Reklama

Nos do zagranicznych napastników? Jagi jest zapchany

redakcja

Autor:redakcja

21 października 2019, 08:54 • 4 min czytania 0 komentarzy

Schemat to już doskonale znany. Jagiellonia sięga w okienku transferowym po zagranicznego napastnika, który wygląda na wybór rozsądny, sensowny i gdzie większość pól można odhaczyć. A potem okazuje się, że na tego gościa to tak za bardzo liczyć nie może. I tak już trzeci kolejny sezon.

Nos do zagranicznych napastników? Jagi jest zapchany

Szczęście Jagiellonii dziś polega na tym, że ma kogoś takiego jak Patryk Klimala. Oczekiwania były jednak nieco inne – skoro ściąga się z zagranicy napastnika broniącego się CV i liczbami, chciałoby się móc na niego liczyć. Jeśli nie jako tego z podstawy, to chociaż na przekonujące występy jako jokera. Niestety, Ireneusz Mamrot patrzy do rękawa, a tam jedyna wyższa karta, którą można rzucić z pełnym przekonaniem, to wspomniany Bida.

Ostatnim, o którym można powiedzieć, że po odpakowaniu ładnego sreberka nie okazał się wyrobem napastnikopodobnym, był Cillian Sheridan. A w zasadzie Cillian Sheridan z wiosny 2016/17, bo potem jakby stracił chęć do pójścia jeszcze wyżej i do bycia – a co, wiosną przecież zgłaszał akces – najlepszym napastnikiem ligi. Dość powiedzieć, że sezonie 17/18 Irlandczyk nagrał kilka razy więcej fajnych podcastów niż zagrał meczów w ekstraklasie. Przepaść pomiędzy sezonem numer jeden, a sezonem numer dwa była przeogromna.

Sheridan 16/17 – 14 meczów, 8 goli, 3 asysty, 3 asysty 2. stopnia, średnia not – 5,79
Sheridan 17/18 – 28 meczów, 6 goli, 1 asysta, 1 asysta 2. stopnia, średnia not – 4,25

Dziwić się, że jesień poprzedniego sezonu była ostatnim aktem Sheridana w Jadze, to jak być zaskoczonym, że w filmie o Batmanie pojawia się postać Bruce’a Wayne’a.

Reklama

ekstraklasa-2019-10-21-06-10-23

W pewnym momencie w Białymstoku postanowili Sheridanowi dodać konkurencji w osobie Romana Bezjaka. I to wydawał się być ruch trafiony w dziesiątkę. Gdy Słoweniec robił furorę w Łudogorcu Razgrad, gdzieś tam pojawiały się nawet sygnały, że do Manchesteru United rozważa go Louis van Gaal. Dziś już wiemy, jak daleko było im do prawdy. Aczkolwiek gość w jednej edycji Ligi Europy zapakował 6 goli, z czego 3 PSV, a 2 Lazio. W trzech różnych ligach przekraczał barierę 10 bramek w sezonie – w Słowenii maks to 16, w Chorwacji – 13, w Bułgarii – 11. Można, a nawet trzeba było wierzyć, że w takiej lidze, jaką jest ekstraklasa, przynajmniej zakręci się w okolicach takiego wyniku.

Nic bardziej mylnego.

Gdybyście dziś spytali nas, z czego najbardziej kojarzymy Bezjaka, to nie odpowiedzielibyśmy wcale, że z jakiejś fantastycznej bramki czy wybitnego spotkania w jego wykonaniu. Po pierwsze – bandycki faul na Marcusie da Silvie z Arki, za który gość dostał cztery mecze zawieszenia i tym samym pożegnał się z ekstraklasą. Po drugie – zmarnowany karny z Wisłą Kraków w końcówce jego pierwszego sezonu. 33. kolejka, może być 1:0 dla Jagi, kończy się 0:1, bo Arsenić w końcówce pakuje gospodarzom gola. W tamtym sezonie Jagiellonia przegrywa mistrzostwo z Legią… właśnie o trzy „oczka”.

Nikogo nie zdziwiła więc szybka podmianka – Bezjaka na Stefana Scepovicia. Że wierzyliśmy w ten transfer, najlepiej świadczy tekst przedstawiający Serba autorstwa Kuby Białka. „Kozak, który się zagubił”. Cóż, póki co zgadza się tylko „zagubił”. Wiadomo, gościa nie widzieliśmy w akcji od zerwania więzadeł w kolanie w spotkaniu z Pogonią Szczecin. Ale to, co zobaczyliśmy wcześniej, jakoś optymizmem nie napawa. Na Cracovii, przy 1:0 dla Pasów, przestrzelił rzut karny. Jagiellonia przegrała jednym golem. Z Wisłą Płock, szczęśliwie w wygranym meczu, też nie zapisał się nam w pamięci najlepiej. Najpierw przestrzelił w sytuacji, w jakiej pytasz bramkarza, w który róg chce dostać piłkę i tam mu ją pakujesz. Potem, kiedy z bramki wyszedł Thomas Daehne, podjął próbę lobowania golkipera Nafciarzy z połowy boiska. Tak skuteczną, że nie dokopał nawet do szesnastki. Na plus wtedy można zapisać mu jedynie to, że dobitka jego strzału w poprzeczkę dała zwycięstwo.

Jako że Scepoviciowi za zdrowia do przekonania Mamrota było dalej niż z Belgradu do Białegostoku, i tego lata zdecydowano się na transfer napastnika. Znów serbskiego. Ba, mającego seryjnie strzelone gole wpisane świeżutko w CV. 18 trafień dla Cukaricki w sezonie 18/19 dało mu 3. miejsce w klasyfikacji strzelców ligi serbskiej.

Reklama

Na razie jednak i w przypadku Ognjena Mudrinskiego niewiele wskazuje, by miał się zakręcić wokół podium klasyfikacji strzelców ekstraklasy. To znaczy – on w przeciwieństwie do Scepovicia swoje konto bramkowe już otworzył. Ale żeby powiedzieć, że nas wybitnie do siebie przekonał? No nie. Dostał trzy mecze w podstawie, kilka spotkań jako zmiennik i daleko mu było do wywarcia wpływu na grę Jagi. Przy polocie Imaza, przy dużej jak na naszą ligę kreatywności Pospisila, przy paru naprawdę obiecujących pod tym względem meczach Prikryla (nawet jeśli ostatnio przygasł), no i przede wszystkim przy gazie i pomysłowości grającego jego kosztem Klimali, gość wygląda trochę jak niepasujący betonowy klocek. Kula wyburzeniowa, której nie ma kto uruchomić, bo pozostali starają się raczej jakimś zmyślnym podkopem dostać do skarbca.

Dobrze więc dla Jagi, że Ireneusz Mamrot mocno popracował z tyleż utalentowanym, co noszącym głowę w chmurach Klimalą. I że napastnik osiągnął ostatnio życiową formę – 5 goli i 3 asysty w 9 spotkaniach, wliczając także te w U-21 Czesława Michniewicza. Świetnie czuje przestrzeń, ruchem wymusza zagranie i nie waha się, gdy trzeba wykończyć – wczoraj mieliśmy tego dwa najlepsze dowody.

I nachodzi nas taka refleksja, że od pierwszego półrocza Sheridana, nie było w Jagiellonii jednej zagranicznej dziewiątki, o której można było powiedzieć to samo.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...