Reklama

W Polsce mamy do czynienia z domniemaniem winy sędziego

redakcja

Autor:redakcja

20 października 2019, 16:07 • 12 min czytania 0 komentarzy

– Oczekiwania od sędziów są takie, że arbiter powinien zrobić wszystko, żeby tylko dokończyć mecz. Bo terminy, bo koszty, bo po co robić afery i narażać kogoś na nieprzyjemności. Jeżeli sędzia przerywa mecz i kończy go przed czasem, naraża się na zarzut: „O, nie dał sobie rady. Pewnie ma problemy z zarządzaniem ludźmi i meczem. Najwyraźniej nie nadaje się do awansu”. Trzeba wreszcie skończyć z takim patologicznym podejściem do problemu – mówi Rafał Rostkowski, były międzynarodowy arbiter z wieloletnim doświadczeniem w Polsce i poza granicami. Opowiada nam o najbardziej niebezpiecznych sytuacjach ze swojej kariery, o potrzebie zaostrzenia kar, o tym co sędziowie mogą zrobić lepiej, co powinni podpatrzeć u niemieckich arbitrów, co radził Pierluigi Collina, jak Francuzi poradzili sobie z falą agresji, jak wielkim problemem jest zmowa milczenia, a także dlaczego tak ważne dla środowiska sędziowskiego jest, by wykorzystać obecny moment akcji #SzacunekDlaArbitra.

W Polsce mamy do czynienia z domniemaniem winy sędziego

***

Jakie miał pan osobiście najbardziej niebezpieczne sytuacje meczowe?

W tych sprawach miałem chyba dużo więcej szczęścia niż obecni sędziowie. Nigdy nie zaznałem aż takich przykrości, jakie regularnie spotykają arbitrów niższych klas rozgrywkowych czy rozgrywek dziecięcych lub młodzieżowych. Przerażające, że to wcale nie dzieje się incydentalnie, lecz niestety coraz częściej, dosłownie tydzień w tydzień, praktycznie w całej Polsce.

Sędziowałem przez 30 lat, prowadząc grubo ponad dwa tysiące meczów, ale aż 27 sezonów spędziłem w Ekstraklasie i 20 lat sędziując mecze UEFA lub FIFA, więc w niższych ligach sporo mnie na szczęście ominęło. Najbardziej niebezpieczny incydent miałem w dniu, w którym Jerzy Dudek fantastycznie bronił rzuty karne w finale Ligi Mistrzów w Stambule. Niestety nie mogłem tego meczu oglądać na żywo, bo po meczu Ekstraklasy GKS Katowice – Odra Wodzisław, kluczowym dla tabeli końcowej, najpierw razem z sędzią głównym musieliśmy pojechać do szpitala, a potem na komisariat, by złożyć policji zeznania w sprawie zdarzeń, które miały miejsce na boisku tuż po gwizdku końcowym. Nikt poważny nie miał zastrzeżeń do decyzji arbitra, ale po meczu na boisko wbiegli najbardziej fanatyczni kibice gospodarzy i sami usiłowali wymierzyć mu „sprawiedliwość” według własnego uznania. Próbowałem go ochraniać, odciągać agresorów, a wtedy sam zostałem uderzony w tył głowy i na chwilę straciłem przytomność. Incydent pokazano w telewizji, na stadionie był monitoring, a mimo to sprawcy nie ustalono. Nic dziwnego, że to nie był ani pierwszy ani ostatni przypadek, gdy kibice wbiegali tam na boisko. Kary dla klubu też były symboliczne, jak zwykle w Polsce, gdzie członkami władz piłkarskich lub komisji dyscyplinarnych zazwyczaj są członkowie lub działacze klubów, którym czasami po prostu niezręcznie jest podejmować niektóre decyzje.

Reklama

Jednak tak groźne sytuacje w Ekstraklasie praktycznie już się nie zdarzają. Mamy nowe stadiony i lepsze zabezpieczenia. Na tym szczeblu, gdzie jest duża stawka, gdzie są tysiące ludzi, gdzie trybuny krzyczą jednym głosem na sędziego, a mecze są transmitowane przez telewizję, z reguły nie jest tak niebezpiecznie. To czasem trudne mecze, wymagające umiejętności, doświadczenia i odporności psychicznej, ale nie stwarzają bezpośredniego zagrożenia fizycznego.

Gdzie indziej jest inaczej – im niższa klasa rozgrywek, tym sytuacja wygląda gorzej. Miałem 19 lat i byłem sędzią czwartej ligi. Zostałem odepchnięty. Nie było to jakieś mocne pchnięcie, ale zaskakujące i dlatego spowodowało upadek. Nie było żadnego zagrożenia zdrowia, ale fakt był faktem – zostałem odepchnięty. To była tak zwana czynna zniewaga, czyli naruszenie nietykalności sędziego. Pokazałem czerwoną kartkę i zgodnie z przepisami zakończyłem mecz. We Francji taki czyn zagrożony jest karą pozbawienia wolności na dwa lata i grzywną w wysokości 30 tysięcy euro. Tymczasem ja usłyszałem od starszych kolegów i przełożonych, że mogłem przymknąć oko i dokończyć mecz. Właśnie takie oczekiwania wobec sędziów, zniechęcanie ich do podejmowania odważnych i znaczących decyzji, sprzyjają rozwojowi patologii, która skalę przemocy wobec sędziów doprowadziła do obecnych rozmiarów.

To, do czego doszło w ostatnich tygodniach, jest strasznie przykre i źle świadczy o piłce nożnej w naszym kraju, ale cieszę się, że sędziowie wreszcie zaczęli o tym głośno mówić. To daje nadzieję, że pod presją sędziów i mediów sytuacja wreszcie zacznie się zmieniać. Trzeba jeszcze przekonać milczącą większość, żeby oni również przyznali: „Me too – mnie też to spotkało, też się z tym zetknąłem”. Przydałoby się silniejsze wsparcie ze strony sędziów międzynarodowych i zawodowych. Fajnie, że odezwał się Szymon Marciniak, ale szkoda, że dotychczas tylko nieliczni wzięli z niego przykład w tej sprawie.

Czy można powiedzieć, że istnieje ciche przyzwolenie dla tolerowania przemocy przez sędziów?

Tak, niestety, i to nawet w rozgrywkach dziecięcych i młodzieżowych. Podam przykład. Sędziowałem kiedyś mecz dzieci, a byłem już wtedy sędzią międzynarodowym. Opiekunowie na trybunach zachowywali się skandalicznie. Klęli siarczyście i zachęcali dzieci do przemocy wobec zawodników drużyny przeciwnej. To nie miało nic wspólnego z fair play. W pewnym momencie zaczęli zachęcać dzieci krzycząc wprost: „Kopnij go!”, „Wal go po nogach”, „Uderz go, niech sobie zapamięta!”. Zwracałem uwagę parę razy, aż w końcu przerwałem i zakończyłem ten mecz przed czasem. Z powodu zachowania tzw. publiczności. Było dla mnie jasne, że w takiej atmosferze dzieci więcej tracą niż zyskują. Jeden chłopiec rozpłakał się w czasie gry z powodu presji ze strony dorosłego bliskiego, ojca lub opiekuna, ale panie wcale nie zachowywały się lepiej. Dorośli dawali dzieciom złe przykłady, skrajnie niewychowawcze. Po meczu, który był rozgrywany na przyszkolnym boisku, podszedł do mnie jakiś miejscowy nauczyciel i powiedział, że bardzo dobrze, że przerwałem ten koncert chamstwa. Niestety potem w siedzibie związku piłkarskiego usłyszałem słowa krytyki i komentarz: „Trzeba było ten mecz dokończyć, przecież ci kibice tylko krzyczeli, na dodatek zza ogrodzenia”. Tak więc widać wyraźnie, że problem jest znacznie szerszy: to nie tylko incydenty, to też zmowa milczenia de facto wspierająca przemoc i dodatkowo wewnętrzne naciski środowiskowe, żeby ataki na sędziów traktować jako coś naturalnego w piłce nożnej.

Oczekiwania od sędziów są takie, że arbiter powinie zrobić wszystko, żeby tylko dokończyć mecz. Bo terminy, bo koszty, bo po co robić afery i narażać kogoś na nieprzyjemności. Jeżeli sędzia przerywa mecz i kończy go przed czasem, naraża się na zarzut: „O, nie dał sobie rady. Pewnie ma problemy z zarządzaniem ludźmi i meczem. Najwyraźniej nie nadaje się do awansu”. Trzeba wreszcie skończyć z takim patologicznym podejściem do problemu, bo zamiast promować arbitrów odważnych i sumiennych, zniechęcamy ich i w efekcie tacy ludzie z sędziowania rezygnują.

Reklama

Byłem na meczach, na których działy się bulwersujące rzeczy, ale niektórzy sędziowie nie chcieli tego zgłaszać. Widziałem jak opluty został pewien znany sędzia, ale nie chciał tego zgłosić, bo wstydził się i bał, że konsekwencje będą przykre, ale dla niego. Skoro tak postępuje arbiter z tzw. czołówki, to czego oczekiwać od młodych i niedoświadczonych arbitrów? To coraz częstsze zjawisko, że sędziowie nawet nie opisują niektórych zdarzeń, zwłaszcza tych mających miejsce w tunelu, przejściu lub szatni sędziowskiej, bo boją się, że to im zaszkodzi w karierze. Zostali okradzeni, kopnięci, pobici? Incydenty boiskowe są opisywane, bo świadków jest zwykle wielu i mało kto chce ryzykować ukrywanie prawdy. Ale mnóstwo incydentów ma miejsce już po spotkaniu. Brakuje dowodów i świadków, którzy chcieliby i mogliby zeznawać. Ktoś wchodzi do szatni. Ktoś drze dokumenty. Niszczy mienie. Sędziowie tego bardzo często nie zgłaszają.

No i jest następna kwestia, nad którą powinni pochylić się psychologowie. Jeżeli sędzia czy w ogóle człowiek staje się ofiarą złego czynu, zwykle nie chce się tym chwalić, woli to przemilczeć, zapomnieć. Natomiast to bardzo ważne, żeby każdy arbiter miał świadomość, do czego to prowadzi. Jeśli to przemilczysz, położysz grunt pod to, by ciebie lub kolegę po fachu spotkało coś podobnego. Albo, nie daj Boże, gorszego.

Niemniej nie chcę, żeby to zabrzmiało tak, jakby arbitrzy sami byli sobie winni, bo nie są – przykład i oczekiwania idą z góry. Zresztą wystarczy przypomnieć, że w polskiej piłce istnieje powszechne domniemanie winy sędziego: od „przegraliśmy przez arbitra”, przez „sędzia chciał nas skrzywdzić”, „sędzia był nieuczciwy”, po „sędzia nie dał sobie rady i zepsuł mecz”.

A jeszcze gorzej jest w najniższych klasach rozgrywkowych. Zwłaszcza na obiektach oddalonych od szosy, gdzie sędzia jedzie sam, gdzie nie ma ochrony, nie ma stewardów, nie ma nawet kamer. Podziwiam arbitrów, którzy w tych czasach, przy tylu tak niebezpiecznych incydentach, nadal tydzień w tydzień, często sami, jeżdżą na mecze i ryzykują swoje zdrowie lub życie za kilkadziesiąt czy sto kilkadziesiąt złotych za mecz.

Co jeszcze pan widzi jako potencjalne koło zamachowe zmian?

Przede wszystkim inne kary. Obecne są po prostu śmieszne, zupełnie niepoważne. Nie mają żadnego przełożenia, dla wielu agresorów nie znaczą nic. Pal licho kary w zawieszeniu, ale powiedzmy, że graczowi wlepiono dwuletnie zawieszenie. I co z tego? Byłoby to ciosem dla ekstraklasowicza, dla pierwszoligowca, dla tych, którzy z piłki żyją. Ale dla zawodnika z B-klasy? Kompletnie nie ma wagi. Taka kara nic mu życiowo nie zmienia poza tym, że w sobotę zamiast zagrać w B-klasie, pójdzie na jakiś turniej, na ligę szóstek, nawet na Orlik. Nic to w jego życiu nie zmienia, w żaden sposób go nie dotyka. Jest to kara komiczna. Natomiast zauważam, że niektóre związki podeszły poważnie do tematu i nie jest tak, że wszędzie problem jest lekceważony. Pojawiają się kary surowsze, ale to nie wystarczy, żeby powstrzymać patologię.

Za jakimi karami by pan był?

Za surowymi, wynikającymi z kodeksu karnego. Niech arbitrzy – nie tylko piłkarscy, wszyscy sędziowie sportowi, bo na różnych zawodach dzieją się różne historie, wiem o tym dobrze – mają status funkcjonariusza publicznego. To wprowadzono we Francji z fenomenalnymi wynikami. Mieli tam coraz więcej niepokojących sytuacji, więc najpierw powiększali kary zgodnie z regulaminem dyscyplinarnym związku piłkarskiego, ale potem doszli do wniosku, że trzeba działać kompleksowo i zdecydowanie.

Jeśli pójdziemy tym torem, skończy się pobłażliwość. Wtedy każdy atak będzie miał rzeczywisty negatywny wpływ na życie tego, który zaatakował. Innymi słowy: będzie kara. Piłkarski bandyta z wyrokiem za przestępstwo, czyli przemoc wobec arbitra, odczuje duże zmiany w swoimi życiu. Więzienie, utrata pracy i źródła dochodów, dużo czasu na resocjalizację i głębokie przemyślenia nad samym sobą czasem dają zdumiewająco pozytywne efekty. Poza tym takie kary to jasny sygnał dla wszystkich: sędzie nie wygrywa, nie przegrywa, sędzia służy piłce nożnej, jest nietykalny i lepiej samemu walnąć się młotkiem w głowę niż zachować nieodpowiednio wobec sędziego. Wszystkie związki sportowe powinny być zainteresowane takimi zmianami w prawie, bo wiem, że sędziowie różnych dyscyplin sportowych potrzebują takiego wsparcia. Świat nie kręci się tylko wokół piłki nożnej, więc przy okazji pamiętajmy o innych potrzebujących wsparcia. Wierzę, że to mogłoby się udać. Bo jak nie teraz, to kiedy? Po czyjejś śmierci?…

Myślałem o tym i doszedłem do wniosku, że początek problemu jest w obelgach z trybun, a raczej w tym, jak zostały oswojone. Trudno sobie wyobrazić mecz bez rzucenia mięchem na arbitra, nie tylko w B-klasach. Pytanie czy z tym w ogóle da się walczyć.

Zaczyna się od słów, to oczywiste. Bez względu na to, czy wierzymy, że to da się powstrzymać, trzeba próbować to powstrzymać. Socjologowie i psychologowie powinni się wypowiedzieć, ale chyba wszyscy wiemy, że jak się klnie, ubliża, stwarza klimat pogardy, to łatwiej o nieszczęście.

Dla mnie to jakieś piramidalne nieporozumienie, do czego doszło. Sędzia to jest pasjonat. Człowiek, który kocha piłkę nożną, który z tej pasji pomaga całemu widowisku. Zasługuje na szacunek, a nie na traktowanie jako persona non grata, czy jako zło konieczne. Przypomnijmy sobie, że to sędziowie zostali zaproszeni na boiska piłkarskie, bo piłkarze i trenerzy sami nie potrafili sobie poradzić z rozstrzyganiem spornych sytuacji. Właśnie takie były początki sędziowania w sporcie. Potrzebujecie sędziów, to ich szanujcie i dbajcie o nich, zanim zrezygnują.

Znam środowisko sędziów, zdecydowana większość to uczciwi, fantastyczni ludzie, którzy spędzają swoje weekendy na realizowaniu pasji. Za stawki, jakie otrzymują sędziowie w niższych klasach, większość ludzi nie kiwnęłaby w weekend palcem, a już na pewno nie pracowała. Dlatego brakuje tak wielu sędziów i setki lub tysiące meczów odbywają się w ogóle bez arbitra po kursie. Do tego sędziowie zazwyczaj sami inwestują w szkolenie, treningi, sprzęt. Ogromna większość sędziów zasługuje na szacunek całego środowiska. Fala przemocy wobec sędziów na 100-lecie PZPN zmusza do tego, żeby o tym głośno zacząć mówić. I trzeba to powtarzać do skutku, żeby PZPN potraktował ten temat jako priorytet w sprawach sędziowskich, a nie jako problemy arbitrów z prowincji, jak dotychczas.

Powstała grupa wsparcia na Facebooku #SzacunekDlaArbitra. Załóżmy, że pan by do niej należał i chciał coś młodym arbitrom przekazać: co by to było.

By uważali z przesadnym skracaniem dystansu. Kiedyś na szkoleniu usłyszałem, że od „ty” do „ty chuju” jest krótka ścieżka, od „panie sędzio” do jakiejkolwiek „wiązanki” – znacznie dłuższa. Niektórzy sędziowie tego nie wiedzą, spoufalają się z piłkarzami na boisku jakby byli kumplami. Fajnie, jak sędzia potrafi się uśmiechnąć, pokazać twarz, ale to musi być trzymane w ryzach i nie należy przekraczać pewnych granic. Ryzyko jest wielorakie: z jednej strony, jak to się będzie powtarzać wobec zawodników pewnej drużyny, a potem nałoży się na jakąś kontrowersyjną decyzję – niepotrzebne podniesienie atmosfery gotowe. Ale to też ogólne ustawianie pewnych zasad na boisku. Sędzia pełni na boisku określoną rolę i tej funkcji powinien się trzymać. Pierluigi Collina powtarzał sędziom na szkoleniach: „Jeśli chcesz być popularny i lubiany, zostaw gwizdek i poleć do Hollywood. Tam jest świat dla ciebie”. Wszyscy sędziowie, którzy przesadnie lubią się fraternizować z piłkarzami, powinni te słowa wziąć sobie do serca i zapamiętać na całą karierę.

Warto zwrócić tu uwagę na niemieckich sędziów, którzy w trzymaniu odpowiedniego dystansu od wielu lat są najlepsi na świecie. Sam dotyk piłkarza budzi odpowiednią reakcję. Widzą reakcje takich arbitrów jak Merkus Merk, Wolfgang Stark czy Felix Brych piłkarz szybko zaczyna rozumieć, że sędzia nie żartuje i są rzeczy, za które potrafi szybko wyrzucić piłkarza z boiska.

Przypomniałem sobie taką sytuację z mundialu, gdy Neymar położył rękę na ramieniu arbitra, a ten bardzo ostro zareagował. Oglądając to myślałem: o co temu sędziemu chodzi? Ale teraz rozumiem to trochę inaczej.

Najlepszy pod tym względem był Wolfgang Stark. Szybko i jasno pokazywał piłkarzom granice, której nie wolno przekraczać. Niestety, ale w Polsce komunikacja sędziów z trenerami i piłkarzami to bardzo zaniedbana przestrzeń sędziowskiego szkolenia. Sędziowie starają się radzić sobie sami, bazując na wychowaniu i wykształceniu w domu, szkole czy na studiach, ale czasem to nie wystarcza. Współczuję sędziom. Trzymajcie się, bądźcie dzielni i zgłaszajcie na piśmie wszystkie akty przemocy. To jedyna rozsądna i uczciwa ścieżka postępowania.

To ważny moment, bo jest mobilizacja w środowisku sędziowskim, jest też sprawa nagłośniona w mediach. Wydaje się, że nie wolno go przegapić.

Jak nie teraz, to kiedy? Co roku rezygnuje 80-90% uczestników kursów. Oni rezygnują już w pierwszym roku. To niesamowicie pesymistyczne dane. I należy sobie zadać pytanie: dlaczego rezygnują? Przecież nie dlatego, że im się piłka przestaje podobać.

Rozmawiał Leszek Milewski

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...