Reklama

„Tu nie ma co trenować, tu trzeba dożylnie”

redakcja

Autor:redakcja

27 października 2019, 17:21 • 6 min czytania 0 komentarzy

W całej swojej historii Danielowi Purzyckiemu poświęciliśmy zaledwie kilka, może kilkanaście akapitów. Powiecie, że to i tak sporo, bo wspominany gość jest dla was postacią anonimową i być może kiedyś przyznalibyśmy wam rację, ale dziś zaczynamy trochę żałować. Okazuje się bowiem, że pan Daniel jest bardzo „ciekawym” szkoleniowcem. Szkoda tylko, że jego metody są dość – hmm… – kontrowersyjne. 

„Tu nie ma co trenować, tu trzeba dożylnie”

I nie chodzi nam tu o sprawy typowe dla brytyjskiego futbolu, bo Purzycki po spędzeniu kilku lat na Wyspach kiedyś zapewniał, że właśnie tak będzie grała jego Pogoń Siedlce. Od czasu tej deklaracji minęło już ponad pięć lat, Purzycki znów jest w Siedlcach, gdzie ma mocne plecy, ale wszystko wskazuje na to, że lada moment jego historia w tym klubie dobiegnie końca i nie pomogą mu nawet dobre układy.

W tym miejscu warto wprowadzić trochę chronologii.

10.07.2019. Daniel Purzycki zostaje dyrektorem wykonawczym II-ligowca. To jego powrót do Pogoni, bo jak już wspomnieliśmy, był trenerem tego klubu w sezonie 13/14 i przez pewien okres również w kolejnym. Dziwnym trafem w międzyczasie nie zatrudnił go żaden inny zespół. Już od pierwszego dnia pracy Purzyckiego nie brakuje głosów, by nie przywiązywać się do jego tytułu, gdyż prędzej czy później (raczej prędzej) ponownie zostanie on trenerem pierwszego zespołu.

10.10.2019. W mediach pojawia się informacja o tym, że Kamil Socha nie poprowadzi drużyny w spotkaniu z Widzewem Łódź. Na stanowisku zastąpił go – cóż za niespodzianka – Daniel Purzycki.

Reklama

Czy Sochę broniły wyniki? Cztery zwycięstwa, trzy remisy, pięć porażek, co dawało 11. miejsce, na plus można zaliczyć awans w Pucharze Polski, bo trzeba było przejść grające wyżej Podbeskidzie Bielsko-Biała. Szału nie ma, ale biorąc pod uwagę fakt, że Socha został zatrudniony w czerwcu, dramatu również nie. Zresztą zadzwoniliśmy do byłego szkoleniowca m.in. Wigier Suwałki, by dowiedzieć się, jak sprawa zwolnienia wyglądała z jego perspektywy.

– Byłem już chyba dwunastym trenerem w ciągu trzech lat. Czuję się zażenowany i upokorzony tym, jak mnie potraktowano. Dlatego będę walczył o swoje dobre imię – mówi nam Socha. I po chwili kontynuuje: – Po dwóch porażkach z rzędu zostałem wezwany na zarząd. Od jednego z członków, przedstawiciela kibiców pana Zbigniewa Suleja usłyszałem, że piłkarze będą płakać z radości, kiedy odejdę. Ten człowiek potrafił po przegranym meczu wejść na boisko i przy ludziach, którzy jeszcze siedzieli na trybunach, rugać piłkarzy. Nie było chwili na przemyślenie gry, analizę porażki. Od razu po meczu wszyscy dostawaliśmy zjeby jak uczniaki. 

– Jakieś trzy dni po meczu z Olimpią Elbląg, bodaj we wtorek, na treningu pojawili się specjaliści, którzy na polecenie szefów klubu zamierzali zbadać stan przygotowania fizycznego zawodników. Wyniki nie mogły wyjść dobrze. Po sobotnim meczu ligowym, tych, którzy siedzieli na ławce lub grali krótko, wysłałem na niedzielne spotkanie rezerw. Postawiłem się, że to nieodpowiedni termin na badania. Należało go poświęcić na przygotowania do meczu z Widzewem. W zamian usłyszałem, że nie wykonałem polecenia i zostanę zwolniony dyscyplinarnie. To bzdura, w większości wygranych meczów zdobywaliśmy gole po 75. minucie gry – dodaje rozgoryczony trener.

To wcale nie jest odosobniona historia, bo nie pierwszy raz słyszymy o tym, że w Siedlcach do zatrudnionych w klubie trenerów podchodzi się bez żadnego szacunku. Wcześniej przekonał się o tym choćby Dariusz Banasik, któremu w trakcie meczu barażowego o utrzymanie w I lidze cały stadion krzyczał, że ma „wypierdalać”, bo władze klubu puściły w świat zdaniem trenera nieprawdziwą informację o jego negocjacjach Radomiakiem.

Ale to już zostawmy, może wrócimy do sprawy innym razem. Ciekawie robi się dopiero po zwolnieniu Sochy. Pod wodzą Purzyckiego, po serii dziwnych decyzji nowego trenera, Pogoń dostała 3-7 w ryj od Widzewa, a następnie 3-4 od Górnika Łęczna, co chyba mówi samo za siebie. We wczorajszym spotkaniu z GKS-em Katowice Purzyckiego na ławce gości już nie było – drużynę poprowadził Marcin Płuska, który wcześniej pełnił w klubie rolę asystenta. Skąd ta roszada? Osoba pełniąca funkcję trenera i tak nie mogłaby usiąść na ławce, gdyż już zdążyła zobaczyć czerwoną kartkę po szamotaninie z Sergiuszem Prusakiem w poprzedniej kolejce, ale to nie był jedyny powód absencji Purzyckiego, który do Katowic w ogóle nie pojechał.

Zaglądamy do Sportu, który przed meczem napisał o problemach Pogoni. „Do klubu z Siedlec wkroczyły służby mundurowe, o wszystkim wie też PZPN. Sprawa jest rozwojowa, bardzo delikatna i ma związek z dopingiem. Nie chodzi jednak o przyjmowanie niedozwolonych substancji, a przedawkowanie tych dozwolonych. Dotyczy to siedmiu zawodników Pogoni, mieli je zażyć w ubiegłym tygodniu. Dziś ważyły się losy ich wyjazdu na jutrzejszy mecz z GieKSą. Ostatecznie uznano, że nie są w tej sprawie winnymi, a pokrzywdzonymi, którzy tylko wykonywali klubowe polecenia. Dlatego też wsiedli dziś do autokaru, który z wielogodzinnym opóźnieniem ruszył do Katowic. Siedlczanie dotrą zapewne na Górny Śląsk w nocy, a już w sobotę o 18:00 zagrają przy Bukowej z rozpędzonym GKS-em”.

Reklama

Wszystko to brzmi dość enigmatycznie, dlatego warto rzucić na sprawę trochę światła. Z naszych informacji wynika, że to Daniel Purzycki po wspomnianych badaniach uznał, że piłkarzom między meczami warto zaordynować „kroplówki” – specjalną suplementację, która budzi poważne wątpliwości. Również personelu, który był odpowiedzialny za podanie jej piłkarzom. – Wy chyba nawet nie macie świadomości, co im dokładnie podajecie – o taki komentarz podobno pokusiła się jedna z pielęgniarek. Zresztą personelowi medycznemu Purzycki miał zrobić później karczemną awanturę, grożąc wyrzuceniem z pracy. Dlaczego? – To taki człowiek, ego na poziomie himalajskich szczytów. On zawsze musi być w centrum uwagi, niewiele mu potrzeba być się zagotować – słyszymy.

Co dokładnie zawierały te „kroplówki” – na razie nie wiadomo. O sprawie wie PZPN, z naszych informacji wynika również, że władze kluby dostały zielone światło od odpowiednich instytucji przy pytaniu o to, czy wspomniani piłkarze mogą zagrać w meczu z GieKSą.

Jak udało nam się ustalić, ten „trener” w zaciszu szatni podobne manewry stosował również w trakcie swojej pierwszej przygody z Pogonią Siedlce. Wtedy po prostu się nie wydało.

W ostatni czwartek drużyna, mając w świadomości to, co wisi w powietrzu, odmówiła wyjścia na trening pod wodzą Purzyckiego. W szatni mówiło się, że wśród konsekwencji może być nawet czteroletnie zawieszenie dla piłkarzy, którzy przyjęli kroplówkę. Ale wtedy jeszcze nikt nie spodziewał się, że w piątek rano do klubu wparuje policja. Najpierw doszło do przesłuchań w siedzibie Pogoni, później kilku graczy wylądowało na komendzie. Wszyscy zgodnie opowiedzieli, jak było i kto wydawał polecenia.

Mimo usilnych starań, nie udało nam się skontaktować z Purzyckim, komentarzu nie udzielił nam również wspomniany Zbigniew Sulej. – Purzycki twierdzi, że się wybieli – usłyszeliśmy od osoby będącej blisko drużyny. Cóż, czekamy. Inna dodaje, że w Siedlcach śmieją się przez łzy, iż trenerskim credo Purzyckiego jest hasło: „tu nie ma co trenować, tu trzeba dożylnie”.

Niektórzy przez całą karierę nie przeżyli tyle, co w ostatnich tygodniach – słyszymy na dokładkę, dlatego nie wykluczamy, że do sprawy wrócimy.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...