Reklama

Miliony pokochały Salzburg. Dla takich meczów istnieje Liga Mistrzów

redakcja

Autor:redakcja

02 października 2019, 23:21 • 3 min czytania 0 komentarzy

Są porażki, po których nie sposób krytykować, można tylko chwalić, a przegrani zbierają więcej pochwał niż zwycięzcy. Tak właśnie było dziś na Anfield, gdzie Liverpool ostatecznie wywiązał się z roli faworyta, pokonał Salzburg, ale to goście zachwycili cały piłkarski świat. Nazwiska kilku zawodników właśnie dotarły pod strzechy przeciętnego kibica. 

Miliony pokochały Salzburg. Dla takich meczów istnieje Liga Mistrzów

Hwang Hee-Chan i Takumi Minamimo. Koreańczyk i Japończyk. Tych dwóch Azjatów radzimy zapamiętać, bo jeśli czegoś nie spieprzą, wkrótce będą grali w topowych klubach Europy. Przeciwko aktualnym triumfatorom Ligi Mistrzów pokazali kosmiczne umiejętności. Hwang drodzy państwo, to nie żart, przed strzeleniem swojego gola położył na zamach Virgila van Dijka, który do niedawna miał jakąś niesamowitą passę bez przedryblowania przez przeciwnika. No to tym razem mógł wrócić do czasów, gdy on i koledzy z Celtiku dostawali w łeb od Legii Warszawa. Później Hwang idealnie dośrodkował do Minamino, a ten kapitalnie trafił z woleja i nagle zrobiło się 3:2. Japończyk z kolei asystował później na 3:3, zaczynający na ławce Erling Haland (nie był w pełni sił po chorobie) musiał jedynie dopełnić formalności. Minamino chwilami ośmieszał rywali w kiwce, raz udała mu się akcja w środku pola, w której oszukał bodajże czterech zawodników „The Reds” i utrzymał piłkę mimo gigantycznej presji z ich strony. Coś niesamowitego.

Każda bramka Salzburga to małe cudeńko, pełne piłkarskiego kunsztu. A przecież Liverpool swoje 3:0 też wypracował w kapitalny sposób, nie były to jakieś główki po rzutach rożnych. Akcja Mane z Firmino – no palce lizać, obrona mistrza Austrii ośmieszona. Drugi gol to już w ogóle szok, bo całą robotę zrobili dwaj boczni obrońcy. Andrew Robertson zaczynał akcję tutaj…

robertson gol 1

…a po chwili był już tutaj, wszedł w buty środkowego napastnika i podręcznikowo wykończył dogranie Alexandra-Arnolda. Trudno o lepszy przykład, co w praktyce oznacza w futbolu wyjście poza schemat.

Reklama

robertson gol 2

Gdy Salah dobijał strzał Firmino mogło się wydawać, że jest po wszystkim, że Liverpool w pełni odrobił lekcję po porażce w Neapolu. Salzburg de facto nie istniał, gospodarze w pełni kontrolowali mecz. Ale nagle jeden błysk geniuszu Hwanga sprawił, że w austriackiej ekipie zeszły wszelkie blokady, jakby wszyscy uznali „chrzanić to, idziemy na całość, niech się dzieje!”. No i działo się, bo goście po przerwie okazji mieli znacznie więcej, piłkarzom Kloppa w pewnym momencie zaczęło się mocno palić w dupkach. I tak jak dziś wartość Hwanga czy Minamimo wzrosła o jakieś kilkadziesiąt milionów euro, tak Dominik Szoboszlai został zweryfikowany negatywnie. Mówiąc wprost – Węgier zawalił wynik swojemu zespołowi. Nie dość że zmarnował dwie stuprocentowe sytuacje, to jeszcze po jego prostym błędzie „The Reds” zdobyli zwycięską bramkę. Zaraz potem Szoboszlai zszedł do bazy.

Napór Salzburga w ostatnim kwadransie był już trochę słabszy, partnerzy za szybko chcieli wyprowadzić Halanda na sam na sam i zaczęło się roić od strat. Co nie zmienia faktu, że rozegrali wielki mecz, po końcowym gwizdku fetowali z kibicami jakby wygrali i na pewno dowartościowali się przed kolejnymi starciami w tej grupie. Napoli ma się czego obawiać.

To był wspaniały wieczór. Dla takich meczów powstała Liga Mistrzów.

Liverpool – Salzburg 4:3 (3:1)
1:0 – Mane 9′
2:0 – Robertson 25′
3:0 – Salah 36′
3:1 – Hwang Hee-Chan 39′
3:2 – Minamino 56′
3:3 – Haland 60′
4:3 – Salah 69′

Fot. newspix.pl

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...