Reklama

Akademia Taktyczna Ekstraklasy: stałe fragmenty gry Rakowa, wariant 140

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

20 lipca 2019, 17:10 • 3 min czytania 0 komentarzy

Kiedy ostatnio w Stanie Futbolu selekcjoner Czesław Michniewicz wyznał, że przed młodzieżowymi mistrzostwami Europy wybrał się do Częstochowy i to wcale nie w roli pielgrzyma, ale po to, żeby uczyć się od trenerów Rakowa, jak skutecznie rozgrywać stałe fragmenty gry, wielu nie chciało dać wiary. „Jak to, trener młodzieżowej reprezentacji Polski bierze korepetycje w pierwszoligowym klubie? Co to ma znaczyć?!” – pytali z oburzeniem niedowiarkowie. A jednak, to prawda – sztab szkoleniowy częstochowskiego zespołu wyspecjalizował się w opracowywaniu do perfekcji rzutów wolnych i rożnych. Właściwie, to chyba trener Marek Papszun i jego współpracownicy się nawet nieco zagalopowali i nawtykali zawodnikom do głów trochę za dużo pomysłów.

Akademia Taktyczna Ekstraklasy: stałe fragmenty gry Rakowa, wariant 140

Trudno powiedzieć, o co chodziło z tym dziwacznym wariantem, zastosowanym przez zawodników Rakowa w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry w pierwszej połowie starcia z Koroną Kielce, ale wydaje się, że trzeba go jak najszybciej wykreślić z listy. Cholera, może Kasperkiewicz i Babenko dostali od trenerów jakiś nieaktualny rysunek, może Maciej Kędziorek, asystent Papszuna, rąbnął się przy którejś strzałeczce i zaszło nieporozumienie?

Ludzie z Rakowa – konkretnie wspomniany Kędziorek, największy spec w temacie – przechwalali się, że przed sezonem rozpisali w sumie aż 140 sposobów rozegrania rzutów rożnych. Pomysłów na rzuty wolne – drugie tyle. Patrząc na poniższy filmik można odnieść wrażenie, że zastosowany na nim wariant wleciał na listę jako ostatni. O czwartej nad ranem. Kiedy, pomimo siódmej wypitej kawy, trenerom częstochowskiego klubu mocno chciało się już spać, ale nie chcieli zostawić rozgrzebanej roboty.

„139 wariantów”? Kiepsko by to przecież brzmiało. Coś trzeba było jeszcze dorzucić. No i wyszło jak wyszło. Czyli tak:

Reklama

No powiedzcie sami – co autor miał właściwie na myśli?

Ostatnia akcja pierwszej połowy. Największe dryblasy wędrują w pole karne Korony i czają się na dogodną wrzutkę. Jak piłka powędruje na odpowiednim pułapie, wystarczy tylko dostawić czuprynę i jest bramka. Nie trzeba się nawet za bardzo obawiać kontrataku, bo i tak jest kwestią sekund, gdy sędzia zagwiżdże po raz ostatni i zaprosi obie drużyny do szatni. Wymarzona okazja, żeby poszukać gola, pójść na całość. Trudno nawet powiedzieć, że „zaryzykować”, bo Raków w tej konkretnej akcji nie ryzykował akurat niczym. Kiedy jeden z częstochowskich zawodników zdecydował się na przebiegnięcie nad futbolówką dla zmyłki, wydawało się już oczywiste, że futbolówka lada moment poszybuje w kierunku szesnastki Korony.

Bogiem a prawdą, bramkarz kielczan, 19-letni Paweł Sokół, był w pierwszej połowie tak pewny w swoich interwencjach, że właściwie każda, nawet najbardziej czytelna piłka mogła sprowokować go do błędu. A jednak – zaskoczenie. Kasperkiewicz odegrał do Babenki. Babenko do Kasperkiewicza. Kasperkiewicz do Babenki. Koniec.

Zaskoczeni byli widzowie, zaskoczeni byli komentatorzy, zaskoczony był chyba nawet sędzia, gwizdkiem sygnalizując przerwę w grze.

My – nie ukrywamy – też przetarliśmy oczy ze zdumienia, bo trudno sobie wyobrazić bardziej kuriozalny sposób na zmarnowanie rzutu wolnego w tak newralgicznym momencie meczu. Stąd nasz apel do trenerów Rakowa – panowie, nie ilość, a jakość. Jeżeli wśród swoich słynnych 140 wariantów rozegrania stałych fragmentów macie jeszcze kilka takich pozycji jak ta, weźcie po prostu gruby marker i wykreślcie je do wszystkich diabłów.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...