Reklama

Dziś jestem szczęśliwy

redakcja

Autor:redakcja

30 października 2019, 10:49 • 8 min czytania 0 komentarzy

– Patrząc na siebie sprzed czterech, pięciu lat, widzę innego człowieka. Nawet go dobrze chyba nie znam. Dzisiaj dojrzałem pod kątem… chyba wszystkiego, przynajmniej w porównaniu z tamtym mną. Wiem, że moje życie to moje myślenie, moje zachowanie, moje podejście, moje relacje. Mam je w swoich rękach – można powiedzieć, że Wojciech Pawłowski w Łodzi wznowił karierę. Zawodnik, który ostatnio głównie przesiadywał na ławce, a piłkarskiej Polsce wciąż kojarzył się tylko z niefortunnym wywiadem po transferze do Udinese, wrócił do bramki, gra regularnie i stał się mocnym punktem Widzewa. Dziś Wojtek znowu cieszy się grą i przypomina kibicom, dlaczego kiedyś uchodził za wielki bramkarski talent.

Dziś jestem szczęśliwy

Kursy na Widzew – Legia: Widzew 5.05 – remis 4.40 – Legia 1.71

***

Jakie nastroje w Widzewie przed meczem z Legią?

Rozmawiamy o tym meczu dużo, ale od niedzieli. Wcześniej nie chcieliśmy sobie zaprzątać głowy, mieliśmy pracę do wykonania w Boguchwale przeciw Stali Stalowa Wola. Udało się zdobyć trzy punkty, teraz można skupić się na Legii. Ale dzień po Legii ten mecz też będzie historią, będziemy myśleć o następnym. Nie robimy na pewno tak, że skoro gramy z Legią, aha, to trzeba siły odłożyć – nie, staramy się robić swoje w każdym meczu.

Reklama

Niemniej wiadomo jakiej rangi to spotkanie. Każdy zdaje sobie z tego sprawę: my, sztab, wszyscy widzewiacy. Uważam, że mamy bardzo dobry zespół, choć oczywiście nie będziemy faworytem. Ale nie mamy nic do stracenia, tym meczem możemy tylko zyskać. Wyjdziemy na murawę z myślą, że jesteśmy w stanie podnieść z niej awans. Za nami będzie osiemnaście tysięcy ludzi na trybunach.

Byłeś za młody, że pamiętać tamte słynne mecze z lat dziewięćdziesiątych, prawda?

Tak, ale wygooglowałem je sobie, poczytałem o nich, obejrzałem skróty na Youtube. To było coś wielkiego, na skalę Polski. Mecze o mistrzostwo, po prostu klasyk. Ta historia to dodatkowy dreszczyk emocji i dodatkowy kop dla nas. Gdy spotykałem w ostatnim czasie kibiców Widzewa też podkreślali, że to dla nich mecz inny niż wszystkie. Każdy stawiał nacisk: chcemy trafić w Pucharze Polski na Legię. Choć słyszałem też głosy, że dobrze byłoby trafić na Legię trochę później. Ale graliśmy ze Śląskiem, który wtedy był liderem i też był mocny, a wyszliśmy z tego obronną ręką.

Ze Śląskiem byłeś jednym z najlepszych na boisku. Ten mecz miał dla ciebie szczególne znaczenie?

Nie. Cieszę się, że zachowałem czyste konto, każda obrona mnie napędzała, szczególnie ta obrona strzału Picha przy 0:0 była istotna. Ale czy to Śląsk Wrocław, czy Arka Gdynia, czy jeszcze inny przeciwnik, jestem profesjonalistą, wychodzę i chcę pomóc zespołowi. To wszystko. Jestem bramkarzem, ode mnie wymaga się pewności, żeby ci, którzy są przede mną, mogli się obejrzeć i powiedzieć: OK, mamy spokój.

Reklama

Wojtek, nie obraź się, ale był taki moment, kiedy miałem wrażenie, że idziesz w bardziej okołopiłkarskim kierunku niż piłkarskim. Mało grałeś, a mówiło się wciąż głównie o tamtych wypowiedziach, potem o twoim wejściu w eSport – kojarzył cię w środowisku każdy, ale od dawna nie z boiska.

Ostatnio liczyłem, że minęło chyba 516 dni, odkąd zagrałem dwa mecze z kolei. Każdy chce grać regularnie, każdy ciężko na to pracuje, każdy chce się rozwijać. Nie wszystko jest kolorowe, ale gonisz za swoimi marzeniami.

Miałem lepsze i gorsze momenty, jak każdy. W Zabrzu akurat było więcej gorszych. Uważam, że zasługiwałem tam na więcej szans niż jeden mecz Ekstraklasy, pozostaje niedosyt. Ale widocznie tak musiało być. Gdyby tak się nie ułożyło, może nie trafiłbym do Łodzi. Wiadomo, przechodziło mi przez myśl, że to wszystko jest jakieś dziwne. Dlaczego idzie wciąż pod górkę, dlaczego się nie układa. Ale nigdy nie zwątpiłem. Cały czas wierzyłem, że słońce wyjdzie, los się do mnie uśmiechnie. Stać mnie na jeszcze więcej. Ważne dla mnie, że w trudnych chwilach, kiedy poznaje się kto ma jakie do ciebie podejście, miałem wsparcie żony, rodziny, przyjaciół.

Dziś jestem szczęśliwy. Nie zaprzątam głowy rzeczami, które mogą się wydarzyć, ale wcale nie muszą, wiem, że trzeba się skoncentrować na tu i teraz. Nie przeładowuję sobie głowy niepotrzebnymi myślami, gdybaniem, które przeszkadza na boisku, skupiam się na pracy i najbliższych celach. A długofalowo? Mam 26 lat. Dla bramkarza to nie jest tak wiele. Daj Boże zdrowie, a mam przed sobą jeszcze czternaście lat grania.

Oczywiście przychodziłem do Widzewa z konkretnymi celami. Trzeba je sobie stawiać, to nasze drogowskazy. Pierwszy już zrealizowałem – gram. Jak wywalczę pozostałe, czyli awanse z Widzewem, będę mógł stanąć przed lustrem, uśmiechnąć się i powiedzieć: tak, wykonałem fajną robotę. Jestem w Widzewie mega szczęśliwy, mam tu wszystko czego potrzebuje piłkarz, by stać się jeszcze lepszym, warunki są ekstraklasowe, trzeba nam tylko wrócić na miejsce, na które Widzew zasługuje.

Bardzo pogodnie patrzysz na świat. Nauczyłeś się optymizmu?

Przeżyłem sporo, wiele już w młodym wieku, wszystko to nauczyło mnie pokory. Ja wiem, że to oklepany frazes, ale naprawdę bardzo dużo zależy od tego jak podchodzisz do swoich błędów. Uczysz się na nich? Czy dalej popełniasz te same? Ja patrząc na siebie sprzed czterech, pięciu lat, widzę innego człowieka. Nawet go dobrze chyba nie znam. Dziś umiem się cieszyć z małych rzeczy – nie sportowo, bo tu nie wolno się zadowalać byle czym, to nie tak, że wygramy 1:0 ze Stalową Wolą i jest super. Ale życiowo jak najbardziej.

Dzisiaj dojrzałem pod kątem… chyba wszystkiego, przynajmniej w porównaniu z tamtym mną. Wiem, że moje życie to moje myślenie, moje zachowanie, moje podejście, moje relacje. Mam je w swoich rekach. Trzeba to obrócić na swoją korzyść. Chcę by wszystko szło w dobrym kierunku. Nie chcę sinusoidy: teraz fajnie, potem źle, potem nie wiadomo jak. Chcę być na tyle silnym, by pilnować tej prostej linii.

Przydaje się w życiu dystans do siebie.

Zdecydowanie. Kiedyś go nie miałem. Wszystko leżało mi zaraz na sercu, strasznie się przejmowałem wszystkim. Jakiś komentarz nieprzychylny? Ja zdołowany. Wszystko przeszkadzało mi w rozwoju, skupiałem się nie na tym co potrzeba. Potem doszedłem do tego, że jedyną drogą jest samemu się z tego śmiać. Przecież czy się wali świat?

Pamiętam taką sytuację, szedłem ulicą, ktoś mnie rozpoznał, zaczął rzucać do mnie tekstami z tego wywiadu dla Udinese. Pewnie kiedyś bym się przejął. A tutaj obróciłem się, uśmiechnąłem, zarzuciłem coś swojego. Tamtego faceta zamurowało. A potem rzucił:

– Fajnie, że masz dystans do siebie.

Nic więcej mi nie powiedział, bo widział, że mnie to nie denerwuje. Ludzie czasem sprawdzają twoją reakcję. Najłatwiej takie zdarzenia rozbrajać przez śmiech, obracając je w żart.

Jak ci się podoba w Łodzi?

Mieszkamy naprzeciwko stadionu. Żona się czasem śmieje, że jak mamy trening na głównej murawie, to wszystko widzi. Jak weźmie aparat i da przybliżenie, to może sprawdzić czy jestem na treningu czy nie oszukuję i gdzieś nie poszedłem. Mam rodzinę, siedmiomiesięcznego syna, więc ja z domu prawie nie wychodzę, oprócz treningów. No dobrze, jak mam wolne i jest ładna pogoda, to wyszliśmy z rodzinką na spacer lub życiowe sprawy pozałatwiać. Skupiam się teraz na sporcie, na grze, na Widzewie.

O Łodzi wiem tyle… że są mega korki! To największy minus. Tym bardziej cieszę się, że mieszkam tak blisko stadionu, w Górniku miałem 40 minut dojazdu z Katowic na każdy trening. Czuło się zmęczenie. Musisz wstać wcześniej, dojechać, a jeszcze jak trafią się korki, wszystko się wydłuża. Czasem przez to nawet się spóźnisz. Mega uciążliwe. Teraz idę spacerkiem lub na trening do bazy jadę rowerem.

A jak się miewa synek?

Świetnie. Na Aleksa mówimy z żoną „szaman”, bo jest taki energiczny, ruchliwy. Pani rehabilitantka powiedziała, że to taka chodząca bateria, jak już zacznie chodzić, to kazała zapisać go na dziesięć zajęć na raz, żeby nas nie zajechał. Fajny jest, kochany, cieszę się, że podjęliśmy z żoną decyzję o powiększeniu rodziny, to mnóstwo radości. Gdzieś tam masz słabszy dzień, smutniejszy, wracasz do domu, widzisz jak synek się cieszy, uśmiecha – radość z niego bije, a ty zapominasz o problemach.

ekstraklasa-2019-10-30-09-10-27

Wojtek, jakie masz relacje z Patrykiem Wolańskim? Wiadomo jak to bywa między bramkarzami.

Mamy dobre relacje. Nie jestem typem człowieka, który szuka problemów w szatni. Chcę walczyć o najwyższe cele, ale nie przypominam sobie takiej sytuacji, żebym miał jakiekolwiek konflikty w szatni. Bardzo mnie zabolało, gdy szukając klubu po Zabrzu usłyszałem od paru dyrektorów inną opinię. Nigdy z nikim problemu nie miałem. Z Patrykiem żyjemy dobrze, wiadomo jak jest z bramkarzami, bronić może tylko jeden. Czuję jego wsparcie, a ja wspieram jego. Patryk też bardzo ciężko pracuje na treningu. Cały czas depcze mi po piętach i jestem szczęśliwy, że nie odpuszcza, bo cały czas daje mi motywację, że muszę dawać z siebie jeszcze więcej, jeszcze ciężej pracować. To zdrowa rywalizacja, napędzająca nas obu.

Twoim konikiem jest podobno analiza meczów.

W Rozwoju Katowice złapałem wspólny język z Danielem Pawłowskim, wtedy to się zaczęło na większą skalę. Jak jesteś w klubie, trener bramkarzy ma różne wizje: był na takich szkoleniach, wychował się w takiej szkole, to zrozumiałe. Ale wtedy z Danielem zauważyłem jak wiele aspektów sportowych poprawiam poprzez te analizy. Wpływają nawet na moją mentalność: wprowadzają we mnie spokój, pewność siebie. Dziś widzę jak na dłoni, że w Lechii moje bronienie było szalone. Byłem trochę jak małpa z dżungli, która robi co chce. Dzisiaj mam lepsze pozycje startowe przy uderzeniach, z tego bierze się, że mogę bronić więcej.

Dzisiaj mój warsztat opiera się na doświadczeniu i analizach. Nie zadowalam się byle czym. Zagraliśmy na zero z tyłu? To nie znaczy, że mogę tego nie analizować – jeszcze nigdy nie byłem z siebie po meczu zadowolony na sto procent, zawsze są aspekty, które dało się zrobić lepiej. Trzeba analizować pod każdym kątem, ze szczególną uwagą dla ustawienia startowego przy strzale, z tego wiele się bierze, choćby późniejsza możliwość reakcji i zasięg.

Oglądałeś mecz Legii z Wisłą?

Tak. Akurat bawiłem się z synem, mecz leciał w tle. Szybkie 1:0, myślę: a, pierwsze koty za płoty. A potem druga, trzecia, czwarta… Co ta Wisła? Ale tak jak trener Vuković powiedział: za siedem zero nie dają siedmiu punktów. Każdy mecz jest inny. My też wygraliśmy 7:3 z Pogonią Siedlce, a potem przyjechała GieKSa i było 1:1. Legia ma bardzo dobry zespół, Wisła uważam też, tylko miała słabszy dzień, a Legia to wykorzystała. W meczu z nami to Legia musi, my możemy. Dodatkowa presja jest na nich.

Fot. NewsPix

Najnowsze

Polecane

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
1
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Komentarze

0 komentarzy

Loading...