepiej. Nawet dużo lepiej. Natomiast z perspektywy wyniku – skończyło się jak zawsze. Arka Gdynia doprowadziła do siódmej porażki “Białej Gwiazdy” z rzędu.

Wisła wstaje z kolan, ale to Arka opuszcza strefę spadkową

Siedem oklepów. To już nie kryzys, to już nadkryzys, ale jeśli krakowscy fani chcą cieszyć się z małych rzeczy, to kilka powodów po dzisiejszym wieczorze znajdą. Przede wszystkim wreszcie widzieliśmy, że tej drużynie o coś chodzi, że na czymś jej zależy. Być może to efekt własnego stadionu, który wyraźnie niósł, a być może tego, że do składu wróciło kilku doświadczonych piłkarzy. Oglądaliśmy dziś Brożka, a nie Zdybowicza, zdrowy wreszcie był Basha, z ławki w końcu pojawił się Kuba Błaszczykowski.

Na ile się to zdało? Na kilka zrywów, zwłaszcza na początku. Arka znów popełniła gafę przy krótkim rozegraniu i nie to, że chcemy promować lagę na Davitka, ale panowie, apel z dobrego serca – trzeba się w tym elemencie trochę poduczyć. Tym razem zawahał się Danch, w którego pod polem karnym wszedł ostrzej Mak wszedł i zrobiło się z tego sam na sam Pawła Brożka. Elegancka podcineczka była może i dobrym pomysłem, ale nie na tyle zaskakującą, by pokonać takiego starego wygę jak Steinbors. Brożek zmarnował w tym meczu także drugą setkę – dostał piłkę w pole karne od Silvy, obrócił się ze Zbozieniem na plecach, ale zabrakło zwrotności, bo zanim oddał strzał, obrońca Arki zdążył zablokować go nogą.

I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o bramkowe sytuacje Wisły. Na siłę można wspomnieć o strzale Silvy sprzed pola karnego (mało zaskakującym), nieczystym strzale Boguskiego (dobrze się znalazł, ale no właśnie – zabrakło wykończenia) czy wrzutce Sadloka, do której zabrakło z dwóch metrów Buksie.

Arka – choć to Wisła miała optyczną przewagę – atakowała z większym animuszem. Cztery asysty powinien mieć Nalepa, ale z trzech okradli go koledzy. Pierwsza – świetnie wrzucił z wolnego, Maghoma trafił do siatki i choć wcale nie był na spalonym, sędzia podniósł chorągiewkę, a długa analiza na wozie VAR utwierdziła go w tej decyzji. Na ofsajdzie znalazł się Jankowski, który starł się z Buchalikiem, uniemożliwiając mu (przynajmniej w teorii) interwencję. W teorii, bo bramkarz źle obliczył lot piłki, więc i tak nie miałby szans na obronę. Decyzja wydaje nam się jednak słuszna.

Reklama

Druga niedoszła asysta Nalepy to nieuznany gol Skhirtladze. Rozgrywający Arki posłał go sam na sam, wykończenie zagrało idealnie, brakło tylko chwili cierpliwości przy wychodzeniu na pozycję. Trzecia – wyłożenie piłki do Antonika na piąty metr, co młodzieżowiec Arki uznał za okazję do kopnięcia w kierunku wybranym przez maszynę losującą. W ogóle komiczne zawody rozegrał dziś Antonik. Nie udało mu się w tym meczu KOMPLETNIE NIC, poza… założeniem siatki Sadlokowi. Gdy już stworzył zagrożenie, to centrostrzałem, który miał być oczywiście wrzutką.

I w końcu dochodzimy do sytuacji, w której koledzy wykorzystali starania Nalepy. Pomocnik dostał hektar miejsca na lewej stronie (dobry manewr taktyczny – często zaglądał w te rejony, często robił się z tego smród), pociągnął z akcją, wrzucił do Jankowskiego, o którym zapomniała defensywa Wisły. Fakt faktem, strzelec bramki był dziś dość niewidoczny, ale gdy już znajdował się przy piłce, nie brakowało mu konkretów.

Vejinovicia z kolei dwóch bramek pozbawiła poprzeczka. Za pierwszym razem było naprawdę blisko, bo piłka po jego bombie sprzed pola karnego odbiła się od linii i zabrakło centymetrów do tego, by cieszył się z gola. Za drugim razem, z wolnego, znów obił obramowanie, ale tym razem jego górną część. 

Nie spodziewaliśmy się dziś w Krakowie dobrego meczu, a musimy przyznać, że oglądało się to całkiem nieźle. Czuliśmy się mniej więcej tak, jakby spotkały się ze sobą dwie drużyny ze strefy spadkowej, ale w okolicach 33. kolejki. Fajnie pokazała się Arka, która chciała grać w piłkę i jej się to udało. Ale i Wisła pozostawia po sobie lepsze wrażenie niż w poprzednich kolejkach – coś tam sobie stworzyła, biegała jak dzika, charakteru nie można było jej odmówić. Cieszą się jednak goście, którzy po raz pierwszy w tym sezonie opuszczają strefę spadkową.

screencapture-207-154-235-120-mecz-513-2019-11-09-23_09_21

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
12
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...