Reklama

Ten mecz bolał. Śląsk nadal weryfikowany, Jagiellonia znów przewidywalna

redakcja

Autor:redakcja

04 października 2019, 23:28 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jesteś dzieciakiem, który na boisko wychodzi z piłką pod pachą i uradowaną miną. Sama gra sprawia ci frajdę, bawisz się tym sportem, chcesz jak najczęściej mieć piłkę przy nodze. Przechodzisz przez kolejne szczeble szkolenia, podpisujesz zawodowy kontrakt, wreszcie spełniasz marzenia – twoją grę oglądają tysiące ludzi, przyjeżdżają na stadion nawet w chłodny, piątkowy wieczór.

Ten mecz bolał. Śląsk nadal weryfikowany, Jagiellonia znów przewidywalna

A ty odstawiasz im na boisku taką popelinę, jak zawodnicy Śląska Wrocław z Jagiellonią Białystok w potencjalnym hicie kolejki.

Za każdym razem, gdy szykujemy się do jakiegoś meczu z przekonaniem „oho, to może być hit”, to przypomina nam się jedna z ostatnich „Lig Minus”, gdy Kowal zapierał się, że w tej lidze powinni wprowadzić zakaz zapowiadania spotkań mianem „hitu”. Bo później jest rozczarowanie, jak po ustawieniu się na randkę z dziewczyną, która na Tinderze miała tylko zdjęcie twarzy i jest całkiem, całkiem, a na żywo okazuje się, że gracie w tej samej kategorii wagowej.

Okej, w ostatecznym rozrachunku padły w tym starciu dwa gole i Jagiellonia miała jeszcze ze dwie okazje na strzelenie zwycięskiego gola. Natomiast po tej pierwszej godzinie gry przeżywaliśmy totalny ból istnienia. Nie życzymy tego nikomu – ból zęba, rwanie w plecach, zapalenia ucha… To wszystko nic przy oglądaniu tego, jak Jaga stoi na własnej połowie i pałuje piłki na Patryka Klimalę, Śląsk te „podania” zbiera, zaczyna kontrę i totalnie nie wie co z nią zrobić.

To wszystko przypominało nam walkę bokserów z rękoma przywiązanymi do ud. W pierwszej połowie obejrzeliśmy jeden (!) celny strzał – Pospisil uderzył z rzutu wolnego, a Putnocky zanim ta piłka do niego doleciała, to obejrzał wszystkie sezony „Chłopaków z baraków”, przeczytał wybrane dzieła Goethego i uprasował koszulę. My z kolei wystąpiliśmy do rządu o objęcie zawodu dziennikarza przepisami o szkodliwych warunkach pracy.

Reklama

Rozbawił nas komentarz Roberta Skrzyńskiego, który w okolicach 40. minuty stwierdził coś w stylu: – Ten mecz potrzebuje gola, ale musiałby się zdarzyć jakiś wielki zbieg okoliczności, by on padł.

I gol padł. Po – zaznaczmy, bo to był jedyny taki moment w tym starciu – ładnej akcji Śląska Wrocław. Zgrabny przerzut Zigulicia, jeszcze zgrabniejsza wrzutka Brozia i lekko fartowny, ale jednak celny strzał Picha. Wydawało nam się, że tu już jest pozamiatane, bo Jaga do tej pory nie była w stanie zrobić NIC. Absolutnie nic. Cały plan gości opierał się na tym, że w jakikolwiek sposób piłka miała zostać dorzucona w okolice pola karnego Śląska, a dalej to już pomyślimy. Najczęściej wyglądało to tak – Węglarz grał krótko do Arsenicia lub Runje, ten pałował 40-metrowe podanie do Klimali, ten przegrywał pojedynek i akcja się kończyła.

Sami przyznacie, że to dość optymistyczny plan na złamanie defensywy jakiegokolwiek rywala?

A jednak zadziałało. Klimala przepchnął Gollę, wyłożył piłkę Camarze i było 1:1. W ogóle to co przez ostatnie pół godziny robił Klimala ze stoperami Śląska, to podchodziło już pod soft porno. Obaj mieli kartkę na koncie i Raczkowski najwidoczniej postraszył ich tekstem „panowie, jeszcze jeden faul i do szatni”, bo Golla z Puerto wręcz uciekali od młodzieżowca Jagi. To po jego akcjach goście mieli jeszcze ze dwie realne szanse na zdobycie bramki i przez to mogą wyjeżdżać z Wrocławia z pewnym niedosytem. Choć po pierwszej połowie powinni zrzucić się z piłkarzami Śląska na jakieś przeprosiny.

Dobra, a co to zmienia nam w tabeli? Śląsk nie wygrał żadnego z ostatnich sześciu meczów (siedmiu – doliczając Puchar Polski) i w tej kolejce może go wyprzedzić Legia, a doskoczyć do wrocławian mogą poznaniacy i Piast, o ile wygra ze wspomnianą Legią. W niemal identycznej sytuacji jest Jaga. Niemniej Śląsk ostatni raz wygrał… 17 sierpnia, prawie dwa miesiące temu. Broń Boże, żebyśmy mówili tu o zwalnianiu kogokolwiek czy o graniu poniżej potencjału. Mamy właśnie takie przekonanie, że bardziej miarodajne dla ekipy Lavicki są właśnie te ostatnie wyniki – czyli ligowa średniawka. Skończyło się strzelanie goli życia (Cholewiak, Broź), skończyło się bronienie w sytuacjach nierealnych (Putnocky), to i przyszły naturalne wyniki.

slask jaga grafa pomeczowa

Reklama

fot. NewsPix

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...