Reklama

Legia liderem. Pierwszy raz w sezonie

redakcja

Autor:redakcja

03 listopada 2019, 20:14 • 4 min czytania 0 komentarzy

Trwa może nie miodowy miesiąc, ale miodowe tygodnie Legii Warszawa: najpierw odwrócili na swoją korzyść klasyk z Lechem, potem powieźli Wisłę najwyższym zwycięstwem od czasów Kazimierza Deyny, następnie przywieźli awans ze stadionu Widzewa, a dzisiaj po wygranej z Arką zameldowali się na fotelu lidera PKO Bank Polski Ekstraklasy.

Legia liderem. Pierwszy raz w sezonie

Mecz zaczął się według podwórkowego scenariusza, gdy licealiści wpadają na boisko piątoklasistów: Legia zabrała Arce piłkę i nie chciała oddać. Można się było tego spodziewać: w dwóch ostatnich meczach Legia strzeliła dziesięć bramek, a mecze Arki raczej nie nadałaby się na ekranizację „The Wall” Pink Floydów.

Już po dziesięciu minutach goście ze stolicy mieli dwie okazje – raz Luquinhas, raz Kante – na prawej stronie Jędza był promowany na polską odpowiedź na Cafu, Arkowcy pozwolili rozbrykać się z wrzutkami Antoliciowi, a po dwudziestu dwóch minutach Legia miała 72 (!) procent posiadania piłki.

Arka w zasadzie wycofała się tak głęboko, że jeszcze krok a staliby z kibicami na trybunie, zagrzewając Steinborsa. Choć z drugiej strony, w zasadzie to samo robili na boisku, przyglądając się jak gość ratuje im tyłek: Łotysz intuicyjnie odbił strzał głową Kante, a już przy strzale Jędzy z szóstego metra zaprezentował pajęcze zmysły Spidermana. Owszem, pewnie Jędrzejczyk mógł uderzyć trochę inaczej, ale i tak kandydatura do parady kolejki. Arka w tym czasie miała problemy z uprawianiem szeroko pojętego futbolu – rozbawiło nas, jak Steinbors nie wybijał lagi z piątki, tylko oddał piłkę Vejinovicowi, ten niby miał rozegrać, a w końcu skapitulował, odegrał do Marciniaka, i ten posłał lagę do przodu, co równie dobrze – tylko lepiej – mógł zrobić Steinbors.

W zasadzie o czym my mówimy, skoro Arka potrafiła nawet Luisa Rochę wypromować na w miarę sensownego zawodnika. Śmierdziało golem Legii, wydawało się, że to będzie kwestia czasu.

Reklama

A potem Nando w nonsensownej sytuacji, zupełnie niegroźnej, postanowił dokonać zamachu na zdrowie Andre Martinsa. Czerwona kartka bezdyskusyjna – Hiszpan tak nie chciał, ale gapowe nie jest wytłumaczeniem, to było cholernie niebezpieczne. Oddajmy natomiast, że Nando sam posypał głowę popiołem, przyznał, że brak celowości niczego nie tłumaczy, powinien wylecieć.

EIdqqMgWwAAzit0

I, co jasne, bo mówimy o Ekstraklasie, skoro Legia zaczęła grać jedenastu na dziesięciu z rywalem, którego zagoniła do narożnika już wcześniej, to zaczęła mieć problemy.

Nie żartujemy. Arka przestała oddawać pole Legii, ta miała mniej do powiedzenia na jej połowie, a to był pierwszy taki fragment w tym meczu. Mało tego, wydaje nam się, że Arka powinna też dostać karnego, bo Luis Rocha ciągnął Vejinovicia za koszulkę w polu karnym – żeby to było jakieś oparcie się, dalibyśmy spokój, ale on faktycznie złapał i ciągnął długą chwilę, nie było tu przypadku. Do przerwy jakoś Legia przetrzymała to niesłychane zagrożenie grającej w niepełnym składzie Arki i dowiozła 0:0.

Druga połowa zaczęła się tak, jak skończyła pierwsza, minus jakakolwiek ofensywna aktywność Arki. Gospodarze za poczwórną gardą, za zasiekami, wilczymi dołami, ich okopem szesnastka. Tłok w polu karnym niesłychany, wejść tam nie było łatwo, choć też trzeba mieć na to jakiś pomysł, a nie tak jak Novikovas, gdy spróbował okiwać czterech, zatrzymał się na pierwszym, a jeszcze poleciał na glebę w czymś, co mogłoby uchodzić za symulkę kolejki. Na szczęście Litwin się nie awanturował. I tak był jednak produktywniejszy niż Kante, który po zmianie stron był doskonałą improwizacją na temat gry Mariusza Ujka, choć jednak Ujek tyle nie faulował. Novikovasa jednak kilka zagrań broni – czy kąśliwy strzał w poprzeczkę, czy zagranie do Martinsa.

W 60. minucie wszedł Niezgoda i to za jego sprawą wynik się otworzył. Wykończenie ładne, bez zagrania siła razy ramię, tylko lobik – może nie idealny, ale jednak w siatce. Niemniej trzeba tu docenić również zagranie Luquinhasa, który jednym podaniem wykiwał trzech zawodników Arki otwierając Niezgodzie autostradę do bramki. Swoją drogą to zagranie wymowne – chyba nie było ŻADNEJ AKCJI w drugiej połowie, w której gospodarze zostawiliby Legii tyle miejsca. Póki murowali w polu karnym, było jako tako, raz wyszli i dostali dzwona.

Reklama

Niemniej trudno dzisiaj po nich jechać: grali z rozpędzoną Legią, grali przez większość meczu w dziesiątkę, a jednak bardzo długo byli w grze. Ba, ktoś może powiedzieć, że do ostatniej akcji, bo Jankowski chyba sam do końca nie wie jak, ale miał uderzenie głową na remis – ostatecznie niecelne. Legia raczej nagrania tego meczu nie będzie chciała zachować na twardym dysku dłużej niż przez tydzień, bo jednak spodziewano się po czerwie dla Nando, że zwycięstwo przyjdzie im łatwiej. W ich sytuacji jednak ostateczny efekt przesłania cały horyzont:

Czwarte kolejne zwycięstwo.

Lider tabeli.

Pierwszy raz na pierwszej pozycji w tym sezonie.

To najlepszy moment warszawian od bardzo dawna.

arka

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...