Reklama

Halo, policja! Śląsk na dopalaczach!

redakcja

Autor:redakcja

17 sierpnia 2019, 18:19 • 4 min czytania 0 komentarzy

Uprzejmie donosimy, że w okolicach Oporowskiej może znajdować się składzik niedozwolonych substancji poprawiających szybkość, koncentrację, celność podań, fantazję i wszystkie inne atrybuty potrzebne do widowiskowej gry w piłkę. Prawdopodobnie są to substancje importowane zza czeskiej granicy. Zaczynamy powoli już snuć teorie spiskowe, bo to, co w przerwie letniej zrobił ze Śląskiem trener Lavicka jest nie do wytłumaczenia. 

Halo, policja! Śląsk na dopalaczach!

Cracovia może dzisiejszego popołudnia już tylko – wzorem Michała Probierza – pierdolnąć sobie whisky. Zagrała dobry mecz. Niektórzy powiedzieliby nawet, że bardzo dobry. Wszystko w tej drużynie funkcjonowało, jak należy. Ale trafiła ona na rywala, którego pokonać się nie dało. NIE DAŁO.

Rubio mógł walnąć jeszcze i siedem przewrotek, a i tak wszystkie wybroniłby Putnocky.

Pelle van Amersfoort mógł posłać i dziesięć prostopadłych podań, a i tak efekty końcowe tych akcji wylądowałyby w rękach Słowaka.

Wdowiak mógł wyjść dwadzieścia razy sam na sam, a i tak wszystko zatrzymałby były lechita (no dobra, akurat Wdowiak połowę z tych okazji sam zakończyłby na trybunach). 

Reklama

Na przerwę Śląsk schodził z prowadzeniem – gol raczej w stylu flipperowym, piłka spada pod nogi Picha, ten nie traci głowy, odwraca się i strzela, jak należy. Cracovia, która pozostawiała po sobie minimalnie lepsze wrażenie wizualne niż Śląsk, w drugiej połowie już zaczynała mieć w garści swojego rywala. Na boisku pojawił się Rubio – tak, brat Carlitosa, ale czujemy, że szybko przestaniemy nazywać go bratem Carlitosa – który pięknie przywitał się z Ekstraklasą golem z przewrotki. Dytjatjew wręcz staranował w polu karnym Gollę, ten nie wiedział, co się dzieje i wyłożył piłkę do Hiszpana, który pokazał, że na zajęciach z gimnastyki nie miałby raczej oceny “dopuszczający”. Swoją drogą, jego brat, Carlitos, także przywitał się z Ekstraklasą golem w debiucie.

Ale co z tego, skoro chwilę potem Mateusz Cholewiak dostał supermocy? Szczerze mówiąc, nie pamiętamy, kiedy na wrocławskim stadionie wydarzyła się bardziej spektakularna akcja indywidualna. Niepozorna gra w środku pola, Cholewiak wypuszcza sobie piłkę na kilka metrów i osiąga prędkość, jakby wykradł geny od Płachety, prezentując przy tym siłę, jakby zamienił się na klaty z Brown Forbsem. Hanca biegnie ile sił, ale nie może go zatrzymać. Cholewiak schodzi do lewej nogi, pach, kolejny gość nawinięty, pach, strzał, który spada za kołnierz Peskovicia. Gol stadiony świata. 

Imponujący tym bardziej, że przecież znamy Cholewiaka doskonale. Solidny, uniwersalny piłkarz, ale raczej – tak napisalibyśmy jeszcze dziś o 16:00 – bez potencjału na wielkie fajerwerki. Chwilę wcześniej przecież Cholewiak zaprezentował tę wersję samego siebie, z której bardziej go znamy – na sam na sam wypuścił go Szczepan, a Cholewiak położył na glebę Peskovicia i zabrakło mu pary na odpowiednie wykończenie. Uderzył prosto w Słowaka, pierwsza dobitka Szczepana wylądowała na ciele obrońców Cracovii, druga dobitka, tym razem Płachety, zatrzymała się na Peskoviciu.

Jeśli największą zaletą trenera jest rozwijanie poszczególnych zawodników, to Lavicka w tym sezonie zasługuje na szóstkę. Chociaż akurat w przypadku Putnockiego – bez wątpienia gracza meczu, a pewnie i kolejki – powinniśmy mówić raczej o przypomnieniu mu, że jest kapitalnym bramkarzem, który kiedyś odbierał statuetkę za golkipera sezonu. 

Pierwszy kwadrans? Wdowiak wychodzi sam na sam po świetnej piłce od Pelle, ma milion opcji rozwiązania akcji, ale uderza blisko środka. Putnocky odpowiednio go wyczekuje, odbija piłkę, dobitka ląduje na trybunach.

Końcówka pierwszej połowy? Van Amersfoort uderza sytuacyjnie z krótkiej nogi, przy słupku, po ziemi. Putnocky prezentuje idealny refleks, jakimś cudem wyciąga ten strzał.

Reklama

Ostatni kwadrans? Dytjatjew uderza głową z rzutu rożnego, piłka idzie do dołu, w teorii wszystko zrobione jak należy. Putnocky oczywiście wyciąga się jak struna.

Doliczony czas gry? Rapa ma patelnię po wrzutce Hanki, wali z woleja ile fabryka dała, a Putnocky… Nie to, że wybija piłkę. On ją po prostu łapie.

Cztery potencjalne bramki, cztery razy Putnocky ratuje tyłek Śląskowi. Gdyby jeszcze obronił karnego, który mógł zostać podyktowany w ostatniej akcji meczu, mówilibyśmy o występie idealnym. Sędzia Stefański podbiegł do VAR-u, by ocenić, czy zagranie ręką Stigleca było niezgodne z przepisami. Decyzja trudna, ale wydaje się, że prawidłowa – Stiglec raczej chronił swoje ciało, a odległość od strzelającego Gola była bardzo niewielka. Co się wrocławianie najedli strachu, to ich. Powinni zamknąć ten mecz chwilę wcześniej, gdy dwóch na jednego wyszli Płacheta i Łyszczarz. Ten pierwszy próbował zakończyć akcję sam, Pesković obronił, a ten drugi… Zwycięzców podobno się nie sądzi, więc będziemy delikatni – po prostu zadbał o content dla profilu Out of context Ekstraklasa. 

We Wrocławiu przed sezonem mówili, że nie potrzebują indywidualności, bo cały zespół ma funkcjonować jako jeden wielki system. I o ile Śląsk jest świetnie zorganizowaną drużyną, o tyle o ostatnich zwycięstwach decydują głównie indywidualności. Tydzień temu – mecz życia Brozia. Dziś – niebywała akcja Cholewiaka. No i oczywiście – we wszystkich pięciu meczach – Matus Putnocky, który spektakularnie wszedł w sezon. Jeśli utrzyma to tempo, dorobi się wkrótce pomnika na rynku we Wrocławiu.

Najnowsze

Ekstraklasa

Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...