Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

02 października 2019, 14:55 • 5 min czytania 0 komentarzy

Im dłużej oglądam Ekstraklasę, a w szczególności Raków Częstochowa, tym mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że te wszystkie gadki o „sumie szczęścia” są kompletnie nieprawdziwe. Za nami dziesięć kolejek sezonu, zaraz będzie 1/3 całych rozgrywek, a beniaminek jak miał pecha od pierwszych minut sezonu, tak ma go do dzisiaj.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Coś we mnie pękło podczas oglądania spotkania z Wisłą Płock, przecież to była tak idiotyczna strata punktów, że chyba każdemu neutralnemu widzowi zrobiło się zwyczajnie żal częstochowian. Wygonieni ze swojego domu do Bełchatowa, z podciętymi skrzydłami po mocno pechowej porażce z Piastem, na Wisłę wychodzą jak stado dzików. W pierwszej połowie bezlitośnie maglują rywala, który raz po raz musi gasić pożar we własnym polu karnym. Gdyby Brown Forbes był odrobinę skuteczniejszy, powinno być jakieś 3:0, gdyby sędziowie byli odrobinę mniej zaspani – może i nawet 5:0.

Dwa dość oczywiste rzuty karne, przy których nawet sami winowajcy mieli poważne wątpliwości co do decyzji sędziego. Jakub Rzeźniczak, który zahaczył piłkarza Rakowa w polu karnym już w przerwie powiedział wprost: moim zdaniem jedenastka. Sędziowie jednak puszczają grę, VAR nie weryfikuje decyzji. Raków po połówce, gdzie wszystko zrobił tak, jak powinien – regularnie dostarczał piłkę w pole karne rywala, uderzał na jego bramkę, wywalczył dwa rzuty karne – wygrywa tylko 1:0. Zamiast spokojnych 45 minut, podczas których częstochowianie mogliby wprowadzić i ogrywać sobie młodzież przy wyniku 3:0, Raków ma kompletną nerwówkę. Jasne, sami są sobie winni, po przerwie grali o wiele, wiele gorzej, ale czy decyzje z pierwszej połowy nie miały wpływu na głowy samych zawodników?

Dawno nie widziałem tak niesprawiedliwego meczu, tak jednoznacznie ujawniającego, jak okrutna potrafi być piłka nożna. Jak tu znaleźć winowajcę? Sędziowie? Robią swoją robotę najlepiej jak potrafią, czasem się mylą, ale to przecież się zdarza nawet na najwyższym szczeblu. Zresztą, jeśli połowa z nich spędza życie w locie pomiędzy meczami w Arabii Saudyjskiej a weekendami, gdzie pracują przy kilku meczach w różnych częściach Polski, naprawdę nie ma co się dziwić, że czasem nie wszystko im wychodzi. Można byłoby skupić pretensje na Brown Forbesie, który złożyłby się do strzału odrobinkę wcześniej i zamiast omawiania kontrowersji sędziowskich po prostu oglądalibyśmy radość Rakowa z gola. Można byłoby wskazywać wyższość Sobolewskiego nad Papszunem, bo to ten pierwszy w przerwie potrafił odmienić obraz gry.

To jednak bez sensu, bo po prostu: tak się zdarzyło. Raków miał pecha, tyle, nie da się napisać nic odkrywczego. Czasem masz pecha, gdy przegrywasz mecz, bo arbiter nie podyktował rzutu karnego, a czasem masz szczęście.

Reklama

Sęk w tym, że Raków „szczęścia” jeszcze w tym sezonie nie widział. Cofnijmy się jeszcze o tydzień do meczu z Piastem. Kwadrans do końca, Raków prowadzi 1:0, ma swoje sytuacje. I cyk – piłka trafia w kolano, a następnie w rękę stojącego na linii bramkowej Sapały. Szczerze – przy tej liczbie interpretacji, wyjaśnień, adnotacji i „nowych wytycznych przysłanych na maila” nie potrafię ocenić, czy decyzja o rzucie karnym i wykluczeniu Sapały była prawidłowa. Wiem za to, że samo zagranie było totalnie pechowe, tak jakby nad Rakowem i samym Sapałą (wcześniej absolutnie kuriozalny samobój kosztujący punkt w Zabrzu) wisiało jakieś fatum. Chwilę potem Skóraś pakuje swojaka, w trzy minuty z komfortowego prowadzenia Rakowa robi się niezagrożone zwycięstwo Piasta.

Oczywiście zdaje sobie sprawę, że szczególnie teraz, gdy jesteśmy świeżo po Cafe Futbol, w którym prezes Zbigniew Boniek przedstawił alternatywny przebieg meczu z Austrią, takie gdybanie nie jest szczególnie popularne, ale tutaj nie mamy przecież jakiegoś szerokiego pola do popisu. Z Piastem Gliwice Sapała ma odrobinę szczęścia i Raków wywozi z Gliwic przynajmniej punkt, tak samo jak wcześniej z Zabrza. Z Wisłą Płock sędziowie bezbłędnie wykonują swoją pracę i Raków ma trzy punkty.

Potem siadamy sobie na przykład po dziesięciu kolejkach i wyliczamy: no, ten Papszun nie taki wspaniały, Raków to cienizna, chyba się kroi spadek. A przecież w ujęciu minimalnym, czyli bez pomyłek sędziowskich, Raków ma 12 czy 13 punktów i patrzy raczej w stronę Lecha i Piasta, niż ŁKS-u i Korony.

Ktoś może stwierdzić – dla każdego klubu można byłoby stworzyć takie opracowanie. Ale sęk w tym, że nie. W „Niewydrukowanej tabel” tylko Raków i Górnik Zabrze mają po 10 meczach trzy punkty więcej – za to Lechia Gdańsk i Wisła Płock aż po cztery punkty mniej. Nie trzeba tu zresztą szczegółowych analiz sędziowskich, widać po przebiegu spotkań. Najbardziej, ze zrozumiałych względów, wnerwia mnie Piast. Z Rakowem? Szczęśliwe obicie Sapały, szczęśliwe obicie Skórasia. Z ŁKS-em? Jedyny gol po samobóju Bogusza, tuż po rzucie wolnym, przy którym nie było faulu, a przecież wcześniej ŁKS miał rzut karny na 1:0.

Większość ludzi używa określenia „frycowe” czy „brak doświadczenia”. Ale jak postrzegać te ostatnie porażki Rakowa jako brak doświadczenia, jeśli to zwyczajne błędy sędziowskie czy pechowe zagrania własnych zawodników, jakby cały Kosmos zadecydował, że od dzisiaj planety będą się ustawiać w położeniu utrudniającym częstochowianom występy. Sapała mając na koncie sto meczów w Ekstraklasie więcej ustawiłby się w bramce inaczej? Forbes krzyknąłby po faulu głośniej, czym wymógłby na arbitrze właściwą decyzję?

Najbardziej bolesny jest fakt, że pamiętamy o tym dzisiaj i część ekspertów słusznie zauważa: Raków punktuje trochę gorzej niż gra, powinniśmy ufać trenerowi, zespół idzie do przodu. Ale czy ta wyrozumiałość utrzyma się między 25. a 26. kolejką, gdy Papszunowi będzie brakowało 5 punktów do 13. miejsca? A jak Raków spadnie? Wśród przyczyn będzie się przewijał przede wszystkim brak występów na własnym stadionie, niedostatecznie wzmocniona kadra przed sezonem, fiasko ustawienia z trzema stoperami? Czy ktoś się cofnie do czasu, gdy Raków czystym przypadkiem zamiast drużyną środka stał się jednym z czterech ostatnich zespołów?

Reklama

Nie chcę tutaj się użalać nad Rakowem, nie chcę prowadzić krucjaty przeciw błędom sędziowskim, nie chcę wpisywać się w narrację, którą Kazik Staszewski wyszydził prostymi wersami o słynnym „słupku i poprzeczce”. Po prostu zwracam uwagę na to, jak wielomilionowe biznesy budowane przez sztaby wyszkolonych ludzi i stanowiące treść życia dla tysięcy fanatyków ostatecznie mogą się wykładać, bo ktoś wyrzuci orzeł zamiast reszki.

Piłka naprawdę jest okrutna. W niedzielę stuknęło mi równe 25 lat stażu na trybunach, dokładnie 29 września 1994 obejrzałem pierwszy mecz na żywo. 25 lat widzę, że na tle koszykówki czy siatkówki, piłka nożna to niemal loteria. Nadal tego nienawidzę, ale głównie od poniedziałku do czwartku.

W piątki już znowu kocham.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
1
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Szymon Piórek
2
Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Komentarze

0 komentarzy

Loading...