Reklama

Korona lubi ucierać nosa? Znów będzie taka potrzeba

redakcja

Autor:redakcja

25 sierpnia 2019, 17:43 • 3 min czytania 0 komentarzy

Korona Kielce wyspecjalizowała się w ucieraniu nosa wszystkim, którzy odważyli się w nią zwątpić i typowali ten klub do spadku z Ekstraklasy. Tradycja ta sięga jeszcze czasów, w których nikt w województwie świętokrzyskim nie słyszał o Gino Lettierim, ale włoski trener wzniósł ten zwyczaj na jeszcze wyższy poziom. Z tym nie da się polemizować, ale chyba wypada zacząć pytać – czy ten patent jest niezawodny? Na początku tego sezonu koroniarze wyglądają tak słabo, że chyba już tylko Arka i Wisła Płock przypominają, że można grać jeszcze gorzej. 

Korona lubi ucierać nosa? Znów będzie taka potrzeba

Można powiedzieć, że mają szczęście kielczanie, że na swój pierwszy mecz po powrocie do ligi Raków wyszedł z pełnymi gaciami. Po golu z karnego udało się zainkasować trzy punkty na dzień dobry, czym Korona kupiła sobie trochę spokoju, ale tego towaru deficytowego zaczyna w Kielcach powoli brakować. W kolejnych pięciu meczach udało się zdobyć tylko jedno oczko, konkretnie ze słabą Arką.

Okej, można mówić, że kolejne spotkania były na styku, że brakowało trochę skuteczności i szczęścia, szczególnie z Legią, która trafiła w samej końcówce, ale trudno kogokolwiek przekonać, że ta drużyna grała dobrze. W porywach wyglądała solidnie, ale tylko w porywach i głównie dlatego, że kilku przyzwoitych zawodników jednak w Koronie zostało. I to wszystko tylko do dziś, bo w Zabrzu Górnik walnął gości z taką łatwością, że aż można było sobie przypomnieć sezon, w którym drużyna Brosza była ekscytującym piłkarską Polskę beniaminkiem.

Goście nie mieli pół pomysłu na sforsowanie obrony Górnika, Chudy nudził się jak mops, zabrakło celnych strzałów w jego kierunku, choć w niektórych statystykach może pojawić się jedno z tych pierdnięć, na które stać było drużynę Lettieriego. Jasne, fajnie wyglądał blok obrony zabrzan, szczególnie Sekulić z Bochniewiczem, no ale bez przesady. Za to Górnik od początku narzucił swoje warunki i może nawet żałować, że stanęło tylko na trójce. Kielczanie z zamiłowaniem łamali linię spalonego (szczególnie Dziwniel), a Gnjatić zapraszał ich do konstruowania kolejnych ataków – zabrakło tylko tego, by gorszy dzień miał Paweł Sokół.

Reklama

Ale trzy gole też piechotką nie chodzą. W tym sezonie zabrzanie zdobywali maksymalnie jedną bramkę, ostatnia taką strzelaninę urządzili sobie w ostatniej kolejce poprzedniego, tak się składa, że też z Koroną. Najpierw Zapolnik dołożył nogę po fajnej akcji Sekulicia, później Jimenez nie zgłupiał (warto docenić) po wyjściu sam na sam, minął Sokoła i przewaga była w miarę bezpieczna. Kolejne ataki Górnika były dość nieudolne – do tego stopnia, że beznadziejny Gnjatić postanowił zlitować się nad gospodarzami i zablokowanym Angulo. Choć Hiszpan nie miał szans dojść do piłki, ten klocek w stroju Korony pociągnął go w polu karnym za koszulkę i mieliśmy karnego. Sam Bask zamienił go na gola.

No i bardzo jesteśmy ciekawi, czy starym zwyczajem Korona się z tego podniesie, bo na dziś nic takiego optymistycznego dla kielczan scenariusza nie zapowiada. Nie widzimy przede wszystkim żadnego kandydata do pociągnięcia ofensywy, a bardzo nieśmiało musimy przypomnieć, że w tym sezonie z ligi lecą aż trzy drużyny.

screencapture-207-154-235-120-mecz-281-2019-08-25-17_08_02

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Michał Trela
1
Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...